poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział 29

29.07
Założyłam na siebie szlafrok i chwile po siódmej weszłam do kuchni. Ian w spodniach dresowych smażył naleśniki nucąc znajomą melodię pod nosem.
-Dzień dobry. – Powiedziałam cicho opierając się o ścianę.
-Wstałaś w końcu, już się bałem, że będę musiał jeść sam. – Uśmiechnął się. – Siadaj, zaraz naleje Ci kawę.
-Dwa pytania. – Powiedziałam siadając.- Skąd masz ubrania? Drugie pytanie, co robisz w mojej kuchni?
-Ubrania mam z domu, przygotowałem się na chwilowy pobyt u Ciebie, a co do tego, co robię w Twojej kuchni to śniadanie. Patrząc po szóstej na zawartość Twojej lodówki stwierdzam, że nie za bardzo dbasz o siebie. – Uśmiechnął się stawiając kubek przy moim talerzu.
-Zrobiłeś mi zakupy? – Uniosłam brew upijając łyk napoju bogów.
-Tak, nie ma za co. – Puścił mi oczko stawiając na stole talerz z naleśnikami.
-Dzwoniłeś do rodziców?
-Nie, mój brat się tym zajmie. – Nałożył mi jednego i polał sosem klonowym.
-Co Cię skłoniło to zmiany decyzji? – Spojrzałam na niego biorąc kęs śniadania.
-Ty. – Odparł krótko nie patrząc na mnie.
-Wiem o tych pieniądzach od ojca Nikki. – Powiedziałam powoli i niepewnie.
-Skąd? – Podniósł od razu głowę.
-Mam swoje źródła. Ile pieniędzy dostałeś?
-Dużo. Musiałem postawić na nogi kilka oddziałów mojej fundacji. Ogromna kasa.
-Nie chce żebyś miał cokolwiek wspólnego z tą rodziną. Oddamy im pieniądze. – Powiedziałam pijąc kawę.
-Nie mam takiej gotówki od ręki.
-Ile dostałeś? – Powtórzyłam pytanie biorąc kolejnego naleśnika.
-Trzysta tysięcy. – Powiedział cicho dłubiąc widelcem.
-Okej, oddamy mu te pieniądze. Dam ci je. – Uśmiechnęłam się.
-Nie mogę…-zaprotestował od razu.
-Możesz i zrobisz to. Rodzina Reed ma zniknąć z pola naszego widzenia i w ogóle naszego życia. Wieczorem zrobimy przelew.
-Co chcesz w zamian?
-Spokój. Ja nie Nikki, przed ołtarz Cię nie będę ciągnąć. – Zaśmiałam się patrząc na zegar. – Mam mało czasu, lecę się szykować do pracy.
-Mogę Cię odwieźć? – Spojrzał na mnie.
-Nawet Jensen mnie nie odwoził. – Zaśmiałam się. –No dobrze, ale przecież nie masz samochodu…
-Zawiozę Cię Twoim, a potem po Ciebie przyjadę. – Uśmiechnął się wstając od stołu.
-Dam Ci komplet kluczy. – Westchnęłam śmiejąc się. – Dziękuje za śniadanie. – Pocałowałam go delikatnie w usta i poszłam do swojej sypialni.

***
-Zawsze chodzisz ubrana tak do pracy? – Zapytał obserwując drogę.
-Tak to znaczy jak? – Spojrzałam na swoją koszule i jeansy.
-Tak…wyzywająco.
-Sugerujesz, że wyglądam jak dama lekkich obyczajów? – Spojrzałam oburzona na niego. Zaśmiał się i położył dłoń na moim udzie.
-Nie, raczej tak, że mam ochotę zjechać z Tobą na pobocze. – Puścił mi oczko.
-Pff. Teraz już Ci nie uwierzę. Zrobisz obiad?
-Tak, na co masz ochotę? – Spojrzał na mnie, gdy staliśmy na światłach.
-Coś zdrowego, lekkiego i pysznego. – Uśmiechnęłam się.
-Oczywiście. Wino?
-Wole piwko. – Zaśmiałam się, a on odwzajemnił mój śmiech zajeżdżając pod budynek.
-Do zobaczenia. – Uśmiechnęłam się.
-Miłej pracy mała. – Odwzajemnił uśmiech całując mnie w policzek.

