poniedziałek, 30 maja 2016

Rozdział 45

14.03.2016

Dni uciekały. Miesiące mijały. Szczęście dopisywało. Miłość wypełniała każdą część naszego ciała. Za kilka dni na świat przyjdzie nasz mały synek. Codziennie spieram się z Ianem o imię, a więc wciąż nic nie wybraliśmy. Oczywiście okazało się, że Nikki wcale nie była w ciąży. Uroiła ją sobie razem ze swoją jakże ciężką chorobą. Jej mama zadzwoniła do Iana informując go o pobycie jej córki w szpitalu psychiatrycznym przy okazji przepraszając nas za zamieszanie i niepotrzebne nerwy. Przeprowadziliśmy się do niewielkiego, przytulnego domu za miastem. W końcu mamy swój własny kąt. Dzień w dzień po trochu go urządzamy i wykańczamy, a więc wydaje się być jeszcze bardziej idealny.
-Ian, a może tamta kanapa byłaby lepsza? – Zapytałam siedząc na stołku i patrząc jak Ian wbija gwoździe w ścianę.
-Kochanie. – Zaczął śmiejąc się. – Wybierasz tę kanapę już trzeci dzień, zdecyduj się w końcu.
-Ian, sama nie wiem. –Podrapałam się po czole. – Ta rogówka jest ładna, ale…
-Pysiu, dość. – Pocałował mnie w czoło. – Kupiliśmy ją i dziś ją przywiozą, nie kombinuj.
-No dobra…-podniosłam się. – Jeszcze tutaj. – Wskazałam mu ścianę i wyszłam z salonu. Kuchnia to jedyne pomieszczenie w tym domu, które jest wykończone. Wyjęłam z lodówki słoik kiszonych ogórków i wróciłam do salonu.
-Znowu jesz? – Zaśmiał się patrząc na mnie.
-Halo, mam dziecko na wyżywieniu. – Śmiałam się. –Ogóraska?
-Nie, dzięki. Obrzydziłaś mi je na najbliższe dziesięć lat. – Pocałował mnie w policzek. –Gdzieś jeszcze potrzebujesz gwoździ?
-Nad łóżkiem w sypialni. – Powiedziałam z pełną buzią. – Chodź, pokaże Ci. – Powiedziałam wchodząc powoli po schodach. Brzuch miałam zupełnie taki jakbym na Halloween połknęła dynię i do tej pory jej nie wypluła. Wszystkie czynności sprawiały mi problem i wyczekiwałam dnia, w którym w końcu urodzę.
-Masz tam na ścianie kropki, w które musisz wbić. – Uśmiechnęłam się siadając na purpurowym fotelu. –Dziś też przywiozą łóżeczko i przewijak.
-Oczywiście będę musiał je skręcać? – Zaśmiał się zerkając na mnie.
-Nie skąd Ci to przyszło do głowy? Ja to zrobię. – Śmiałam się. – Oczywiście, że ty głupku…au. – Złapałam się za brzuch.
-Wszystko ok?
-Tak, lekki skurcz. – Uśmiechnęłam się gładząc brzuch. –Au…-jęknęłam łapiąc się. Ból był ogromny. Nie do wytrzymania. Trzymałam się za brzuch i podpierając o podłokietnik podniosłam z fotela. Poczułam ciepło.
-Caroline?
-Ian. Odeszły mi wody. – Spojrzałam na niego zginając się w pół. – Rodzę. –Wyjąkałam opierając się o komodę.
-Usiądź. – Pomógł mi dość do fotela. – Pójdę po torbę, gdzie ją masz? – Pogłaskał mnie po policzku.
-W pokoiku małego. Ian szybko. – Płakałam zwijając się z bólu. Wybiegł z sypialni, a po chwili wrócił z moją kurtką i pomógł mi ją ubrać.
-Dasz radę dojść do samochodu? – Zapytał kucając przy mnie.
-Nie wiem. Ian boli. – Płakałam trzymając się za brzuch. Wziął mnie na ręce i ostrożnie wyniósł z sypialni. Posadził mnie na tylnej kanapie swojego forda i z piskiem opon ruszył sprzed domu.
-Kochanie dasz radę. Oddychaj głęboko. – Mówił spokojnie zerkając na mnie w wstecznym lusterku.
-Aaa! – Krzyczałam. – Ian, nie wytrzymam.
-Dasz radę, hej pamiętasz? Jesteś wielka, jeszcze chwila i będziemy na miejscu. Wdech i wydech, wdech i wydech. – Powtarzał w kółko. Dzielnie wykonywałam jego polecenia, niestety ból okazał się być silniejszy. Zajechaliśmy pod szpital, z którego od razu wyleciała pielęgniarka z wózkiem inwalidzkim. Ian wyniósł mnie z samochodu sadzając na zimny, skórzany materiał.
-Który to miesiąc? – Zapytała pielęgniarka wioząc mnie przez korytarz.
-Koniec ósmego. – Powiedział Ian idąc tuż obok mnie.
-Proszę tu zaczekać. – Powiedziała pielęgniarka wjeżdżając ze mną na salę. Położyli mnie na łóżko, przebrali w szpitalną koszulę nocną i podłączyli do jakiś szpitalnych sprzętów.
-Witam, jestem dr Cornelia. – Do sali weszła starsza kobieta szczerze się uśmiechająca. – Jak się Pani czuję?
-Boli. – Płakałam leżąc na łóżku.
-Spokojnie. Sprawdzimy rozwarcie. – Powiedziała siadając naprzeciwko moich nóg. Delikatnie je rozchyliła zaglądając do środka. – Rozwarcie na trzy palce, jeszcze za mało. – Powiedziała patrząc na pielęgniarki. – Proszę oddychać głęboko, wciąż czekamy na rozwarcie. Co ile ma Pani skurcze?
-Co cztery minuty. – Wiłam się na łóżku z bólu.
-Podamy Pani coś przeciwbólowego i czekamy na ten cudowny moment. – Pogłaskała mnie po czole wychodząc z sali. Kilka minut później wszedł Ian, któremu zmartwienie malowało się na twarzy.
-Kochanie, jak się czujesz? – Zapytał siadając obok mnie.
-Trochę lepiej. – Powiedziałam cicho. – Ian, co z meblami?
-Naprawdę? – Spojrzał na mnie ze śmiechem. –Rodzisz i martwisz się o meble? Dzwoniłem do Paula, zajmie się tym z Pheobe. Do Kate także zadzwoniłem, przyjedzie najszybciej jak się da.
-Dobrze. – Uśmiechnęłam się lekko, a po chwili znów przyszedł ogromny skurcz. Krzyczałam z bólu na całą salę. Niestety rozwarcia jak nie było tak nie było. Musiałam chodzić po sali podtrzymując się o wózek inwalidzki, co chwila zginając się w pół z bólu. Byłam wykończona. Aż w końcu nastały tak długo oczekiwane bóle – parte. W jednej chwili na sali pojawiły się pielęgniarki i doktor Cornelia.
-Proszę przewieźć pacjentkę na porodówkę, jesteśmy gotowe. – Uśmiechnęła się do pielęgniarek i poklepała Iana po ramieniu. – Zapraszam dumnego przyszłego tatusia z nami.
-Nie wytrzymam! Boli! Proszę, dajcie mi coś przeciwbólowego! – Płakałam leżąc na boku. – Mam dość! Niech to się skończy.
-Jeszcze chwila. – Pielęgniarka trzymała mnie za dłoń, gdy wjeżdżałyśmy na porodówkę.
-Proszę na trzy, cztery przeć. – Pani Cornelia mówiła spokojnie. – Trzy, cztery! Pięknie, właśnie o to chodzi. Jeszcze raz trzy cztery! Świetnia Pani idzie. Mocno. Trzy cztery!
-Mam dość! Nie dam rady!
-Dasz radę kochanie, spokojnie. – Ian stał dzielnie przy mnie trzymając mnie za dłoń.
-Dobrze, jeszcze raz trzy cztery! Widzę główkę! Proszę, jeszcze raz. Da Pani radę. Mocno!
-Przyj kochanie. – Szepnął Ian całując mnie w czoło.
-Dobrze! Główka już jest, ostatnie pchnięcie. Brawo! – Na sali rozległy się brawa a po chwili płacz noworodka. – Gratuluje, mają państwo pięknego, zdrowego synka. – Powiedziała doktor Cornelia uśmiechając się. Ian jak na dumnego ojca przystało przeciął pępowinę. Po chwili na mojej klatce piersiowej pielęgniarka położyła moje maleństwo.
-Dziękuje. – Szepnął Ian całując mnie w czoło. Płakał. Łzy radości spływały po jego jak i po mojej twarzy. Musnęłam w nosek naszego syna. Zostałam mamą.

***

-Jak się czuje nasza mamusia? – Do sali weszła Kate z całą masą baloników.
-Dobrze. – Uśmiechnęłam się karmiąc małego.
-Pokaż to cudeńko. – Usiadła obok mnie zaglądając w kocyk. – O boże, jaki cudowny.
-Gratulacje stary! – Powiedział Matt klepiąc Iana po plecach. – Kwiaty dla szczęśliwej mamy. – Uśmiechnął się do mnie wkładając ogromny bukiet do wazonu. – A to misio dla małego Somerhaldera. – Położył pluszaka na stoliku.
-Dziękuje, nie trzeba było. – Uśmiechnęłam się patrząc na nich.
-Na pewno jesteś zmęczona. – Powiedziała Kate gładząc małego po policzku.
-Troszkę. – Uśmiechnęłam się zerkając na niego.
-Pochwalicie się w końcu, jakie imię wybraliście? – Zapytał Matt opierając się o parapet. Ian spojrzał na mnie uśmiechnięty.
-W sumie to…
-Christian. – Spojrzałam na Iana, który uśmiechnął się szeroko. Przez wszystkie miesiące upierał się przy tym imieniu, a ja nie chciałam się zgodzić. Chyba przy tym porodzie zmiękło mi serce.
-Christian Somerhalder. – Uśmiechnęła się Kate.
-Chcesz go potrzymać? – Zapytałam patrząc na nią. Spojrzała na mnie przerażona, ale w końcu kiwnęła głową. Delikatnie podałam jej małego Christiana  instruując jak go trzymać.
-Cześć mały. Jestem Twoją najlepszą ciocią. – Szepnęła do niego gładząc palcem jego rączkę. Przebudził się, ale wyjątkowo nie płakał. Złapał palca w swoją małą dłoń i zasnął ponownie. – Wie, z kim trzymać sztamę! – Śmiała się wesoło, chociaż samotna łza spływała po jej policzku.

