czwartek, 26 maja 2016

Rozdział 44

10.10

Obudziłam się nareszcie w swoim łóżku. W końcu wypisali mnie do domu. Czuję się cudownie – w końcu. Oczywiście fizycznie, bo psychicznie dotykam dna. Przypomniałam sobie wiele. Nie wiem czy nie wszystko. Każdą kłótnie, każdą walkę, każdy pocałunek, każdy wspólny dzień. Przypomniałam sobie najważniejsze – naprawdę go kochałam i kocham. Jednak zraniłam go i straciłam, pewnie na zawsze. Podniosłam się leniwie z łóżka i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam źle. Przemęczenie widoczne było na mojej twarzy. Oczy były podpuchnięte. Włosy w nieładzie. Stanęłam bokiem. Brzuszek był pięknie zaokrąglony. To na razie jedyna piękna rzecz, jaką dziś zobaczyłam. Spojrzałam w stronę łóżka. Miałam wrażenie, że na satynowej poduszce zostało delikatne wgniecenie, które Ian zostawił śpiąc w tym łóżku. W łazience wciąż unosił się zapach jego perfum, to pewnie przez ciężkie zasłony, które pochłonęły tą cudowną woń. Na komodzie została jego bransoletka i kubek po jego ulubionej herbacie. Tuż obok cudowne tulipany, które dał mi w szpitalu, widać, że dane od serca – wciąż wyglądają cudownie. Czułam ogromną pustkę. W sercu. W pokoju. W życiu. Oddycham tym samym powietrze, którym oddychał on. Spoglądam na poduszkę, gdzie niegdyś leżał i przypominam sobie wszystkie cudowne chwil, które w nim spędziłam z nim. Wspomnienia nie dają mi spać i wyciskają potoki łez z moich oczu. Czasami wyobrażam sobie nas, razem na ławce w parku, w środku nocy. Siedzimy przytuleni wpatrując się w gwiazdy. Jesteśmy sami. On okrywa mnie swoją kurtką. Nagle patrzy mi głęboko w oczy, mówiąc, że kocha, ponad życie. Dodaje, że nic nie jest w stanie zatrzymać tego uczucia, które z każdą chwilą rośnie i że nigdy mnie nie zostawi. Ja wtulam się jeszcze bardziej. Siedzimy tak przez dłuższy czas. Szkoda, że to tylko zwykły wytwór mojej wyobraźni. Czasami człowiek musi zwolnić. Musi przemyśleć, co jest a czego nie ma. Czasami ciężko jest siedzieć w głupim fotelu i myśleć nad niedokończonymi rozmowami. Co mogło się powiedzieć a co mogło się zrobić. Wiem jedno - przeszłości nie zmienię. Zostawiam ją. Chce uniknąć myśli, że to on dawał mi szczęście, że to on był zamiennikiem całego świata. Nic już nie mam. Wszystko straciłam.
-Córciu, czemu już wstałaś? – Zapytała mama, gdy ujrzała mnie w progu salonu. –Zrobić Ci śniadanie?
-Nie mamo, dziękuje. – Uśmiechnęłam się siadając na kanapie. –Nie dobrze mi, nie mogłam spać.
-Podobno na poranne mdłości najlepszy jest imbir, zaparzę Ci herbatę. – Pocałowała mnie w czoło wychodząc do kuchni. – Pamiętasz, że dziś robię kolację dla rodziny?
-Pamiętam. –Odpowiedziałam przełączając kanały w tv. –Wszyscy będą?
-Wyjątkowo tak. – Uśmiechnęła się podając mi kubek. – Mania pojechała właśnie zamówić catering żebym nie musiała stać cały dzień w kuchni.
-Leniuszek. – Puściłam jej oczko.
-Tylko troszkę. – Zaśmiała się. – Nie mogę się napatrzeć na Ciebie i brzuszek, pięknie wyglądasz.
-Za to czuję się jak słoniątko. – Śmiałam się gładząc brzuch. – Czuje już delikatne ruchy i ucisk na pęcherz.
-Ma to po Tobie, Ty też uwielbiałaś tulić do siebie pęcherz i wbijać mi się w żebra. – Zaśmiała się. – Ian do Ciebie dzwonił?
-Nie. – Powiedziałam cicho popijając herbatę. – Zostawiłam mu kilka wiadomości, ale niestety na żadną nie odpisał.
-Przykro mi, że to wszystko tak się potoczyło.
-Trudno mamuś, życie idzie dalej, a ja teraz mam, dla kogo żyć i walczyć. Muszę ponieść konsekwencję swoich czynów. – Uśmiechnęłam się delikatnie.

