10.10
Obudziłam się nareszcie w swoim łóżku. W końcu wypisali
mnie do domu. Czuję się cudownie – w końcu. Oczywiście fizycznie, bo
psychicznie dotykam dna. Przypomniałam sobie wiele. Nie wiem czy nie wszystko.
Każdą kłótnie, każdą walkę, każdy pocałunek, każdy wspólny dzień. Przypomniałam
sobie najważniejsze – naprawdę go kochałam i kocham. Jednak zraniłam go i
straciłam, pewnie na zawsze. Podniosłam się leniwie z łóżka i spojrzałam na
swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam źle. Przemęczenie widoczne było na mojej
twarzy. Oczy były podpuchnięte. Włosy w nieładzie. Stanęłam bokiem. Brzuszek
był pięknie zaokrąglony. To na razie jedyna piękna rzecz, jaką dziś zobaczyłam.
Spojrzałam w stronę łóżka. Miałam wrażenie, że na satynowej poduszce zostało
delikatne wgniecenie, które Ian zostawił śpiąc w tym łóżku. W łazience wciąż
unosił się zapach jego perfum, to pewnie przez ciężkie zasłony, które
pochłonęły tą cudowną woń. Na komodzie została jego bransoletka i kubek po jego
ulubionej herbacie. Tuż obok cudowne tulipany, które dał mi w szpitalu, widać,
że dane od serca – wciąż wyglądają cudownie. Czułam ogromną pustkę. W sercu. W
pokoju. W życiu. Oddycham tym samym powietrze, którym oddychał on. Spoglądam na
poduszkę, gdzie niegdyś leżał i przypominam sobie wszystkie cudowne chwil,
które w nim spędziłam z nim. Wspomnienia nie dają mi spać i wyciskają potoki
łez z moich oczu. Czasami wyobrażam sobie nas, razem na ławce w parku, w środku
nocy. Siedzimy przytuleni wpatrując się w gwiazdy. Jesteśmy sami. On okrywa
mnie swoją kurtką. Nagle patrzy mi głęboko w oczy, mówiąc, że kocha, ponad
życie. Dodaje, że nic nie jest w stanie zatrzymać tego uczucia, które z każdą
chwilą rośnie i że nigdy mnie nie zostawi. Ja wtulam się jeszcze bardziej. Siedzimy
tak przez dłuższy czas. Szkoda, że to tylko zwykły wytwór mojej wyobraźni. Czasami
człowiek musi zwolnić. Musi przemyśleć, co jest a czego nie ma. Czasami ciężko
jest siedzieć w głupim fotelu i myśleć nad niedokończonymi rozmowami. Co mogło
się powiedzieć a co mogło się zrobić. Wiem jedno - przeszłości nie zmienię.
Zostawiam ją. Chce uniknąć myśli, że to on dawał mi szczęście, że to on był
zamiennikiem całego świata. Nic już nie mam. Wszystko straciłam.
-Córciu, czemu już wstałaś? – Zapytała mama, gdy ujrzała
mnie w progu salonu. –Zrobić Ci śniadanie?
-Nie mamo, dziękuje. – Uśmiechnęłam się siadając na
kanapie. –Nie dobrze mi, nie mogłam spać.
-Podobno na poranne mdłości najlepszy jest imbir, zaparzę
Ci herbatę. – Pocałowała mnie w czoło wychodząc do kuchni. – Pamiętasz, że dziś
robię kolację dla rodziny?
-Pamiętam. –Odpowiedziałam przełączając kanały w tv.
–Wszyscy będą?
-Wyjątkowo tak. – Uśmiechnęła się podając mi kubek. –
Mania pojechała właśnie zamówić catering żebym nie musiała stać cały dzień w
kuchni.
-Leniuszek. – Puściłam jej oczko.
-Tylko troszkę. – Zaśmiała się. – Nie mogę się napatrzeć
na Ciebie i brzuszek, pięknie wyglądasz.
-Za to czuję się jak słoniątko. – Śmiałam się gładząc
brzuch. – Czuje już delikatne ruchy i ucisk na pęcherz.
