sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 16

Złapałam w pośpiechu klucze od samochodu i szybkim krokiem opuściłam swój dom. Wsiadłam do samochodu stojącego na podjeździe i z piskiem opon opuściłam miejsce parkingowe. Skierowałam się prosto na autostradę w stronę LA. Za niecałą godzinę powinnam być w miejscu docelowym. 
-Care? Co Ty tu robisz? – Drzwi otworzył mi Ian.
-Jesteś sam? – Zapytałam cicho trzymając przy sercu spory plik wydrukowanych kartek.
-Tak, wejdź. – Otworzył szerzej drzwi, abym mogłam przejść w głąb salonu. – Co się stało? – Spojrzał na mnie uważnie.
-Od kiedy wiedziałeś? – Rzuciłam kartki na stół, część z nich spadła na ziemie. – To wszystko to są zdjęcia Jensena z kochankami. Aktorki. Modelki. Piosenkarki. Popatrz…-wskazałam dłonią na kartki na ziemi. – Ty także tam byłeś! Jak długo mnie oszukujesz?! Jak długo się pytam. – Zaczęłam uderzać pięścią w jego tors.
-Uspokój się! – Krzyknął przyciągając mnie do siebie i zamykając w żelaznym uścisku. – Już spokojnie…-szepnął czulej gładząc moje plecy.
-Jak długo…-powtarzałam w kółko płacząc. Przytulił mnie mocno i zaprowadził na kanapę. Usiadłam niepewnie wycierając łzy. Ian bez słowa okrył mnie kocem i poszedł do kuchni zaparzyć herbatę. Po chwili wrócił z błękitnym kubkiem.
-Proszę, wypij. – Powiedział cicho siadając obok mnie. Złapałam w dłonie ciepłe naczynie i upiłam łyk naparu. Melisa.
-Powiesz mi? –Szepnęłam cicho nawet na niego nie patrząc.
-Jensen nigdy nie przerwał zdrad. Nigdy. Zdradzał Cię cały czas będąc na planie. To, że nie wchodziłaś na portale było dla niego czymś idealnym. Skąd masz te zdjęcia?
-Mania, moja siostra mi je wysłała…-upiłam kolejny łyk herbaty. – Dlaczego mi nie powiedziałeś? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi. – Szepnęłam z wyrzutem.
-Jesteśmy. – Odparł krótko. – Jednak nie należę do osób, które niszczą związki. To sprawa między Tobą, a Jensenem nic mi do tego…
-Więc pozwoliłeś żebym cierpiała? Żebym dalej ślepo w to wszystko wierzyła? To okropne. – Oburzyłam się.
-Wiem, przepraszam. – Szepnął cicho trzymając mnie za rękę.
-Na nic Twoje przeprosiny Ian. Gdybym wiedziała, że to Ty jesteś zdradzany powiedziałabym Ci o tym bez względu na konsekwencje. Twoje argumenty są słabe zupełnie tak jak Twoja postawa. – Wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku.
-Care…
-Nie Ian. Nie. – Spojrzałam na niego. – Daruj sobie i zajmij się swoim cudownym, przyszłym małżeństwem. Mam nadzieje, że Tobie nigdy nikt takiego świństwa nie wywinie. – Rzuciłam krótko wstając z kanapy.
-Nie mogę Cię stracić. – Stanął naprzeciwko mnie. – Nie mogę.
-Owszem, nie możesz, bo nigdy nie byłam Twoja. Jesteś dupkiem Somerhalder, największym dupkiem, jakiego znam. – Powiedziałam zła biorąc klucze ze stołu. W jednej chwili Ian przyparł mnie do ściany i całował najbardziej zachłannie jak mógł. Odwzajemniłam z równym zaangażowaniem jego pieszczotę, lecz po chwili wyswobodziłam się z jego uścisku. – Żegnaj Ian. – Rzuciłam krótko i w pośpiechu opuściłam jego mieszkanie. Wsiadłam do samochodu i pierwsze, co zrobiłam po ruszeniu z parkingu zadzwoniłam do swojej siostry.
-Halo? – Odebrała po którymś sygnale.
-Dziękuje. – Powiedziałam tylko.
-Nie jesteś zła? – Zapytała cicho.
-Nie. Otworzyłaś mi oczy, gdyby nie Ty dalej bym mu ślepo wierzyła. Pękło mi serce, ale…co zrobić? Wracam do domu i chce rozwodu, bez dwóch zdań. Już dostał szansę i nie poprawił się. Nie mam, po co dłużej w tym siedzieć.
-Masz rację, trzymam kciuki. Dzwoń jak cos, idę spać dalej. Kocham Cię. – Rozłączyła się.