***
-Oczywiście kilka spraw organizacyjnych. Krótko o naszych osiągnięciach i planach. – Mój szaf wesoły od ucha do ucha, wstał dziś chyba prawą nogą z łóżka. – A więc.. Po pierwsze wygraliśmy przetarg na wystrój ogromnego, pięciogwiazdkowego, a co za tym idzie ekskluzywnego hotelu na Florydzie.
-Brawo! – Krzyknął ktoś z naszej ekipy namiętnie klaszcząc w dłonie, dupoliz – pomyślałam wywracając oczami.
-Dziękuje. – Szef uśmiechnął się. – Poza tym chciałbym wyróżnić premią dwóch pracowników, którzy w ostatnich tygodniach odwalili kawał dobrej roboty. Za świetne negocjacje oraz przyjęcie pomyślnych projektów dla Killiana Housa. – Zaczął klaskać w dłonie, a wszyscy razem z nim. – Oraz dla Pani Caroline Montgomery za zrealizowanie tych projektów i zdobycie zaufania nowych, stałych klientów. – Uśmiechnął się w moim kierunku, a ja odwzajemniłam uśmiech. –To właśnie do Ciebie wędruje projekt hotelu i Tobie powierzam to zadanie. Oczywiście możesz wybrać sobie z naszego zespołu kogoś do pomocy, proszę bardzo. Dasz radę?
-Oczywiście. – Skinęłam głową.
-Koniec zebrania. – Zarządził szef i wszyscy zgodnie wyszliśmy z gabinetu.
-Gratuluje. – Killian uśmiechnął się w moim kierunku zapinając marynarkę.
-Ja również. – Uśmiechnęłam się wchodząc do swojego gabinetu. – Jensen? – Zapytałam widząc swojego jeszcze męża na fotelu.
-Witaj. – Wstał uśmiechając się do mnie. Ułożone włosy, dwudniowy zarost, jeansowa koszula i skóra. Na biurku zauważyłam kapelusik i okulary.
-Nie dość, że nachodzisz mnie w domu, musisz robić to jeszcze w pracy? – Spojrzałam na niego wymijając go i siadając na swoim fotelu. – Czego chcesz?
-Porozmawiać, zapytać, co u Ciebie. Jak po ślubie Iana? – Usiadł wygodnie krzyżując nogi.
-Świetnie, piękna ceremonia. Jakieś jeszcze pytania?
-Nie kłam. Wiem, że do ślubu nie doszło. Przez Ciebie zresztą.
-Nawet, jeśli, co Ci do tego? Nie mam czasu na rozmowy z Tobą, teraz ani nigdy.
-Jesteś niemiła. Co to za zmiana?
-Może nie zmiana, a po prostu zachowuje się tak jak Ty byś tego nie chciał? – Spojrzałam na niego srogo. – Naprawdę mam masę roboty.
-Jeżeli myślisz, że ułożysz sobie życie z Ianem, daruj sobie. On nie potrafi być w związkach.
-Słucham? – Zaśmiałam się. – Może Ty potrafisz?
-Nie potrafię, ale chociaż się przyznaję. – Puścił mi oczko. – Ian jest zawsze z kimś dla profitów. Najpierw była Nina, ale kiedy stał się dość popularny rozstali się. Teraz Nikki. Niedoszły teść dał mu pieniądze, postawił fundację na nogi i co? Kopnął ją w tyłek. A Ty, co masz mu do zaoferowania? Jakie profity możesz mu dać? Żadnych. – Wstał zakładając kapelusz.
-Mogę więcej niż myślisz, wyjdź stąd. – Podniosłam głos.
-Prawda boli? Wiem. Do zobaczenia, niedługo. – Założył okulary i wyszedł z gabinetu. Wzięłam kilka głębszych wdechów, a po chwili drzwi do mojego gabinetu otworzyły się ponownie.
-Mówiłam, że masz wyjść! – Krzyknęłam odwracając się na fotelu.
-Mówiłaś? – Usłyszałam znajomy głos, który nie należał do Jensena.
-Matt? – Odwróciłam się. – Boże, przepraszam. – Szepnęłam wstając i przytulając go. – Wejdź, chcesz coś pić?
-Ja tylko na chwilę, ubłagałem Twoją sekretarkę żeby mnie wpuściła. Twarda babka.
-Moja krew. – Zaśmiałam się wskazując na fotel. – Siadaj. Co się stało? Gdzie Kate?
-Właśnie o niej chciałem pogadać. – Westchnął ciężko. – Musisz mi pomóc.
-Zamieniam się w słuch. – Oparłam się na łokciach wpatrując się w jego twarz.
-Ukrywam coś przed Kate. Przed przyjaciółmi. Przed samym sobą. – Powiedział cicho patrząc w swoje dłonie. – Mam żonę i syna.
-Słucham? To jakiś żart? – Zaczęłam się śmiać, ale kiedy zrozumiałam powagę sytuacji spoważniałam.-Czemu to ukrywasz? Czemu okłamujesz Kate?
-Okłamuje wszystkich. Żona rozstała się ze mną, gdy miałem problemy z narkotykami i pozbawiła praw do mojego syna. Wyjechałem i…zmieniłem swoje życie. Co ja mam zrobić Care? Duszę się w tym kłamstwie.
-Po pierwsze powiedzieć Kate, po drugie powiedzieć wszystkim dookoła. Życie w kłamstwie nie doprowadzi do niczego dobrego. –Oparłam się patrząc na niego.
-Myślisz, że ona to zrozumie? Że zaakceptuje to? Mnie?
-Oczywiście. Znam ją i wiem, że Cię kocha, a jeżeli Cię kocha to zrobi dla Ciebie wszystko. Zaufaj mi i zaufaj sobie. – Uśmiechnęłam się.
-Dziękuje. Nie mów jej na razie, chce zrobić to sam.
-Dobrze. Śpisz u niej?
-Tak, ale teraz jest w pracy, więc miałem czas żeby przyjechać. Podrzucić Cię do domu?- Zapytał patrząc na zegarek. Powinnam skończyć za trzy godziny, ale skoro zostałam tak ładnie dziś pochwalona mogłam sobie uciec.
-Dziękuję, chętnie. Ian ma mój samochód. – Uśmiechnęłam się zbierając swoje rzeczy z biurka.
-Idę po samochód, będę czekał przy wyjściu. – Powiedział i szybkim krokiem wyszedł z gabinetu.

