28.08
Kolejny dzień. Kolejny dzień, kiedy Caroline śpi. Kolejny
dzień bez niej obok siebie. Nie mam już siły na nic. To ciągłe czekanie
doprowadza mnie do szaleństwa. Zszedłem raczej z musu, bo tak wypada na dół.
Przy stole siedziała Pani Sylvia pijąc kawę.
-Dzień dobry. – Powiedziałem cicho stając w drzwiach.
-Cześć Ian. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Zrobiłam
śniadanie, chodź zjesz coś.
-Nie jestem głodny.
-Ian…-podeszła do mnie kładąc dłonie na ramionach. – Nie
chce żebyś jeszcze Ty był moim zmartwieniem, jasne? Na śniadanie, już. – Popchnęła
mnie delikatnie w kierunku kuchni.
-Gdzie Mania?
-Pojechała do szpitala. A Ty, jakie plany na dziś?
-Camille zostawiła mi swój samochód – jadę odebrać
samochód Care, muszę odebrać Kate i jej narzeczonego z lotniska i także pojadę
do szpitala.
-Mam nadzieję, że Kate zostanie u nas?
-Mówiła, że znaleźli gdzieś niedaleko hotel. – Odpowiedziałem
pijąc herbatę.
-Ja jej dam hotel, no ja jej dam hotel. Proszę ją z
lotniska prosto tutaj przywieź.
-Nie zgodzi się.
-Czy Ty wiesz ile mnie to obchodzi? Nic. Masz ją przywieźć.
Może zostać tutaj ze swoim narzeczonym. Pokój Matta stoi pusty. – Powiedziała
stawiając przede mną jajecznicę.
-Już wiem, po kim Caroline jest taka zadziorna. – Zaśmiałem
się. – Dziękuje.
-Masz rację. Większość cudownych cech odziedziczyła po
mnie, jednak silna jest po tacie. Pójdę wziąć prysznic i przygotuje sypialnie
dla Kate. Smacznego.
***
-Cześć! – Powiedziała Kate rzucając mi się na szyję. –
Boże, jak Ty źle wyglądasz. Dobrze się czujesz? – Zapytała gładząc mnie po
twarzy.
-Czuję się dokładnie tak jak facet, który ma kobietę w
śpiączce i dowiedział się, że będzie ojcem. – Zaśmiał się. – Cześć Matt. – Przywitałem
się z kumplem.
-Jak sprawy? – Zapytał pomagając mi schować walizki do
bagażnika.
-Bez zmian. Wciąż się nie obudziła. Wiecznie ją badają i
tyle. – Westchnąłem ciężko. – Mama Caroline uparła się, że mam was przywieźć do
jej domu.
-Nie chcemy siedzieć jej na głowie. – Powiedziała
brunetka zapinając pasy.
-Znasz mamę Care? Nie próbuj nawet walczyć. – Zaśmiałem
się odjeżdżając z parkingu. – Sprzedałem dziś do auto skupu samochód Caro, nie
wiem czy mam kupić jej nowy czy przeczekać aż się obudzi…
-Poczekaj. Jak znam Caroline to na pewno będzie miała
inny samochód na oku. – Powiedziała Kate opierając głowę o przedni fotel.
-Nawet nie wiesz, w jakim stanie był ten samochód,
masakra jakaś. – Westchnąłem. – Długo zostajecie?
-Znaczy ja zostaję tylko na trzy dni, a Katherine dopóki
Caroline się nie obudzi. – Powiedział Matt patrząc przed siebie. – Plec i tak
jest wystarczająco zła, że nie ma Ciebie.
-Mam to w dupie. Mam teraz ważniejsze sprawy na głowie
niż zdjęcia, plan i wszystkie inne pierdoły. Stary ja będę ojcem, wiesz co to
znaczy? Ojcem.
-Dasz sobie rady stary. – Śmiała się Kate. – Mówiłam jej,
że ma zrobić test, bo przytyła, ale oczywiście mnie olała.
-Mówiłaś jej? – Spojrzałem na nią w wstecznym lusterku.
-Tak, ale mówiła, że nie gdzie tam ona w ciąży i o, wyszło
szydło z worka, a raczej wyjdzie za sześć miesięcy.
-Wyjdzie, wyjdzie. – Śmiał się Ian. –Nie mogę się już
doczekać.
