28.07
Dziś. Właśnie dziś. Ślub Iana. Całą noc nie mogłam spać.
Moja twarz zalewała się potokami łez. Serce pękło ponownie, a ja? Leżałam w
łóżku i nie miałam siły się ruszać. Wszystko nagle się rozsypało. Pękło jak
bańka mydlana. Nie miałam siły z kimkolwiek rozmawiać. Nie miałam siły wstać i
zjeść czegokolwiek czy chociaż napić się kawy. Leże w tych samych ubraniach, w
których przyjechałam do Iana. Mam na sobie ten sam makijaż, chociaż nie wygląda
już tak doskonale. Nie miałam w sobie uczuć. Czułam się pusta. Czułam się
rozżalona. Czułam się nikim. Straciłam go. Na zawsze. Czy mam jeszcze jakieś
marzenia? Mieć Go w dalszym ciągu. Być z Nim, tworzyć razem ten perfekcyjnie
nieidealny świat. Walczyć z Jego zazdrością, kiedy nie dociera do Niego nic, a potem,
gdy ochłonie, zaczyna rozumieć, pozę jakiego idioty przyjął. Walczyć ze sobą i
nie ograniczać Go. Wspierać w Jego pasji, bo jest genialny, a Jego zapał, jeśli
zgaśnie, to pomogę mu znaleźć się na nowo.
Zamieszkać razem. Wspólnie gotować, za każdym razem wychodzi nam to
epicko. Spać z Nim, bo kocham, kiedy odsuwam się o kilka centymetrów, a On
przysuwa się automatycznie i przytula mnie do siebie. Patrzeć ciągle na Jego
uśmiech i w te cudowne niebieskie oczy, które mówią mi wszystko. Całować się z
Nim. Kochać się z Nim. Przytulać najmocniej, bo uwielbiam te ramiona. Jego
pragnę, Jego chcę - jest moim z każdą minutą coraz bardziej zdobywanym
marzeniem, które nigdy nie dobrnie do końca, bo nigdy nie będzie mi Go dosyć.
Niestety – on nigdy ni będzie mój. Wszystko się skończyło w momencie, w którym
serce poczuło gorzki smak miłości. To wtedy, kiedy wtargnął smutek i tęsknota, życie
straciło swój cały sens. Dusza umiera, kiedy traci się ukochaną osobę, a wtedy
też cały świat przybiera czarno-biały kolor. Straciłam kolejną osobę. Nie ma
radości, marzenia gubią swój sens, a nadzieja powoli znika. Spoglądasz na
otaczającą Cię rzeczywistość, ale nic nie widzisz. Nie masz sił żyć. Wszystkie
plany na przyszłość, jakie zostały stworzone wyparowują. Pozostają łzy i
niedosyt. Nagle trafiasz na samo dno, a później czeka Cię tak długi proces
regeneracji, gojenia ran i zapominania o wszystkim, co złe. Nie jest łatwo, bo
miłość została zakorzeniona bardzo głęboko, ale czas pomaga. Wierzę w to. Lubię
gubić się w jego ramionach, zaciągać się zapachem ciała, jak najdroższym
cygarem na świecie. Dotykać idealnych rzeźb jego brzucha i całować po szyi, by
podarować mu rozkosz. Kocham wplątywać palce w jego włosy i wbijać wzrok w
błękit oczu. Daję mu poczucie świadomości, iż jest tylko dla mnie. Kocham go,
do szaleństwa i największej głupoty. Nie mam już cierpliwości do pewnych
rzeczy, nie, dlatego, że stałam się arogancka, ale po prostu, dlatego, że
osiągnęłam taki punkt w moim życiu, gdzie nie chcę tracić więcej czasu na to,
co mnie boli lub mnie nie zadowala. Nie mam cierpliwości do cynizmu,
nadmiernego krytycyzmu i wymagań każdej natury. Straciłam wolę do zadowalania
tych, którzy mnie nie lubią, do kochania tych, którzy mnie nie kochają i
uśmiechania się do tych, którzy nie chcą uśmiechnąć się do mnie. Już nie spędzę
ani minuty na tych, którzy chcą manipulować. Postanowiłam już nie współistnieć
z udawaniem, hipokryzją, nieuczciwością i bałwochwalstwem. Nie pasuję do
plotkowania. Nienawidzę konfliktów i porównań. Wierzę, w świat przeciwieństw i
dlatego unikam ludzi o sztywnych i nieelastycznych osobowościach. W przyjaźni
nie lubię braku lojalności i zdrady. Nie rozumiem także tych, którzy nie wiedzą
jak chwalić lub choćby dać słowo zachęty. Mam trudności z zaakceptowaniem tych,
którzy nie lubią zwierząt. A na domiar wszystkiego nie mam cierpliwości do
wszystkich, którzy nie zasługują na moją cierpliwość. Taka jestem i trudno
znaleźć osobę, która bezgranicznie by mnie pokochała.