-W końcu ma najlepszą ciocie na świecie. – Pocałowałam ją w policzek. 

czwartek, 26 maja 2016

Rozdział 44

10.10

Obudziłam się nareszcie w swoim łóżku. W końcu wypisali mnie do domu. Czuję się cudownie – w końcu. Oczywiście fizycznie, bo psychicznie dotykam dna. Przypomniałam sobie wiele. Nie wiem czy nie wszystko. Każdą kłótnie, każdą walkę, każdy pocałunek, każdy wspólny dzień. Przypomniałam sobie najważniejsze – naprawdę go kochałam i kocham. Jednak zraniłam go i straciłam, pewnie na zawsze. Podniosłam się leniwie z łóżka i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam źle. Przemęczenie widoczne było na mojej twarzy. Oczy były podpuchnięte. Włosy w nieładzie. Stanęłam bokiem. Brzuszek był pięknie zaokrąglony. To na razie jedyna piękna rzecz, jaką dziś zobaczyłam. Spojrzałam w stronę łóżka. Miałam wrażenie, że na satynowej poduszce zostało delikatne wgniecenie, które Ian zostawił śpiąc w tym łóżku. W łazience wciąż unosił się zapach jego perfum, to pewnie przez ciężkie zasłony, które pochłonęły tą cudowną woń. Na komodzie została jego bransoletka i kubek po jego ulubionej herbacie. Tuż obok cudowne tulipany, które dał mi w szpitalu, widać, że dane od serca – wciąż wyglądają cudownie. Czułam ogromną pustkę. W sercu. W pokoju. W życiu. Oddycham tym samym powietrze, którym oddychał on. Spoglądam na poduszkę, gdzie niegdyś leżał i przypominam sobie wszystkie cudowne chwil, które w nim spędziłam z nim. Wspomnienia nie dają mi spać i wyciskają potoki łez z moich oczu. Czasami wyobrażam sobie nas, razem na ławce w parku, w środku nocy. Siedzimy przytuleni wpatrując się w gwiazdy. Jesteśmy sami. On okrywa mnie swoją kurtką. Nagle patrzy mi głęboko w oczy, mówiąc, że kocha, ponad życie. Dodaje, że nic nie jest w stanie zatrzymać tego uczucia, które z każdą chwilą rośnie i że nigdy mnie nie zostawi. Ja wtulam się jeszcze bardziej. Siedzimy tak przez dłuższy czas. Szkoda, że to tylko zwykły wytwór mojej wyobraźni. Czasami człowiek musi zwolnić. Musi przemyśleć, co jest a czego nie ma. Czasami ciężko jest siedzieć w głupim fotelu i myśleć nad niedokończonymi rozmowami. Co mogło się powiedzieć a co mogło się zrobić. Wiem jedno - przeszłości nie zmienię. Zostawiam ją. Chce uniknąć myśli, że to on dawał mi szczęście, że to on był zamiennikiem całego świata. Nic już nie mam. Wszystko straciłam.
-Córciu, czemu już wstałaś? – Zapytała mama, gdy ujrzała mnie w progu salonu. –Zrobić Ci śniadanie?
-Nie mamo, dziękuje. – Uśmiechnęłam się siadając na kanapie. –Nie dobrze mi, nie mogłam spać.
-Podobno na poranne mdłości najlepszy jest imbir, zaparzę Ci herbatę. – Pocałowała mnie w czoło wychodząc do kuchni. – Pamiętasz, że dziś robię kolację dla rodziny?
-Pamiętam. –Odpowiedziałam przełączając kanały w tv. –Wszyscy będą?
-Wyjątkowo tak. – Uśmiechnęła się podając mi kubek. – Mania pojechała właśnie zamówić catering żebym nie musiała stać cały dzień w kuchni.
-Leniuszek. – Puściłam jej oczko.
-Tylko troszkę. – Zaśmiała się. – Nie mogę się napatrzeć na Ciebie i brzuszek, pięknie wyglądasz.
-Za to czuję się jak słoniątko. – Śmiałam się gładząc brzuch. – Czuje już delikatne ruchy i ucisk na pęcherz.
-Ma to po Tobie, Ty też uwielbiałaś tulić do siebie pęcherz i wbijać mi się w żebra. – Zaśmiała się. – Ian do Ciebie dzwonił?
-Nie. – Powiedziałam cicho popijając herbatę. – Zostawiłam mu kilka wiadomości, ale niestety na żadną nie odpisał.
-Przykro mi, że to wszystko tak się potoczyło.
-Trudno mamuś, życie idzie dalej, a ja teraz mam, dla kogo żyć i walczyć. Muszę ponieść konsekwencję swoich czynów. – Uśmiechnęłam się delikatnie.

***

-Wyglądam jak prosiak. – Powiedziałam schodząc pod wieczór do salonu. Ubrana w przylegającą szarą sukienkę i długie czarne kozaki odgarnęłam rozpuszczone włosy do tyłu.
-Wyglądasz pięknie. – Zaśmiała się Camille.
-Mam wrażenie, że zaraz będę rodzić, a to dopiero czwarty miesiąc. – Zaśmiałam się zakładając przy lustrze kolczyki.
-Może to bliźniaki? – Zapytała Mania malując usta pomadką.
-Weź, wypluj to. – Śmiałam się uderzając ją lekko w ramie. Weszłam do jadalni – stół był pięknie zastawiony czarno złotą zastawą, która pięknie komponowała się z śnieżnobiałymi różami. Wszystkie dania były ułożone według wybranych wcześniej miejsc. Zdecydowanie po mamie mam dobry smak odnośnie wnętrz. Chwilę później przy tym samym stole siedziała cała rodzina. Moi rodzice, Mania, mój brat z Camille i moi dziadkowie. Śmieli się, ucztowali i obsypywali mnie milionem komplementów. Czułam się cudownie i chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie. Niestety wspaniałą atmosferę przerwał dzwonek do drzwi.
-Otworzę. – Powiedziała mama widząc jak chcę wstać. Usłyszałam pisk radości, odchyliłam się delikatnie na krześle wyglądając z ciekawości na korytarz. Zaniemówiłam. W czarnej skórze tuż obok dębowych schodów stał Ian opierając się o walizkę z bukietem tulipanów. Wstałam powoli od stołu i niepewnym krokiem ruszyłam w jego stronę. Błękit jego oczu przeszył mnie całą. Nie mogłam się powstrzymać. Rzuciłam się jego ramiona. Złapał mnie mocno i wtulił głowę w moje włosy.
-Ian. –Płakałam. – Tak się cieszę.
-Nawet nie wiesz jak długo czekałem na chwilę, w której będę mógł Cię przytulić. – Szepnął cicho całując mnie czule.  
-Przyleciałeś. – Oderwałam się od niego stając z nim twarzą w twarz.
-Byłbym głupcem jakbym nie przyleciał. – Uśmiechnął się delikatnie obserwując moją twarz. – Wyglądasz prześlicznie. – Dodał zerkając na brzuch. – Mogę?
-Oczywiście. – Uśmiechnęłam się przykładając jego dłoń do ścianki dzielącej go z naszym dzieckiem. –Czujesz? – Spojrzałam na niego. – Chyba maleństwo wyczuło, że wróciłeś…
-Boże. – Szepnął ze łzami w oczach. – Jak ja za Tobą tęskniłem. – Przytulił mnie. Objęłam go w pasie i położyłam głowę na jego sercu. Podniosłam ją po chwili przyciągając do siebie twarz Iana, pocałowałam go czule i wszystkie zmartwienia odeszły.
-Dlaczego przyleciałeś? – Zapytałam cicho zamykając oczy.
-Jesteś moim przeznaczeniem, a ja nie chce go oszukiwać. Chcę być z Tobą i naszym dzieckiem.
-Co by było gdybym sobie nie przypomniała? – Podniosłam głowę patrząc w jego oczy.
-Rozkochałbym Cię na nowo. – Uśmiechnął się zadziornie patrząc na mnie z góry.
-Dobra gołąbeczki, chodźcie do nas! – Krzyknął Matt z jadalni.
-Chodźmy. – Pocałowałam go delikatnie. Rozebrał się ze skóry i butów i poszedł za mną.
-Dobry wieczór. – Uśmiechnął się wciąż trzymając moją dłoń. Przywitał się z każdym po kolei przy okazji czochrając Manii włosy i usiadł obok mnie. Jego prawa ręka spoczęła na oparciu mojego krzesła, a lewa dłoń trzymała moją.
-Widzisz wnusiu. – Powiedział dziadek patrząc na nas. – To jest to, o czym Ci mówiłem.
-To znaczy, o czym? – Zaciekawiła się mama pijąc wino.
- Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą…
-…Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje. – Dokończył za mnie. W oczach stanęły mi łzy. Spojrzałam na Iana, który już na mnie zerkał.
-Hej, nie płacz. – Szepnął łapiąc mój podbródek. –Jestem już przy Tobie. – Pocałował mnie delikatnie. Wtuliłam się w jego szyję. Tęskniłam za tym ciepłem, za zapachem, za dotykiem. Każda część mojego ciała wyrywała się do niego.
-Wznieśmy toast. – Mój brat uniósł w górę kieliszek.
-Chwila. – Powiedział Ian zerkając na wszystkich. – Dam wam jeszcze jeden powód do toastu…-uśmiechnął się wstając i wyciągając z kieszeni pudełeczko. – Przetrwaliśmy razem wszystko, co postawił na drodze nam los. Rozstawaliśmy się, wracaliśmy do siebie. – Uklęknął na jednym kolanie przy mnie. – Jednak wiem, że jesteś dla mnie wszystkim. Caroline…zostaniesz moją żoną?-Spojrzał na mnie otwierając pudełeczko, w którym był delikatny, złoty pierścionek. Zaniemówiłam. Wpatrywałam się w jego oczy przepełnione miłością. Znowu się popłakałam. Radość wypełniła moje serce. Minęło wszystko, co było złe.
-Tak…–Wyszeptałam podając dłoń. Wsunął sprawnie na mój palec pierścionek i nagle wszyscy dookoła zwariowali. Śmiali się, krzyczeli, mama płakała, a babcia razem z nią. Tata uśmiechał się dumnie patrząc na nas. Mania uśmiechała się od ucha do ucha opierając głowę o ramie Camille, która klaskała w rytm gwizdania mojego brata. To najpiękniejszy dzień w moim życiu.