***
Siedziałem przy szpitalnym łóżku. Godziny mijały, a ja
wciąż byłem w tej samej pozycji. Patrzyłem jak Caroline spokojnie oddycha. Ten
widok sprawiał, że miałem wrażenie, iż moje serce zatrzymało się. Była taka
delikatna, taka bezbronna i pozbawiona iskry. Jej skóra była blada,
przesuszona. Obojczyki znacznie się odznaczały. Dotknąłem delikatnie jej dłoni,
żadnej reakcji.
-Skarbie…-zacząłem cicho. – Wiem, że mnie słyszysz.
Musisz walczyć wiesz? Musisz znaleźć siłę i wygrać z tym wszystkim. Masz dla
kogo. Dla mnie. Dla nas. – Dodałem kładąc delikatnie głowę na jej brzuchu.
–Chcę założyć z Tobą rodzinę. Nie zabieraj mi tego…proszę. – Z moich oczu
popłynęły łzy. Strach przed utratą był silniejszy. Dni ciągnęły się w
nieskończoność. Niewiedza dobijała dodatkowo. Wszystko było ciężkie, bardzo
ciężkie.
-Ian…-do pokoju weszła Kate.
-Tak? – Podniosłem głowę wycierając łzy.
-Chodź. Musimy już iść, już minął czas wizyt. – Powiedziała
podchodząc do mnie i kładąc rękę na karku.-Musisz odpocząć.
-Wiem. – Odparłem patrząc na twarz Care. – Kiedy ona się
obudzi?
-Nie wiem. – Szepnęła siadając na skraju łóżka.
-Kate, nie mam sił. – Spuściłem głowę.
-Hej…-złapała mnie za policzek. – Musisz mieć siły.
Rozumiesz? Jak nie Ty to kto? – Patrzyła na mnie pocieszająco, mimo, że
dostrzegłem jej zaszklone oczy. Położyłem głowę na jej kolanach. Łzy leciały z
moich oczu jedna po drugiej. –Wypłacz się. – Szepnęła gładząc mnie po głowie. Chwilę
potem podniosłem się, pocałowałem Care w czoło i opuściłem mury szpitala.
***
-Pęka mi serce jak na niego patrzę. – Powiedziała Mania,
gdy siedziałyśmy w salonie na kanapie patrząc jak Ian samotnie siedzi przy
oknie pijąc szkocką.
-To nie Tobie płakał na kolanach…-odpowiedziałam cicho
masując skronie.
-Gdzie masz Matta?
-Bierze prysznic. Powiedziałam mu, że ma jutro zabrać
gdzieś Iana. Nie wiem na basen, piwo, do kina czy na siłownie. Nie może
wiecznie siedzieć przy łóżku Caroline. Nagle drzwi do domu otworzyły się i do
środka wszedł Pan Daniel z Mattem. Pani Sylvia od razu rzuciła się w ramiona
męża płacząc na całe gardło. Chwilę później Camille rzuciła się na szyję
swojego narzeczonego szlochając cicho w jego ramie. Wszyscy byli przygnębieni.
Płakali, szlochali, a niektórzy powstrzymywali łzy. W domu była masa
zaniepokojonych osób tworzących ciężką, przytłaczającą atmosferę.
-Ian…-Pan Daniel podszedł do bruneta. – Tak mi przykro.
-Dziękuje. – Uśmiechnął się delikatnie podając mu rękę. –
Będzie dobrze, musi być.
-Owszem. Gratuluje, dobra robota. W końcu doczekam się
wnuka. – Poklepał go po ramieniu.
-A ja następcy tronu. – Puścił mu oczko uśmiechając się
serdecznie.
-Stary, nie wiem, co powiedzieć. – Powiedział Matt
podchodząc do swojego szwagra, a chwilę potem przytulając go i klepiąc po
plecach. Czy Ci faceci zawsze muszą się tak klepać?!
-Dziewczyny, pomożecie mi przy kolacji? – Pani Montgomery
stanęła w progu. Wszystkie jak jeden brat wstałyśmy na nogi i razem z nią
poszłyśmy do kuchni.
-Ian jest u kresu wytrzymałości. – Zauważyła Camille
nakrywając do stołu.
-Nie mam pomysłu jak mu pomóc. To się nazywa miłość. – Powiedziała
Pani Sylvia.