***

-Mogę Ci to wyjaśnić…-powiedział Jensen siadając naprzeciwko mnie.
-Nie chce wyjaśnień. – Odparłam spokojnie. – Masz masę kochanek. Miałeś masę kochanek. Ty jesteś chory. To powinno się leczyć. – Dodałam popijając wino.
-Kocham Cię i nie chce Cię stracić. – Mam deja vu, już to dziś słyszałam.
-Masz problem, trzeba było myśleć zanim zaciągnąłeś tą gromadkę lasek do swojego łóżka. Jutro wyjeżdżam, chciałabym po powrocie zastać puste mieszkanie. – Powiedziałam wstając z kanapy.
-Wyrzucasz mnie? – Zapytał cicho.
-Tak. Z domu i z mojego życia, chce rozwodu. Prześle Ci papiery rozwodowe na dniach. Mam nadzieję, że nie będziesz robił problemów.
-Jesteś tego pewna? – Spojrzał na mnie.
-Jak nigdy niczego w życiu. Dziś pozwalam Ci tutaj spać, ale jutro masz zacząć się pakować i nie chce Cię więcej widzieć, zrozumiałeś? – Spojrzałam na niego stojąc w progu salonu.
-Tak. – Powiedział cicho patrząc w swoje dłonie.
-Świetnie. – Odparłam i udałam się wprost do naszej, a teraz już mojej sypialni. Oparłam się o drzwi i w końcu dałam upust swoim emocjom. Popłakałam się jak mała dziewczynka.  Chyba każdy z nas miał taką jedną miłość. Taką miłość, która zatrzymywała świat, która kiedy patrzyłeś na ukochaną osobę to wiedziałeś, że tak wygląda szczęście. Te słynne trzy metry nad niebem były niczym w porównaniu z tym jak się czułaś. To takie braterstwo dusz, takie coś, że rozrywa od środka, masz łzy w oczach, ale spokojnie, to łzy szczęścia. Ściskało Ci żołądek, nerkę, płuco, kurwa, serce, serce też ściskało, kiedy on Cię dotykał. A przecież dotykał głębiej, mocniej, intensywniej, dostawał się pod powłokę skóry i łaskotał Twoją duszą. Kiedy całował to przekazywał smak życia, jakoś tak byłaś nieśmiertelna, nie? Każdy miał taką miłość, która rozpierdalała system, która miała się nie kończyć, która była jak niekończąca się bateria z pokładami radości. Właśnie taką miłością był dla mnie Jensen, ale najgorsza jest świadomość, że ja nie byłam taką miłością dla niego. Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Tak? – Zapytałam cicho wycierając policzki.
-Wpuścisz mnie na chwilę? – Zapytał Jensen.
-Wejdź. – Rzuciłam krótko.
-Zabiorę kilka swoich ubrań i pojadę do Jareda. Jutro przyjadę po resztę rzeczy. – Powiedział cicho nie patrząc na mnie. Nie odpowiedziałam. Patrzyłam jak chodzi po pokoju i zbiera do małej, podręcznej walizeczki ubrania. Siedziałam na skraju łóżka zalewając się łzami. Moje serce rozrywał ogromny żal. Wodziłam wzrokiem za swoim „mężem” patrząc jak w pośpiechu pakuje ubrania. Tchórz. Egoista. Dupek. Idiota. Cisnęło mi się wiele gorzkich słów na usta, ale nie byłam w stanie wyrzucić ich z siebie.
- Kiedyś o mnie zapomnisz, tak jak zapomina się jak smakowała wczorajsza kawa, albo tak jak zapomina się o zeszłorocznym śniegu. – Ukucnął obok mnie. -Zapomnisz, jaki ból był wymieszany z pierwiastkami szczęścia i jak przyśpieszał oddech. Zapomnisz pojedyncze słowa, gesty, myśli. Wszystko uleci z Ciebie jak życie z człowieka przejechanego przez ciężarówkę. Ty kiedyś zapomnisz jak smakowało moje imię. Oddasz serce w depozyt komuś innemu,  komuś lepszemu. Komuś, kto nie będzie takim idiotom jak ja. Dopiero teraz rozumiem, co straciłem. Jesteś cudowną i śliczną kobietą. Szczęście wypełni Cię po brzegi, od paznokci u stóp do końcówek rzęs. Życzę Ci tego, wiesz? – Dotknął dłonią mojego policzka. -Będziesz żyć w spokoju,  łykać złudzenia w pigułkach każdego pojedynczego ranka. Ale nic nie będzie takie samo jak te nasze chwile. Jak nasza samotność we dwójkę,  jak nasze bycie razem, ale osobno. Dobranoc księżniczko. – Musnął mnie w czoło i wyszedł z sypialni.