***

-Wyglądam jak prosiak. – Powiedziałam schodząc pod wieczór do salonu. Ubrana w przylegającą szarą sukienkę i długie czarne kozaki odgarnęłam rozpuszczone włosy do tyłu.
-Wyglądasz pięknie. – Zaśmiała się Camille.
-Mam wrażenie, że zaraz będę rodzić, a to dopiero czwarty miesiąc. – Zaśmiałam się zakładając przy lustrze kolczyki.
-Może to bliźniaki? – Zapytała Mania malując usta pomadką.
-Weź, wypluj to. – Śmiałam się uderzając ją lekko w ramie. Weszłam do jadalni – stół był pięknie zastawiony czarno złotą zastawą, która pięknie komponowała się z śnieżnobiałymi różami. Wszystkie dania były ułożone według wybranych wcześniej miejsc. Zdecydowanie po mamie mam dobry smak odnośnie wnętrz. Chwilę później przy tym samym stole siedziała cała rodzina. Moi rodzice, Mania, mój brat z Camille i moi dziadkowie. Śmieli się, ucztowali i obsypywali mnie milionem komplementów. Czułam się cudownie i chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie. Niestety wspaniałą atmosferę przerwał dzwonek do drzwi.
-Otworzę. – Powiedziała mama widząc jak chcę wstać. Usłyszałam pisk radości, odchyliłam się delikatnie na krześle wyglądając z ciekawości na korytarz. Zaniemówiłam. W czarnej skórze tuż obok dębowych schodów stał Ian opierając się o walizkę z bukietem tulipanów. Wstałam powoli od stołu i niepewnym krokiem ruszyłam w jego stronę. Błękit jego oczu przeszył mnie całą. Nie mogłam się powstrzymać. Rzuciłam się jego ramiona. Złapał mnie mocno i wtulił głowę w moje włosy.
-Ian. –Płakałam. – Tak się cieszę.
-Nawet nie wiesz jak długo czekałem na chwilę, w której będę mógł Cię przytulić. – Szepnął cicho całując mnie czule.  
-Przyleciałeś. – Oderwałam się od niego stając z nim twarzą w twarz.
-Byłbym głupcem jakbym nie przyleciał. – Uśmiechnął się delikatnie obserwując moją twarz. – Wyglądasz prześlicznie. – Dodał zerkając na brzuch. – Mogę?
-Oczywiście. – Uśmiechnęłam się przykładając jego dłoń do ścianki dzielącej go z naszym dzieckiem. –Czujesz? – Spojrzałam na niego. – Chyba maleństwo wyczuło, że wróciłeś…
-Boże. – Szepnął ze łzami w oczach. – Jak ja za Tobą tęskniłem. – Przytulił mnie. Objęłam go w pasie i położyłam głowę na jego sercu. Podniosłam ją po chwili przyciągając do siebie twarz Iana, pocałowałam go czule i wszystkie zmartwienia odeszły.
-Dlaczego przyleciałeś? – Zapytałam cicho zamykając oczy.
-Jesteś moim przeznaczeniem, a ja nie chce go oszukiwać. Chcę być z Tobą i naszym dzieckiem.
-Co by było gdybym sobie nie przypomniała? – Podniosłam głowę patrząc w jego oczy.
-Rozkochałbym Cię na nowo. – Uśmiechnął się zadziornie patrząc na mnie z góry.
-Dobra gołąbeczki, chodźcie do nas! – Krzyknął Matt z jadalni.
-Chodźmy. – Pocałowałam go delikatnie. Rozebrał się ze skóry i butów i poszedł za mną.
-Dobry wieczór. – Uśmiechnął się wciąż trzymając moją dłoń. Przywitał się z każdym po kolei przy okazji czochrając Manii włosy i usiadł obok mnie. Jego prawa ręka spoczęła na oparciu mojego krzesła, a lewa dłoń trzymała moją.
-Widzisz wnusiu. – Powiedział dziadek patrząc na nas. – To jest to, o czym Ci mówiłem.
-To znaczy, o czym? – Zaciekawiła się mama pijąc wino.
- Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą…
-…Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje. – Dokończył za mnie. W oczach stanęły mi łzy. Spojrzałam na Iana, który już na mnie zerkał.
-Hej, nie płacz. – Szepnął łapiąc mój podbródek. –Jestem już przy Tobie. – Pocałował mnie delikatnie. Wtuliłam się w jego szyję. Tęskniłam za tym ciepłem, za zapachem, za dotykiem. Każda część mojego ciała wyrywała się do niego.
-Wznieśmy toast. – Mój brat uniósł w górę kieliszek.
-Chwila. – Powiedział Ian zerkając na wszystkich. – Dam wam jeszcze jeden powód do toastu…-uśmiechnął się wstając i wyciągając z kieszeni pudełeczko. – Przetrwaliśmy razem wszystko, co postawił na drodze nam los. Rozstawaliśmy się, wracaliśmy do siebie. – Uklęknął na jednym kolanie przy mnie. – Jednak wiem, że jesteś dla mnie wszystkim. Caroline…zostaniesz moją żoną?-Spojrzał na mnie otwierając pudełeczko, w którym był delikatny, złoty pierścionek. Zaniemówiłam. Wpatrywałam się w jego oczy przepełnione miłością. Znowu się popłakałam. Radość wypełniła moje serce. Minęło wszystko, co było złe.
-Tak…–Wyszeptałam podając dłoń. Wsunął sprawnie na mój palec pierścionek i nagle wszyscy dookoła zwariowali. Śmiali się, krzyczeli, mama płakała, a babcia razem z nią. Tata uśmiechał się dumnie patrząc na nas. Mania uśmiechała się od ucha do ucha opierając głowę o ramie Camille, która klaskała w rytm gwizdania mojego brata. To najpiękniejszy dzień w moim życiu.