-Nigdy nie widziałam płaczącego faceta, tak to na pewno
miłość. – Powiedziałam zerkając na dziewczyny.
-Mam nadzieję, że ten koszmar niedługo się skończy. Chcę
się cieszyć ciążą mojej siostry, a nie wypłakiwać wodę z organizmu nad jej
szpitalny łóżkiem. – Dodała Mania siedząc na krześle i patrząc w podłogę.
-Tu nie ma co płakać. – Powiedziała Pani Montgomery
gładząc przelotnie córkę po policzku.
-Powiedziała ta, która ledwo przytuliła się do taty i
zalała się potokiem łez. – Zaśmiała się smutno.
-Dobra, kurczę. – Wstałam z krzesła. – Musimy być dobrej
myśli. Tak? Nie ma co się smucić. Trzeba się uzbroić w cierpliwość i czekać.
Nie ma co płakać. To na pewno Care nie pomoże, a dodatkowo dobije wszystkich
dookoła. Musimy być twarde, dla Caroline.
20.09
-Czy Pan nie rozumie, że my mamy dość czekania? –Ojciec
Caroline wpadł w furię słysząc kolejne, zaskakujące pomysły lekarza. –Ile
jeszcze mamy czekać aż zaczniecie wybudzać moją córkę?
-Rozumiem Pana zdenerwowanie, ale proszę mi uwierzyć.
Wiemy co robimy.
-Wiecie? Mówiliście, że obrzęk już ustąpił. Jeszcze
tydzień i minie miesiąc odkąd moja córka jest w śpiączce. Może po prostu spapraliście
sprawę i się boicie przyznać? – Uderzył dłońmi w biurko.
-Daniel…-zaczęła Pani Sylvia.
-Nie kochana. Mam dość czekania. Rozumiesz? – Spojrzał na
nią, a potem ponownie na lekarza. – Proszę ją wybudzić, jeszcze dziś.
-Dobrze. – Powiedział lekarz. – Odłączymy ją od wszelkich
aparatur.
-Dziękuje. – Powiedział już spokojnie wychodząc z hukiem
z sali. Spojrzałem na Panią Montgomery i poszliśmy w jego ślady.
***
-Cześć mamo. Nie przeszkadzam?
-Nie synku. Co z Caroline?
-Dziś mają ją w końcu wybudzać. Nareszcie. Myślałem, że
nie doczekam tej chwili.
-Kamień z serca. Jak się czujesz? – Zapytała zmartwiona.
-Zmęczony. Źle sypiam, wiecznie jestem w szpitalu, co
rusz słuchając tych wszystkich nowinek. – Westchnąłem. – Mamo, nie powiedziałem
Ci czegoś najważniejszego.
-Słucham, co się stało?
-Nic się nie stało. Po prostu…będziesz babcią. –
Powiedziałem cicho.
-Babcią? Co Ty mówisz, Ian?
-Po wypadku okazało się, że Care jest w ciąży. Nie
chciałem mówić na początku, bo…chciałem zrobić to z Caroline, ale no wyszło jak
wyszło, miałem dużo spraw na głowie i po prostu umknęło mi to. Także…będę
ojcem.
-Ian, tak się cieszę! –Powiedziała radośnie. – Teraz
musisz pomyśleć o zaręczynach i ślubie.
-Jeden mam za sobą…to znaczy prawie. – Śmiałem się. –
Wszystko ustalę jak już w końcu porozmawiam z Caroline.
-Dobrze synku. Jak się obudzi to pozdrów ją od nas.
Żałuję, że nie mogliśmy być z Tobą.
-Nie chciałem tego mamo, jest tu wystarczająco dużo osób,
którzy lamentują i starają się mnie wesprzeć. Nie ma sensu obarczać jeszcze
was.
-Rozumiem. Jak Tylko Caroline dojdzie do siebie
odwiedźcie nas. Chcę zobaczyć ją jeszcze w takim cudownym, błogosławionym
stanie.
-Oczywiście mamo, kończę już, muszę wykonać kilka
telefonów. Do widzenia. – Powiedziałem rozłączając się. Wybrałem numer do
Paula, ale oczywiście nie odebrał, zapewne jest na planie. Więc postanowiłem
zadzwonić do Kat.
-No Somerhalder, w końcu.
-Cześć. Wybacz, że nie dzwoniłem. Nie miałem sił ani
ochoty na rozmowy.