__
Zakładka outfits zaprasza ostatni raz do odwiedzenia :)


piątek, 20 maja 2016

Rozdział 43

22.09
-Pani Caroline. Proszę się obudzić. Chcę podłączyć kroplówkę. – Usłyszałam podnosząc niechętnie powieki. – Jak się Pani czuję?
-Dobrze, ale boli mnie głowa. – Powiedziałam ochryple.
-Po śniadaniu podam Pani jakieś tabletki przeciwbólowe. – Powiedziała podłączając kroplówkę. – Wczoraj, gdy Pani spała był tu Pani chłopak, zostawił to dla Pani. – Uśmiechnęła się wskazując na stolik i wyszła z sali. Spojrzałam na bukiet różowych tulipanów – moje ulubione. Uśmiechnęłam się do siebie i wzięłam do ręki pudełko, w którym był nowy Iphone. Obejrzałam go z każdej strony i otworzyłam kopertę, liścik był od bruneta.

„Twój nowy telefon, poprzedni rozsypał się w wypadku. Wprowadziłem Ci te podstawowe kontakty, które potrzebujesz. Niech Ci służy dłużej niż poprzedni  ;) . Wiem, że nie pamiętasz, kim jestem, ale pozwól mi, chociaż w jakimś stopniu zadbać o Ciebie. Ian”

-Nie śpisz już? – Do sali wszedł Jensen.
-Nie. – Uśmiechnęłam się odkładając szybko wszystko.
-Jak się spało? – Usiadł na krześle obok mnie.
-Dobrze, dziękuje. – Spojrzałam na niego. –Coś się stało?
-Musimy porozmawiać…-zaczął patrząc na mnie. – Kłamałem. Wszyscy mówili prawdę. Jesteśmy w trakcie rozwodu. Dwudziestego sierpnia była pierwsza rozprawa, na którą się nie wstawiłem, bo jestem idiotą. Zdradziłem Cię. Wiele razy. Zdradzałem Cię od dłuższego czasu.
-Słucham? – Spojrzałam na niego ściskając kołdrę.
-Chciałem Cię w ten sposób odzyskać, ale wiem, że za pięć miesięcy gdybyś urodziła prawda i tak wyszłaby na jaw. To dziecko Iana. Jesteście razem. Kochacie się, a Ty jesteś przy nim szczęśliwa. – Powiedział wstając i pocierając zarost. – Wracam na plan. Miło było znów Cię zobaczyć, gdy tylko dojdziesz do siebie dam Ci w końcu ten rozwód. Zasługujesz na to wszystko, co chce Ci dać Ian.
-Nie wierzę. – Szepnęłam płacząc. – Nie wierzę.
-Uwierz. – Pocałował mnie w czoło. – Żegnaj mała, trzymaj się. – Dodał wychodząc pośpiesznie z sali. Zalałam się łzami. Poczułam się oszukana, chociaż to uczucie wydawało mi się być znajome. Pozbyłam się z życia wszystkich ludzi. Wyrzuciłam Kate. Swoją siostrę. Rodziców. Brata. Iana. Zostałam sama, zupełnie sama nie pamiętając nic istotnego. Gorzej być nie mogło. Usłyszałam pukanie do drzwi. Milczałam. Nie miałam ochoty na żadne spotkania.
-Caroline? – Do sali wszedł Ian.
-Idź sobie.
-Co się stało? – Podszedł do mnie. – Dlaczego płaczesz?
-Jensen powiedział mi prawdę… -powiedziałam cicho wycierając policzki. – Wszystko o mnie i o Tobie to prawda.
-Tak, to prawda. – Usiadł na brzegu łóżka. – Wierzysz mi teraz?
-Wierzę, ale to nic nie zmienia. Nie pamiętam Cię. Nie pamiętam nic z naszego życia. Nie pamiętam nas. Nie pamiętam tego, że Cię kochałam. Nic nie pamiętam. – Płakałam. Złapał mnie za dłoń i delikatnie ją pocałował.
-Przypomnisz sobie. Zobaczysz. – Powiedział cicho patrząc mi w oczy.
-Nie chce. – Zabrałam dłoń. – Nie chce niczego sobie przypominać. Chce być sama.
-Nie odejdę. – Powiedział poważnie. – Nie pamiętasz tego, ale ja pamiętam jak walczyłaś o mnie, gdy chciałem popełnić największy błąd życia. Nie odpuściłaś, mimo, że byłem okropny. Ja też nie odpuszczę. Kocham Cię i nie stracę Cię. Rozumiesz?
-Ja Cię nie kocham, nie czuję tego. Nie czuję nic. Zrozum. Chce żebyś odszedł. Ułożył życie – beze mnie.
-Nie ma życia bez Ciebie! – Uniósł głos wstając z łóżka. – Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie obok, rozumiesz? Nie chce tego przeżywać, nie dam sobie rady.
-Musisz, taka jest moja decyzja.
-Jesteś moim sercem. Przy tobie tak cholernie czuje się zajebiście ważny. Dla każdego byłem tylko imieniem i nazwiskiem. To ty pokazałaś mi jak cały świat może pięknie wyglądać. Przez te wszystkie dni czułem się jak by cały świat był tobą, utożsamiałem z Tobą wszystko. Nie miałaś nic wspólnego z tymi rzeczami, ale okazałaś się być całym moim światem. Idealnym, który tak cholernie kocham. Nigdy już nikogo nie nazwę tak jak ciebie. Nikogo nie pokocham tak mocno. Tylko ty się liczysz. Pamiętam kłótnie, pierwsze rozstanie na jakiś czas. Gubiłem się między tym, co czułem a tym, co powinienem zrobić. Lecz wybrałem ciebie. I nie żałuję ani chwili. Żadnego dnia. –Samotna łza spłynęła z jego oka. Poczułam jak moje serce się rozrywa. Jak pęka na milion kawałków, ale wiedziałam, że będąc tym, kim teraz jestem raniłabym go bardziej.
-Ian. Jeżeli mnie kochasz to uszanujesz moją decyzję. – Spojrzałam na niego. – Jeżeli jesteśmy razem, to koniec. Nie ma nas. Nie ma naszego życia. Odejdź proszę i żyj życiem, ale beze mnie. – Powiedziałam przełykając ślinę.
-Tego chcesz? – Powiedział drżącym głosem. – Spójrz mi w oczy i powiedz, że tego chcesz, a odejdę. – Pochylił się nade mną. Spojrzałam w błękit jego oczu. Wydawały się tak znajome, ale nic w nich nie mogłam wyczytać.
-Odejdź. – Powiedziałam pewnie zaglądając w głąb jego duszy. Zamknął na chwilę oczy, zacisnął je mocno. Poczułam jego dłoń na swoim policzku, a chwilę potem jego usta na swoim czole.
-Żegnaj. – Szepnął i wyszedł z sali.

***

Wyszedłem, a raczej wybiegłem ze szpitala. Padał deszcz. Zalewał moją twarz obmywając policzki z łez. Poczułem się pusty. Miałem wrażenie, że wszystko, co mam zostało w murach tego szpitala. Szybkim krokiem podszedłem do samochodu, wsiadłem do niego i opierając głowę o kierownicę płakałem jak dziecko.
-Kurwa! – Krzyknąłem uderzając ręką o kierownicę. Stałem tak, nie wiem ile. Deszcz padał i padał. Minuty uciekały. Nie miałem na nic sił. Wykręciłem numer do Kate. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci.
-Halo. – Odebrała dysząc.
-Przeszkadzam? – Zapytałem cicho.
-Nie, skąd. Właśnie idę na lotnisko, wracam do was.
-Do Caroline, ja jadę się spakować i wracam do Atlanty.
-Co? Co Ty mówisz? Co się stało?
-Zerwaliśmy. – Powiedziałem krótko.
-Żartujesz sobie? Co Ty wygadujesz? – Uniosła głos.
-Kate. Jensen powiedział jej prawdę, ale Caroline nie chce kontynuować ze mną czegokolwiek. Powiedziała to pewnie. Zakończyłem tę walkę.
-Ian, nie możesz ja znalazłam coś…
-Kate. Dziękuje za wszystko, powodzenia. – Rozłączyłem się i wyłączyłem telefon. Muszę szybko się spakować i zdążyć przed przylotem Katherine.

