-Kim jesteś? – Zapytałam zerkając na bruneta. Twarz niby
znajoma aczkolwiek nie byłam w stanie przypomnieć sobie jego imienia. W tym
samym czasie do sali weszła moja ukochana przyjaciółka – Kate.
-Kate kochanie. – Uśmiechnęłam się. – Kim on jest?
-Żartujesz sobie? – Odezwał się brunet. – Caroline, nie
wygłupiaj się.
-Miło, że znasz moje imię. Może przestawisz mnie swojemu
znajomemu? – Spojrzałam na Kate, która wpatrywała się we mnie.
-Care. To Ian…
-Ian właśnie! Znam Cię.
Jesteś tym aktorem, poznaliśmy się na jakiejś gali. Znasz mojego męża?
Właśnie gdzie jest Jensen? Czy on w ogóle wie, że jestem w szpitalu? – Rozejrzałam
się po sali.
-Co to kurwa ma być?! – Brunet wrzasnął patrząc na moją
przyjaciółkę.
-Pójdę po lekarza. – Powiedziała Kate wychodząc z sali.
-Caroline, kotku. To ja Ian, Twój chłopak. – Brunet
usiadł koło mnie łapiąc za rękę.
-Hola bruneciku. Ogar. Nie jesteś moim chłopakiem. Mam
męża, halo ziemia. – Pomachałam mu ręką przed twarzą. Po chwili dołączył do nas
lekarz.
-Dzień dobry ponownie Pani Ackles. Mam do Pani kilka
pytań. – Usiadł na brzegu łóżka. –Jak się Pani nazywa?
-Caroline Ackles z domu Montgomery.
-Kiedy ma Pani urodziny?
-Za 10 dni, 10 maja. – Odpowiedziała pewna siebie.
-Jaka jest dziś data?
-Ostatni kwietnia.
-Wie Pani co się stało?
-Miałam wypadek i to wszystko, co pamiętam.
-Dobrze, to wszystko. –Wstał z łóżka. Zaświecił mi
latarką po oczach. Kazał podążać wzrokiem za jego palcem. Jakaś paranoja. –
Zapraszam Pana ze mną. – Powiedział do bruneta i opuścił salę.
-Kate, gdzie jest Jensen? – Spojrzałam na przyjaciółkę. –
O jaki ładny pierścionek, nowy?
-Caroline, posłuchaj. Nie wiem co Ci jest, ale masz
znaczny zanik pamięci. Nie jesteś już z Jensenem, niedawno była sprawa
rozwodowa. Jesteś z Ianem. – Mówiła powoli siadając obok mnie.
-Kate daj spokój i proszę Cię zadzwoń po Jensena, chcę go
widzieć. Teraz.
***
-Co to ma do cholery znaczyć?! – Spojrzałem na lekarza.
-Proszę się uspokoić…
-Uspokoić się?! Moja narzeczona mnie nie poznaje! Nie wie
kim jestem ani nawet jak się nazywam. Żyje w urojonym życiu kilka miesięcy
wstecz nie pamiętając o tym, że zażądała rozwodu. Spokojny?! Ja mam być
spokojny?!
-Rozumiem Pana zdenerwowanie, jednak przy takim urazie,
jaki miała Pani Montgomery zanik pamięci jest dość częstym zjawiskiem. Możliwe,
że za kilka dni przypomni sobie wszystkie momenty do czasu wypadku.
-Jest jakaś cholerna druga opcja?! U pana zawsze były
drugie, trzecie i bilionowe opcje.
-Owszem. Nigdy nie wróci jej pamięć. – Powiedział
spokojnie.
-Żartuje Pan sobie? Ukryta kamera czy jaki chuj?
-To nie żart. Jedyne, co Pan może zrobić to krok po
kroku, bez pośpiechu opowiadać Pani Ackles o jej życiu.
-Zajebiście. – Burknąłem wychodząc z sali wpadając na
rodziców Caroline.
-Ian. Nie wyglądasz na szczęśliwego. – Powiedziała z
wyrzutem Pani Sylvia.
-Może dlatego, że Pani córka nie wie, kim jestem.
-Co Ty mówisz? – Pan Daniel spojrzał na mnie przerażony.
-To co Pan słyszał. Caroline myśli, że jest koniec
kwietnia. Nie wie jak mam na imię i bierze mnie TYLKO za aktora, którego
spotkała na gali plus cały czas pyta o Jensena. – Powiedziałem zdenerwowany
opierając się o parapet.
-O mój boże. – Powiedziała Pani Sylvia. – Ian na pewno
będzie..
