niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział 32

4.08
Moje ulubione miejsce w Boise to bez dwóch zdań – Julia Davis Park. Niezależnie od pory roku czy też godziny jest tu wiele ludzi, a natura zwala nóg. Idealnie przycięte trawniki i krzewy, piękne kwiaty, fontanny i romantyczne pomosty.
-Faktycznie, ślicznie tu. – Powiedział Ian robiąc kolejne zdjęcia telefonem.
-Wiem, ten park to miejsce, które trzeba odwiedzić będąc tutaj. – Uśmiechnęłam się. – Na jednym z tych mostów zawiesiłam kłódkę ze swoim dawnym przyjacielem.
-Przyjacielem? Co się z nim stało? – Zapytał idąc obok mnie.
-Zginął w wypadku, kiedy mieliśmy 16 lat. – Uśmiechnęłam się delikatnie łapiąc go pod ramię.
-Przykro mi. – Powiedział ze skruchą.
-To było dawno, już smutek minął.
-Most przyjaźni. – Powiedział w końcu patrząc przed siebie. – Tam zawiesiłaś kłódkę?
-Dokładnie tam, ale jak widzisz jest ich tak dużo, że raczej bym jej nie znalazła.
-A gdybyś powiesiła nową kłódkę?
-Nie mam. – Wzruszyłam ramionami.
-Ja mam. – Uśmiechnął się stając i wyciągając z kieszeni małą kłódkę i marker. – Możesz powiesić ją na nowo.
-Dziękuje. – Zaśmiałam się biorąc ją w dłonie. – Mam inny pomysł.
-Jaki?
-Chodź. – Pociągnęłam go w stronę kłódek, zdjęłam zakrętkę i odwróciłam się tyłem do Iana. – Nie patrz!
-Dobrze, nie patrzę. – Zaśmiał się opierając o barierkę. – Mogę już?
-Teraz tak. – Powiedziałam po chwili pokazując mu zawieszoną kłódkę.
-C+I? – Dotknął jej.
-Kłódka na cześć mojej przyjaźni już tu jest, czas na naszą. – Uśmiechnęłam się wyrzucając kluczyki do stawu.
-Chcesz mi powiedzieć, że utknąłem w friendzonie? – Spojrzał na mnie śmiejąc się.
-Tak. – Powiedziałam poważnie, a po chwili wesoło się roześmiałam rzucając na jego szyję.
-Jesteś niemożliwa. – Śmiał się trzymając mnie. – Jesteś niemożliwa. – Powtórzył podnosząc mnie do góry.
-Widać mi majtki! – Krzyczałam.
-O dziwo dziś założyłaś. – Zakręcił mną i postawił na ziemię.
-Spadaj. – Walnęłam go w ramię poprawiając swoją kwiecistą spódniczkę. – Pół parku widziało moją dupę wiesz?
-Cały. – Powiedział obojętnie idąc dalej.
-Dzięki wiesz…
-Wiem. – Puścił mi buziaka schodząc z mostu.

***
-Na kolacji będziecie mam nadzieję? – Zapytała mama, kiedy wraz z Ianem leżeliśmy w salonie i oglądaliśmy telewizję.
-Tak, tak. Wyskoczymy tylko gdzieś na obiad i spacer. – Odpowiedział Ian obejmując mnie ramieniem.
-Dobrze. Widzimy się wieczorem, a ja lecę do Betty. – Zacmokała w powietrzu i wyszła z salonu.
-W końcu sami. – Powiedziałam wtulając się w Iana. – Gdzie mnie zabierasz?
-To randka, nie mogę Ci powiedzieć. – Uśmiechnął się całując mnie w nos.
-Jak mam się ubrać? – Zapytałam patrząc w stronę telewizora.
-Wygodnie i ładnie. – Zaśmiał się.
-Nie pomagasz, jak zawsze. – Pocałowałam go w policzek. – Lecę się szykować.
-Leć, przyjdę jak skończę oglądać. – Puścił mi oczko. Uśmiechnęłam się do niego i tanecznym krokiem pobiegłam na górę. Nie miałam zielonego pojęcia, co powinnam założyć. Randek mi się zachciało. Krzątając się w łazience słyszałam jak Ian idzie do mojego pokoju. Pół godziny później ubrana w czarną spódniczkę, białą koszulkę w czarne kropki i czerwony sweterek poszłam do salonu. Ian stał przy oknie rozmawiając przez telefon. Ubrany jak zawsze nienagannie – ciemne spodnie, ciężkie buty i szara prawie, że czarna koszulka. Dopięłam zamek w swoich wysokich litach i podeszłam do niego od tyłu. Objęłam go w pasie i położyłam głowę na łopatce. Pachniał idealnie. Wyglądał idealnie. Był w ogóle moim chodzącym ideałem.
-A ty co? – Zaśmiał się odwracając do mnie i chowając telefon do kieszeni.
-Nie mogę się przytulić?
-Możesz, ale rzadko to robisz. – Uśmiechnął się kładąc ręce na moich biodrach.
-Ty też rzadko robisz wiele rzeczy. Rzadko mnie całujesz. Rzadko mnie dotykasz. – Powiedziałam nadąsana krzyżując ręce.
-Przecież nie jesteśmy razem. – Wypomniał mi udając zdziwionego.
-Ah no tak. – Zabrałam jego ręce. – Zapomniałam. – Powiedziałam i odwróciłam się idąc w stronę kanapy. Usłyszałam za sobą śmiech i Ian od razu pociągnął mnie z powrotem opierając o ścianę.
-Nerwus. – Mruknął całując mnie i łapiąc za tyłek. – Lubię to.
-Spadaj. – Śmiałam się obejmując go za szyję. – Wychodzimy?
-Panie przodem. – Wskazał ręką przede mną śmiejąc się. Wywróciłam tylko oczami i wyminęłam go bez słowa.

***
Po obiedzie w restauracji, w której mój brat zrobił imprezę urodzinową pojechaliśmy taksówką do…zoo!
-Skąd wiedziałeś, że uwielbiam chodzić po zoo? – Zapytałam idąc podekscytowana przodem.
-Intuicja. – Zaśmiał się idąc dzielnie za mną.
-Wiesz, że nigdy nie byłam w tym zoo? – Spojrzałam na niego. – Nie miałam okazji.
-Pierwszy raz i to ze mną? – Złapał mnie za dłoń. – Dla mnie bomba.
-Jesteś niemożliwy.
-Wspominałaś. – Zaśmiał się. – Nie mieliśmy nigdy okazji porozmawiać o Tobie i Jensenie. O wszystkim, co działo się po rozstaniu.
-Nie ma w sumie o czym. Rozstaliśmy się w sumie w zgodzie. Bez kłótni, ale mimo to czasami mnie nachodzi. To w domu, to w pracy. 20 Sierpnia jest pierwsza rozprawa rozwodowa, bo dopiero wtedy Jensen znajdzie czas na przylot do Malibu. – Westchnęłam idąc wolnym krokiem.
-Jak sobie radzisz?
-Mam Ciebie. – Stanęłam naprzeciwko niego. – Wszystko skupiłam wokół Twojej osoby. Jensen na tą chwilę to tylko formalność.
-Ale być ze mną nie chcesz. – Powiedział smutno patrząc ponad mnie.
-Jak to nie chce? Co Ty wygadujesz?
-Te randki, to aranżowanie. Po co to wszystko? Gdybyś chciała być ze mną nie potrzebowałabyś tej całej oprawki.
-Bo się boje, wiesz? – Spojrzałam na niego kładąc dłonie na policzki. – Boję się, że za chwile znów znikniesz, a ja zostanę z niczym. Boję się, że zaraz znowu będziesz się szykował do ślubu, a ja będę musiała na to patrzeć. Wiesz jak cierpiałam cały ten czas?
-Nie wiem. – Odparł szeptem.
-Właśnie, więc nie każ mi wszystkiego stawiać na jedną kartę. Chce być pewna tego wszystkiego. – Pocałowałam go delikatnie w usta. – Zaufaj mi.
-Ufam. – Uśmiechnął się niepewnie przytulając mnie do siebie. – Ufam. – Powtórzył całując w czubek głowy.
-Idziemy odwiedzić Twoją rodzinę w zoo? – Spojrzałam na niego.
-Moją rodzinę?
-Tam dalej są słonie, to nie Twoi przodkowie? – Śmiałam się.
-Wredota. – Uszczypnął mnie w tyłek. – Tam chyba jest Twój były.
-Gdzie? –Rozejrzałam się.
-No ta małpa tam na drzewie to nie Jensen? – Spojrzał na mnie przekręcając głowę i śmiejąc się. Odwzajemniłam jego śmiech i obejmując go w pasie ruszyłam dalszą alejką.

***
Zegar wskazywał już kilka minut po 23 kiedy po udanej kolacji siedzieliśmy na tarasie wychodzącym z mojego pokoju. Przytuleni do siebie pod ciepłym kocem na ogrodowej sofie wpatrywaliśmy się w niebo okrytym płaszczem gwiazd. Schłodzone piwo pozwalało nam na chwilę relaksu i wyciszenia.
-Wiesz… -zaczął Ian całując mnie w odkryte ramię. – Domyślam się jak bardzo krzywdziłem Cię przez ten czas i jaki mętlik robiłem w Twojej głowie. Nie mogę znieść myśli, że przepłakałaś przeze mnie kilka godzin, a może nawet nocy i, że każdego dnia bliżej ślubu cierpiałaś katusze. – Szeptał opierając głowę o moją.
-Już nie ważne, było minęło. – Odszepnęłam gładząc go po policzku i patrząc w otaczający nas las.
-Zależy mi na Tobie. – Odchylił moją głowę patrząc mi w oczy. – Zrobię wszystko żebyśmy zaufała i trwała przy mnie. Choćbym miał wymyślić 200 randek zrobię to, jeżeli Ci to pomoże.
-Wiem. – Pocałowałam go odstawiając piwo na stolik. –Wiem, że zrobisz wszystko i wiem, że Ci zależy. Inaczej nie siedziałbyś tu ze mną.
-To prawda. – Uśmiechnął się. Podciągnęłam się i usiadłam na jego kolanach. – Jesteś śliczna.
-Przestań, bo się zawstydzę. – Śmiałam się obejmując go w szyi i delikatnie drapiąc kark.
-Nie przestanę, stwierdzam fakt. – Uśmiechnął się gładząc moje uda. Pocałowałam go delikatnie w usta, policzek, kość policzkową, szyję i obojczyk. Muskałam jego nagi tors i zeszłam z sofy.
-Gdzie idziesz? – Zapytał patrząc na mnie.
-Do toalety, wrócę za chwilę. – Uśmiechnęłam się wychodząc. Niecałe 10 min później wróciłam na taras w szlafroku, który niedbale przewiązany był paskiem. Jego wzrok świdrował moje ciało. Usiadł wygodnie rozkładając swoje ręce na oparcie. – Kupiłam sobie nowy szlafrok, podoba Ci się?
-Śliczny. – Uśmiechnął się popijając piwo. – Bardziej ciekawi mnie co masz pod spodem.
-Nie mam nic. – Uśmiechnęłam się niewinnie.
-Nie wierzę, musisz mi pokazać. – Uśmiechnął się zadziornie. Patrząc mu w oczy powoli rozwiązałam szlafrok pokazując najpierw swoje nagie ramiona, a chwilę potem obojczyki. –Nadal nie wierzę. – Jego policzki zaczęły się robić coraz bardziej różowe.
-A teraz? – Zapytałam siadając na nim w rozkroku i odsłaniając swoje nagie ciało.
-Teraz wierzę. – Szepnął całując moją szyję. Jego dłoń od razu skierowała się na moją pierś masując ją delikatnie. Odchyliłam głowę w rozkoszy trzymając się jego silnych ramion. Odchylił mnie jeszcze bardziej do tyłu podtrzymując plecy i zaczął całować po mostku i w okolicach brodawek. Jego dwudniowy zarost drapał moją skórę sprawiając, że wszystko, co robił podniecało mnie dwukrotnie. Oderwał się ode mnie po chwili i w skupieniu oglądał mnie niczym swoją zdobycz. Jego kciuk delikatnie zaczął masować moją wilgotną łechtaczkę, a ciało w odpowiedzi drżało na jego dotyk. Jęczałam cicho poruszając biodrami w rytm jego dotyku. Jednym ruchem wziął mnie na ręce i niczym zwierzę rzucił mnie na łóżko. Uwielbiałam takie letnie wieczory.