____
W następnych rozdziałach nie spodziewajcie się zbyt dużo Iana - teraz czas na poznanie rodziny Care i ich postawy wobec wyboru córki. Mam nadzieję, że taka podróż wam się spodoba. Dziękuje za komentarze i zapraszam do czytania i pozostawiania opinii. Buziaki!



czwartek, 19 listopada 2015

Rozdział 15

08.06
Poranki bywają ciężkie – to fakt powszechnie znany. Jednak, kiedy budzisz się w ramionach swojego ukochanego to chyba już nie jest tak źle, prawda? Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na zegar ścienny. Wskazywał prawie siódmą, a w pokoju byłam tylko ja i Jensen. Spojrzałam na stolik nocny, na którym leżała karteczka od Kate – „Poszłam pobiegać. O 10 mamy uroczyste śniadanie, nie spóźnij się. K”. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na Jensena. Spał smacznie wtulony w moją poduszkę, a jego ręka obejmowała mnie w pasie. Przekręciłam się na prawy bok, aby mieć lepszy dostęp do jego twarzy. Uwielbiałam jego umięśniony tors, który teraz miarowo unosił się wraz z jego spokojnym oddechem, uwielbiałam jego wyraźne rysy twarzy i kilkudniowy zarost, który drapał mnie z każdym pocałunkiem, ale świadomość tego, że Jensen może coś przede mną ukrywać sprawiał, że stawał mi się coraz bardziej obojętny. Kochałam go, ale raczej z przyzwyczajenia i obowiązku ślubnej obrączki niż z prawdziwego, szczerego uczucia.
-Czemu nie śpisz? – Szepnął zaspany nie otwierając oczu.
-Skąd wiesz, że nie śpie? – Zaśmiałam się gładząc jego policzek.
-Czuje Twój wzrok na sobie. – Zaśmiał się cicho przyciągając mnie bardziej.
-Nie mogę już spać, a dodatkowo jesteśmy zupełnie sami…-zamruczałam muskając jego usta.
-Gdzie Kate? – Otworzył oczy patrząc na mnie uważnie.
-Poszła pobiegać i widzimy się dopiero 10 na śniadaniu. – Odpowiedziałam jeżdżąc palcami po jego ramieniu. Nie musiałam długo czekać na obrót sprawy, gdyż Jensen od razu znalazł się nade mna i z pełnym pożądaniem zaczął pozbywać się kolejnych części mojej garderoby.