-Dobrze? Tak słyszałem to miesiąc temu i kilka minut
temu. Słyszę to każdego dnia. Co ja zrobię, jeżeli ona sobie niczego nie
przypomni? Jeżeli nigdy nie przypomni sobie, kim dla niej byłem? Co jeżeli będę
tylko ojcem jej dziecka i nigdy nie poczuje do mnie tego, co już czuła? Jeżeli
nigdy sobie nie przypomni, że mnie kochała. Co zrobię? – Powiedziałem patrząc
na zszokowanych rodziców Care. – Tak. Będę stał tak jak państwo nie wiedząc, co
mam ze sobą zrobić. – Dodałem. Pani Sylvia bez słowa podeszła do mnie i
przytuliła jak matka.
-Masz nas. Pomożemy wam ze wszystkim, rozumiesz? Musisz
być twardy. Chodźmy do niej. – Powiedziała patrząc na mnie. Weszliśmy do sali,
w której panowała cisza.
-Mamo! Tato! – Ucieszyła się. Szkoda, że taka euforia nie
malowała się na jej twarzy, gry ujrzała mnie.- Jensen przyjedzie do mnie jutro
rano. – Powiedziała uśmiechnięta.
-Słucham? –Spojrzałem na Kate, na co ona tylko wzruszyła
ramionami.
-Uparła się. – Powiedziała podchodząc do mnie. – Słuchaj,
może jak on jej powie prawdę to ona w końcu ją do siebie dopuści? Mnie nie chce
słuchać.
-To jest taka komedia. Poważnie, komedia. – Zaśmiałem się
żałośnie siadając na fotelu. Kate westchnęłam cicho i podeszła w stronę łóżka
swojej przyjaciółki. Konfrontacja z Jensenem, tylko to było mi jeszcze do
szczęścia potrzebne. Pół godziny później rodzice Caroline postanowili pójść do
lekarza, a Kate wyszła na korytarz zostawiając nas samych.
-Znasz mojego męża? – Zapytała Caroline zerkając na mnie.
-To nie jest Twój mąż.
-Wszyscy mi to powtarzają. Ja wiem, że nigdy go nie
lubili, ale żeby tak mi kłamać…
-Caroline do cholery jasnej! – Krzyknąłem wstając. – Ja
jestem Twoim facetem, rozumiesz? Jensen to przeszłość, od której odcięłaś się
grubą kreską. Jestem ojcem Twojego dziecka, które w sobie nosisz.
-Jestem w ciąży?! – Wybałuszyła oczy.
-Tak, czwarty miesiąc. Mieliśmy zakładać rodzinę,
zamieszkać razem. Jensena nie ma już w Twoim życiu.
-Kłamiesz! – Płakała. – Wy wszyscy kłamiecie! To dziecko
Jensena. Nigdy bym się z Tobą nie związała. Kocham swojego męża! – Krzyczała
waląc pięściami w łóżko.
-Ty postradałaś zmysły.
-To Ty jesteś jakimś świrem. Wpadasz mi do sali. Całujesz
mnie. Opowiadasz bajki i jeszcze na dokładkę chcesz przywłaszczyć sobie moje i
Jensena dziecko! Jesteś potworem.
-Kurwa kochasz tego potwora! – Krzyknąłem łapiąc poręcz
łóżka. – Kochasz mnie rozumiesz?! A ja kocham Ciebie.
-Nie kocham Cię! – Krzyknęła płacząc. – Wynoś się stąd!
Już! Wynocha! Nie chce Cię tu nigdy widzieć! Nigdy!
-Halo proszę państwa, co tutaj się dzieje? – Do sali
weszła pielęgniarka. – Proszę się uspokoić. Tutaj jest szpital.
-Przepraszam. –Powiedziałem cicho.
-Ten Pan i tak już wychodzi…-powiedziała Caroline
wycierając łzy. – Teraz. – Spojrzała na mnie. Zacisnąłem zęby i bez słowa
opuściłem salę.
21.09
Całą noc nie spałem. Nie mogłem zmrużyć oka wiedząc, że
moja ukochana kobieta nie wie, kim jestem. Zegarek wskazywał chwilę po szóstej.
Ubrałem się w dres i po cichu opuściłem dom. Musiałem pobiegać. Wyrzucić z
siebie złość i negatywne odczucia. Miałem masę myśli i tak niewiele odpowiedzi.