-Daj spokój, nie przepraszaj. Rozumiem. Jak sytuacja?
-Dziś mają ją w końcu wybudzać. Cieszę się, nie mogę się
doczekać jej reakcji o tym, że będziemy mieć dziecko. – Zaśmiałem się.
-Na pewno będzie w szoku. – Śmiała się. – Dobrze, że
wszystko się układa. Musisz w końcu przyjechać na plan, mamy straszne
opóźnienia.
-Wiem, ale wiesz, że są rzeczy ważne i ważniejsze.
Caroline w szpitalu, ciąża, chcemy razem zamieszkać. Muszę zapewnić im jakąś
przyszłość.
-Ian rozumiem, ale musisz pracować żeby mieć na to
pieniądze. Muszę kończyć, bo wołają mnie na charakteryzację. Daj znać jak
Caroline się tylko obudzi.
-Dobrze, leć. Buziaki. – Rozłączyłem się. Schowałem
telefon do kieszeni i wróciłem na korytarz.
-I jak? – Zapytałem patrząc na Panią Sylvię.
-Lekarze są w sali i kazali nam czekać.
-Czekać i czekać. Ile można?! – Oburzył się jej mąż. –
Nic tylko czekamy. Brzydzi mnie już to słowo, ciągle to samo. Żadnych konkretów,
lanie wody cały czas.
-Dziś to się skończy. Caroline się obudzi i wszystko
wróci do normy. – Powiedziałem siadając na krześle. Po chwili z Sali wyszedł
lekarz prowadzący.
-Wszystko zrobiliśmy, teraz musimy poczekać aż Pani
Caroline sama z siebie się obudzi. Może to potrwać maksymalnie dwanaście
godzin.
-A jak nie obudzi się po dwunastu godzinach? – Zapytała
Pani Sylvia wstając.
-Musi się obudzić, w przeciwnym razie…ona albo dziecko
umrą. – Powiedział odchodząc w stronę gabinetu. Spojrzeliśmy po sobie wzajemnie,
w naszych oczach malował się strach. Weszliśmy w trójkę do sali gotowi czekać
dwanaście godzin aż Caroline otworzy oczy.
***
Zegar wskazywał już dziewiętnastą. Care dalej spała, a
jej rodzice postanowili pojechać do domu odświeżyć się. Wyszedłem na korytarz,
aby kupić w automacie kawę i zadzwonił mój telefon. Myślałem, że to Paul, ale
mina mi zrzedła, gdy na wyświetlaczu pojawił się numer Nikki.
-Czego chcesz? – Zapytałem odbierając.
-Musimy porozmawiać…-powiedziała spokojnie.
-Nie mamy chyba, o czym. Z tego, co pamiętam nasza
historia zakończyła się 28 lipca. – Powiedziałem chłodno siadając na krześle.
-Wiem Ian, że masz do mnie żal. Wiem, że jesteś zły, ale
musisz mnie wysłuchać i pomóc.
-Pomóc? Tobie. Zapomnij. – Powiedziałem od razu.
-Proszę wysłuchaj mnie.
-Masz dwie minuty.
-Jestem chora. Mam nowotwór, złośliwy. Szanse na
wyzdrowienie są bardzo niskie. Chemioterapia może nie pomóc i przy okazji nie
mogę się na nią zdecydować. Zostało mi niewiele czasu.
-Co ja mam do tego? Przykro mi, nikomu nie życzę takiej
krzywdy, ale mam na głowie większe zmartwienia niż fakt, że moja niedoszła żona
jest chora.
-Ian ja jestem w ciąży.
-Słucham?! – Uniosłem głos. – Jak to w ciąży?
-Jestem w siódmym miesiącu ciąży. To już czas żebyś się o
tym dowiedział.
-Jaką mam pewność, że to moje dziecko?
-Musisz wierzyć mi na słowo. Ian, jeżeli umrę chce żebyś
razem z Caroline zajął się tym maleństwem. Proszę, obiecaj mi to.
-Nie wiem, co powiedzieć…
-Po prostu mi to obiecaj. – Szepnęła cicho.
-Obiecuję. –Powiedziałem po dłuższej chwili milczenia.