***
Ubrana w jeansy z wysokim stanem, krótki top i zwiewną bluzeczkę z długim rękawem siedziałam między Jensenem a Kate przy długim, śnieżnobiałym stole. Czarna zastawa idealnie prezentowała się wśród różowo pomarańczowych kwiatów.
-Podobał Ci się poranek? – Szepnął Jen kładąc dłoń na moim udzie.
-Owszem. – Uśmiechnęłam się kładąc swoja dłoń na jego. – Gdzie masz obrączkę?
-W portfelu, zapomniałem założyć. – Pocałował mnie w policzek. Spojrzałam na niego zła, nie lubiłam, gdy nie nosił obrączki i pozwalałam mu na to tylko i wyłącznie wtedy, gdy był na planie, ale nie miałam czasu na kłótnie z nim gdyż w końcu przyszła nasza trenerka. Niecierpie pożegnań, polubiłam te dziewczyny, ten tryb życia i oczywiście Hiszpanie, ale wszystko ma swój koniec i czas wrócić do swoich obowiązków i spraw.
-Już jedziesz? – Zapytałam siostrę widząc jak wychodzi ze swojego pokoju z walizkami.
-Tak, niedługo mam samolot i właśnie szłam się pożegnać. – Uśmiechnęła się smutno.
-Kiedy mnie odwiedzisz? – Zapytałam przytulając ją.
-Myślę, że niedługo. W sumie Ty do nas masz tę samą drogę. – Zaśmiała się.
-Jesteśmy w kontakcie, uważaj na siebie. – Pomachałam palcem.
-Ty też, a i wysłałam Ci coś na pocztę, ale zobacz to dopiero w domu, ok? – Spojrzała na mnie uważnie.
-Nie ma sprawy, buźka! – Pocałowałam ją w policzek i poszłam do swojego pokoju. – Mania już jedzie na lotnisko. – Powiedziałam do Jensena, który leżał ze swoim laptopem na łóżku.
-Oh, nie pożegnała się? – Zaśmiał się ironicznie.
-Daruj sobie. – Rzuciłam go poduszką. – Co robisz?
-Chyba chce zmienić samochód, wiesz? I tak przeglądam oferty. – Odpowiedział wpatrzony w ekran.
-Cóż, nie pomogę Ci. Muszę się spakować. Za ile jedziemy? – Zapytałam.
-Masz jakieś dwie godzinki do przyjazdu taksówki.

***

Podróżowanie ma swoje wady i zalety. Pomimo całej, niezliczonej ilości miejsc, które można odwiedzić wiąże się to z masą kilometrów do przelecenia, przepłynięcia czy też przejechania. Niestety, ale czternastogodzinny lot nie ma w sobie nic fajnego, a do tego męczy ze zdwojoną siłą niż podróż samochodem. Do domu dotarłam późną nocą, prawie, że nad ranem. Jensen od razu poszedł do łóżka wymordowany masakrycznie, ja natomiast postanowiłam zrezygnować gdyż wiem, że zaburzyłabym sobie kilka kolejnych dni. Muszę przemęczyć się przez cały dzień, aby normalnie wieczorem pójść spać. Weszłam do swojej kuchni i porannym zwyczajem włączyłam cicho radio żeby nie obudzić Jensena i przygotowałam sobie kawę i śniadanie. Muszę odebrać pocztę od mojej siostry, pojechać do biura i zrobić większe zakupy. Dziwnym sposobem dostaje nagłego Powera i jestem gotowa zrobić naprawdę wiele tego dnia. Wzięłam tacę ze śniadaniem, zgarnęłam po drodze laptopa i usiadłam na tarasie. Tęskniłam za tym miejscem. Na plaży jest niewielka ilość ludzi, która wcale nie zakłóca szumu oceanu. Usiadłam wygodnie na wiklinowym krześle i delektowałam się aromatyczną kawą. Moje myśli znowu powędrowały do Iana i naszego ostatniego spotkania. Uśmiechnęłam się na samą myśl tej cudownej aranżacji, którą wymyślił specjalnie dla mnie. Zastanawiałam się, co teraz robi – pewnie wraz z Nikki planuje kolejne ślubne rzeczy. Ciężko mi z tą myślą, ale jest dobrze tak jak jest, w końcu sam tego chciał. Odstawiłam kubek z powrotem na stół i otworzyłam swojego laptopa zanurzając się dogłębniej w moje zlecenia.