__
Zakładka outfits zaprasza ostatni raz do odwiedzenia :)


4 komentarze:

  1. Jak to dobrze ,ze do niej wrocil. Ja razem z nia plakalam , rozdzial oczywiscie cudny :D :D
    Buziaki :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej kochana :-)
    Rozdział jak i całe opowiadanie przecudny, boski, aż łezka w oku mi się zakręciła...
    Fajnie, że Caroline odzyskuje pamięć i jest już z nią coraz lepiej. Kurczę na początku bałam się, że może Ian sobie naprawdę odpuścił walkę o serce Care, a tu robi taką wspaniałą niespodziankę, że nie tylko przyjeżdża a i jeszcze oświadcza się ukochanej...
    Mam nadzieję, że taka sielanka już pozostanie i nic więcej nie stanie na przeszkodzie ich miłości...
    Czekam z wielką niecierpliwością na nowy rozdział choć nie chce mi się wierzyć, że kończysz to opowiadanie... :-(
    BU$KA <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku wreszcie dodałaś ten rozdział :) cudowny i mam nadzieję,że będzie niedługo następny ❤ :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :-)
    Serdecznie zapraszam na http://shook-us5-opowiadanie.blog.onet.pl gdzie pojawił się nowy rozdział
    Liczę, że wpadniesz i pozostawisz swoją opinie
    BU$KA :* <3

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to motywacja dla mnie, dziękuje !