***

Leżałam patrząc w okno. Sama. Zupełnie sama. Telefon milczał. Drzwi się nie otwierały. Nie miałam już sił płakać ani nawet nie czułam zmęczenia. Gładziłam delikatnie swój brzuch. Wszystko jest takie dziwne, takie skomplikowane. Czuję się pusta – mam dziurę w pamięci.
-Mogę? – Do sali zajrzała Kate.
-Kate? – Spojrzałam na nią podciągając się na łokciach. – Kate….
-Wiem, wszystko wiem. – Powiedziała cicho siadając obok mnie.
-Kate przepraszam, przepraszam. Ja…boże, nie mam usprawiedliwienia. Potraktowałam Cię okropnie.- Płakałam wyrzucając z siebie lawinę słów.
-Już dobrze, dobrze. – Przytuliła mnie mocno. – Nie płacz.
-Jensen był…
-Wiem, Ian do mnie dzwonił. – Spojrzała na mnie gładząc mój policzek. – Zrobiłaś głupotę każąc Ianowi odejść.
-Tak będzie lepiej. – Szepnęłam cicho wycierając twarz. – Co tam masz?
-Byłam w Twoim mieszkaniu. – Położyła na moich udach szmacianą siatkę. – Masz tu laptopa, dokumenty i pamiętnik. Znalazłam go w Twojej walizce, miałaś go cały czas przy sobie.
-Myślisz, że to coś da? – Spojrzałam na nią.
-Nie wiem, ale warto spróbować. – Uśmiechnęła się. – Jak się czujesz?
-Dobrze, chociaż chciałabym być już w domu.
-Jak ciąża?
-Dobrze. – Pogłaskałam się po brzuchu. –Chociaż nadal ciężko mi się przyzwyczaić. – Przeciągnęłam się ziewając.
-Odpocznij, jutro przyjadę.
-Na pewno? – Spojrzałam na nią.
-Na pewno. – Pocałowała mnie w policzek. – Ciocia wpadnie jutro. – Pocałowała mnie w brzuch i wysyłając buziaki zamknęła za sobą drzwi.


23.09
Zegar wskazywał dziesiątą. Źle się czułam tego dnia. Głowa pękała z bólu. Miałam mdłości. Źle spałam. Nie zjadłam śniadania, wypiłam tylko gorzką herbatę. Usiadłam wygodnie w łóżku i wzięłam do ręki pamiętnik. Brązowy. Ciemny. Widać, że dość często używany. Przeczesałam kartki. Otworzyłam na dniu swoich urodzin.

10.05
Pamiętniku,
Dziś moje urodziny. Kolejne. Jestem już taka stara. Faktem jest, że nie obchodzę urodzin, ale Kate i tak kupiła mi tort (swoją drogą był pyszny!). Jednak mimo wszystko zasmucił mnie fakt, że Jensen nie zadzwonił. Ostatnio strasznie mnie zaniedbuje. Nie ma w ogóle czasu na rozmowy ze mną. Boję się o nas, o nasze małżeństwo… Zmieniając temat – dziś dowiedziałam się więcej o konkursie odnośnie tego wylotu do Hiszpanii – czujemy taką presję, ale oczywiście nie poddajemy się. NIGDY! Byłam z Kate na plaży – miło, sympatycznie, alkoholowo. Pobawiliśmy się trochę z Ianem i jego znajomymi. Dzień na 5 J

11.05
Pamiętniku,
Nie spałam zbyt dobrze. Złapałam potwornego doła, jednak Jensen wrócił! Pokłóciliśmy się trochę rano, a raczej bardzo jednak zakończyło się tylko seksem a nie rozwodem. Całkiem dobrze sobie radzimy, co? Napisałabym Ci jeszcze jak minęła próba, ale Jensen został zaproszony do Iana na domówkę, więc lecę się szykować!
EDIT:
Jensen śpi jak zabity, ja nie mogę, mimo, że czuję potworne zmęczenie. Wróciliśmy z tej domówki – nie wiem, co tam się działo. Ian oczarował mnie! Nigdy nie czułam aż takich motylków! Jego wzrok, oddech, dotyk, usta. Zwariowałam! Muszę się opamiętać, przecież mam męża! Jednak dziwi mnie fakt, że tak mnie kokietował, a przecież ma narzeczoną….Dziwne. Postaram się zasnąć, bo rano będzie źle.

13.05
Drogi pamiętniku,
Ian jest dziwny. W stosunku do mnie. Zadaje dziwne pytania o mnie i o Jensena, a przecież znamy się tak krótko! Często u nas bywa, trochę martwi mnie jego przyjaźń z moim mężem, ale chcę jeszcze trochę poobserwować jego osobę…

22.05
Pamiętniczku,
Zrobiłam coś złego. Bardzo złego. Byłam na kolacji u Iana. Sprowokowałam go. Kochaliśmy się. Boże, było tak cudownie. Czułam się jak księżniczka, jednak mam świadomość swoich czynów. Zdradziłam swojego męża. Zresztą…, czemu czuje się winna skoro on i tak mnie nie docenia? W końcu jakiś facet się mną zajął. I to jak!

29.05
Pamiętniku,
Nie miałam czasu. Konkurs. Ian. Wyjazd. Ian. Koncert. Ian. Wiesz co on zrobił? Przyleciał do Hiszpanii! Zostawiał wszędzie małe karteczki, musiałam chodzić po całym mieście, aby w końcu znaleźć się na dachu hotelu z nim, jedząc kolację i kochając się. To jak trans. Zakazany trans. Nawet nie wiem czy czuję wyrzuty sumienia. Jednak potem poszło coś nie tak…pokłóciliśmy się. Właśnie siedzę w hotelu. Jeszcze trochę i wrócę do Malibu, bez niego.

08.06
Pamiętniku,
Świat mi się zawalił. Mania wysłała mi artykuły, na dowód zdrad Jensena. Najgorsze jest to, że Ian o tym wszystkim wiedział. Pieprzył mnie, ale nigdy nie powiedział prawdy. Zakończyłam związek z Jensenem. Zażądałam rozwodu. Przyjął to całkiem dobrze. Za dobrze.

26.06
Drogi pamiętniczku,
Zapomniałam Cię! Jak mogłam? Byłam u rodziców, odwiedziłam brata. Musiałam powiedzieć im o rozwodzie. Wsparcie jakie dostałam nie da się opisać słowami. Mam najlepszą rodzinę! Potem poleciałam do Polski, do dziadków. Oni także są niesamowici, chciałabym mieć ich blisko… Oczywiście Ian dowiedział się, że wróciłam i od razu przyjechał! Dobra…znowu się kochaliśmy. Nie potrafiłam się oprzeć. Walczyłam! Naprawdę, całe 5 minut… Spotkałam się z Kate, byłyśmy na sushi. Nie wiem, co bym bez niej zrobiła. Jest kochana! No i oczywiście odwiedził mnie Jensen – bełkotał jakieś bzdury o powrocie, leczeni itepe. Olałam go. Kazałam mu spadać. Trzymam się swojej decyzji. Umówiłam się z Ianem….Ciii, nic nie mów. Wiem, że jestem szaloną wariatką.

27.06
Pamiętniku,
Boże. Uświadomiłam sobie coś ważnego. Chce Iana. Pragnę go. W swoim życiu. Jest idealny. Czuję to. Czuję coś do niego. Zawrócił mi w głowie już wtedy, na tej domówce, na której byłam z Jensenem. Omamił mnie. Zjedliśmy dziś pyszną kolację, znów się kochaliśmy. Nie rozumiem, czemu on dalej chce ślubu z Nikki. Dlaczego?!

04.07
Drogi pamiętniku,
Nie mam siły. Ciągle myślę o Ianie. Kocham go. Zakochałam się jak smarkula. Walczę o niego, ale nadaremno. Rozmawiałam z Kat – to jego przyjaciółka. Wyznała mi prawdę – Ian nie kocha Nikki. Bierze z nią ślub tylko dla inwestycje jej ojca w jego fundację. Skoro jej nie kocha…czy jest szansa, że kocha właśnie mnie? Będę walczyć, nie poddam się. Kocham go. Chce go. Dam radę!

27.07
Drogi pamiętniku,
Walczyłam jak lwica, serio. Uwodziłam, kokietowałam. Oczywiście, że oddawał się moim pieszczotom, ale i tak nic nie zmieniłam. Kazał mi wrzucić na luz. Jutro ślub. Moja miłość żeni się z kimś innym. Cierpię. Pęka mi serce. Jutro idę na skazanie. Na pogrzebanie swojego uczucia. To będzie ciężki czas. Bardzo ciężki.

05.08
Pamiętniczku,
Dawno nie pisałam, ale to dlatego, że moje życie wywróciło się do góry nogami! Jestem najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. Mam przy sobie cudownego faceta – tak, dobrze czytasz. Ian nie ożenił się z Nikki! Wrócił do mnie, w dzień ślubu. Nie wiem czy jesteśmy oficjalnie razem, ale miłość rośnie wokół nas. Trafiłam los na loterii, niech ta chwila trwa wiecznie! Kocham go, kocham jak szalona i wcale tego nie żałuję.

17.08
Drogi pamiętniku,
Tyle się dzieję! Poznałam rodziców Iana i jego rodzeństwo. Znaczy Bobeczka już znałam, ale jego siostra…nie polubiłyśmy się. Miałam już kryzys. Chciałam odejść od Iana, ale wszystko opanowane.  POWIEDZIAŁ, ŻE MNIE KOCHA! Oczywiście wiedziałam o tym, ale usłyszeć to z jego ust to miód na moje serce. Moi rodzice także mogli się wykazać – przedstawiłam im Iana i byli zachwyceni! Zwłaszcza mój brat nie mógł się opanować i już lał mojemu ukochanemu litrami alkohol… Odwiedziliśmy dziadków i wiesz co? Przeprowadzili się do Idaho! W końcu mam ich blisko siebie… Jestem szczęściarą! W końcu życie mi się układa.  Dziś byliśmy na kolacji u Kate – zaręczyła się z Mattem! Na samą myśl mam łzy w oczach. Cieszę się jej szczęściem, chociaż i ja chętnie ponosiłabym pierścionek na palcu. Muszę szepnąć o tym Ianowi. Przede mną kilka imprez u boku Iana – strasznie się denerwuję, ale przecież jestem silną babką dam radę. Za tydzień jadę do rodziców, muszę pomóc dziadkom. Uciekam spać, bo brunet coś majaczy przez sen. Buziaki!
PS: Kocham go nad życie.