***

Obudził mnie budzik. Przeciągnąłem się i szybki ruchem wstałem z łóżka. Lubiłem sypiać w Los Angeles, tutaj jest zupełnie inne powietrze i zdecydowanie lepiej się tutaj wysypiam. Otworzyłem okno i wyszedłem z pokoju. Wyjąłem z lodówki resztki soku i nalałem do szklanki. Dziś miałem iść wybrać garnitur, ale zupełnie nie mam na to ochoty. Zostaje tutaj kilka dni, a więc znajdę czas żeby iść na zakupy, kiedy indziej. Chciałem urwać się z Atlanty i ułożyć sobie wszystko w głowie. Mój kontakt z Care urwał się po moim niestosownym zachowaniu w Hiszpanii i kilku wiadomościach, które z nią wymieniłem. Pierwszy raz od długiego czasu zastanawiam się, kogo darze większymi uczuciami i pierwszy raz nie potrafię określić tego, co czuję. Caroline jest dla mnie ważna, naprawdę ważna i nie chciałbym żeby cierpiała, ale wiem ze kocha Jensena i tym bardziej nie mogę wchodzić na trzeciego w czyjś związek. To nie w moim stylu. Mam potrzebę bycia przy niej, chronienia jej i uszczęśliwiania na każdym kroku. Jest dokładnie taką kobietą, jakiej ja szukałem całe swoje życie. Była Nina, teraz jest Nikki, ale żadna z nich nie jest taka jak ona. Wszystko jest tak skomplikowane, a ja zupełnie nie wiem jak z tego wybrnąć.  Spojrzałem na zegarek i miałem jeszcze dwie godzinki, aby skoczyć na ryneczek ze świeżą żywnością. Poszedłem wziąć prysznic i pół godziny później wyszedłem z mieszkania. Droga na zakupy minęła mi dość spokojnie i możliwe, że przez kapelusz i ciemne okulary nie byłem za bardzo rozpoznawalny, a po 15 minutach byłem już wśród przeróżnych stoisk. Swojskie jajka, świeży twaróg, aromatyzujące przyprawy i wszystko, co dusza zapragnie.
-Dziękuje Pani ślicznie, miłego dnia! – Usłyszałem za sobą znajomy głos. Odwróciłem się i nie dowierzałem własnym oczom. Zgrabne, długie nogi. Jędrne pośladki odziane jeansową spódniczką. Gładkie plecy i ramiona ubrane w biały t-shirt. Długie lśniące włosy. Caroline. Po chwili odwróciła się do mnie i zamarła na chwilę.
-Ian? Cóż za spotkanie. – Zaśmiała się nerwowo trzymając w dłoniach bukiet świeżo ściętych kwiatów.
-Cały ja. Wróciłaś już? – Zapytałem podchodząc do niej i dając buziaka w policzek – jej skóra jak zawsze pachniała czekoladą.
-Tak, w nocy. Robisz zakupy dla Nikki? – Zapytała z przekąsem omijając mnie i idąc przed siebie.
-Musisz być taka wredna? – Zaśmiałem się idąc za nią. – Nie, robię zakupy dla siebie.
-Oh, silny i niezależny. – Odparła chodząc między stoiskami.
-Cały ja. Data ślubu została zmieniona.
-Na jaką? – W końcu się odwróciła w moją stronę. Jej oczy posmutniały, jestem tego pewny.
-Koniec lipca.
-Szybko. Dlaczego tak? – Odwróciła się znowu.
-Nikki nie chce tak długo czekać. – Odpowiedziałem wybierając owoce. – Im szybciej tym lepiej.
-No tak, muszę szybciej poszukać sukienki. – Zaśmiała się. – Muszę wracać do domu, daj znać, kiedy będziesz znał dokładniejszy termin. Na razie. – Uśmiechnęła się całując mnie w policzek i znikając w tłumie. Westchnąłem ciężko i ruszyłem w stronę stoiska z nabiałem.

***

Weszłam do domu chwile po 11. Straszne korki na mieście zdecydowanie utrudniały mi powrót do domu.
-W końcu jesteś. Czemu nie odbierasz telefonu? – Z łazienki wyszedł Jensen w samym ręczniku.
-Rozładował mi się w drodze powrotnej. Gdzie idziesz? – Zapytałam wchodząc do kuchni.
-Jared ma jakieś problemy z samochodem i jadę mu pomóc. Jedziesz ze mną? – Zapytał ubierając się.
-Ja zostanę. Zrobię obiad i ogarnę trochę pracę. – Krzyknęłam z kuchni.
-Co na obiad? – Jensen objął mnie od tyłu całują w ramie.
-Zupa krem z brokułów a na drugie kurczak w sosie koperkowym. – Oparłam się o niego.
-A na deser?
-Ja będę Twoim deserem. – Uśmiechnęłam się odwracając do niego i zarzucając ręce na szyję.
-Kuszące, ale może ja wole pudding? – Skrzywił się.
-Dobrze! Widzisz to ciasteczko? – Wskazałam na siebie. – Nie dostaniesz ani okruszka! – Pogroziłam palcem.
-Sam sobie wezmę. – Zaśmiał się i pocałował mnie czule. – Lecę, na razie złotko. – Puścił mi oczko i wyszedł z mieszkania. Po rozpakowaniu zakupów postanowiłam odebrać w końcu pocztę od mojej siostry. Trzy e-maile od niej, w każdym po około 20 zdjęć. Po otworzeniu pierwszego listu nie miałam żadnych wątpliwości, co przedstawiają zdjęcia. Świat mi się zawalił.