środa, 24 lutego 2016

Rozdział 31

3.08
-Na pewno wszystko wzięłaś? – Zapytał Ian, kiedy wynosiłam z sypialni walizki.
-Tak, zrobiłam sobie wczoraj listę i według niej się spakowałam. – Uśmiechnęłam się do niego zakładając biały sweterek. – Gotowy?
-Tak, chodź. Taksówka czeka. – Pocałował mnie w skroń zabierając walizki.
Podróż minęła nam dość szybko, po dwóch godzinach już jechaliśmy taksówką do moich rodziców.
-Córeczko! Tak się cieszę. – Przed dom szybkim krokiem wyszła mama.
-Cześć mamuś! – Rzuciłam jej się na szyję, kiedy Ian razem z kierowcą wyciągał walizki z samochodu.
-Czy to ten Twój przystojny chłopak? – Zapytała przytulając mnie.
-Tak, to on. – Odparłam dumnie uśmiechając się do niej. –Ian, poznaj. Moja mama, mamo to jest właśnie Ian.
-Dzień dobry, Ian Somerhalder. Miło mi poznać. – Uścisnął jej dłoń pokazując szereg białych zębów.
-Uwierz, cieszę się podwójnie. – Śmiała się. – Chodźcie, przygotowałam już kawę i ciasto. – Zaprosiła nas gestem do domu otwierając drzwi.
-Idź, ja przyniosę bagaże. – Powiedział Ian. Uśmiechnęłam się do niego i weszłam do salonu prosto za moją mamą.
-Tata w pracy? – Rozejrzałam się po salonie siadając na kanapie.
-Tak, od kilku dni nieustannie siedzi w biurze, ale dziś obiecał wrócić szybciej. – Uśmiechnęła się nalewając kawę do filiżanek. – Nie doszło do ślubu?
-Nie. Wygrałam tą walkę. – Zaśmiałam się nalewając mleka. – Chodź. – Powiedziałam widząc Iana w korytarzu. Niepewnym krokiem wszedł do środka i usiadł obok mnie.
-Jesteście głodni? Może zrobię wam coś na szybko? – Zapytała mama siadając w fotelu.
-Ja dziękuje. – Odparł Ian obejmując mnie ramieniem.
-Ja też, na szczęście zdążyliśmy zjeść śniadanie rano. – Uśmiechnęłam się kładąc dłoń na udzie Iana.

***
Mania i Ian zaprzyjaźnili się niemal od razu jeszcze u mnie w kuchni. Pozwoliła mu mówić na siebie Mania, a więc w ciągu kilku dni czy tygodni dokonał czegoś, czego na przestrzeni kilku miesięcy nie mógł dokonać Jensen. Siedzieli oby dwoje na kanapie i oglądali zdjęcia z naszego dzieciństwa. Patrzyłam na nich z uśmiechem, a Ian, co jakiś czas puszczał w moją stronę najpiękniejszy uśmiech, który rozpalał moje serce.
-Dawno nie widziałam Cię tak szczęśliwej. – Powiedziała mama stając przy mnie w futrynie salonu.
-Ja też dawno tak się nie czułam. Przy nim wszystko wydaje się łatwiejsze wiesz? Nawet wstanie z łóżka nie sprawia mi tyle problemów, co kiedyś. – Zaśmiałam się kładąc głowę na jej ramieniu. –Jest idealny, co?
-Świetnie razem wyglądacie. – Pocałowała mnie w czoło. – Mam nadzieję, że to już ten jedyny i w końcu doczekam się wnuków. – Szturchnęła mnie łokciem śmiejąc się. – Zawołaj ich na obiad.
-Chodźcie, obiad czeka. – Powiedziałam podchodząc do kanapy. Jak na prawdziwego mięsożercę przystało Lauren od razu poleciała do jadalni.
-Uwielbiam ją. – Śmiał się Ian wstając.
-Bardziej ode mnie? – Zapytała zarzucając ręce na jego szyję.
-Jesteś najważniejsza. – Uśmiechnął się obejmując mnie w pasie i całując delikatnie. Odwzajemniłam uśmiech i pociągnęłam go za rękę w stronę cudownego, unoszącego się zapachu.
-Przepraszam za spóźnienie, straszne korki. – Do domu wpadł mój zdyszany tata.
-Siadaj Daniel dopóki ciepłe. – Powiedziała mama nalewając do szklanek soku.
-Witam, Ty pewnie jesteś przyjacielem mojej córki. – Od razu skierował kroki w stronę Iana.
-Ian Somerhalder, miło mi. – Jak na dżentelmena przystało wstał od stołu ściskając dłoń mojego ojca. Oni również od razu złapali ze sobą kontakt i rozmawiali o wszystkich możliwych tematach, kiedy ja po przeciwnej stronie stołu zagłębiałam się w rozmowę z mamą i siostrą.
-Dobra. Muszę wam coś powiedzieć. – Powiedziałam w końcu po prawie dwóch godzinach przy stole.
-Jesteś w ciąży? – Zapytał tata, na co mama szczerze się zaśmiała.
-Mam deja vu. – Mania wywróciła oczami popijając sok.
-Nie tato, nie jestem. –Śmiałam się. – Jak wiecie dostałam naprawdę sporo pieniędzy od Jensena. Długo zastanawiałam się, co zrobić z taką gotówką. Pomogłam fundacji założonej przez Iana i wsparłam kilka akcji charytatywnych, ale mam wrażenie, że kwota w ogóle nie maleje. Nie chce kisić tych pieniędzy w banku, bo to bez sensu, kiedy mogę zrobić coś, co uszczęśliwi wiele osób. – Rozejrzałam się po rodzicach, którzy w skupieniu mi się przyglądali. – Kupiłam domek, malutki z pięknym i zadbanym ogrodem niecałą godzinę od was.
-Przeprowadzasz się tu? – Moja mama od razu rozszerzyła oczy.
-Nie mamo. – Zaśmiałam się smutno. – Mam zamiar ściągnąć tu dziadków. Domek nadaje się do remontu, który zresztą już się zaczął. Muszę go tylko wyposażyć i na to również mam projekty oraz plan. Dodatkowo założyłam tutaj konto w banku, na które przelałam gotówkę, aby dziadkowie mieli na dobry start jakieś środki do życia. – Uśmiechnęłam się, a widząc mamy łzy w oczach moje także się zaszkliły.
-Boże. To cudowne. – Szepnęła cicho wycierając policzki. – Zgodzili się?
-Niezupełnie. Dopiero się dowiedzą, jak za kilka dni do nich polecę i po prostu postawię ich przed faktem dokonanym. Znalazłam świetną firmę w Krakowie, która zajmie się sprzedażą domu. Jedynie, co musza zabrać to ubrania, we wszystko inne ich wyposażę. – Uśmiechnęłam się i poczułam na swoim ramieniu dłoń Iana. Przyciągnął mnie do siebie całując w skroń.
-A co jak się nie zgodzą? – Zapytał tata pijąc sok.
-Nie mają wyjścia. Po pierwsza ich dom jest praktycznie sprzedany, a po drugie nie mam zamiaru kolejnych świąt spędzić na telefonie i rozmawiając z nimi skoro i tak nie mają perspektyw na życie tam. Tu będzie im lepiej, jestem pewna. – Powiedziałam stanowczo. Moi rodzice wiedzieli, że dalsze negocjacje nie mają sensu, bo i tak postawie na swoim.

***
-Mam wrażenie, że nie pasuję do Ciebie z ubraniem. – Powiedziałam idąc w stronę domu mojego brata i wpatrując się w biel moich trampek. Różowa spódniczka powiewałam swobodnie zahaczając o jego ciemne spodnie.
-Wyglądasz ślicznie, jak zawsze. – Uśmiechnął się całując moją dłoń, którą trzymał w żelaznym uścisku.
-W końcu! – Usłyszałam Camille, która siedziała na werandzie przed domem i uśmiechnęła się widząc nas w bramce.
-To Camille, a to Ian. – Przedstawiłam ich sobie, a widząc maślane oczka swojej bratowej miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Weszliśmy do domu i Ian o dziwo bez krępacji od razu ruszył w stronę mojego brata.
-Matko. – Westchnęła Cam. – Jest taki…gorący
-Bo powiem mojemu bratu. – Zagroziłam palcem śmiejąc się, a ona udała wielkie oburzenie i poszła do kuchni.
-Cześć młoda. – Usłyszałam z salonu.
-Cześć staruszku. – Zaśmiałam się podchodząc do Iana i obejmując go w pasie. – Jestem w ciężkim szoku, że nie jesteś w pracy.
-Ja też. – Powiedziała Camille śmiejąc się. – Kawy, herbaty, a może coś mocniejszego? – Spojrzała na Iana.
-Na razie tylko kawę. – Uśmiechnął się grzecznie ściągając marynarkę.
-Już go lubię. – Śmiał się Matt siadając na kanapę.

***
-Ej, ale wiecie dobry anal nie jest zły. – Powiedział Matt pijąc kolejnego drinka i obejmując Camille. Siedziałam obok z Ianem, który śmiał się w niebo głosy.
-Matt nie mów mu, bo będzie chciał. – Śmiałam się rzucając w niego poduszką.
-Dobrze stary, chciej, a na pewno dostaniesz. – Mój brat śmiał się. – Jeszcze jednego? – Zapytał patrząc na bruneta.
-Ja już dziękuję, zbieramy się z Care do domu. – Uśmiechnął się oddając szklankę. – Widzimy się jutro.
-Nie sądzę. – Śmiałam się poprawiając włosy.
-Same problemy. – Dodała Camille klepiąc Matta po plecach. –Widzimy się na obiedzie jutro. – Powiedziała do mnie całując w policzek. Pokiwaliśmy im na pożegnanie i późnym wieczorem wyruszyliśmy w stronę mojego domu.
-Jesteś zła? – Zapytał Ian lekko plącząc język.
-Dlaczego miałabym być zła? – Zapytała zerkając na niego.
-Nie wiem. –Odparł obejmując mnie od tyłu. Szliśmy w takim dziwnym uścisku jeszcze kawałek dopóki Ian nie stanął naprzeciwko mnie.
-Co?
-Wiesz, że Cię uwielbiam? – Zapytał stając blisko mnie.
-Teraz już wiem.
-I wiesz, że wskoczyłbym za Tobą w ogień?
-Teraz już wiem.
-Szaleje za Tobą. – Objął moją twarz w dłonie. – Wariuje bez Ciebie. – Szepnął i pocałował mnie tak namiętnie jak nigdy dotąd. Odwzajemniałam z równą prędkością jak on, ale po chwili zaczęłam tracić oddech.
-Uduszę się. – Śmiałam się odrywając od niego. – Jesteś wariatem.

-Wiem, ale to przez Ciebie. – Śmiał się obejmując mnie ramieniem i całując w czubek głowy. Właśnie to jest jedna z największych i najlepszych zalet bycia niską. 