Zamknęłam z hukiem pamiętnik. Przed wypadkiem prowadziłam cudowne życie. Przypominam sobie. W końcu wracają do mnie jakieś wspomnienia. Odłożyłam pamiętnik i wzięłam laptopa. Czas na kolejną porcję wrażeń.


czwartek, 12 maja 2016

Rozdział 42

-Kim jesteś? – Zapytałam zerkając na bruneta. Twarz niby znajoma aczkolwiek nie byłam w stanie przypomnieć sobie jego imienia. W tym samym czasie do sali weszła moja ukochana przyjaciółka – Kate.
-Kate kochanie. – Uśmiechnęłam się. – Kim on jest?
-Żartujesz sobie? – Odezwał się brunet. – Caroline, nie wygłupiaj się.
-Miło, że znasz moje imię. Może przestawisz mnie swojemu znajomemu? – Spojrzałam na Kate, która wpatrywała się we mnie.
-Care. To Ian…
-Ian właśnie! Znam Cię.  Jesteś tym aktorem, poznaliśmy się na jakiejś gali. Znasz mojego męża? Właśnie gdzie jest Jensen? Czy on w ogóle wie, że jestem w szpitalu? – Rozejrzałam się po sali.
-Co to kurwa ma być?! – Brunet wrzasnął patrząc na moją przyjaciółkę.
-Pójdę po lekarza. – Powiedziała Kate wychodząc z sali.
-Caroline, kotku. To ja Ian, Twój chłopak. – Brunet usiadł koło mnie łapiąc za rękę.
-Hola bruneciku. Ogar. Nie jesteś moim chłopakiem. Mam męża, halo ziemia. – Pomachałam mu ręką przed twarzą. Po chwili dołączył do nas lekarz.
-Dzień dobry ponownie Pani Ackles. Mam do Pani kilka pytań. – Usiadł na brzegu łóżka. –Jak się Pani nazywa?
-Caroline Ackles z domu Montgomery.
-Kiedy ma Pani urodziny?
-Za 10 dni, 10 maja. – Odpowiedziała pewna siebie.
-Jaka jest dziś data?
-Ostatni kwietnia.
-Wie Pani co się stało?
-Miałam wypadek i to wszystko, co pamiętam.
-Dobrze, to wszystko. –Wstał z łóżka. Zaświecił mi latarką po oczach. Kazał podążać wzrokiem za jego palcem. Jakaś paranoja. – Zapraszam Pana ze mną. – Powiedział do bruneta i opuścił salę.
-Kate, gdzie jest Jensen? – Spojrzałam na przyjaciółkę. – O jaki ładny pierścionek, nowy?
-Caroline, posłuchaj. Nie wiem co Ci jest, ale masz znaczny zanik pamięci. Nie jesteś już z Jensenem, niedawno była sprawa rozwodowa. Jesteś z Ianem. – Mówiła powoli siadając obok mnie.
-Kate daj spokój i proszę Cię zadzwoń po Jensena, chcę go widzieć. Teraz.

***

-Co to ma do cholery znaczyć?! – Spojrzałem na lekarza.
-Proszę się uspokoić…
-Uspokoić się?! Moja narzeczona mnie nie poznaje! Nie wie kim jestem ani nawet jak się nazywam. Żyje w urojonym życiu kilka miesięcy wstecz nie pamiętając o tym, że zażądała rozwodu. Spokojny?! Ja mam być spokojny?!
-Rozumiem Pana zdenerwowanie, jednak przy takim urazie, jaki miała Pani Montgomery zanik pamięci jest dość częstym zjawiskiem. Możliwe, że za kilka dni przypomni sobie wszystkie momenty do czasu wypadku.
-Jest jakaś cholerna druga opcja?! U pana zawsze były drugie, trzecie i bilionowe opcje.
-Owszem. Nigdy nie wróci jej pamięć. – Powiedział spokojnie.
-Żartuje Pan sobie? Ukryta kamera czy jaki chuj?
-To nie żart. Jedyne, co Pan może zrobić to krok po kroku, bez pośpiechu opowiadać Pani Ackles o jej życiu.
-Zajebiście. – Burknąłem wychodząc z sali wpadając na rodziców Caroline.
-Ian. Nie wyglądasz na szczęśliwego. – Powiedziała z wyrzutem Pani Sylvia.
-Może dlatego, że Pani córka nie wie, kim jestem.
-Co Ty mówisz? – Pan Daniel spojrzał na mnie przerażony.
-To co Pan słyszał. Caroline myśli, że jest koniec kwietnia. Nie wie jak mam na imię i bierze mnie TYLKO za aktora, którego spotkała na gali plus cały czas pyta o Jensena. – Powiedziałem zdenerwowany opierając się o parapet.
-O mój boże. – Powiedziała Pani Sylvia. – Ian na pewno będzie..
-Dobrze? Tak słyszałem to miesiąc temu i kilka minut temu. Słyszę to każdego dnia. Co ja zrobię, jeżeli ona sobie niczego nie przypomni? Jeżeli nigdy nie przypomni sobie, kim dla niej byłem? Co jeżeli będę tylko ojcem jej dziecka i nigdy nie poczuje do mnie tego, co już czuła? Jeżeli nigdy sobie nie przypomni, że mnie kochała. Co zrobię? – Powiedziałem patrząc na zszokowanych rodziców Care. – Tak. Będę stał tak jak państwo nie wiedząc, co mam ze sobą zrobić. – Dodałem. Pani Sylvia bez słowa podeszła do mnie i przytuliła jak matka.
-Masz nas. Pomożemy wam ze wszystkim, rozumiesz? Musisz być twardy. Chodźmy do niej. – Powiedziała patrząc na mnie. Weszliśmy do sali, w której panowała cisza.
-Mamo! Tato! – Ucieszyła się. Szkoda, że taka euforia nie malowała się na jej twarzy, gry ujrzała mnie.- Jensen przyjedzie do mnie jutro rano. – Powiedziała uśmiechnięta.
-Słucham? –Spojrzałem na Kate, na co ona tylko wzruszyła ramionami.
-Uparła się. – Powiedziała podchodząc do mnie. – Słuchaj, może jak on jej powie prawdę to ona w końcu ją do siebie dopuści? Mnie nie chce słuchać.
-To jest taka komedia. Poważnie, komedia. – Zaśmiałem się żałośnie siadając na fotelu. Kate westchnęłam cicho i podeszła w stronę łóżka swojej przyjaciółki. Konfrontacja z Jensenem, tylko to było mi jeszcze do szczęścia potrzebne. Pół godziny później rodzice Caroline postanowili pójść do lekarza, a Kate wyszła na korytarz zostawiając nas samych.
-Znasz mojego męża? – Zapytała Caroline zerkając na mnie.
-To nie jest Twój mąż.
-Wszyscy mi to powtarzają. Ja wiem, że nigdy go nie lubili, ale żeby tak mi kłamać…
-Caroline do cholery jasnej! – Krzyknąłem wstając. – Ja jestem Twoim facetem, rozumiesz? Jensen to przeszłość, od której odcięłaś się grubą kreską. Jestem ojcem Twojego dziecka, które w sobie nosisz.
-Jestem w ciąży?! – Wybałuszyła oczy.
-Tak, czwarty miesiąc. Mieliśmy zakładać rodzinę, zamieszkać razem. Jensena nie ma już w Twoim życiu.
-Kłamiesz! – Płakała. – Wy wszyscy kłamiecie! To dziecko Jensena. Nigdy bym się z Tobą nie związała. Kocham swojego męża! – Krzyczała waląc pięściami w łóżko.
-Ty postradałaś zmysły.
-To Ty jesteś jakimś świrem. Wpadasz mi do sali. Całujesz mnie. Opowiadasz bajki i jeszcze na dokładkę chcesz przywłaszczyć sobie moje i Jensena dziecko! Jesteś potworem.
-Kurwa kochasz tego potwora! – Krzyknąłem łapiąc poręcz łóżka. – Kochasz mnie rozumiesz?! A ja kocham Ciebie.
-Nie kocham Cię! – Krzyknęła płacząc. – Wynoś się stąd! Już! Wynocha! Nie chce Cię tu nigdy widzieć! Nigdy!
-Halo proszę państwa, co tutaj się dzieje? – Do sali weszła pielęgniarka. – Proszę się uspokoić. Tutaj jest szpital.
-Przepraszam. –Powiedziałem cicho.
-Ten Pan i tak już wychodzi…-powiedziała Caroline wycierając łzy. – Teraz. – Spojrzała na mnie. Zacisnąłem zęby i bez słowa opuściłem salę.


21.09

Całą noc nie spałem. Nie mogłem zmrużyć oka wiedząc, że moja ukochana kobieta nie wie, kim jestem. Zegarek wskazywał chwilę po szóstej. Ubrałem się w dres i po cichu opuściłem dom. Musiałem pobiegać. Wyrzucić z siebie złość i negatywne odczucia. Miałem masę myśli i tak niewiele odpowiedzi. Co zrobię, gdy Caroline nigdy mnie nie pozna? Co jeśli będę musiał zdobyć ją na nowo? Co jeśli mi się nie uda? Przerażało mnie to wszystko, przerażała mnie każda myśl, która wdzierała się do mojego umysłu. Dodatkowo dobijała mnie myśl, że niedługo obok mojej dziewczyny będzie siedział jej były mąż. Dobija mnie fakt, że Nikki jest w ciąży. Dobija mnie wszystko, co działo się w ciągu ostatnich kilku dni i na przestrzeni ostatnich, kilku informacji.