***
Godziny ciągnęły mi się bez końca. Już dziś stanę obok
Nikki przy ołtarzu ślubując jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Nie
będzie już miejsca dla mnie. Teraz będziemy tylko my i nasz super, szczery i „nieudawany”
związek. Dziś pewnie popełnię największy błąd swojego życia, ale wierze, że to
słuszna decyzja. Postawiłem na nogi swoją fundację i mogę pomagać. To moje
oczko w głowie…zaraz po Caroline, która nie odzywa się ode mnie od ostatniego
ranka. Jestem okropnym człowiekiem. Robiłem mojej małej brunetce nadzieję, ale,
po co? Po to żebym sam poczuł się lepiej. Po to żebym zaznał odrobiny szczęścia
zanim całe moje życie wywróci się do góry nogami. Zraniłem ją i wiem, że ona
nigdy mi nie wybaczy. Straciłem ją, ale to dobrze. Wierze, że odnajdzie swoje
szczęście z innym i teraz już odpowiednim mężczyzną. Będę cieszył się jej
szczęściem. Każdego smutnego ranka, kiedy nie będę mógł mieć jej przy sobie.
-Jesteś gotowy? – Do mojej sypialni wszedł mój brat,
kiedy przed lustrem zapinałem koszulę.
-Jeszcze chwilę, ile mam czasu? – Spojrzałem na jego
odbicie.
-Za dwadzieścia minut jedziemy. – Odparł siadając na
łóżku. – Czy Ty..
-Nie zaczynaj Bobby. Nie czas na takie rozmowy. – Rzuciłem
krótko.
-Jak chcesz, ale wiesz, że popełniasz błąd. – Poklepał
mnie po ramieniu i wyszedł z pokoju. Zawiązałem krawat i z wieszaka zdjąłem
marynarkę. Założyłem ją i instynktownie zajrzałem do kieszeni po wewnętrznej
stronie. Kartka. Wziąłem ją w dłonie i szybko rozwinąłem, od razu rozpoznałem
pismo Caroline.
„ Dzień dobry,
proszę Pana. Nie wiem, na czym stoję. Nie wiem czy trzęsą mi się kolana czy to
tylko trzęsienie ziemi. Nie jestem pewna jutra, nie wiem czy zostanie Pan przy
mnie. Cholera. Nawet nie wiem czy Pana mam. Chciałabym sobie Pana
przywłaszczyć. Zamknąć w swoich czterech ścianach i móc nazywać je naszymi.
Chciałabym mieć całodobowy, wyłączny dostęp do Pana. Skomplikowane relacje.
Niedopowiedzenia. Może to tylko układ bez zobowiązań. Jeśli tak, czy mógłby Pan
patrzeć w moje oczy nieco mniej zobowiązująco? Udanej ceremonii, C.”
Odłożyłem kartkę na komodę, założyłem nowe, lśniące buty
i opuściłem sypialnie. Czas na ślub.
***
Ślub miał odbyć się w niewielkim kościele na obrzeżach
Los Angeles równo o 20. Usiadłam na drewnianej ławce w pięknej, długiej,
granatowej sukni dwadzieścia minut wcześniej. Poprawiłam swoja pofalowane włosy
i po głębszym oddechu podniosłam głowę w górę. Każdą ławkę zdobiły piękne, różowe
róże. Wszystko było ustrojone ładnie i elegancko, w totalnym stylu Nikki.
-Jak się czujesz? – Obok mnie usiadła Kate w skromnej,
pomarańczowej sukience.
-Tak jak może czuć się kobieta, która patrzy na ślub
faceta, na którym jej zależy. – Zaśmiałam się. – Gdzie Matt?
-Przed kościołem rozmawia z kimś. – Wzruszyła ramionami.
– Ciężko mi siedzieć tutaj, z Tobą i patrzeć na to wszystko, naprawdę. – Szepnęła
łapiąc mnie za dłoń.
-Wiem, ale przetrwamy to…razem. – Uśmiechnęłam się
ściskając jej palce.
-Razem. – Powtórzyła za mną całując mnie w policzek.
Wygładziłam materiał sukni i czekałam na moment, gdy usłyszę pierwsze dźwięki
organów. Minuty mijały, a kościół wypełniał się z każdą chwilą coraz bardziej.
Ludzie szeptali, wszyscy wyczekiwali Iana i Nikki. Na próżno.
-Co się dzieje? – Matt spojrzał na mnie.
-Nie mam pojęcia, nie mam kontaktu z Ianem. – Wzruszyłam
ramionami patrząc na telefon. Zegar pokazywał kwadrans po 20.
-Może coś się stało? – Zapytała Kate patrząc to na
swojego chłopaka to na mnie.
-Wypluj to. – Powiedziałam srogo.
-Nie mogę, mam nowe buty. – Puściła mi oczko. Usłyszałam
odgłosy zachwytu. Przez środek kościoła biegła Nikki w śnieżnobiałej sukni w
stronę ołtarza. Złość malowała się na jej twarzy.
-Chyba Ci się udało…-usłyszałam za swoimi plecami.
Odwróciłam się i ujrzałam Mikela i Kat.
-To znaczy? – Spojrzałam na nich.
-Ian się nie pojawił. Miał przyjechać z bratem i
szwagrem. Cała trójka się nie pojawiła. Nie odbierając telefonu. Nie dzwonili.