Usłyszałem po drugiej stronie sygnał. Rozłączyła się. Schowałem twarz w
dłoniach. Czym jeszcze mnie zaskoczy życie? Jak ja to powiem Caroline? Jej
rodzinie? Mojej rodzinie? Jestem skończony.
-Ian, wszystko okej? – Zapytała Kate wchodząc na
korytarz. – Ian do cholery.
-Kate…dzwoniła Nikki.
-Czego chciała ta wywłoka?
-Jest chora, umiera. – Powiedziałem cicho patrząc na
podłogę.
-Ian, ja rozumiem, że coś was łączyło i tak dalej, ale to
nie czas żeby się martwić nią skoro za ścianą Twoja dziewczyna i matka Twojego
dziecka walczy o każdą minutę…
-Kate… Nikki jest w ciąży. –Spojrzałem na nią. Zamilkła.
Patrzyła na mnie jak zaczarowana. Usta miała rozszerzone. Źrenice powiększone.
-Caroline…ona tego nie zniesie. – Szepnęła siadając obok
mnie. – Co teraz?
-Nie wiem. Obiecałem, że zajmę się dzieckiem, kiedy no
wiesz… Ona… Umrze. – Powiedziałem przełykając ślinę.
-Ian…o matko, nie wiem, co powiedzieć. – Powiedziała
obejmując mnie ramieniem.
-Jestem skończony. Zostanę sam. Z dwójką dzieci. Caroline
nigdy nie zdecyduje się na przyszłość ze mną. Nigdy.
-Hej, Ian. – Powiedziała Kate gładząc moje plecy. –Damy
radę, rozumiesz? Nie będzie tak źle jak mówisz, pomogę Ci. Słowo.
-Dziękuje. – Oparłem się o jej ramie zamykając drzwi.
Nagle lekarze wybiegli z gabinetu wbiegając wprost do sali Caroline.
-Co się dzieję? – Zapytałem od razu wstając.
-Pani Ackles się wybudziła. Proszę tu zaczekać. –
Powiedziała pielęgniarka zamykając drzwi. Kate rzuciła mi się w ramiona
piszcząc niczym mała dziewczynka. Zadzwoniłem w między czasie do rodziców Care
informując ich o tej cudownej chwili.
-Proszę, można do niej wejść. Jest w szoku, więc proszę
jej nie przemęczać. – Powiedział lekarz. Wszedłem od razu do sali. Widząc jej
piękne błyszczące oczy skierowane na mnie poczułem ulgę.
-Kochanie, boże… tak się cieszę. – Powiedziałem
podchodząc do łóżka i całując jej spierzchnięte wargi. Odsunęła twarz patrząc
na mnie wielkimi oczami.
-Kim jesteś? – Zapytała cicho, a mi zawalił się świat.
Wiedziałam, że to zrobisz! Ale z jednej strony lepsze to niż by miała umrzeć. Juz myslalam, będzie spokój z Nikki... A tu bum! Nie spodziewałam się tego. Nie kaz tyle czekać na next. X
OdpowiedzUsuńHej kochana :-)
OdpowiedzUsuńRozdział mimo, że smutny to cudowny, aż znów miałam łzy w oczach, a na końcówka wręcz wbiła mnie w krzesło...
Kurde Nikki umiera i jest w ciąży z Ianem? Szok, że nie wiem. Niby jej współczuje, że jest chora i umiera, ale ciekawi mnie czy rzeczywiście ojcem dziecka jest brunet...
Cholerka jak mogłaś to zrobić z Care? Dosłownie jedno zdanie a sprawiłaś, że przez chwile patrzyłam się na monitor z otwartą buzią z szoku... Mam nadzieję, że przy wsparciu Iana i rodziny Carolina szybko odzyska pamięć...
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
BU$KA <3 :*
Hej :-)
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na http://shook-us5-opowiadanie.blog.onet.pl gdzie pojawił się nowy rozdział
Liczę, że wpadniesz i pozostawisz swoją opinie
BU$KA :* <3
Rozdział cudowny, jednak to zakończenie naprawdę jestem w szoku...mam nadzieję, że to się szybko wyjaśni. Czekamy tylko na szczęśliwą rodzinkę :))
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny rozdział :)
O masakra!
OdpowiedzUsuńW ciąży? I nowotwór? Mam nadzieję, że nie kłamie i nie robi sobie z niego jaj! Wow!
Ale to wymyśliłaś cudownie!