-Ma to po Tobie, Ty też uwielbiałaś tulić do siebie
pęcherz i wbijać mi się w żebra. – Zaśmiała się. – Ian do Ciebie dzwonił?
-Nie. – Powiedziałam cicho popijając herbatę. –
Zostawiłam mu kilka wiadomości, ale niestety na żadną nie odpisał.
-Przykro mi, że to wszystko tak się potoczyło.
-Trudno mamuś, życie idzie dalej, a ja teraz mam, dla
kogo żyć i walczyć. Muszę ponieść konsekwencję swoich czynów. – Uśmiechnęłam
się delikatnie.
***
-Wyglądam jak prosiak. – Powiedziałam schodząc pod
wieczór do salonu. Ubrana w przylegającą szarą sukienkę i długie czarne kozaki
odgarnęłam rozpuszczone włosy do tyłu.
-Wyglądasz pięknie. – Zaśmiała się Camille.
-Mam wrażenie, że zaraz będę rodzić, a to dopiero czwarty
miesiąc. – Zaśmiałam się zakładając przy lustrze kolczyki.
-Może to bliźniaki? – Zapytała Mania malując usta
pomadką.
-Weź, wypluj to. – Śmiałam się uderzając ją lekko w
ramie. Weszłam do jadalni – stół był pięknie zastawiony czarno złotą zastawą,
która pięknie komponowała się z śnieżnobiałymi różami. Wszystkie dania były
ułożone według wybranych wcześniej miejsc. Zdecydowanie po mamie mam dobry smak
odnośnie wnętrz. Chwilę później przy tym samym stole siedziała cała rodzina.
Moi rodzice, Mania, mój brat z Camille i moi dziadkowie. Śmieli się, ucztowali
i obsypywali mnie milionem komplementów. Czułam się cudownie i chciałam, aby ta
chwila trwała wiecznie. Niestety wspaniałą atmosferę przerwał dzwonek do drzwi.
-Otworzę. – Powiedziała mama widząc jak chcę wstać.
Usłyszałam pisk radości, odchyliłam się delikatnie na krześle wyglądając z
ciekawości na korytarz. Zaniemówiłam. W czarnej skórze tuż obok dębowych
schodów stał Ian opierając się o walizkę z bukietem tulipanów. Wstałam powoli
od stołu i niepewnym krokiem ruszyłam w jego stronę. Błękit jego oczu przeszył
mnie całą. Nie mogłam się powstrzymać. Rzuciłam się jego ramiona. Złapał mnie
mocno i wtulił głowę w moje włosy.
-Ian. –Płakałam. – Tak się cieszę.
-Nawet nie wiesz jak długo czekałem na chwilę, w której
będę mógł Cię przytulić. – Szepnął cicho całując mnie czule.
-Przyleciałeś. – Oderwałam się od niego stając z nim
twarzą w twarz.
-Byłbym głupcem jakbym nie przyleciał. – Uśmiechnął się
delikatnie obserwując moją twarz. – Wyglądasz prześlicznie. – Dodał zerkając na
brzuch. – Mogę?
-Oczywiście. – Uśmiechnęłam się przykładając jego dłoń do
ścianki dzielącej go z naszym dzieckiem. –Czujesz? – Spojrzałam na niego. –
Chyba maleństwo wyczuło, że wróciłeś…
-Boże. – Szepnął ze łzami w oczach. – Jak ja za Tobą
tęskniłem. – Przytulił mnie. Objęłam go w pasie i położyłam głowę na jego
sercu. Podniosłam ją po chwili przyciągając do siebie twarz Iana, pocałowałam
go czule i wszystkie zmartwienia odeszły.
-Dlaczego przyleciałeś? – Zapytałam cicho zamykając oczy.
-Jesteś moim przeznaczeniem, a ja nie chce go oszukiwać.
Chcę być z Tobą i naszym dzieckiem.
-Co by było gdybym sobie nie przypomniała? – Podniosłam
głowę patrząc w jego oczy.