__
Troche sielanki nigdy nie zaszkodzi :D Myślałam o tym czy w tym samym czasie nie wrzucać i tutaj i na drugiego bloga rozdziału. Jednak nie wiem czy nie bedzie tak, ze tutaj beda komentarze a tam bedzie hulał wiatr. Co myślicie? Buźka!

piątek, 19 lutego 2016

Rozdział 30

-Wróciłam! – Krzyknęłam wchodząc do mieszkania.
-Już? – Z salonu wyszedł Ian. – Co tak szybko? – Spojrzał na mnie biorąc ode mnie marynarkę.
-Zerwałam się, zrobiłam, co miałam i przyjechałam taksówką. – Uśmiechnęłam się dając mu buziaka. –Cześć. – Powiedziałam do mężczyzny siedzącego w moim salonie i ponownie spojrzałam na Iana.
-To mój brat, Bobby. – Objął mnie ramieniem i wprowadził w głąb pomieszczenia. – To Caroline.
-Witaj. – Uśmiechnął się w moją stronę ściskając moją dłoń.
-Mam nadzieję, że zostajesz na obiedzie. – Uśmiechnęłam się przyjaźnie, a on tylko niepewnie skinął głową. – Pójdę się przebrać i zaraz wracam. – Dodałam i poszłam do swojej sypialni. Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi. – Proszę.
-Wszystko ok? – Do pokoju wszedł Ian.
-Tak, dlaczego pytasz? – Zapytałam ściągając koszulę.
-Źle wyglądasz i niespecjalnie ucieszyłaś się na widok mojego brata.
-Tak źle to wyglądało? – Skrzywiłam się. – Boże, przecież wiesz, że nie mam z tym żadnego problemu. Miałam ciężki dzień w pracy, jestem zmęczona i głodna, a poza tym…zrozum mnie, dziwnie się czuje wiedząc, że Twój brat był świadkiem tego jak przeze mnie uciekasz przed ślubem. Niezręcznie mi…-wzruszyłam ramionami odwracając się do niego tyłem i ściągając stanik, a chwile potem zakładając inny.
-Nie masz ku temu powodu. – Podszedł do mnie i zapiął go. – Naprawdę, on był po Twojej stronie…-pocałował mnie w ramie.
-Skoro tak mówisz. – Westchnęłam odwracając się w jego stronę. – Idź do niego, zejdę za chwilę.
-Czekam. – Pocałował mnie w nos i wyszedł z sypialni. Chwilę później ubrana w pomarańczowe spodenki i kwiecistą bluzeczkę siedziałam przy stole w otoczeniu dwóch, cholernie przystojnych Somerhalderów delektując się przepysznym obiadem i słuchając opowieści o ich wspólnym dzieciństwie.

***
-Dziękuje za gościnę, przemiłe popołudnie. – Bob uśmiechnął się do mnie zakładając bluzę.
-Mam nadzieję, że to nie ostatnie nasze spotkanie. – Uśmiechnęłam się. – Uważaj na siebie.
-Będę, jeszcze raz miło było poznać. – Wyciągnął w moją stronę rękę, ale ja postanowiłam przytulić go i pocałować w policzek.
-Trzymaj się stary. – Powiedział Ian również go przytulając a po chwili zamykając za nim drzwi.
-Świetnego masz brata. – Uśmiechnęłam się zbierając talerze ze stołu.
-Ale jestem fajniejszy? – Upewnił się pomagając mi.
-Musiałabym się zastanowić. – Puściłam mu oczko.
-Idź się połóż, dokończę sprzątanie. – Powiedział stanowczo, a ja wiedziałam, że dalsze dyskusje nie mają sensu. Zdjęłam szpilki z nóg i położyłam się na kanapę włączając tv. Dziesięć minut później Ian położył się koło mnie wciskając mnie w oparcie.
-Wiesz, co lubię w kobietach najbardziej? – Zapytał podpierając się na łokciu.
-Nie mam pojęcia. – Spojrzałam na niego.
-Cycki. – Odparł szczerze i znów się położył.
-Cóż. Moje nie są za bardzo duże, musisz lepiej poszukać. – Śmiałam się zamykając oczy.
-Właśnie Twoje są idealne. – Złapał jednego w dłoń. – Idealne do ręki.
-Spadaj, co? – Śmiałam się zrzucając jego rękę i odwracając się do niego tyłem.
-Nie mogę. – Przyciągnął mnie do siebie bardziej. – Prześpijmy się chwilę, wieczorem zaplanowałem maraton i masę jedzenia, musisz mieć siłę. – Pocałował mnie w szyję i delikatnie wsunął rękę pod moją koszulkę kładąc ją na brzuchu.

***
-Ty zawsze taki obrotny w domu jesteś czy próbujesz zrobić na mnie wrażenie? – Zapytałam Iana wieszając pranie.
-Zawsze. – Zaśmiał się klikając coś na laptopie.
-Zrobisz kolację? – Zapytałam zamykając komputer i siadając na jego kolanie.
-A Ty, co będziesz robiła? – Objął mnie w pasie.
-Pójdę wziąć prysznic i przebiorę się w piżamkę. – Uśmiechnęłam się czochrając jego delikatne włosy.
-Niech będzie. – Pocałował mnie w policzek. – Przygotowałem coś pysznego na dziś. –Dodał idąc do kuchni.
-Za piętnaście minut wrócę. – Krzyknęłam idąc do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, a po chwili ubrana w szare spodenki i biało-szarą bokserkę wróciłam do kuchni.
-Szybka jesteś. – Zaśmiał się zerkając na zegarek.
-To tylko jedna z moich zalet. – Puściłam mu oczko. – Co gotujesz dobrego?
-Krewetki w sosie chili i obiecane piwo.
-Mm. Nie rozpieszczaj mnie tak, bo jeszcze się zakocham. – Zaśmiałam się siadając przy stole.
-Myślałem, że to już dawno za Tobą. – Odwzajemnił mój śmiech mieszając sos.
-Bez przesady, bogiem nie jesteś a do Brada Pitta też trochę Ci brakuje.
-Jesteś nie miła.
-Jestem Montgomery, nie narzucaj mi. – Śmiałam się. – Co będziemy oglądać?
-W salonie leży pen drive, na którym są dwa foldery i w pierwszym są filmy.
-A w drugim? – Zapytałam ciekawsko wstając z krzesła.
-Twoje nagie jak i ubrane zdjęcia. – Odpowiedział śmiertelnie poważnie nawet na mnie nie patrząc.
-Dowcipniś. – Rzuciłam tylko i wyszłam z powrotem do salonu.

***
Na komodzie zadzwonił mój telefon. Melodia popularne piosenki, która zabrzmiała w pokoju, oznaczała, że to Lauren. Niechętnie oderwałam się od Iana, żeby odebrać. Gonił mnie aż do komody, więc kiedy odbierałam, chichotałam.
-Co tam się kurwa dzieje? – Spytała Mania.
-Och nic, co jest?
-Nic brzmi tak, jakby ktoś trzymał Ci łapę w majtkach.
-Mm..-Wywinęłam się z ramion Iana. – Nie.
-Ho, ho, ho. Powiedz Ianowi, że mówię cześć. Albo siemka.
-Jeszcze czego. – Zaśmiałam się rozkojarzona, gdy całował mój kark.
-Robi Ci dobrze ustami?- Zapytała wprost.
-Co?!
-Wiesz co, ja zawsze myślałam, że każdemu facetowi staje na widok laski, ale lizanie cipy to zupełnie cos innego.  No wiesz… wsadzić fiuta w cos mokrego i ciepłego to pikuś, ale nurkować tam głowa i łowić perły…
-Mania…, jaki jest cel tej rozmowy? – Zapytałam, gdy udało mi się odejść od Iana kilka kroków. Usiadłam na kuchennym blacie.
-Inny niż moja nagła desperacja potrzeby znalezienia odpowiedzi na pytanie, czy facet potrafi fajnie wylizać cipkę, kiedy nie za bardzo kreci go jej właścicielka, czy nie. Albo czy jest w stanie udawać, ze go to kreci, i jak długo będzie udawać, zanim w końcu zacznie go to kręcić. Albo sama nie wiem już co. Chodzi Ci o jakiś inny cel?
-Tak. Inny niż twoja dziwna nagła potrzeba podyskutowania ze starsza siostra o seksie oralnym. Chciałaś mi cos zakomunikować?
-W sumie to nie. – Odpowiedziała z lekkością. Zatkało mnie.
-Mówisz poważnie? Zadzwoniłaś do mnie tylko po to, żeby zagadać o facetach liżących broszki?
-Tak.
-Dobra. O co chodzi?
-Co o tym myślisz? – Zadała kolejne pytanie.
-Lubię to. – Zaśmiałam się, a ona po mnie.
-No i super, ja też.
-Czy Daniel Cię nie zadowala skarbie? Możesz mi powiedzieć.
-No właśnie on jest w tym świetny! – Ożywiła się. – Tak dobrze ssie, czochra mi boberka…-rozmarzyła się.
-Hola, hola młoda. Nie chce tego wiedzieć. – Przerwałam jej ze śmiechem.
-Dobra, a ja wcale nie chce Ci opowiadać…-powiedziała oburzona. – Idę się pieprzyć z moim super Hero. Na razie staruszko! – Rozłączyła się zanim zdążyłam jej nagadać. Śmiałam się sama do siebie i wróciłam do salonu.
-Co chciała Twoja siostra? – Zapytał leżąc na kanapie w samych dresowych spodniach.
-Cel tej rozmowy nadal nie jest mi znany, wybacz. – Wzruszyłam ramionami rzucając się na niego. – Wracając do naszej rozmowy. Więc robimy sobie taki wypad odwiedzając moich rodziców, Nikki i Twoich, a potem zahaczamy o moich dziadków?  -Spojrzałam na niego.
-Dokładnie tak. Proponuje 3 sierpnia już lecieć do Idaho. – Położył dłonie na moich biodrach.
-Pogadam jutro o urlop, mam nadzieję, że szef się zgodzi. – Pocałowałam go w brodę siadając na nim.
-Na pewno, bardzo Cię lubi. – Powiedział ze śmiechem bawiąc się kokardką od moich spodni. – Mam do Ciebie pytanie…
-Słucham.
-Czy my.. No wiesz...Jesteśmy razem? – Zapytał słodko w ogóle na mnie nie patrząc.
-Nie. Najpierw randki, a potem zdecyduje co dalej.
-Jak to? – Spojrzał na mnie nagle wielkimi oczami.
-A co Ty myślałeś? Chce randek, pierwszych pocałunków, kwiatów i tych innych bajerów. – Powiedziałam oburzona.
-Dobrze. – Zgodził się. – Będziemy chodzić na randki, ale myślę, że dziś możemy poudawać, że już się poznaliśmy i to kolejna randka z rzędu. – Zamruczał kładąc mnie obok siebie.
-Możemy. – Zaśmiałam się całując go namiętnie.

__
Jako iż jest to już 30 rozdział na blogu mam dla was małą niespodziankę. To opowiadanie już zakończyłam na swoim komputerze. Postanowiłam zacząć pisać coś nowego i stworzyłam nowy blog, nowe opowiadanie, nowych bohaterów i ich historie. Mam nadzieję, że i tam będę miała takie wierne grono czytelników!
Co do wyświetleń - wstawiając ten post miałam 15572 teraz jest ponad 16100. Niesamowite, prawda? :)
http://tylkomniekochajkotku.blogspot.com/ z tego bloga będę podpisywać się jako Julia Morrison.





poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział 29

29.07
Założyłam na siebie szlafrok i chwile po siódmej weszłam do kuchni. Ian w spodniach dresowych smażył naleśniki nucąc znajomą melodię pod nosem.
-Dzień dobry. – Powiedziałam cicho opierając się o ścianę.
-Wstałaś w końcu, już się bałem, że będę musiał jeść sam. – Uśmiechnął się. – Siadaj, zaraz naleje Ci kawę.
-Dwa pytania. – Powiedziałam siadając.- Skąd masz ubrania? Drugie pytanie, co robisz w mojej kuchni?
-Ubrania mam z domu, przygotowałem się na chwilowy pobyt u Ciebie, a co do tego, co robię w Twojej kuchni to śniadanie. Patrząc po szóstej na zawartość Twojej lodówki stwierdzam, że nie za bardzo dbasz o siebie. – Uśmiechnął się stawiając kubek przy moim talerzu.
-Zrobiłeś mi zakupy? – Uniosłam brew upijając łyk napoju bogów.
-Tak, nie ma za co. – Puścił mi oczko stawiając na stole talerz z naleśnikami.
-Dzwoniłeś do rodziców?
-Nie, mój brat się tym zajmie. – Nałożył mi jednego i polał sosem klonowym.
-Co Cię skłoniło to zmiany decyzji? – Spojrzałam na niego biorąc kęs śniadania.
-Ty. – Odparł krótko nie patrząc na mnie.
-Wiem o tych pieniądzach od ojca Nikki. – Powiedziałam powoli i niepewnie.
-Skąd? – Podniósł od razu głowę.
-Mam swoje źródła. Ile pieniędzy dostałeś?
-Dużo. Musiałem postawić na nogi kilka oddziałów mojej fundacji. Ogromna kasa.
-Nie chce żebyś miał cokolwiek wspólnego z tą rodziną. Oddamy im pieniądze. – Powiedziałam pijąc kawę.
-Nie mam takiej gotówki od ręki.
-Ile dostałeś? – Powtórzyłam pytanie biorąc kolejnego naleśnika.
-Trzysta tysięcy. – Powiedział cicho dłubiąc widelcem.
-Okej, oddamy mu te pieniądze. Dam ci je. – Uśmiechnęłam się.
-Nie mogę…-zaprotestował od razu.
-Możesz i zrobisz to. Rodzina Reed ma zniknąć z pola naszego widzenia i w ogóle naszego życia. Wieczorem zrobimy przelew.
-Co chcesz w zamian?
-Spokój. Ja nie Nikki, przed ołtarz Cię nie będę ciągnąć. – Zaśmiałam się patrząc na zegar. – Mam mało czasu, lecę się szykować do pracy.
-Mogę Cię odwieźć? – Spojrzał na mnie.
-Nawet Jensen mnie nie odwoził. – Zaśmiałam się. –No dobrze, ale przecież nie masz samochodu…
-Zawiozę Cię Twoim, a potem po Ciebie przyjadę. – Uśmiechnął się wstając od stołu.
-Dam Ci komplet kluczy. – Westchnęłam śmiejąc się. – Dziękuje za śniadanie. – Pocałowałam go delikatnie w usta i poszłam do swojej sypialni.