___
Zboczuchy! Tylko seksy wam w głowie :P
Przy okazji tego, że w końcu zaczyna się taka sielanka chciałabym naświetlić jeden fakt. Wstawiając ostatni rozdział na blogu było 15265 wyświetleń, a dziś...trzy dni później jak sami widzicie jest ponad 300 więcej. Cudowna sprawa! Szkoda tylko, że nie przekłada się aż tak na ilość komentarzy :) Buziaki!



6 komentarzy:

  1. SUPER! Narescie sie wszystko uklada :)
    Pozdrawiam duzo weny! :D :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. I zaczyna być pięknie :D
    Czuję jednak, że jej były coś zacznie kręcić. W końcu pies ogrodnika jak się patrzy :D
    Cieszę się, że to nie sen, i Ian zostawił tą idiotkę.
    Tylko... jak Caro chce dać mu pieniążki, to co z dziadkami? Ma ich tyle?
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej kochana :-)
    Rozdział jak zawsze jest boski...
    Fajnie, że tak dobrze wszystko zaczęło się powoli układać, tylko nie wiem dlaczego mam jakieś dziwne uczucie, że Jensen coś knuje...
    Mam nadzieję, że przez pomoc finansową Ianowi Care nie porzuci pomysłu sprowadzenia dziadków i wszystko dobrze się ułoży.
    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam zaglądając tu i widząc co chwilę nowy rozdział:) Sprawiłaś mi tym ogromną przyjemność :)

    Szczerze? To brakuje mi już pomysłów na to, jak ująć w wyrazy wszystkie słowa pochwały, które powinnam skierować w Twoim kierunku :)

    Nie przestawaj pisać, ja wszystko przeczytam :)

    Życzę Ci niesłabnącej weny.

    Pozdrawiam :*
    The Raspberry

    OdpowiedzUsuń
  5. Takie poranki to ja rozumiem :D W końcu będą razem i mam nadzieję że nikt im już nie przeszkodzi!
    Care rozwija się też zawodowo super...tylko ta wizyta Jansena :/ Co on znowu chce niech spada na drzewo!

    Ehhh znowu kłamstwa..Matt pojechał i to nieźle..no ale mam nadzieję że Kate zrozumie...
    Czekam na kolejny!
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej :* Zapraszam na nowy rozdział na http://pure-love.blog.onet.pl
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to motywacja dla mnie, dziękuje !