-Rozkochałbym Cię na nowo. – Uśmiechnął się zadziornie
patrząc na mnie z góry.
-Dobra gołąbeczki, chodźcie do nas! – Krzyknął Matt z
jadalni.
-Chodźmy. – Pocałowałam go delikatnie. Rozebrał się ze
skóry i butów i poszedł za mną.
-Dobry wieczór. – Uśmiechnął się wciąż trzymając moją
dłoń. Przywitał się z każdym po kolei przy okazji czochrając Manii włosy i
usiadł obok mnie. Jego prawa ręka spoczęła na oparciu mojego krzesła, a lewa
dłoń trzymała moją.
-Widzisz wnusiu. – Powiedział dziadek patrząc na nas. –
To jest to, o czym Ci mówiłem.
-To znaczy, o czym? – Zaciekawiła się mama pijąc wino.
- Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie
zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie
szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z
niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą…
-…Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim
pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje. – Dokończył za
mnie. W oczach stanęły mi łzy. Spojrzałam na Iana, który już na mnie zerkał.
-Hej, nie płacz. – Szepnął łapiąc mój podbródek. –Jestem
już przy Tobie. – Pocałował mnie delikatnie. Wtuliłam się w jego szyję.
Tęskniłam za tym ciepłem, za zapachem, za dotykiem. Każda część mojego ciała
wyrywała się do niego.
-Wznieśmy toast. – Mój brat uniósł w górę kieliszek.
-Chwila. – Powiedział Ian zerkając na wszystkich. – Dam
wam jeszcze jeden powód do toastu…-uśmiechnął się wstając i wyciągając z
kieszeni pudełeczko. – Przetrwaliśmy razem wszystko, co postawił na drodze nam
los. Rozstawaliśmy się, wracaliśmy do siebie. – Uklęknął na jednym kolanie przy
mnie. – Jednak wiem, że jesteś dla mnie wszystkim. Caroline…zostaniesz moją
żoną?-Spojrzał na mnie otwierając pudełeczko, w którym był delikatny, złoty
pierścionek. Zaniemówiłam. Wpatrywałam się w jego oczy przepełnione miłością.
Znowu się popłakałam. Radość wypełniła moje serce. Minęło wszystko, co było złe.
-Tak…–Wyszeptałam podając dłoń. Wsunął sprawnie na mój
palec pierścionek i nagle wszyscy dookoła zwariowali. Śmiali się, krzyczeli,
mama płakała, a babcia razem z nią. Tata uśmiechał się dumnie patrząc na nas.
Mania uśmiechała się od ucha do ucha opierając głowę o ramie Camille, która
klaskała w rytm gwizdania mojego brata. To najpiękniejszy dzień w moim życiu.
__
Zakładka outfits zaprasza ostatni raz do odwiedzenia :)
Jak to dobrze ,ze do niej wrocil. Ja razem z nia plakalam , rozdzial oczywiscie cudny :D :D
OdpowiedzUsuńBuziaki :-*
Hej kochana :-)
OdpowiedzUsuńRozdział jak i całe opowiadanie przecudny, boski, aż łezka w oku mi się zakręciła...
Fajnie, że Caroline odzyskuje pamięć i jest już z nią coraz lepiej. Kurczę na początku bałam się, że może Ian sobie naprawdę odpuścił walkę o serce Care, a tu robi taką wspaniałą niespodziankę, że nie tylko przyjeżdża a i jeszcze oświadcza się ukochanej...
Mam nadzieję, że taka sielanka już pozostanie i nic więcej nie stanie na przeszkodzie ich miłości...
Czekam z wielką niecierpliwością na nowy rozdział choć nie chce mi się wierzyć, że kończysz to opowiadanie... :-(
BU$KA <3 :*
Jejku wreszcie dodałaś ten rozdział :) cudowny i mam nadzieję,że będzie niedługo następny ❤ :*
OdpowiedzUsuńHej :-)
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na http://shook-us5-opowiadanie.blog.onet.pl gdzie pojawił się nowy rozdział
Liczę, że wpadniesz i pozostawisz swoją opinie
BU$KA :* <3