***
-Zawsze chodzisz ubrana tak do pracy? – Zapytał obserwując drogę.
-Tak to znaczy jak? – Spojrzałam na swoją koszule i jeansy.
-Tak…wyzywająco.
-Sugerujesz, że wyglądam jak dama lekkich obyczajów? – Spojrzałam oburzona na niego. Zaśmiał się i położył dłoń na moim udzie.
-Nie, raczej tak, że mam ochotę zjechać z Tobą na pobocze. – Puścił mi oczko.
-Pff. Teraz już Ci nie uwierzę. Zrobisz obiad?
-Tak, na co masz ochotę? – Spojrzał na mnie, gdy staliśmy na światłach.
-Coś zdrowego, lekkiego i pysznego. – Uśmiechnęłam się.
-Oczywiście. Wino?
-Wole piwko. – Zaśmiałam się, a on odwzajemnił mój śmiech zajeżdżając pod budynek.
-Do zobaczenia. – Uśmiechnęłam się.
-Miłej pracy mała. – Odwzajemnił uśmiech całując mnie w policzek.

***
-Oczywiście kilka spraw organizacyjnych. Krótko o naszych osiągnięciach i planach. – Mój szaf wesoły od ucha do ucha, wstał dziś chyba prawą nogą z łóżka. – A więc.. Po pierwsze wygraliśmy przetarg na wystrój ogromnego, pięciogwiazdkowego, a co za tym idzie ekskluzywnego hotelu na Florydzie.
-Brawo! – Krzyknął ktoś z naszej ekipy namiętnie klaszcząc w dłonie, dupoliz – pomyślałam wywracając oczami.
-Dziękuje. – Szef uśmiechnął się. – Poza tym chciałbym wyróżnić premią dwóch pracowników, którzy w ostatnich tygodniach odwalili kawał dobrej roboty. Za świetne negocjacje oraz przyjęcie pomyślnych projektów dla Killiana Housa. – Zaczął klaskać w dłonie, a wszyscy razem z nim. – Oraz dla Pani Caroline Montgomery za zrealizowanie tych projektów i zdobycie zaufania nowych, stałych klientów. – Uśmiechnął się w moim kierunku, a ja odwzajemniłam uśmiech. –To właśnie do Ciebie wędruje projekt hotelu i Tobie powierzam to zadanie. Oczywiście możesz wybrać sobie z naszego zespołu kogoś do pomocy, proszę bardzo. Dasz radę?
-Oczywiście. – Skinęłam głową.
-Koniec zebrania. – Zarządził szef i wszyscy zgodnie wyszliśmy z gabinetu.
-Gratuluje. – Killian uśmiechnął się w moim kierunku zapinając marynarkę.
-Ja również. – Uśmiechnęłam się wchodząc do swojego gabinetu. – Jensen? – Zapytałam widząc swojego jeszcze męża na fotelu.
-Witaj. – Wstał uśmiechając się do mnie. Ułożone włosy, dwudniowy zarost, jeansowa koszula i skóra. Na biurku zauważyłam kapelusik i okulary.
-Nie dość, że nachodzisz mnie w domu, musisz robić to jeszcze w pracy? – Spojrzałam na niego wymijając go i siadając na swoim fotelu. – Czego chcesz?
-Porozmawiać, zapytać, co u Ciebie. Jak po ślubie Iana? – Usiadł wygodnie krzyżując nogi.
-Świetnie, piękna ceremonia. Jakieś jeszcze pytania?
-Nie kłam. Wiem, że do ślubu nie doszło. Przez Ciebie zresztą.
-Nawet, jeśli, co Ci do tego? Nie mam czasu na rozmowy z Tobą, teraz ani nigdy.
-Jesteś niemiła. Co to za zmiana?
-Może nie zmiana, a po prostu zachowuje się tak jak Ty byś tego nie chciał? – Spojrzałam na niego srogo. – Naprawdę mam masę roboty.
-Jeżeli myślisz, że ułożysz sobie życie z Ianem, daruj sobie. On nie potrafi być w związkach.
-Słucham? – Zaśmiałam się. – Może Ty potrafisz?
-Nie potrafię, ale chociaż się przyznaję. – Puścił mi oczko. – Ian jest zawsze z kimś dla profitów. Najpierw była Nina, ale kiedy stał się dość popularny rozstali się. Teraz Nikki. Niedoszły teść dał mu pieniądze, postawił fundację na nogi i co? Kopnął ją w tyłek. A Ty, co masz mu do zaoferowania? Jakie profity możesz mu dać? Żadnych. – Wstał zakładając kapelusz.
-Mogę więcej niż myślisz, wyjdź stąd. – Podniosłam głos.
-Prawda boli? Wiem. Do zobaczenia, niedługo. – Założył okulary i wyszedł z gabinetu. Wzięłam kilka głębszych wdechów, a po chwili drzwi do mojego gabinetu otworzyły się ponownie.
-Mówiłam, że masz wyjść! – Krzyknęłam odwracając się na fotelu.
-Mówiłaś? – Usłyszałam znajomy głos, który nie należał do Jensena.
-Matt? – Odwróciłam się. – Boże, przepraszam. – Szepnęłam wstając i przytulając go. – Wejdź, chcesz coś pić?
-Ja tylko na chwilę, ubłagałem Twoją sekretarkę żeby mnie wpuściła. Twarda babka.
-Moja krew. – Zaśmiałam się wskazując na fotel. – Siadaj. Co się stało? Gdzie Kate?
-Właśnie o niej chciałem pogadać. – Westchnął ciężko. – Musisz mi pomóc.
-Zamieniam się w słuch. – Oparłam się na łokciach wpatrując się w jego twarz.
-Ukrywam coś przed Kate. Przed przyjaciółmi. Przed samym sobą. – Powiedział cicho patrząc w swoje dłonie. – Mam żonę i syna.
-Słucham? To jakiś żart? – Zaczęłam się śmiać, ale kiedy zrozumiałam powagę sytuacji spoważniałam.-Czemu to ukrywasz? Czemu okłamujesz Kate?
-Okłamuje wszystkich. Żona rozstała się ze mną, gdy miałem problemy z narkotykami i pozbawiła praw do mojego syna. Wyjechałem i…zmieniłem swoje życie. Co ja mam zrobić Care? Duszę się w tym kłamstwie.
-Po pierwsze powiedzieć Kate, po drugie powiedzieć wszystkim dookoła. Życie w kłamstwie nie doprowadzi do niczego dobrego. –Oparłam się patrząc na niego.
-Myślisz, że ona to zrozumie? Że zaakceptuje to? Mnie?
-Oczywiście. Znam ją i wiem, że Cię kocha, a jeżeli Cię kocha to zrobi dla Ciebie wszystko. Zaufaj mi i zaufaj sobie. – Uśmiechnęłam się.
-Dziękuje. Nie mów jej na razie, chce zrobić to sam.
-Dobrze. Śpisz u niej?
-Tak, ale teraz jest w pracy, więc miałem czas żeby przyjechać. Podrzucić Cię do domu?- Zapytał patrząc na zegarek. Powinnam skończyć za trzy godziny, ale skoro zostałam tak ładnie dziś pochwalona mogłam sobie uciec.
-Dziękuję, chętnie. Ian ma mój samochód. – Uśmiechnęłam się zbierając swoje rzeczy z biurka.
-Idę po samochód, będę czekał przy wyjściu. – Powiedział i szybkim krokiem wyszedł z gabinetu.

___
Zboczuchy! Tylko seksy wam w głowie :P
Przy okazji tego, że w końcu zaczyna się taka sielanka chciałabym naświetlić jeden fakt. Wstawiając ostatni rozdział na blogu było 15265 wyświetleń, a dziś...trzy dni później jak sami widzicie jest ponad 300 więcej. Cudowna sprawa! Szkoda tylko, że nie przekłada się aż tak na ilość komentarzy :) Buziaki!



piątek, 12 lutego 2016

Rozdział 28

28.07
Dziś. Właśnie dziś. Ślub Iana. Całą noc nie mogłam spać. Moja twarz zalewała się potokami łez. Serce pękło ponownie, a ja? Leżałam w łóżku i nie miałam siły się ruszać. Wszystko nagle się rozsypało. Pękło jak bańka mydlana. Nie miałam siły z kimkolwiek rozmawiać. Nie miałam siły wstać i zjeść czegokolwiek czy chociaż napić się kawy. Leże w tych samych ubraniach, w których przyjechałam do Iana. Mam na sobie ten sam makijaż, chociaż nie wygląda już tak doskonale. Nie miałam w sobie uczuć. Czułam się pusta. Czułam się rozżalona. Czułam się nikim. Straciłam go. Na zawsze. Czy mam jeszcze jakieś marzenia? Mieć Go w dalszym ciągu. Być z Nim, tworzyć razem ten perfekcyjnie nieidealny świat. Walczyć z Jego zazdrością, kiedy nie dociera do Niego nic, a potem, gdy ochłonie, zaczyna rozumieć, pozę jakiego idioty przyjął. Walczyć ze sobą i nie ograniczać Go. Wspierać w Jego pasji, bo jest genialny, a Jego zapał, jeśli zgaśnie, to pomogę mu znaleźć się na nowo.  Zamieszkać razem. Wspólnie gotować, za każdym razem wychodzi nam to epicko. Spać z Nim, bo kocham, kiedy odsuwam się o kilka centymetrów, a On przysuwa się automatycznie i przytula mnie do siebie. Patrzeć ciągle na Jego uśmiech i w te cudowne niebieskie oczy, które mówią mi wszystko. Całować się z Nim. Kochać się z Nim. Przytulać najmocniej, bo uwielbiam te ramiona. Jego pragnę, Jego chcę - jest moim z każdą minutą coraz bardziej zdobywanym marzeniem, które nigdy nie dobrnie do końca, bo nigdy nie będzie mi Go dosyć. Niestety – on nigdy ni będzie mój. Wszystko się skończyło w momencie, w którym serce poczuło gorzki smak miłości. To wtedy, kiedy wtargnął smutek i tęsknota, życie straciło swój cały sens. Dusza umiera, kiedy traci się ukochaną osobę, a wtedy też cały świat przybiera czarno-biały kolor. Straciłam kolejną osobę. Nie ma radości, marzenia gubią swój sens, a nadzieja powoli znika. Spoglądasz na otaczającą Cię rzeczywistość, ale nic nie widzisz. Nie masz sił żyć. Wszystkie plany na przyszłość, jakie zostały stworzone wyparowują. Pozostają łzy i niedosyt. Nagle trafiasz na samo dno, a później czeka Cię tak długi proces regeneracji, gojenia ran i zapominania o wszystkim, co złe. Nie jest łatwo, bo miłość została zakorzeniona bardzo głęboko, ale czas pomaga. Wierzę w to. Lubię gubić się w jego ramionach, zaciągać się zapachem ciała, jak najdroższym cygarem na świecie. Dotykać idealnych rzeźb jego brzucha i całować po szyi, by podarować mu rozkosz. Kocham wplątywać palce w jego włosy i wbijać wzrok w błękit oczu. Daję mu poczucie świadomości, iż jest tylko dla mnie. Kocham go, do szaleństwa i największej głupoty. Nie mam już cierpliwości do pewnych rzeczy, nie, dlatego, że stałam się arogancka, ale po prostu, dlatego, że osiągnęłam taki punkt w moim życiu, gdzie nie chcę tracić więcej czasu na to, co mnie boli lub mnie nie zadowala. Nie mam cierpliwości do cynizmu, nadmiernego krytycyzmu i wymagań każdej natury. Straciłam wolę do zadowalania tych, którzy mnie nie lubią, do kochania tych, którzy mnie nie kochają i uśmiechania się do tych, którzy nie chcą uśmiechnąć się do mnie. Już nie spędzę ani minuty na tych, którzy chcą manipulować. Postanowiłam już nie współistnieć z udawaniem, hipokryzją, nieuczciwością i bałwochwalstwem. Nie pasuję do plotkowania. Nienawidzę konfliktów i porównań. Wierzę, w świat przeciwieństw i dlatego unikam ludzi o sztywnych i nieelastycznych osobowościach. W przyjaźni nie lubię braku lojalności i zdrady. Nie rozumiem także tych, którzy nie wiedzą jak chwalić lub choćby dać słowo zachęty. Mam trudności z zaakceptowaniem tych, którzy nie lubią zwierząt. A na domiar wszystkiego nie mam cierpliwości do wszystkich, którzy nie zasługują na moją cierpliwość. Taka jestem i trudno znaleźć osobę, która bezgranicznie by mnie pokochała.