-Ian, gdzie Ty byłeś? – Mania zaatakowała mnie od progu, gdy tylko dwie godziny później wszedłem do domu.
-Musiałem pobiegać, odreagować. Czemu już nie śpisz?
-Nie mogłam spać. – Powiedziała cicho. – Zjesz ze mną śniadanie? Proszę.
-Pewnie. – Uśmiechnąłem się. – Wezmę tylko szybki prysznic i przebiorę się. Za piętnaście minut jestem z powrotem.
-Czekam w kuchni. – Uśmiechnęła się wchodząc do pomieszczenia. Wziąłem szybki prysznic, ubrałem pierwsze lepsze rzeczy, które miałem pod ręką i zszedłem na dół.
-Gdzie Twoi rodzice? – Zapytałem siadając.
-Musieli jechać do pracy. Na szczęście nie musimy odbierać Jensena z lotniska, bo przyjedzie samochodem. – Postawiła przede mną kubek aromatycznej kawy.
-Całe szczęście. – Powiedziałem pod nosem wrzucając do filiżanki kostki cukru.

***

Obudziłam się po siódmej, a raczej zostałam obudzona przez lekarza i pielęgniarkę. Zbadali mnie, podłączyli kroplówkę i zjadłam pyszne śniadanie. Przeglądałam gazetę, którą przyniosła mi pielęgniarka, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę! – Krzyknęłam, a wtedy w drzwiach ujrzałam jego. Jensen w całej swej okazałości. Wyglądał jak zawsze dobrze, chociaż zmęczenie malowało się na jego twarzy. –Jensen…
-No hej księżniczko. Coś Ty znowu nawywijała? – Zaśmiał się podchodząc do mnie i kładąc na moich udach bukiet kwiatów. Pocałował mnie w czoło i przysiadł obok na krześle.
-Wypadek. Niewiele pamiętam, więc niewiele mogę Ci powiedzieć. Dopiero wczoraj się wybudziłam, podobno po kilku tygodniach. – Powąchałam kwiaty. – Dziękuję, są śliczne. Mógłbyś wsadzić je do wazonu?
-Pewnie. – Powiedział zabierając je ode mnie, a po chwili postawił je z powrotem w szklanym wazonie.
-Jensen. Oni mi opowiadają tyle dziwnych rzeczy. Podobno jesteśmy w trakcie rozwodu.
-Co? – Spojrzał na mnie. – Kto ci naopowiadał takich głupot?
-Kate, Ian, rodzice…
-Wykorzystują to, że nic nie pamiętasz żeby się mnie pozbyć. – Zacisnął pięść.
-Tak myślałam. – Powiedziałam cicho patrząc w okno.
-Jak tylko wyzdrowiejesz to wrócimy do domu, do Malibu. – Pogłaskał mnie po policzku.
-Jestem w ciąży. – Powiedziałam cicho odsłaniając swój zaokrąglony brzuch.
-W ciąży? – Jego oczy powiększyły się.
-Tak, czwarty miesiąc…
-Cudownie. – Uśmiechnął się całując mój brzuch, a potem pocałował namiętnie moje usta. W tym pocałunku było coś dziwnego. Mimo, że zamknęłam oczy nie byłam w stanie oddać się w 100% tej chwili. Otworzyłam je chwilę później i ujrzałam Ian, taki przebłysk, a chwilę potem znów Jensena.
-Wszystko ok? – Spojrzał na mnie z troską w oczach.
-Tak, tak. – Powiedziałam cicho wciąż mu się przyglądając. – Kiedy musisz wracać na plan?
-Jutro z rana. – Uśmiechnął się delikatnie gładząc moją dłoń. – Cieszę się, że nic Ci nie jest. Wam.
-Ja też się cieszę. – Uśmiechnęłam się delikatnie i znów połączyliśmy się w pocałunku. – Chciałabym wstać z tego łóżka, rozprostować kości.
-Pojdę do lekarza zapytać czy Ci wolno. – Uśmiechnął się delikatnie wstając z łóżka. Po chwili wrócił uśmiechnięty od ucha do ucha. – Możesz wstać i pochodzić, ale nie dłużej niż 10 min.
-Cudownie. – Powiedziałam odsuwając kołdrę. Przytrzymał mnie delikatnie za łokcie i podprowadził do okna. –Boże, nie czuje pleców…-jęknęłam opierając dłonie o parapet.
-Lepiej? – Szepnął delikatnie masując moje ramiona.
-O tak…- zaśmiałam się przymykając oczy. Masował mnie jeszcze chwilę, a potem objął delikatnie w pasie, oparł brodę o moje ramie i co jakiś czas muskał moją żuchwę. – W końcu będziemy mieć dziecko.
-Mam nadzieję, że nie jedno. – Uśmiechnął się zerkając na mnie. – Pięknie wyglądasz mimo tych siniaków i zadrapań.
-Jednak czuje się trochę gorzej. – Zaśmiałam się zerkając na swój brzuch. – Ciekawe czy chłopiec czy dziewczynka.
-Nie ważne. – Pocałował mnie w szyję. – Najważniejsze żeby było zdrowe.

***

-Jak sobie pomyślę, że w tej sali jest Jensen to normalnie mam ochotę zwalić go ze schodów. – Powiedziała Kate, gdy pod szpitalem wysiedliśmy z samochodu.
-Mi to mówisz? – Spojrzałem na nią. –To ja idę na spotkanie z eks mężem mojej ciężarnej dziewczyny, która nie ogarnia, że dziecko ma ze mną.
-Dobra, wygrałeś. – Powiedziała zrezygnowana wsiadając do budynku.
-Wolałem być tam przed nim. Cholera wie, co zdążył jej powiedzieć…-powiedziałem naciskając przycisk windy.
-Nawet mi nie przypominaj, bo na samą myśl wszystko w żołądku wywraca się do góry nogami. – Powiedziała z przekąsem przeglądając coś w komórce. – Lecę dziś do LA. Może w mieszkaniu Care uda mi się znaleźć coś, co przypomniałoby jej kilka spraw.
-No tak, jej telefon jest tak roztrzaskany, że żaden serwis nie chce się podjąć odzyskania danych. – Powiedziałem wysiadając z windy. Weszliśmy we dwoje do sali, akurat w momencie, kiedy Caroline i Jensen trwali w cudownym, namiętnym pocałunku.
-Co tu się…-zaczęła Kate widząc tę scenę.
-Co Ty kurwa odpierdalasz?! – Spojrzałem na Jensena, który odsunął się od brunetki. – Chyba Ci się sufit na łeb spierdolił.
-Hej, hej. Uważaj na słowa. – Powiedziała Caroline patrząc na mnie srogo.
-Zamknij się. – Kate spojrzała na nią wściekła.
-Wpadacie tutaj bez pukania przeszkadzając w akcie miłosnym pary małżeństwa. Przepraszam, że całowałem swoją żonę. – Jensen oparł się o parapet podnosząc ręce w górę.
-Pojebało Cię? – Podszedłem do niego. – To nie jest Twoja żona! Czemu ją okłamujesz?
-On nie kłamie! – Odezwała się Caroline.
-Powiedziałam żebyś się zamknęła. – Powiedziała Kate patrząc na nią.
-Kochanie. Komu wierzysz? Mi czy tej dwójce, która jawnie chce zepsuć nasze małżeństwo? – Spojrzał na Caro, która tylko kiwnęła głową, że wierzy jemu. Krew się we mnie zagotowała. Miałem ochotę wybuchnąć.
-Jesteś pojebany. – Powiedziała Katherine stając obok mnie. – Psychol.
-Chyba mówicie o sobie, ja chociaż nie wchodzę wam z butami w życie. – Powiedział Jensen śmiejąc się Kate w twarz. Nie wytrzymała. Spoliczkowała go. Czerwony ślad aż pulsował na jego policzku.
-Kate! – Wrzasnęła Caroline widząc tę scenę. – Wynoście się stąd! Teraz! Już!
-To on niech wyjdzie! – Krzyknęła Kate. – Nie bądź Caroline naiwna! On Cię oszukuje, zresztą nie pierwszy raz.
-Nie wierzę Tobie ani jemu. – Spojrzała na mnie z pogardą. – Wyjdźcie stąd.
-Wybierasz jego, ponad mnie? – Kate oparła się o ramę łóżka. – Zadałam Ci pytanie. Wybierasz go?
-Tak. – Powiedziała z zaciętą miną. Kate bez słowa wzięła swoją torebkę i wyszła z sali. – Na co czekasz? Wynoś się.
-Nie skończyłem z Tobą. – Spojrzałem ostatni raz na Jensena i pobiegłem za Katherine. 

***

Około godziny dziewiętnastej stałem pod szpitalem. Wiem doskonale, że Jensen jeszcze nie wyszedł od Caroline, a że za chwilę będzie koniec wizyt spotkam go na parkingu. Musiałem naprostować mu kilka spraw i wyperswadować parę perspektyw. Pół godziny później zauważyłem zadowolonego Jensena wychodzącego z budynku. Wysiadłem od razu z samochodu.
-Ty znowu tutaj? – Zaśmiał się wyłączając alarm w swoim samochodzie.
-Musimy pogadać.
-Stary. – Spojrzał na mnie otwierając drzwi nissana. – Daj sobie spokój. Wracaj do Atlanty i zapomnij o niej.
-Ty siebie słyszysz? – Trzasnąłem drzwiami od jego samochodu. – Caroline w końcu sobie przypomni prawdę, a jeżeli nie to, gdy dziecko się urodzi zażądam testów. Tak czy siak będziesz przegrany. Nie potrafisz się pogodzić z przegraną?
-Właśnie wygrałem.
-Nic nie wygrałeś, bo wszystko w tej sali należy do mnie. To moja kobieta i moje dziecko. Więc masz dwa wyjścia. Jutro rano przed wyjazdem mówisz jej prawdę a jeżeli tego nie zrobisz zgłoszę to na policję. Lekarze są po mojej stronie, bo to ja byłem tutaj przez te wszystkie tygodnie, kiedy zapewne Ty stukałeś wszystko, co się rusza dookoła. Rozumiemy się? Mam nadzieję, że tak. – Spojrzałem na niego. Nie odezwał się. Bez słowa wsiadł do samochodu i z piskiem opon odjechał z parkingu. Ja postanowiłem jeszcze zajść do Caroline.
-Nie może Pan już odwiedzać pacjentki…-powiedziała pielęgniarka stając naprzeciwko mnie.
-Tylko na chwilę. Zostawię kwiaty i prezent i opuszczę salę, pięć minut…
-Trzy i nie widzę tutaj już dziś Pana. – Powiedziała wchodząc do swojego gabinetu. Wszedłem cicho do sali. Caroline spała na boku wtulona w poduszkę. Postawiłem na stoliku bukiet jej ulubionych kwiatów, pudełko i liścik.
-Kocham Cię. – Szepnąłem całując jej skroń i bezszelestnie wyszedłem z sali.