Nie pisali. Jesteś wielka maleńka. – Brunet uśmiechnął się.
-Naprawdę wielka. – Dodała Kat.
-Proszę Państwa. – Przed ołtarzem stanął starszy
mężczyzna. – Ślub zostaje odwołany. Proszę nie zadawać więcej pytań i udać się
w stronę wyjścia. Spotkanie weselne oczywiście odbędzie się w miejscu, w którym
zostało zaplanowane. Do zobaczenia.
-Udało się. – Szepnęłam sama do siebie i wstałam z ławki.
Bokiem wyszłam przed kościół. Wykręciłam numer do Iana, ale nie odebrał ode
mnie telefonu. Rozmyślił się? Utknął w korku? Tyle pytań, ale brak odpowiedzi.
-Jesteś z siebie zadowolona? – Zapytała Nikki idąc w moją
stronę trzymając w rękach dół swojej sukni. –Zniszczyłaś mój ślub! – Syknęła ze
złością stając naprzeciwko mnie.
-Ja? Nie. Ty to zniszczyłaś. Ja tylko pomogłam
doprowadzić to do końca. Wygrałam. – Uśmiechnęłam się do niej zamykając
kopertówkę. – Piękna suknia, może przyda się następnym razem. – Dodałam
wymijając ją.
-Zemszczę się. – Krzyknęła za mną.
-Skarbie…-stanęłam i odwróciłam się do niej. – Dobro
zawsze wygrywa.
***
-Na pewno nie chcesz zostać u
mnie? – Zapytała Kate, gdy otwierałam samochód.
-Nie. Chce się w końcu wyspać.
– Uśmiechnęłam się do niej. – Spotkamy się na dniach na obiedzie, co Ty na to?
– Zapytałam całując ją w policzek.
-Mogę się dołączyć? – Zapytał
Matt obejmując moją przyjaciółkę.
-Oczywiście. – Zaśmiałam się.
– W razie jakby dzwonił Ian, daj znać. – Dodałam przytulając go. Wsiadłam do
samochodu i odjechałam z parkingu. Cieszyłam się. Naprawdę udało mi się czegoś
dokonać. Szkoda tylko, że Ian nie dzwoni ani nie daje znaku życia. Wiem jednak,
że teraz jestem w stanie osiągnąć wszystko. Pod dom zajechałam około 22.
Padałam z nóg i jedyne, o czym marzyłam to ściągnąć tę sukienkę i położyć się
do łóżka. Weszłam do domu i zapaliłam światło. Wybrałam ponownie numer do Iana.
Usłyszałam dzwonek w swoim salonie. Odłożyłam telefon i weszłam do środka.
Tyłem do mnie, przy oknie stał Ian w ślubnym garniturze.
-Ian?
-Miałaś rację. – Zaśmiał się.
– Popełniłbym najgorszy błąd swojego życia.
-Boże, tak się
cieszę…myślałam, że….Że to koniec. – Podeszłam do niego.
-Przepraszam. – Odwrócił się w
moją stronę. – Naprawdę. – Dodał przyciągając mnie do siebie.
-Jestem zmęczona, chodźmy już
spać. – Pogłaskałam go po plecach i pociągnęłam za sobą.
Hej kochana :-)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze boski, cudny i emocjonujący...
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Ian w końcu zmądrzał i nie wziął ślubu z Nikki. Mam nadzieję, że teraz nic ani nikt nie stanie na przeszkodzie miłości Care i Iana.
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
Tak!
OdpowiedzUsuńTak!
Tak!
Na to czekałam i na to liczyłam :D
Jednak przystojniaczek nie jest taki głupi :D
W końcu podjął dobrą decyzję...Dobrze że nie doszło do tego ślubu..
Teraz mam nadzieję że Ci oboje w końcu będą szczęśliwi!
Czekam na kolejny!
Buziaki :***
O BOZE !!! a juz myslalm ,ze jednak wezmie z nia slub. Rozdzial jak zwykle genialny !! :D Mam nadzeje ,ze beda razem i bada zyc dlugooo i szczesliwie :)
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńDzięki Bogu, że się w końcu opamiętał. Mam jednak wrażenie, że czeka ich jeszcze sporo rozmów i wyjaśnień. Boję się, że Nikki jeszcze się pojawi. Ale serio, serio? Poszli po prostu spać? SERIO?
No to teraz zostaje mi tylko czekać na następny.
Pozdrawiam gorąco! Buziaczki :-*
PS. U mnie nowy. Mam nadzieję, że zajrzysz.
Hej!
OdpowiedzUsuńU mnie nowy! Powiedzmy, że na walentynki!
;-)
Zapraszam
Im więcej czytam tym bardziej podoba mi się :D
OdpowiedzUsuńYeah!
OdpowiedzUsuńY E A H!
Masz szczęście :D
W końcu nadrabiam, i o takie cuda miodki mi chodziło!
Cudownie, ze Ian w końcu się opamiętał! Mam tylko nadzieję, że nie zrobisz z tego draki, i to nie sen, co? Proszę?
Czytam dalej!