***
Godziny ciągnęły mi się bez końca. Już dziś stanę obok Nikki przy ołtarzu ślubując jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Nie będzie już miejsca dla mnie. Teraz będziemy tylko my i nasz super, szczery i „nieudawany” związek. Dziś pewnie popełnię największy błąd swojego życia, ale wierze, że to słuszna decyzja. Postawiłem na nogi swoją fundację i mogę pomagać. To moje oczko w głowie…zaraz po Caroline, która nie odzywa się ode mnie od ostatniego ranka. Jestem okropnym człowiekiem. Robiłem mojej małej brunetce nadzieję, ale, po co? Po to żebym sam poczuł się lepiej. Po to żebym zaznał odrobiny szczęścia zanim całe moje życie wywróci się do góry nogami. Zraniłem ją i wiem, że ona nigdy mi nie wybaczy. Straciłem ją, ale to dobrze. Wierze, że odnajdzie swoje szczęście z innym i teraz już odpowiednim mężczyzną. Będę cieszył się jej szczęściem. Każdego smutnego ranka, kiedy nie będę mógł mieć jej przy sobie.
-Jesteś gotowy? – Do mojej sypialni wszedł mój brat, kiedy przed lustrem zapinałem koszulę.
-Jeszcze chwilę, ile mam czasu? – Spojrzałem na jego odbicie.
-Za dwadzieścia minut jedziemy. – Odparł siadając na łóżku. – Czy Ty..
-Nie zaczynaj Bobby. Nie czas na takie rozmowy. – Rzuciłem krótko.
-Jak chcesz, ale wiesz, że popełniasz błąd. – Poklepał mnie po ramieniu i wyszedł z pokoju. Zawiązałem krawat i z wieszaka zdjąłem marynarkę. Założyłem ją i instynktownie zajrzałem do kieszeni po wewnętrznej stronie. Kartka. Wziąłem ją w dłonie i szybko rozwinąłem, od razu rozpoznałem pismo Caroline.

„ Dzień dobry, proszę Pana. Nie wiem, na czym stoję. Nie wiem czy trzęsą mi się kolana czy to tylko trzęsienie ziemi. Nie jestem pewna jutra, nie wiem czy zostanie Pan przy mnie. Cholera. Nawet nie wiem czy Pana mam. Chciałabym sobie Pana przywłaszczyć. Zamknąć w swoich czterech ścianach i móc nazywać je naszymi. Chciałabym mieć całodobowy, wyłączny dostęp do Pana. Skomplikowane relacje. Niedopowiedzenia. Może to tylko układ bez zobowiązań. Jeśli tak, czy mógłby Pan patrzeć w moje oczy nieco mniej zobowiązująco? Udanej ceremonii, C.”

Odłożyłem kartkę na komodę, założyłem nowe, lśniące buty i opuściłem sypialnie. Czas na ślub.

***

Ślub miał odbyć się w niewielkim kościele na obrzeżach Los Angeles równo o 20. Usiadłam na drewnianej ławce w pięknej, długiej, granatowej sukni dwadzieścia minut wcześniej. Poprawiłam swoja pofalowane włosy i po głębszym oddechu podniosłam głowę w górę. Każdą ławkę zdobiły piękne, różowe róże. Wszystko było ustrojone ładnie i elegancko, w totalnym stylu Nikki.
-Jak się czujesz? – Obok mnie usiadła Kate w skromnej, pomarańczowej sukience.
-Tak jak może czuć się kobieta, która patrzy na ślub faceta, na którym jej zależy. – Zaśmiałam się. – Gdzie Matt?
-Przed kościołem rozmawia z kimś. – Wzruszyła ramionami. – Ciężko mi siedzieć tutaj, z Tobą i patrzeć na to wszystko, naprawdę. – Szepnęła łapiąc mnie za dłoń.
-Wiem, ale przetrwamy to…razem. – Uśmiechnęłam się ściskając jej palce.
-Razem. – Powtórzyła za mną całując mnie w policzek. Wygładziłam materiał sukni i czekałam na moment, gdy usłyszę pierwsze dźwięki organów. Minuty mijały, a kościół wypełniał się z każdą chwilą coraz bardziej. Ludzie szeptali, wszyscy wyczekiwali Iana i Nikki. Na próżno.
-Co się dzieje? – Matt spojrzał na mnie.
-Nie mam pojęcia, nie mam kontaktu z Ianem. – Wzruszyłam ramionami patrząc na telefon. Zegar pokazywał kwadrans po 20.
-Może coś się stało? – Zapytała Kate patrząc to na swojego chłopaka to na mnie.
-Wypluj to. – Powiedziałam srogo.
-Nie mogę, mam nowe buty. – Puściła mi oczko. Usłyszałam odgłosy zachwytu. Przez środek kościoła biegła Nikki w śnieżnobiałej sukni w stronę ołtarza. Złość malowała się na jej twarzy.
-Chyba Ci się udało…-usłyszałam za swoimi plecami. Odwróciłam się i ujrzałam Mikela i Kat.
-To znaczy? – Spojrzałam na nich.
-Ian się nie pojawił. Miał przyjechać z bratem i szwagrem. Cała trójka się nie pojawiła. Nie odbierając telefonu. Nie dzwonili. Nie pisali. Jesteś wielka maleńka. – Brunet uśmiechnął się.
-Naprawdę wielka. – Dodała Kat.
-Proszę Państwa. – Przed ołtarzem stanął starszy mężczyzna. – Ślub zostaje odwołany. Proszę nie zadawać więcej pytań i udać się w stronę wyjścia. Spotkanie weselne oczywiście odbędzie się w miejscu, w którym zostało zaplanowane. Do zobaczenia.
-Udało się. – Szepnęłam sama do siebie i wstałam z ławki. Bokiem wyszłam przed kościół. Wykręciłam numer do Iana, ale nie odebrał ode mnie telefonu. Rozmyślił się? Utknął w korku? Tyle pytań, ale brak odpowiedzi.
-Jesteś z siebie zadowolona? – Zapytała Nikki idąc w moją stronę trzymając w rękach dół swojej sukni. –Zniszczyłaś mój ślub! – Syknęła ze złością stając naprzeciwko mnie.
-Ja? Nie. Ty to zniszczyłaś. Ja tylko pomogłam doprowadzić to do końca. Wygrałam. – Uśmiechnęłam się do niej zamykając kopertówkę. – Piękna suknia, może przyda się następnym razem. – Dodałam wymijając ją.
-Zemszczę się. – Krzyknęła za mną.
-Skarbie…-stanęłam i odwróciłam się do niej. – Dobro zawsze wygrywa.

***
-Na pewno nie chcesz zostać u mnie? – Zapytała Kate, gdy otwierałam samochód.
-Nie. Chce się w końcu wyspać. – Uśmiechnęłam się do niej. – Spotkamy się na dniach na obiedzie, co Ty na to? – Zapytałam całując ją w policzek.
-Mogę się dołączyć? – Zapytał Matt obejmując moją przyjaciółkę.
-Oczywiście. – Zaśmiałam się. – W razie jakby dzwonił Ian, daj znać. – Dodałam przytulając go. Wsiadłam do samochodu i odjechałam z parkingu. Cieszyłam się. Naprawdę udało mi się czegoś dokonać. Szkoda tylko, że Ian nie dzwoni ani nie daje znaku życia. Wiem jednak, że teraz jestem w stanie osiągnąć wszystko. Pod dom zajechałam około 22. Padałam z nóg i jedyne, o czym marzyłam to ściągnąć tę sukienkę i położyć się do łóżka. Weszłam do domu i zapaliłam światło. Wybrałam ponownie numer do Iana. Usłyszałam dzwonek w swoim salonie. Odłożyłam telefon i weszłam do środka. Tyłem do mnie, przy oknie stał Ian w ślubnym garniturze.
-Ian?
-Miałaś rację. – Zaśmiał się. – Popełniłbym najgorszy błąd swojego życia.
-Boże, tak się cieszę…myślałam, że….Że to koniec. – Podeszłam do niego.
-Przepraszam. – Odwrócił się w moją stronę. – Naprawdę. – Dodał przyciągając mnie do siebie.
-Jestem zmęczona, chodźmy już spać. – Pogłaskałam go po plecach i pociągnęłam za sobą.






wtorek, 9 lutego 2016

Rozdział 27

+18
26.07
-Wiesz…-zaczęłam.- Miałam pomysł odnośnie tych pieniędzy na moim koncie. – Powiedziałam do siostry, gdy jadłyśmy ostatni wspólny posiłek przed jej powrotem do domu.
-Jaki?
-Chce ściągnąć dziadków z Polski do Idaho.
-Przecież oni się nie zgodzą, nie mają na to pieniędzy. Poza tym, jaki to jest ogromny koszt. – Nalała do szklanki soku chyba tylko po to żeby zając czymś dłonie.
-Stać mnie na to. Kupie im mały domek gdzieś niedaleko naszego domu, wyposażę go, zapłacę za bilety i ewentualnie za transport rzeczy z Polski. Dodatkowo założę im tutaj konto i wpłacę tam jakąś sumę pieniędzy, aby mieli na dobry start. Niedługo święta, chciałabym w tym roku spędzić je z nimi, a nie na telefonie. Mania, pomyśl tylko. Cała rodzina w komplecie. – Uśmiechnęłam się podekscytowana wycierając chusteczką usta. Moja siostra się nie odzywała. Wpatrywała się w swój talerz, a jej opuszki palców zaciskały się na szklance. Po chwili uniosła głowę, a po jej policzkach spływały łzy.
-Byłoby cudownie. – Wyszeptała.
-Czy Ty płaczesz? – Zaśmiałam się.
-Nie? – Spojrzała na mnie z żalem w oczach wycierając policzki. – Ostry sos zrobiłaś.
-Jasne. – Śmiałam się. –A Ty mi w tym pomożesz.
-Jak?
-Poszukasz jakiegoś domu obok was albo sporego mieszkania. Cokolwiek byleby było blisko. – Odstawiłam talerz do zmywarki.
-Dobra, jak coś znajdę to będę walić drzwiami i oknami. – Śmiała się. – Zaraz musimy jechać. Pamiętasz co masz zrobić? – Zapytała podając mi talerz.
-Zmienić pościel, którą opierdziałaś z każdej strony. – Westchnęłam, a po chwili, kiedy uderzyła mnie w ramie roześmiałam się. – Jechać do Iana i porozmawiać z nim.
-A potem zadzwonić do mnie i zdać mi relację. – Uśmiechnęła się dumnie i wyszła z kuchni.