___
W końcu zaczyna się coś dziać :> zapraszam do czytania, komentowania i dzielenia się swoją opinia!



niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 14

07.06
Dziś wielki dzień. Po wielu dniach męczarni, potu, łez, upadków, siniaków, ran i ogromnej pracy w końcu świat ujrzy nasze wypociny. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik, każdy ruch jest wystarczająco skoordynowany, a my jak nigdy jesteśmy jedną, wielką grupą ufającą sobie i każdej osobie wokół nas. Punktualnie o piętnastej pod naszym hotelem stoi autokar, który przewozi nas na miejsce koncertu. Siedząc wspólnie wspominamy sobie każdą próbę, każdy trening. W ciągu całego tego czasu ćwiczyłyśmy na placu pełnym ludzi, na głównej i ruchliwej ulicy pod osłoną nocy ćwicząc dodatkowo naszą koncentrację i podzielność uwagi, tańczyłyśmy w deszczu na plaży oraz zaraz po wschodzie słońca, a także, aby pokonać tremę i strach ludzie w supermarkecie mogli podziwiać nasze wygibasy. To było fantastyczne doświadczenie i za nic w świecie nie chciałabym, aby taka zabawa i nauka mnie ominęła. Również sprawy z Ianem naprostowały się i wspólnie doszliśmy do wniosku, że nasza znajomość jest na tyle skomplikowana, że lepiej będzie jak nie zobaczymy się aż do czasu ślubu Iana. Zapominamy o wszystkim, co zrobiliśmy, co zrobić mogliśmy i o wszystkich słowach i niezałatwionych sprawach. Oczywiście to był jego pomysł – najgłupszy, jaki kiedykolwiek słyszałam, ale widocznie jego wątpliwość odnośnie wspólnego życia z wampirzycą Rosalie zostały rozwiane, a w jego życiu nastał ład i harmonia. Już jutro wracam do Malibu, do swojego domu, swoich spraw i do swojego życia. W końcu i u mnie nastanie jakiś porządek i mam nadzieję, że wszystko ułoży się tak idealnie jak w moich snach. Wiem, że kocham Jensena jednak uczucie przygasa, a ja chciałabym zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby to uczucie wróciło najlepiej ze zdwojoną siłą i wyparło z mojej podświadomości jakieś dziwne i nie zbyt rozsądne uczucia oraz pragnienia związane z nijakim Somerhalderem. Nieźle zawojował w moim życiu, ale na szczęście to już skończone. Czas na moje plany, na moje życie. Czas na mnie.
-Jesteśmy na miejscu. – Usłyszałam z drugiego końca autokaru. Jechaliśmy niecałe dwie godziny, ale każda z nas jest tak podekscytowana, że nie ma mowy o nucie zmęczenia w tym momencie. Sprawnie wysiadamy z pojazdu i wraz z naszą trenerką idziemy prosto do ogromnego budynku, w którym masa ludzi biega w tą i z powrotem robiąc rzeczy, za które im płacą. Ochrona zaprowadziła nas do naszej garderoby gdzie mieliśmy godzinę, aby przygotować się do standardów koncertu. Każda z nas miała swój oddzielny kącik, oddzielne wieszaki i oddzielne kosmetyki. Miałyśmy tylko tą godzinę, aby wyszykować się na tą ważną dla nas chwilę. Niestety Elle ma opóźnienie i nie będziemy miały okazji spotkać się z nią przed koncertem, a więc sytuacja staje się dla nas jeszcze bardziej stresująca. Nagle w całym pomieszczeniu słychać piski i krzyki. Jako iż mój kącik był najdalej od drzwi wejściowych nie miałam szansy zobaczyć, kogo okrążyły moje koleżanki? Jednak po chwili ujrzałam najbardziej znajome włosy pod słońcem.
-Jensen? – Wstałam od lustra. – O mój boże! – Pobiegłam w jego stronę rzucając mu się na szyję.
-Cześć ślicznotko. – Zaśmiał się trzymając mnie w pasie.
-Co Ty tu robisz? – Odchyliłam głowę patrząc w jego oczy i wciąż kurczowo trzymając jego kark.
-Nie mogłem nie być z Tobą tutaj, w tym ważnym dla Ciebie wydarzeniu. Ubłagałem o wolne i oto jestem. – Uśmiechnął się.
-Boże jak ja się cieszę…-szepnęłam wtulając się w jego szyję. –Naprawdę. – Dodałam pewniej całując jego spierzchnięte usta. Jego dłonie od razu zacisnęły się na moich pośladkach, a ja mocniej objęłam go nogami. Tęskniłam za nim i jego dotykiem, a zapach, który unosił się w całej garderobie sprawił, iż moje nerwy jeszcze bardziej zostały ukojone.
-Jeżeli za chwile ze mnie nie zejdziesz porwę Cię w jakiś ciemny kąt…-wydyszał do mojego ucha delikatnie je gryząc.
-Kuszące. – Zachichotałam stawiając nogi na ziemi.
-Lecę zająć swoje miejsce, widzę Cię na scenie. – Puścił mi oczko i pocałował. – Kocham Cię. – Krzyknął odchodząc w stronę drzwi.