Co zrobię, gdy Caroline nigdy mnie nie pozna? Co jeśli będę musiał zdobyć ją na
nowo? Co jeśli mi się nie uda? Przerażało mnie to wszystko, przerażała mnie
każda myśl, która wdzierała się do mojego umysłu. Dodatkowo dobijała mnie myśl,
że niedługo obok mojej dziewczyny będzie siedział jej były mąż. Dobija mnie
fakt, że Nikki jest w ciąży. Dobija mnie wszystko, co działo się w ciągu
ostatnich kilku dni i na przestrzeni ostatnich, kilku informacji.
-Ian, gdzie Ty byłeś? – Mania zaatakowała mnie od progu,
gdy tylko dwie godziny później wszedłem do domu.
-Musiałem pobiegać, odreagować. Czemu już nie śpisz?
-Nie mogłam spać. – Powiedziała cicho. – Zjesz ze mną
śniadanie? Proszę.
-Pewnie. – Uśmiechnąłem się. – Wezmę tylko szybki
prysznic i przebiorę się. Za piętnaście minut jestem z powrotem.
-Czekam w kuchni. – Uśmiechnęła się wchodząc do
pomieszczenia. Wziąłem szybki prysznic, ubrałem pierwsze lepsze rzeczy, które
miałem pod ręką i zszedłem na dół.
-Gdzie Twoi rodzice? – Zapytałem siadając.
-Musieli jechać do pracy. Na szczęście nie musimy
odbierać Jensena z lotniska, bo przyjedzie samochodem. – Postawiła przede mną
kubek aromatycznej kawy.
-Całe szczęście. – Powiedziałem pod nosem wrzucając do
filiżanki kostki cukru.
***
Obudziłam się po siódmej, a raczej zostałam obudzona
przez lekarza i pielęgniarkę. Zbadali mnie, podłączyli kroplówkę i zjadłam
pyszne śniadanie. Przeglądałam gazetę, którą przyniosła mi pielęgniarka, kiedy
usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę! – Krzyknęłam, a wtedy w drzwiach ujrzałam jego.
Jensen w całej swej okazałości. Wyglądał jak zawsze dobrze, chociaż zmęczenie
malowało się na jego twarzy. –Jensen…
-No hej księżniczko. Coś Ty znowu nawywijała? – Zaśmiał
się podchodząc do mnie i kładąc na moich udach bukiet kwiatów. Pocałował mnie w
czoło i przysiadł obok na krześle.
-Wypadek. Niewiele pamiętam, więc niewiele mogę Ci
powiedzieć. Dopiero wczoraj się wybudziłam, podobno po kilku tygodniach. –
Powąchałam kwiaty. – Dziękuję, są śliczne. Mógłbyś wsadzić je do wazonu?
-Pewnie. – Powiedział zabierając je ode mnie, a po chwili
postawił je z powrotem w szklanym wazonie.
-Jensen. Oni mi opowiadają tyle dziwnych rzeczy. Podobno
jesteśmy w trakcie rozwodu.
-Co? – Spojrzał na mnie. – Kto ci naopowiadał takich
głupot?
-Kate, Ian, rodzice…
-Wykorzystują to, że nic nie pamiętasz żeby się mnie
pozbyć. – Zacisnął pięść.
-Tak myślałam. – Powiedziałam cicho patrząc w okno.
-Jak tylko wyzdrowiejesz to wrócimy do domu, do Malibu. –
Pogłaskał mnie po policzku.
-Jestem w ciąży. – Powiedziałam cicho odsłaniając swój
zaokrąglony brzuch.
-W ciąży? – Jego oczy powiększyły się.
-Tak, czwarty miesiąc…
-Cudownie. – Uśmiechnął się całując mój brzuch, a potem
pocałował namiętnie moje usta. W tym pocałunku było coś dziwnego. Mimo, że
zamknęłam oczy nie byłam w stanie oddać się w 100% tej chwili. Otworzyłam je
chwilę później i ujrzałam Ian, taki przebłysk, a chwilę potem znów Jensena.
-Wszystko ok? – Spojrzał na mnie z troską w oczach.
-Tak, tak. – Powiedziałam cicho wciąż mu się
przyglądając. – Kiedy musisz wracać na plan?
-Jutro z rana. – Uśmiechnął się delikatnie gładząc moją
dłoń. – Cieszę się, że nic Ci nie jest. Wam.
-Ja też się cieszę. – Uśmiechnęłam się delikatnie i znów
połączyliśmy się w pocałunku. – Chciałabym wstać z tego łóżka, rozprostować
kości.
-Pojdę do lekarza zapytać czy Ci wolno. – Uśmiechnął się
delikatnie wstając z łóżka. Po chwili wrócił uśmiechnięty od ucha do ucha. –
Możesz wstać i pochodzić, ale nie dłużej niż 10 min.