***

Ubrana w czarna, kwiecistą sukienkę i różową bluzeczkę wpatrywałam się w czubki swoich butów stojąc pod mieszkaniem Iana. Nie miałam pewności czy rada mojej siostry była faktycznie dobrą radą, ale przecież i tak nie mam nic do stracenia. Zapukałam do drzwi delikatnie, a potem trochę mocniej. Usłyszałam jak ktoś szedł powoli zapinając sprzączkę od paska.
-Care? – Przede mną stał grecki bóg, a raczej Ian ubrany tylko od pasa w dół, z kilkudniowym zarostem na twarzy i rozczochranych włosach.
-Przeszkadzam? – Stąpałam z nogi na nogę patrząc w głąb mieszkania.
-Nie, jestem sam. Nikki będzie dopiero w dzień ślubu. – Odpowiedział zostawiając mnie w progu i idąc do salonu. – Wchodzisz czy zamierzasz mówić do mnie z korytarza? – Wychylił się zza ściany. Westchnęłam cicho i weszłam do środka zakluczając za sobą drzwi. Obcasy cicho stukały o drewniane podłogi i niestety to był jedyny, dość przyjemny odgłos w tym pomieszczeniu. Muzyka dudniła mi w uszach, a bas rozdzierał moje wnętrzności. Spojrzałam na Iana, który w kuchni nalewał do szklanki ciemny trunek. Wszędzie panował totalny bałagan, jakby nie sprzątał w mieszkaniu od sporego czasu. Podeszłam do wierzy i wyłączyłam ją, bo nie chciałam przekrzykiwać się przez głośną muzykę.
-Kiedy ostatni raz tu sprzątałeś? – Zapytała idąc powoli przez salon.
-Tydzień temu no może półtora.. – Zaśmiał się wypijając duszkiem alkohol. – Po co przyszłaś?
-Porozmawiać. Spędzić z kimś popołudnie. Moja siostra właśnie siedzi w samolocie do Idaho. Kazała Cię pozdrowić.
-Dziękuje. – Odparł nalewając kolejną kolejkę do kwadratowej szklanki.
-Nie za wczesna pora na picie alkoholu? – Zapytałam otwierając okno.
-Każda pora jest dobra. – Odwrócił się do mnie plecami. Podeszłam do niego i przytuliłam się do jego pleców kładąc dłonie na brzuchu. Był ciepły, delikatny i pachniał jego ulubionymi perfumami. Zastygł w miejscu i nie odzywał się słowem. Delikatnie całowałam go wzdłuż kręgosłupa. Napiął mięśnie opierając dłonie o blat. Moje dłonie delikatnie masowały jego tors i twardy, umięśniony brzuch. Wzdychał ciężko, kiedy mój język błądził po jego karku i kiedy delikatnie gryzłam jego ramiona. Całując jego łopatki w między czasie odpięłam jego pasek i przyjechałam dłonią po twardym wybrzuszeniu jego bokserek.
-Co Ty robisz? – Zamruczał odchylając głowę.
-Wykorzystuje Twoje ostatnie chwile wolności. – Szepnęłam całując jego szyje. Odwrócił się do mnie. Jego policzki delikatnie się zaróżowiły, a rozchylone usta szukały moich. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i oparłam się o niego. Patrzyłam w błękit jego oczu. Są tak piękne jak niebo latem. Czyste, błękitne i w jakiś sposób porywające. Przesunęłam dłonie na jego kark całując go w brodę. Zaśmiał się delikatnie kładąc dłonie na moich biodrach. Patrzyła na mnie tak jak tylko on patrzył. Tak jak tylko on potrafi. Jego oczy błądziły po mojej twarzy tak jakby widziały mnie pierwszy raz. Pocałował mnie delikatnie, niepewnie. Czule tak jak całuję się kobietę, którą zna się niby całe życie, ale pierwszy raz dochodzi do jakiegoś zbliżenia. Posunął ręce ku górze i ściągnął moją bluzeczkę. Opuszkami palców jeździł po moim brzuchu, gdy oparłam się o niego plecami. Nie pamiętam czy kiedykolwiek byliśmy wobec siebie tak delikatni, tak czuli. Całował moją szyję i ramię, szeptał moje imię wprost do mojego ucha.
-Chodź. – Szepnął odwracając mnie do siebie.
-Gdzie? – Zapytałam obejmując go w pasie.
-Do łóżka. – Pocałował mnie biorąc na ręce. Jedyne, co pamiętam to uderzenie moich butów o podłogę.

***

Obudziłam się, kiedy za oknem niebo przybrało granatową barwę. Rozejrzałam się w pokoju, w którym nie znalazłam Iana. Owinęłam się w prześcieradło i powoli wyszłam z sypialni. Miałam wrażenie, że jestem w zupełnie innym mieszkaniu. Salon lśnił czystością, drzwi na taras były otwarte i wpuszczały świeże, rześkie powietrze do środka. Muzyka nadal grała, ale znacznie ciszej, a z kuchni dochodziły odgłosy namiętnego gotowania.
-Która godzina? – Zapytałam stając w progu.
-Po dziesiątej. Wyspana? – Ian spojrzał na mnie, a po chwili wrócił do gotowania. Ubrany tylko w bokserki zdecydowanie rozpalał komórki mojego ciała.
-Owszem jednak uciekam już do domu, powinieneś był mnie obudzić. – Odparłam poprawiając prześcieradło.
-Robię nam kolację, zostań proszę.
-Dobrze, zostanę. – Odparłam i wyszłam z kuchni. Poszłam na taras, który był najlepszą częścią tego mieszkania. Widok z góry na całą panoramę miasta zwłaszcza nocą zapierał dech w piersiach. Przyjemny wiatr muskał moje nagie ramiona i rozwiewał pofalowane włosy.
-Lubisz ten taras, co? – Usłyszałam za swoimi plecami.
-Dlaczego tak myślisz?
-Mam deja vu. Na naszym pierwszym spotkaniu, w moim mieszkaniu też wyszłaś na taras. – Zaśmiał się stając za mną. – Właśnie tego wieczoru uległaś mi po raz pierwszy.
-Wcale nie. – Zaśmiałam się opierając dłonie o barierkę.-Może trochę.
-Trochę bardzo. – Pocałował mnie w ramie. – Wiesz, jaka jest zaleta tego tarasu? – Zapytał całując mój kark i ramiona.
-Widać stąd całe miasto? – Uśmiechałam się delikatnie zamykając oczy.
-Też, ale jedna największa zaleta jest taka, że…-jednym ruchem szarpnął ze mnie prześcieradło. –Możesz stać tu zupełnie naga i nikt tego nie będzie widział. – Przywarł do moich pleców gryząc w szyję.
-Co Ty wyprawiasz? – Śmiałam się zarzucając rękę do tyłu i dotykając jego policzka.
-Korzystam z mojej wolności. Właśnie chyba po to tu przyjechałaś. – Jego dłonie zacisnęły się na moich piersiach. Westchnęłam cicho przegryzając wargę. Jego usta obsypywały moje plecy pocałunkami schodząc coraz niżej. Dłonie przesunęły się wzdłuż moich żeber zatrzymując się na biodrach. Każdy jego dotyk rozpalał mnie na nowo. Uwielbiałam sposób, w jaki traktował moje ciało. Uwielbiałam sposób, w jaki się kochaliśmy.

***

Rankiem obudziły mnie hałasy i kłótnie dochodzące z salonu. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zauważyłam, że jestem zupełnie sama. Odnalazłam na ziemi moje stringi i założyłam na siebie koszulkę Iana, która leżała na stoliku nocnym. Wyszłam po cichu z sypialni. Hałasy dochodziły z kuchni – Ian kłócił się z Nikki. Zostaliśmy nakryci na zdradzie. Lepiej być nie może, teraz do ślubu na pewno nie dojdzie.
-Myślisz, że jak śpisz z tą dziwką to zerwę zaręczyny? – Śmiała się. – Zapomnij, do ślubu i tak dojdzie.
-Nie mów tak o niej. – Warknął stawiając stanowczo szklankę na stół. – Doskonale wiesz, że nie chce tego ślubu.
-Trudno. Coś za coś. Nie zepsujesz mi tego dnia. Rozumiesz?
-A jeżeli ja go zepsuje? – Stanęłam w kuchni. – To co?
-Zawsze mogę ochroniarzom powiedzieć, żeby nie wpuszczali kochanki mojego przyszłego męża. – Uśmiechnęła się dumnie opierając o blat. Ian stał do mnie bokiem ubrany w szare spodnie dresowe. Nie patrzył na mnie. Zaciskał dłonie na krześle i patrzył w dół.
-Wszyscy wiedzą, że ten ślub to porażka. Ian go nie chce, a ja nie pozwolę na to żeby do tego doszło.
-Grozisz czy obiecujesz? Daruj sobie. Nie masz nic do gadania. Myślisz, że jak z nim śpisz to odwołam ślub? – Podeszła do mnie. –Zapomnij. Ja też go zdradzam, a on zdradza mnie. Jesteśmy kwita, tak samo jak ze ślubem. Korzyści na dwie strony. – Uśmiechnęła się, a Ian w tym czasie usiadł przy stole. – Żegnam i widzimy się jutro na ceremonii. Do widzenia skarbie. – Zwróciła się w stronę bruneta i wyszła z mieszkania. Ian nadal nie odzywał się słowem. Nie patrzył na mnie. Nie patrzył dookoła. Wbijał wzrok w swoje dłonie, które złączone spoczywały na stole.
-Ian…-odezwałam się w końcu podchodząc do niego. – Spójrz na mnie. – Kucnęłam przy nim kładąc dłoń na przed ramieniu.
-Powinnaś już iść. To za daleko zaszło. – Odezwał się cicho. – Idź już. – Dodał głośniej zrzucając moją dłoń ze swojej ręki.
-Nigdzie się nie wybieram. – Wdarłam się na jego kolana siadając twarzą do niego. – Rozumiesz? Nigdzie. Nie stracę Cię. Im mocniej mnie przytulasz, tym bardziej wiem, że właśnie znalazłam swoje własne miejsce na świecie. Całujesz czule i uświadamiam sobie, że tylko Ty jesteś w stanie tak ogrzać moje serce. – Złapałam go za dłoń. - Splatasz palce z moimi i zamykasz nasze dłonie tak, jakby były jednością. Ja zamykam oczy, bo właśnie dla takich chwil pragnę je otwierać ranem. Uśmiecham się, bo te sekundy są bezcenne, bo to one usypiają mnie na dobranoc. Nie mogę Cię stracić. – Głos mi drżał, a do oczu napływały łzy. W końcu spojrzał na mnie. Jego oczy odszukały moje. Widziałam w nich ból i zmartwienie. Nie świeciły tak cudownie jak wczoraj wieczorem, kiedy kolejny raz się kochaliśmy. Nie wyglądały tak jak po naszym kolejnym, wspólnym orgazmie. Nie znałam takich oczu. Pocałowałam go. Tak po prostu. Delikatnie, czule. Odwzajemniał pocałunek, a łzy spływały po moich policzkach. Objął mnie w pasie mocno do siebie przyciągając. Położyłam dłoń na jego karku, a drugą wczesałam we włosy. Całował mnie mocniej i namiętniej. Nie było czasu na przerwę. Na oddech. Na chwilową pauzę. Wszystko działo się tu i teraz. Ja i on. My.
-Nie zmienię zdania, nie mogę. – Oderwał się ode mnie po chwili. – Nie mogę. Idź już, proszę. – Odsunął mnie od siebie i odwrócił wzrok.
- Mam ochotę wyciągnąć wskazówki z tego cholernego zegara i włożyć Ci je w dupę ku czci pamięci mojego czasu, który zabrałeś mi bezpowrotnie, marnując go na złudne nadzieje. – Rzuciłam krótko wychodząc z kuchni. Przegrałam.