***
Koncert trwał niecałe dwie godziny. Publiczność była tak liczna, że nie potrafiłam nawet wyłapać swojej siostry, a co dopiero Jensena. Wszystko wyszło nam idealnie, bez pomyłek czy też nieproszonych błędów a więc nasza trenerka oraz sama Elle była w wniebowzięta. Hale opuściliśmy chwile po 23 i pojechaliśmy prosto do naszego hotelu świętować nasz sukces w hotelowym pokoju.
-Dobra. Zamówiłam już alkohol i jedzenie. – Powiedziała Kate wracając z tarasu. – Idę do pokoju Manii, bo ma rozładowany telefon.
-Dobra. – Uśmiechnęłam się do niej i usiadłam obok Jensena na sofie. – Tęskniłeś?
-Bardzo. – Pocałował mnie w skroń. – W końcu wracamy do domu, co mała? – Zaśmiał się gładząc moje ramie.
-Tak sobie myślałam. Może remont kuchni? Ta mi się znudziła. – Spojrzałam na niego z dołu.
-Kuchnia? Ja myślałem o naszym salonie.
-Może odnowimy całe mieszkanie? – Zaśmiałam się kładąc głowę na jego torsie.
-Dobrze. – Zgodził się od razu całując mnie w nos. – A co z odnowieniem przysięgi małżeńskiej?
-Pomyślimy o tym jak wrócimy do Malibu. – Ucięłam temat, bo akurat do pokoju weszła moje siostra, Kate i przystojny brunet. Zmierzyłam go od dołu do góry i spojrzałam na moją siostrę, która uśmiechnięta trzymała go w pasie.
-Care poznaj to Daniel mój przyjaciel, Daniel to moja siostra. – Powiedziała uśmiechnięta.
-Cześć. To mój mąż Jensen. – Podałam mu dłoń.
-Znam Cię. – Zaśmiał się Daniel ściskając dłoń Jena.
-Ja Ciebie też. Sharman hm?
-Ackles. – Powiedział pewnie i obydwoje wybuchnęli szczerym śmiechem.
-Cześć Mania. – Mój mąż skierował się w stronę mojej siostry, która wręcz mroziła go wzrokiem.
-Mania dla rodziny i przyjaciół, dla Ciebie Lauren. – Burknęła i weszła w głąb pokoju ciągnąc za sobą Daniela.
-Czy ona kiedyś mnie polubi? – Szepnął mi do ucha.
-Pewnego dnia…-westchnęłam całując go w brodę.

***

Wieczór minął powiedzmy w zdrowej i spokojnej atmosferze. Alkohol nie lał się litrami, ale wszystkim dopisywał szampański humor.  Poszliśmy spać około trzeciej w nocy. Rano pożegnanie z trenerką i dziewczynami, a potem powrót do domu, do Stanów, do Malibu, do siebie.

___
Kolejny rozdział. Nie martwcie się, na moim komputerze kończę już 19 rozdział, a więc żaden zastój weny nie jest mi na tą chwilę straszny. Mogę tylko zdradzić, że od następnego rozdziału zacznie się dziać. Mam nadzieję, że nie zanudzam was, hm? :> Pozdrawiam cieplutko w te mroźne dni!