środa, 4 maja 2016

Rozdział 41

28.08

Kolejny dzień. Kolejny dzień, kiedy Caroline śpi. Kolejny dzień bez niej obok siebie. Nie mam już siły na nic. To ciągłe czekanie doprowadza mnie do szaleństwa. Zszedłem raczej z musu, bo tak wypada na dół. Przy stole siedziała Pani Sylvia pijąc kawę.
-Dzień dobry. – Powiedziałem cicho stając w drzwiach.
-Cześć Ian. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Zrobiłam śniadanie, chodź zjesz coś.
-Nie jestem głodny.
-Ian…-podeszła do mnie kładąc dłonie na ramionach. – Nie chce żebyś jeszcze Ty był moim zmartwieniem, jasne? Na śniadanie, już. – Popchnęła mnie delikatnie w kierunku kuchni.
-Gdzie Mania?
-Pojechała do szpitala. A Ty, jakie plany na dziś?
-Camille zostawiła mi swój samochód – jadę odebrać samochód Care, muszę odebrać Kate i jej narzeczonego z lotniska i także pojadę do szpitala.
-Mam nadzieję, że Kate zostanie u nas?
-Mówiła, że znaleźli gdzieś niedaleko hotel. – Odpowiedziałem pijąc herbatę.
-Ja jej dam hotel, no ja jej dam hotel. Proszę ją z lotniska prosto tutaj przywieź.
-Nie zgodzi się.
-Czy Ty wiesz ile mnie to obchodzi? Nic. Masz ją przywieźć. Może zostać tutaj ze swoim narzeczonym. Pokój Matta stoi pusty. – Powiedziała stawiając przede mną jajecznicę.
-Już wiem, po kim Caroline jest taka zadziorna. – Zaśmiałem się. – Dziękuje.
-Masz rację. Większość cudownych cech odziedziczyła po mnie, jednak silna jest po tacie. Pójdę wziąć prysznic i przygotuje sypialnie dla Kate. Smacznego.

***

-Cześć! – Powiedziała Kate rzucając mi się na szyję. – Boże, jak Ty źle wyglądasz. Dobrze się czujesz? – Zapytała gładząc mnie po twarzy.
-Czuję się dokładnie tak jak facet, który ma kobietę w śpiączce i dowiedział się, że będzie ojcem. – Zaśmiał się. – Cześć Matt. – Przywitałem się z kumplem.
-Jak sprawy? – Zapytał pomagając mi schować walizki do bagażnika.
-Bez zmian. Wciąż się nie obudziła. Wiecznie ją badają i tyle. – Westchnąłem ciężko. – Mama Caroline uparła się, że mam was przywieźć do jej domu.
-Nie chcemy siedzieć jej na głowie. – Powiedziała brunetka zapinając pasy.
-Znasz mamę Care? Nie próbuj nawet walczyć. – Zaśmiałem się odjeżdżając z parkingu. – Sprzedałem dziś do auto skupu samochód Caro, nie wiem czy mam kupić jej nowy czy przeczekać aż się obudzi…
-Poczekaj. Jak znam Caroline to na pewno będzie miała inny samochód na oku. – Powiedziała Kate opierając głowę o przedni fotel.
-Nawet nie wiesz, w jakim stanie był ten samochód, masakra jakaś. – Westchnąłem. – Długo zostajecie?
-Znaczy ja zostaję tylko na trzy dni, a Katherine dopóki Caroline się nie obudzi. – Powiedział Matt patrząc przed siebie. – Plec i tak jest wystarczająco zła, że nie ma Ciebie.
-Mam to w dupie. Mam teraz ważniejsze sprawy na głowie niż zdjęcia, plan i wszystkie inne pierdoły. Stary ja będę ojcem, wiesz co to znaczy? Ojcem.
-Dasz sobie rady stary. – Śmiała się Kate. – Mówiłam jej, że ma zrobić test, bo przytyła, ale oczywiście mnie olała.
-Mówiłaś jej? – Spojrzałem na nią w wstecznym lusterku.
-Tak, ale mówiła, że nie gdzie tam ona w ciąży i o, wyszło szydło z worka, a raczej wyjdzie za sześć miesięcy.
-Wyjdzie, wyjdzie. – Śmiał się Ian. –Nie mogę się już doczekać.

***
Siedziałem przy szpitalnym łóżku. Godziny mijały, a ja wciąż byłem w tej samej pozycji. Patrzyłem jak Caroline spokojnie oddycha. Ten widok sprawiał, że miałem wrażenie, iż moje serce zatrzymało się. Była taka delikatna, taka bezbronna i pozbawiona iskry. Jej skóra była blada, przesuszona. Obojczyki znacznie się odznaczały. Dotknąłem delikatnie jej dłoni, żadnej reakcji.
-Skarbie…-zacząłem cicho. – Wiem, że mnie słyszysz. Musisz walczyć wiesz? Musisz znaleźć siłę i wygrać z tym wszystkim. Masz dla kogo. Dla mnie. Dla nas. – Dodałem kładąc delikatnie głowę na jej brzuchu. –Chcę założyć z Tobą rodzinę. Nie zabieraj mi tego…proszę. – Z moich oczu popłynęły łzy. Strach przed utratą był silniejszy. Dni ciągnęły się w nieskończoność. Niewiedza dobijała dodatkowo. Wszystko było ciężkie, bardzo ciężkie.
-Ian…-do pokoju weszła Kate.
-Tak? – Podniosłem głowę wycierając łzy.
-Chodź. Musimy już iść, już minął czas wizyt. – Powiedziała podchodząc do mnie i kładąc rękę na karku.-Musisz odpocząć.
-Wiem. – Odparłem patrząc na twarz Care. – Kiedy ona się obudzi?
-Nie wiem. – Szepnęła siadając na skraju łóżka.
-Kate, nie mam sił. – Spuściłem głowę.
-Hej…-złapała mnie za policzek. – Musisz mieć siły. Rozumiesz? Jak nie Ty to kto? – Patrzyła na mnie pocieszająco, mimo, że dostrzegłem jej zaszklone oczy. Położyłem głowę na jej kolanach. Łzy leciały z moich oczu jedna po drugiej. –Wypłacz się. – Szepnęła gładząc mnie po głowie. Chwilę potem podniosłem się, pocałowałem Care w czoło i opuściłem mury szpitala.

***

-Pęka mi serce jak na niego patrzę. – Powiedziała Mania, gdy siedziałyśmy w salonie na kanapie patrząc jak Ian samotnie siedzi przy oknie pijąc szkocką.
-To nie Tobie płakał na kolanach…-odpowiedziałam cicho masując skronie.
-Gdzie masz Matta?
-Bierze prysznic. Powiedziałam mu, że ma jutro zabrać gdzieś Iana. Nie wiem na basen, piwo, do kina czy na siłownie. Nie może wiecznie siedzieć przy łóżku Caroline. Nagle drzwi do domu otworzyły się i do środka wszedł Pan Daniel z Mattem. Pani Sylvia od razu rzuciła się w ramiona męża płacząc na całe gardło. Chwilę później Camille rzuciła się na szyję swojego narzeczonego szlochając cicho w jego ramie. Wszyscy byli przygnębieni. Płakali, szlochali, a niektórzy powstrzymywali łzy. W domu była masa zaniepokojonych osób tworzących ciężką, przytłaczającą atmosferę.
-Ian…-Pan Daniel podszedł do bruneta. – Tak mi przykro.
-Dziękuje. – Uśmiechnął się delikatnie podając mu rękę. – Będzie dobrze, musi być.
-Owszem. Gratuluje, dobra robota. W końcu doczekam się wnuka. – Poklepał go po ramieniu.
-A ja następcy tronu. – Puścił mu oczko uśmiechając się serdecznie.
-Stary, nie wiem, co powiedzieć. – Powiedział Matt podchodząc do swojego szwagra, a chwilę potem przytulając go i klepiąc po plecach. Czy Ci faceci zawsze muszą się tak klepać?!
-Dziewczyny, pomożecie mi przy kolacji? – Pani Montgomery stanęła w progu. Wszystkie jak jeden brat wstałyśmy na nogi i razem z nią poszłyśmy do kuchni.
-Ian jest u kresu wytrzymałości. – Zauważyła Camille nakrywając do stołu.
-Nie mam pomysłu jak mu pomóc. To się nazywa miłość. – Powiedziała Pani Sylvia.
-Nigdy nie widziałam płaczącego faceta, tak to na pewno miłość. – Powiedziałam zerkając na dziewczyny.
-Mam nadzieję, że ten koszmar niedługo się skończy. Chcę się cieszyć ciążą mojej siostry, a nie wypłakiwać wodę z organizmu nad jej szpitalny łóżkiem. – Dodała Mania siedząc na krześle i patrząc w podłogę.
-Tu nie ma co płakać. – Powiedziała Pani Montgomery gładząc przelotnie córkę po policzku.
-Powiedziała ta, która ledwo przytuliła się do taty i zalała się potokiem łez. – Zaśmiała się smutno.
-Dobra, kurczę. – Wstałam z krzesła. – Musimy być dobrej myśli. Tak? Nie ma co się smucić. Trzeba się uzbroić w cierpliwość i czekać. Nie ma co płakać. To na pewno Care nie pomoże, a dodatkowo dobije wszystkich dookoła. Musimy być twarde, dla Caroline.