__
Po lewej stronie bloga dodałam nową podstronę, na której możecie zobaczyć jak wygląda apartament Iana w Atlancie. Buziaki!




sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 26

23.07

-Mania? Mania! – Krzyczałam wchodząc do swojego mieszkania. – Gdzie jesteś do cholery?
-Cześć. – Usłyszałam za swoimi plecami. – Twoja siostra pojechała na zakupy.
-Ian? Co Ty do cholery robisz w moim mieszkaniu? – Zapytałam patrząc na niego.
-Odebrałem Lauren z lotniska, bo Kate coś wypadło i dała mi klucze. – Wzruszył ramionami.
-Świetnie. – Rzuciłam sucho i weszłam do kuchni. – Możesz już iść, zaczekam na nią.
-Caroline, co się dzieje? – Zapytał stając w futrynie. – Od domówki u mnie w ogóle się nie odzywałaś.
-Widocznie nie miałam czasu. Wpadłeś na to, to nie boli.
-Nie miałaś czas na jedno połączenie bądź jedną wiadomość? – Spojrzał na mnie smutno.
-Nie. – Odparłam krótko pakując zakupy do lodówki. – Coś jeszcze?
-Spałaś z nim?
-Z kim? – Spojrzałam na niego zamykając lodówkę.
-Z Nathanielem. Zniknęliście w nocy i rano też Cię już nie było. – Odpowiedział siadając przy stole.
-Nie przypominam sobie żebym Cię zapraszała na kawę. – Rzuciłam patrząc na niego. – Nie, nie spałam z nim, chociaż to i tak nie Twoja sprawa.
-Tak naprawdę to wolę herbatę. – Uśmiechnął się delikatnie wstając. – Nie będę Ci przeszkadzał. – Dodał wychodząc z kuchni. Westchnęłam ciężko.
-Owocowa czy czarna? – Krzyknęłam za nim.
-Co? – Odwrócił się.
-Pytam, jaką chcesz herbatę. – Zapytałam stawiając kubki na blacie.
-Jaką mi zaparzysz. – Zaśmiał się cicho i usiadł ponownie przy stole.
-Jesteś głodny? – Zapytałam stawiając przed nim herbatę.
-Czemu jesteś nagle taka miła?
-Bo mi zależy na Tobie dupku. – Syknęłam. – Jesteś głodny czy nie?
-Jestem. – Zaśmiał się. – Zrobisz mi naleśniki?
-Masz jeszcze wymagania? – Spojrzałam na niego i uniosłam brew, ale widząc jego zadziorny uśmiech podniosłam ręce w górę. – Okej, zrobię naleśniki.

***

-Wróciłam! – Usłyszeliśmy Manie w przedpokoju.
-Kuchnia! – Rzuciłam krótko. Zjedliśmy naleśniki i pijemy kolejną herbatę z rzędu rozmawiając o wszystkich możliwych głupotach. Dowiedziałam się, że nikt z jego rodziny nie popiera tego małżeństwa oprócz jego starszej siostry, ale nie przyznał się, że to małżeństwo czysta inwestycja. Wciąż upiera się przy miłości i wiecznego oddania.
-A co Ty robisz w kuchni? Znowu wpierdalasz pół lodówki, bo masz okres? – Krzyknęła.
-Dzięki… - zaśmiałam się pod nosem.
-O heeeej przystojniaku. – Do kuchni weszła moja siostra. – Nie wiedziałam, że masz gościa.
-Zauważyłam. – Zmierzyłam ją wzrokiem. – Chcesz coś pić?
-Sok, zimny. Bardzo zimny. Najlepiej zimny. – Śmiała się siadając przy stole.
-Proszę. – Postawiłam przed nią szklankę. – Gdzie byłaś?
-Na zakupach.
-Co kupiłaś?
–Kilka ubrań, ale i dla Ciebie coś mam. – Poruszyła brwiami śmiejąc się.
-Co? – Zaciekawił się Ian, a ja razem z nim.
-Pokaże wam. –zaklaskała w dłonie i poszła do przedpokoju, a po chwili wróciła z kilkoma torbami.
-Boje się… - szepnęłam do Iana, a on tylko się zaśmiał.
-Proszę. – Podała mi najpierw małą torebeczkę. – Na samotne wieczory.
-Wino? – Zaśmiałam się zaglądając do środka. – O matko, Lauren! – Zamknęłam torebkę.
-Co to jest? – Zapytał Ian i zabrał torebkę, a moja siostra śmiała się jak wariatka. –Wibrator? – Zaśmiał się wyciągając gumowe, fioletowe przyrodzenie. – Tak trochę do mojego podobny, nie? – Spojrzał na mnie machając mi nim przed nosem.
-Nie sądzę. – Odparłam zalewając się rumieńcem. – Postradałaś zmysły? Po co mi to?
-Na samotne wieczory. Każda kobieta powinna mieć wibrator, a mówiłaś, że Twój już się wytarł. – Wzruszyła niewinnie ramionami.
-Wytarł? – Ian oparł się o oparcie krzesła i śmiał się na głos. – Dobrze się bawisz.
-Mania! – Jęknęła chowając twarz w dłoniach. – Śpisz dziś w kuchni, pod lodówką.
-Tam jest Twoje miejsce. – Odparła oburzona. – Idę się przebrać w coś wygodnego. – Puściła mi oczko. – Te torby też są dla Ciebie, ale to ubrania. Zaniosę do Ciebie.
-Twój brat też jest takim wariatem? – Zapytał Ian, kiedy Mania opuściła kuchnie.
-On jest bardziej poważny jak na swój wiek. – Rzuciłam krótko myjąc naczynia.
-Jak Ty? – Stanął za mną. Czułam wyraźnie jego oddech na karku i ciepło, które biło od niego.
-Jak ja. – Zaśmiałam się nerwowo.
-Wiesz…- zaczął odwracając mnie do siebie. – Chętnie bym wypróbował na Tobie Twój prezent. – Zaśmiał się przyciskając mnie do blatu.
-Nie masz mi nic innego do zaproponowania, więc proponujesz mi jakąś gumową zabawkę na baterie? – Zapytałam wycierając dłonie w ręcznik. –Trochę słabo, myślałam, że stać Cię na coś więcej.
-Jesteś śliczna, kiedy udajesz taką waleczną i pewną siebie. – Uśmiechnął się łapiąc moją twarz w dłonie. – Poprawka. Zawsze jesteś śliczna. – Mruknął muskając moje usta.
-Tak…zawsze…-szeptałam zamykając oczy i opierając dłonie o jego klatkę piersiową. Pocałował mnie delikatnie kciukami gładząc moje policzki. Całował mnie zmysłowo i delikatnie jak nigdy, tak jakby nasz pocałunek był naszym ostatnim. Jak zaraz miałby wyjechać na koniec świata i nigdy mielibyśmy się już nie spotkać.
- Chcę być tym przyjacielem, w którym się beznadziejnie zakochasz. Wiesz? – Spojrzał mi w oczy, a jego dłonie zsuwały się na moją szyję. - Tym, którego weźmiesz w ramiona i do swojego łóżka, i do osobistego świata w swojej głowie. Takim, który zapamięta rzeczy, które mówisz, i kształt Twoich ust, kiedy je mówisz. – Pocałował mnie, a raczej delikatnie dotknął moich warg swoimi.- Chcę znać każdą krzywiznę, każdy pieg, każde drżenie Twojego ciała. – Uśmiechnął się obejmując mnie w pasie. - Chcę wiedzieć, gdzie Cię dotykać. Chcę wiedzieć, jak Cię dotykać. Chcę wiedzieć, jak Cię przekonać, żebyś stworzyła uśmiech tylko dla mnie. Chcę być Twoim najlepszym przyjacielem.
-Tylko przyjacielem? – Zapytałam kładąc głowę na jego ramieniu.
-Tylko tyle mogę perełko. – Szepnął ponuro gładząc moje plecy. - Nie przyzwyczajaj się do mojej dłoni splątanej z Twoją, nie przyzwyczajaj się do dźwięku mojego śmiechu, ani obrazu mojego uśmiechu. Nie zapamiętuj rys mojej twarzy, ani częstotliwości oddychania. Nie wspominaj jak wyglądał mój wyraz twarzy, gdy coś mnie gnębiło, wkurzyło czy po prostu było mi obojętne. Nie zastanawiaj się gdzie mogę teraz być, co robić i z kim rozmawiać. Nie dopuszczaj do myśli o mnie przed snem, ani zaraz po obudzeniu się. Nie pisz do mnie po alkoholu czy innych substancjach wyskokowych z wyznaniem wielkiej miłości. Nie przytulaj znienacka ani nie szukaj mojej dłoni, gdy w końcu puszczę Twoją. – Odsunął mnie od siebie. - Nie zakochuj się we mnie.. – Wsunął ręce do kieszeni. Chciałam wyznać mu prawdę, powiedzieć, że już za późno, że już go pokochałam, ale wiedziałam, że to na nic. Zacisnęłam zęby i odgarnęłam włosy z czoła.
-Wróciłam. – Do kuchni weszła moja siostra. – Przeszkadzam?
-Nie. – Uśmiechnęłam się. – Ian i tak już wychodzi. – Spojrzałam na niego.
-Miło było Cię poznać. – Uśmiechnął się w kierunku Lauren. – Do zobaczenia na ślubie. – Powiedział w moją stronę i pocałował mnie w policzek.

***
Około dwudziestej usiadłam w salonie po gorącym i relaksującym prysznicu. Moja siostra totalnie zwariowała. Na stole stały przekąski, sushi, świeczki i czerwone wino.
-Co to za okazja? – Spojrzałam na nią siadając na kanapie i przykrywając się kocem.
-Przyjechałam, hello. To chyba dobra okazja. – Zaśmiała się nalewając wina.
-Raczej minuta ciszy. – Śmiałam się patrząc na nią. – Za co? – Zapytała unosząc lampkę wina.
-Za życie! – Stuknęła się ze mną. – Co się wydarzyło w kuchni? Od obiadu bardzo mało się odzywałaś. – Usiadła obok mnie.
-A co miało się wydarzyć? Myłam naczynia i tak o, rozmawiałam z Ianem. Nic nadzwyczajnego. – Uśmiechnęłam się zajadając sushi.
-Kłamiesz. Zawsze jak kłamiesz to odwracasz wzrok i się uśmiechasz w ten sam, dziwny sposób.
-Okej, masz mnie. – Westchnęłam. – Powiedział, że… powiedział wiele słów, ale wszystko sprowadzało się do tego, że i tak nie będziemy razem, a ślub i tak się odbędzie.
-Czemu nie możesz pogodzić się z tym ślubem?
-No tak. Nic nie wiesz. On jej nie kocha. On nie chce tego ślubu. Ojciec Nikki zapłacił kupę pieniędzy na fundację Iana, a on w zamian za to bierze ślub z Nikki, oczywiście jej rodzice nie wiedzą, że to po prostu transakcja. Coś za coś. On da Nikki nazwisko, a ona załatwiła pieniądze.  – Wytłumaczyłam jej pijąc kolejną lampkę wina.
-Przecież to okrutne! – Wyprostowała się. – Dlaczego on Cię nie słucha?
-On nawet nie wie, że ja wiem o tym. Nikt nie może go odciągnąć od tego pomysłu. Rodzice. Przyjaciele. Więc co ja mogę? Nic.
-Care…- usiadła bliżej mnie łapiąc za dłoń. – Wierzę w Ciebie i w Twój dar przekonywania. Pamiętaj, że każdą walkę, którą zaczynasz to zawsze wygrywasz. Nie poddawaj się, nigdy.
-Nigdy. – Uśmiechnęłam się lekko przytulając ją.

___


Z przyjemnością informuje, że zostałam nominowana przez Alikus z http:// http://shook-us5-opowiadanie.blog.onet.pl/
Bardzo dziękuję!
 „Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na pytania otrzymane od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz kilka osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im pytania. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował”.

Moje odpowiedzi: 
1)      Co lubisz w pisaniu bloga?
Najbardziej lubię to, że mogę dać upust swojej wyobraźni i na pewno w jakiejś części emocjom – złym czy też dobrym, zależy od dnia.
2) Jakie są Twoje sposoby na brak weny, wyjście z dołka?
Nie mam takiego sposobu. Jak nachodzi mnie brak weny to po prostu czekam, w końcu kiedyś musi minąć, prawda? Wyjście z dołka – rzadko w takowym się znajduję :D
3) Jaka są Twoje 3 ulubione piosenki?
Nie mam ulubionej piosenki, zmienia się w zależności od dnia, humoru czy też wydarzeń w życiu. Jeżeli jednak miałabym wybrać to:
Whitney Houston – I have nothing
Beyonce – Listen
Christina Aguilera – Bound to you
4) Jakie 3 książki byś poleciła innym i dlaczego?
Kurczę, ciężko jest polecać książkę dlatego iż każdy ma inny gust jednakże wielokrotnie czytałam 50 twarzy Greya i polecam każdemu – znajdźcie drugie dno tej książki ;). Cóż jeszcze, jeżeli lubicie wampiry – saga o Błękitnokrwistych na pewno wam się spodoba :>. O! Upiory – Jo Nesbo J
5) Jakie 3 filmy poleciłabyś innym i dlaczego?
3 metry nad niebem – wyciskacz łez i przykład, że nie zawsze miłość może przetrwać wszystko.
Listy do M. – lekkie, polskie i śmieszne!
Ostatni samarytanin – kino akcji z przystojnym Ianem Somerhalderem, kto by się nie skusił? :P
6) Jakbyś opisała siebie trzema słowami?
Idealna, błyskotliwa, piękna.
Żart, nie jestem aż takim narcyzem :D
Asertywna, zabawna, realistka.
7) Jakie jest Twoje ulubione danie?
Ale… tylko jedno danie? L dobra to… spaghetti!
8) Jaka jest Twoja ulubiona bajka z dziecięcych lat?
Księżniczka łabędzi <3
9)  Jaką jedną rzecz zabrałabyś na bezludną wyspę?
Komórkę :D
10) Jak widzisz swoją przyszłość za 5-10 lat?
Dom, gromadka dzieci, kochający mąż i pies!


Nominuje:
Nie wiem czy można nominować blogi, które już zostały nominowane jeżeli nie to przepraszam, a jeżeli tak to nominuję:
2) Someone
http://youaretoocomplicated.blogspot.com/
3) Dziennik ksiazkoholiczki – 
http://dziennikksiazkoholiczki.blog.pl

Jeżeli odwiedzają mnie inne blogi – was także nominuję. Przyłączcie się do zabawy!
PS: Jeżeli blogi, które już brały udział nie mogą być nominowane drugi raz, zostawcie odpowiedzi w komentarzu! J

Moje pytania:
1) Skąd czerpiesz pomysł na swoje opowiadanie?
2) Co Cię motywuje do pisania?
3) Jeden film, który każdy musi zobaczyć?
4) Oglądasz jakieś seriale? Podaj tytuł, jeżeli tak.
5) Jaki jest Twój ulubiony aktor?
6) Za jakim zespołem/wokalistą bądź za jaką wokalistką szalałaś za młodych lat?
7) Ulubiona kreskówka?
8) Jesteś pesymistką czy optymistką?
9) Jakie według Ciebie jest najpiękniejsze miejsce na ziemi?
10) Gdzie chciałabyś mieszkać?










poniedziałek, 1 lutego 2016

Rozdział 25

14.07
Ostatni czas był dla mnie naprawdę pracowity. Nie dość, że od rana do wieczora siedziałam w pracy robiąc projekty to sprawy z Ianem nijak się nie zmieniły. Pomimo wielu rozmów, podchodów, spacerów, spotkań i wspólnych nocy zdania nie zmienił. Na nic zdały się moje prośby odnośnie przemyślenia decyzji podjętej przez niego. Opadłam z sił i mimo, że się nie poddałam na razie nie mam ochoty dalej się tym zajmować. Ślub za dwa tygodnie. Zostały mi dwa tygodnie.

Od czterech dni jestem w Atlancie. Oczywiście zaprosiła mnie razem z Kate, Kat. Moja przyjaciółka ma okazje spędzić czas ze swoim chłopakiem, a ja mogę dalej oddać się pracy i przy okazji być bliżej Iana. Czyż to nie cudowny układ? Dziś wieczorem jest domówka w mieszkaniu, a raczej apartamencie Iana. Okazja? Ciężko stwierdzić… część będzie świętować jego ślub, a część koniec zdjęć na planie. A ja? Po co tam idę? Dobre pytanie.

***
-Kochanie. Czy przysłali Ci już garnitur na nasz ślub?
-Ta, wisi w szafie. – Rzuciłem oschle siedząc na kanapie i czytając gazetę. – Jeszcze jakieś pytania?
-Cieszysz się? Niedługo będę Twoją żoną. – Zaświergotała niczym ptaszek stojąc przy oknie.
-A jak myślisz? Widzisz żebym skakał z radości?
-Oh… Mógłbyś wykazać więcej entuzjazmu. – Rzuciła oburzona pijąc herbatę.
-Wystarczy, że będę udawał cały wieczór jak bardzo Cię kocham i jak bardzo nie mogę doczekać się naszego małżeństwa.
-Musisz dobrze grać przed tą…jak jej było?
-Caroline. – Syknąłem rzucając gazetę na kuchenny stół. – Mam serdecznie tego dość. Ciebie. Twoich rodziców. Tej całej szopki. – Oparłem się o kuchenny blat.
-Masz z tego profity. Czyż to nie piękny układ? Ja będę mieć nazwisko, a ty pieniądze na Twoją żałosną fundację.- Zaklaskała w dłonie.
-Nadejdzie dzień, w którym zrozumiesz, że gdy tylko fundacja stanie na nogi ja złoże papiery rozwodowe. – Rzuciłem krótko i poszedłem do swojej sypialni.
-Nigdy nie dam Ci rozwodu. – Krzyknęła za mną.

***

-Witam, witam. Zapraszam do środka. – Słyszałam całkiem radosny głos Iana zapraszającego kolejne osoby do swojego mieszkania. Stałam na tarasie razem z Kat i dyskutowałyśmy o projekcie popijając pinacoladę. Ściągnęłam ze swoich ramion jeansową kurtkę i wróciłam z powrotem do salonu. Roiło się tam od ludzi, których kompletnie nie znałam, ale dwa poprzednie drinki z pewnością dodały mi odwagi.
-Cześć śliczna. – Usłyszałam za swoimi plecami charakterystyczny, ciężki i męski głos.
-Mikel! – Uśmiechnęłam się promiennie. – Co u Ciebie? – Przytuliłam go i pocałowałam w policzek.
-Raz lepiej, a raz gorzej. Co Cię przywiało do Atlanty?
-Interesy. – Zaśmiałam się. – Projektuje mieszkanie Graham, a przy okazji jestem tutaj. Świętując sama nie wiem co, pijąc drink za drinkiem, aby lepszym okiem patrzeć na przyszłą żonę Iana. Czyż to nie piękny wieczór? – Dodałam wlewając alkohol do szklanki.
-Nie lubisz Nikki? – Zapytał stając z boku, a po chwili pochylił się do mojego ucha. – Jak dwie trzecie tego mieszkania.
-Powód jest taki sam? – Spojrzałam na niego.
-Oczywiście. Wierzę, że dasz radę go powstrzymać. Wszyscy w Ciebie wierzymy mała…
-Nie pokładajcie we mnie nadziei. – Oparłam dłonie o blat. – Ian nie słucha nikogo, rozumiesz? Nikogo. Trzyma się tej decyzji dwoma rękoma i nie myśli o tym żeby puścić.
-Kochasz go…
-To za duże słowo. Chce jego szczęścia, to wszystko. Nie drąż…-położyłam rękę na jego klatce piersiowej i odeszłam od niego. Wróciłam na taras, ale niestety nie było tam mojej przyjaciółki ani Kat tylko na moje nieszczęście Nikki.
-Oh. Caroline.. Jak miło…
-Nie zaczynaj. – Spojrzałam na nią srogo. – Wiem o wszystkim. Wiem, że Ian Cię nie kocha. Wiem, że zmuszasz go do tego ślubu. Wiem, że to wszystko jedna wielka ściema.
-Bystra jesteś. Sama na to wpadłaś czy ta ciemna małpka Katherina Graham Ci pomogła? – Zaśmiała się siadając przy stole.
-Daruj sobie. Nie dopuszczę do tego ślubu.
-Ah tak? – Rozsiadła się. – A co zrobisz? Popłaczesz się? Wstaniesz w kościele? Porwiesz Iana? Skarbie… nie wygrasz ze mną.
-Założymy się? – Pochyliłam się nad stołem patrząc jej głęboko w oczy. – Nie uda Ci się go usidlić.
-Założymy się? – Sparodiowała mnie. – Ian ma w tym interes. Poza tym, co Ty masz skarbie do zaoferowania? Nic. Jedyne, co jest w Tobie fajne to twój tyłek. To wszystko.
-Po pierwsze nie przypominam sobie, abym była Twoim skarbem. Po drugie to Ty jesteś tylko kartą przetargową i nic poza tym, a po trzecie…mój tyłek wciąż jest lepszy niż Twoja twarz. – Wyprostowałam się.
-Waleczna jesteś, ale to dobrze. Lubię fajerwerki w swoim życiu. – Uśmiechnęła się. – Fajnie się spało z moim facetem? Szybko rozkładasz nóżki.
-Oh. Nie spałam z nim raz i wiesz co? Jeżeli zechce to dziś też mnie przeleci, w Twojej pościeli. – Warknęłam zabierając swoją kurtkę.
-Swoją drogą…-uniosła głos za mną. – Twój były mąż robił całkiem niezłą minetę. Nie sądzisz? – Zaśmiała się, a ja stanęłam jak wryta. Zabolało. Jednak wiedziałam, że nie dam się sprowokować.
-To tłumaczy skąd załapał opryszczkę. – Uśmiechnęłam się i wróciłam do mieszkania. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w toalecie, ale po drodze wpadłam na przystojnego bruneta.
-Nic Ci nie jest? – Zapytał trzymając mnie za ramiona.
-Nie. Wszystko ok. Dzięki. – Spojrzałam na niego uśmiechając się delikatnie.
-Jestem Nathaniel.
-Caroline, miło mi. – Podałam mu rękę, którą on delikatnie pocałował.
– Drinka?
-Za chwilę, skorzystam tylko z toalety. – Uśmiechnęłam się wymijając go.

***

-Mówię Ci, w Australii kangury stoją przy drogach jak rasowe prostytutki. – Z całkowitą powagą Nate popijał kolejnego drinka, a ja śmiałam się w niebogłosy. Siedziałam bokiem do niego, a moje nogi spoczywały na jego udach.
-Chyba muszę przyjechać do tej Australii i zobaczyć na własne oczy te kangury. – Dodałam ze śmiechem dopijając drinka.
-Zapraszam do siebie. – Uśmiechnął się zadziornie.
-A będę spać z Tobą w jednym pokoju? – Szepnęłam mu zalotnie do ucha.
-Możesz spać nawet pode mną. – Poruszył zabawnie brwią, na co znów wybuchłam śmiechem. – Teraz.  – Dodał po chwili gładząc moje udo. Zegar wskazywał, że za kilka minut już druga. Każdy ma szampański nastrój. Alkohol leje się litrami. W głowie mi szumi.
-Chodź. – Rzuciłam szybko wstając i ciągnąc go za sobą w stronę pokoju gościnnego.