20.09

-Czy Pan nie rozumie, że my mamy dość czekania? –Ojciec Caroline wpadł w furię słysząc kolejne, zaskakujące pomysły lekarza. –Ile jeszcze mamy czekać aż zaczniecie wybudzać moją córkę?
-Rozumiem Pana zdenerwowanie, ale proszę mi uwierzyć. Wiemy co robimy.
-Wiecie? Mówiliście, że obrzęk już ustąpił. Jeszcze tydzień i minie miesiąc odkąd moja córka jest w śpiączce. Może po prostu spapraliście sprawę i się boicie przyznać? – Uderzył dłońmi w biurko.
-Daniel…-zaczęła Pani Sylvia.
-Nie kochana. Mam dość czekania. Rozumiesz? – Spojrzał na nią, a potem ponownie na lekarza. – Proszę ją wybudzić, jeszcze dziś.
-Dobrze. – Powiedział lekarz. – Odłączymy ją od wszelkich aparatur.
-Dziękuje. – Powiedział już spokojnie wychodząc z hukiem z sali. Spojrzałem na Panią Montgomery i poszliśmy w jego ślady.

***

-Cześć mamo. Nie przeszkadzam?
-Nie synku. Co z Caroline?
-Dziś mają ją w końcu wybudzać. Nareszcie. Myślałem, że nie doczekam tej chwili.
-Kamień z serca. Jak się czujesz? – Zapytała zmartwiona.
-Zmęczony. Źle sypiam, wiecznie jestem w szpitalu, co rusz słuchając tych wszystkich nowinek. – Westchnąłem. – Mamo, nie powiedziałem Ci czegoś najważniejszego.
-Słucham, co się stało?
-Nic się nie stało. Po prostu…będziesz babcią. – Powiedziałem cicho.
-Babcią? Co Ty mówisz, Ian?
-Po wypadku okazało się, że Care jest w ciąży. Nie chciałem mówić na początku, bo…chciałem zrobić to z Caroline, ale no wyszło jak wyszło, miałem dużo spraw na głowie i po prostu umknęło mi to. Także…będę ojcem.
-Ian, tak się cieszę! –Powiedziała radośnie. – Teraz musisz pomyśleć o zaręczynach i ślubie.
-Jeden mam za sobą…to znaczy prawie. – Śmiałem się. – Wszystko ustalę jak już w końcu porozmawiam z Caroline.
-Dobrze synku. Jak się obudzi to pozdrów ją od nas. Żałuję, że nie mogliśmy być z Tobą.
-Nie chciałem tego mamo, jest tu wystarczająco dużo osób, którzy lamentują i starają się mnie wesprzeć. Nie ma sensu obarczać jeszcze was.
-Rozumiem. Jak Tylko Caroline dojdzie do siebie odwiedźcie nas. Chcę zobaczyć ją jeszcze w takim cudownym, błogosławionym stanie.
-Oczywiście mamo, kończę już, muszę wykonać kilka telefonów. Do widzenia. – Powiedziałem rozłączając się. Wybrałem numer do Paula, ale oczywiście nie odebrał, zapewne jest na planie. Więc postanowiłem zadzwonić do Kat.
-No Somerhalder, w końcu.
-Cześć. Wybacz, że nie dzwoniłem. Nie miałem sił ani ochoty na rozmowy.
-Daj spokój, nie przepraszaj. Rozumiem. Jak sytuacja?
-Dziś mają ją w końcu wybudzać. Cieszę się, nie mogę się doczekać jej reakcji o tym, że będziemy mieć dziecko. – Zaśmiałem się.
-Na pewno będzie w szoku. – Śmiała się. – Dobrze, że wszystko się układa. Musisz w końcu przyjechać na plan, mamy straszne opóźnienia.
-Wiem, ale wiesz, że są rzeczy ważne i ważniejsze. Caroline w szpitalu, ciąża, chcemy razem zamieszkać. Muszę zapewnić im jakąś przyszłość.
-Ian rozumiem, ale musisz pracować żeby mieć na to pieniądze. Muszę kończyć, bo wołają mnie na charakteryzację. Daj znać jak Caroline się tylko obudzi.
-Dobrze, leć. Buziaki. – Rozłączyłem się. Schowałem telefon do kieszeni i wróciłem na korytarz.
-I jak? – Zapytałem patrząc na Panią Sylvię.
-Lekarze są w sali i kazali nam czekać.
-Czekać i czekać. Ile można?! – Oburzył się jej mąż. – Nic tylko czekamy. Brzydzi mnie już to słowo, ciągle to samo. Żadnych konkretów, lanie wody cały czas.
-Dziś to się skończy. Caroline się obudzi i wszystko wróci do normy. – Powiedziałem siadając na krześle. Po chwili z Sali wyszedł lekarz prowadzący.
-Wszystko zrobiliśmy, teraz musimy poczekać aż Pani Caroline sama z siebie się obudzi. Może to potrwać maksymalnie dwanaście godzin.
-A jak nie obudzi się po dwunastu godzinach? – Zapytała Pani Sylvia wstając.
-Musi się obudzić, w przeciwnym razie…ona albo dziecko umrą. – Powiedział odchodząc w stronę gabinetu. Spojrzeliśmy po sobie wzajemnie, w naszych oczach malował się strach. Weszliśmy w trójkę do sali gotowi czekać dwanaście godzin aż Caroline otworzy oczy.

***

Zegar wskazywał już dziewiętnastą. Care dalej spała, a jej rodzice postanowili pojechać do domu odświeżyć się. Wyszedłem na korytarz, aby kupić w automacie kawę i zadzwonił mój telefon. Myślałem, że to Paul, ale mina mi zrzedła, gdy na wyświetlaczu pojawił się numer Nikki.
-Czego chcesz? – Zapytałem odbierając.
-Musimy porozmawiać…-powiedziała spokojnie.
-Nie mamy chyba, o czym. Z tego, co pamiętam nasza historia zakończyła się 28 lipca. – Powiedziałem chłodno siadając na krześle.
-Wiem Ian, że masz do mnie żal. Wiem, że jesteś zły, ale musisz mnie wysłuchać i pomóc.
-Pomóc? Tobie. Zapomnij. – Powiedziałem od razu.
-Proszę wysłuchaj mnie.
-Masz dwie minuty.
-Jestem chora. Mam nowotwór, złośliwy. Szanse na wyzdrowienie są bardzo niskie. Chemioterapia może nie pomóc i przy okazji nie mogę się na nią zdecydować. Zostało mi niewiele czasu.
-Co ja mam do tego? Przykro mi, nikomu nie życzę takiej krzywdy, ale mam na głowie większe zmartwienia niż fakt, że moja niedoszła żona jest chora.
-Ian ja jestem w ciąży.
-Słucham?! – Uniosłem głos. – Jak to w ciąży?
-Jestem w siódmym miesiącu ciąży. To już czas żebyś się o tym dowiedział.
-Jaką mam pewność, że to moje dziecko?
-Musisz wierzyć mi na słowo. Ian, jeżeli umrę chce żebyś razem z Caroline zajął się tym maleństwem. Proszę, obiecaj mi to.
-Nie wiem, co powiedzieć…
-Po prostu mi to obiecaj. – Szepnęła cicho.
-Obiecuję. –Powiedziałem po dłuższej chwili milczenia. Usłyszałem po drugiej stronie sygnał. Rozłączyła się. Schowałem twarz w dłoniach. Czym jeszcze mnie zaskoczy życie? Jak ja to powiem Caroline? Jej rodzinie? Mojej rodzinie? Jestem skończony.
-Ian, wszystko okej? – Zapytała Kate wchodząc na korytarz. – Ian do cholery.
-Kate…dzwoniła Nikki.
-Czego chciała ta wywłoka?
-Jest chora, umiera. – Powiedziałem cicho patrząc na podłogę.
-Ian, ja rozumiem, że coś was łączyło i tak dalej, ale to nie czas żeby się martwić nią skoro za ścianą Twoja dziewczyna i matka Twojego dziecka walczy o każdą minutę…
-Kate… Nikki jest w ciąży. –Spojrzałem na nią. Zamilkła. Patrzyła na mnie jak zaczarowana. Usta miała rozszerzone. Źrenice powiększone.
-Caroline…ona tego nie zniesie. – Szepnęła siadając obok mnie. – Co teraz?
-Nie wiem. Obiecałem, że zajmę się dzieckiem, kiedy no wiesz… Ona… Umrze. – Powiedziałem przełykając ślinę.
-Ian…o matko, nie wiem, co powiedzieć. – Powiedziała obejmując mnie ramieniem.
-Jestem skończony. Zostanę sam. Z dwójką dzieci. Caroline nigdy nie zdecyduje się na przyszłość ze mną. Nigdy.
-Hej, Ian. – Powiedziała Kate gładząc moje plecy. –Damy radę, rozumiesz? Nie będzie tak źle jak mówisz, pomogę Ci. Słowo.
-Dziękuje. – Oparłem się o jej ramie zamykając drzwi. Nagle lekarze wybiegli z gabinetu wbiegając wprost do sali Caroline.
-Co się dzieję? – Zapytałem od razu wstając.
-Pani Ackles się wybudziła. Proszę tu zaczekać. – Powiedziała pielęgniarka zamykając drzwi. Kate rzuciła mi się w ramiona piszcząc niczym mała dziewczynka. Zadzwoniłem w między czasie do rodziców Care informując ich o tej cudownej chwili.
-Proszę, można do niej wejść. Jest w szoku, więc proszę jej nie przemęczać. – Powiedział lekarz. Wszedłem od razu do sali. Widząc jej piękne błyszczące oczy skierowane na mnie poczułem ulgę.
-Kochanie, boże… tak się cieszę. – Powiedziałem podchodząc do łóżka i całując jej spierzchnięte wargi. Odsunęła twarz patrząc na mnie wielkimi oczami.
-Kim jesteś? – Zapytała cicho, a mi zawalił się świat.