-Cudownie. – Powiedziałam odsuwając kołdrę. Przytrzymał
mnie delikatnie za łokcie i podprowadził do okna. –Boże, nie czuje
pleców…-jęknęłam opierając dłonie o parapet.
-Lepiej? – Szepnął delikatnie masując moje ramiona.
-O tak…- zaśmiałam się przymykając oczy. Masował mnie
jeszcze chwilę, a potem objął delikatnie w pasie, oparł brodę o moje ramie i co
jakiś czas muskał moją żuchwę. – W końcu będziemy mieć dziecko.
-Mam nadzieję, że nie jedno. – Uśmiechnął się zerkając na
mnie. – Pięknie wyglądasz mimo tych siniaków i zadrapań.
-Jednak czuje się trochę gorzej. – Zaśmiałam się zerkając
na swój brzuch. – Ciekawe czy chłopiec czy dziewczynka.
-Nie ważne. – Pocałował mnie w szyję. – Najważniejsze
żeby było zdrowe.
***
-Jak sobie pomyślę, że w tej sali jest Jensen to
normalnie mam ochotę zwalić go ze schodów. – Powiedziała Kate, gdy pod
szpitalem wysiedliśmy z samochodu.
-Mi to mówisz? – Spojrzałem na nią. –To ja idę na
spotkanie z eks mężem mojej ciężarnej dziewczyny, która nie ogarnia, że dziecko
ma ze mną.
-Dobra, wygrałeś. – Powiedziała zrezygnowana wsiadając do
budynku.
-Wolałem być tam przed nim. Cholera wie, co zdążył jej
powiedzieć…-powiedziałem naciskając przycisk windy.
-Nawet mi nie przypominaj, bo na samą myśl wszystko w
żołądku wywraca się do góry nogami. – Powiedziała z przekąsem przeglądając coś
w komórce. – Lecę dziś do LA. Może w mieszkaniu Care uda mi się znaleźć coś, co
przypomniałoby jej kilka spraw.
-No tak, jej telefon jest tak roztrzaskany, że żaden
serwis nie chce się podjąć odzyskania danych. – Powiedziałem wysiadając z
windy. Weszliśmy we dwoje do sali, akurat w momencie, kiedy Caroline i Jensen
trwali w cudownym, namiętnym pocałunku.
-Co tu się…-zaczęła Kate widząc tę scenę.
-Co Ty kurwa odpierdalasz?! – Spojrzałem na Jensena,
który odsunął się od brunetki. – Chyba Ci się sufit na łeb spierdolił.
-Hej, hej. Uważaj na słowa. – Powiedziała Caroline
patrząc na mnie srogo.
-Zamknij się. – Kate spojrzała na nią wściekła.
-Wpadacie tutaj bez pukania przeszkadzając w akcie
miłosnym pary małżeństwa. Przepraszam, że całowałem swoją żonę. – Jensen oparł
się o parapet podnosząc ręce w górę.
-Pojebało Cię? – Podszedłem do niego. – To nie jest Twoja
żona! Czemu ją okłamujesz?
-On nie kłamie! – Odezwała się Caroline.
-Powiedziałam żebyś się zamknęła. – Powiedziała Kate
patrząc na nią.
-Kochanie. Komu wierzysz? Mi czy tej dwójce, która jawnie
chce zepsuć nasze małżeństwo? – Spojrzał na Caro, która tylko kiwnęła głową, że
wierzy jemu. Krew się we mnie zagotowała. Miałem ochotę wybuchnąć.
-Jesteś pojebany. – Powiedziała Katherine stając obok
mnie. – Psychol.
-Chyba mówicie o sobie, ja chociaż nie wchodzę wam z
butami w życie. – Powiedział Jensen śmiejąc się Kate w twarz. Nie wytrzymała.
Spoliczkowała go. Czerwony ślad aż pulsował na jego policzku.
-Kate! – Wrzasnęła Caroline widząc tę scenę. – Wynoście
się stąd! Teraz! Już!
-To on niech wyjdzie! – Krzyknęła Kate. – Nie bądź
Caroline naiwna! On Cię oszukuje, zresztą nie pierwszy raz.
-Nie wierzę Tobie ani jemu. – Spojrzała na mnie z
pogardą. – Wyjdźcie stąd.
-Wybierasz jego, ponad mnie? – Kate oparła się o ramę
łóżka. – Zadałam Ci pytanie. Wybierasz go?
-Tak. – Powiedziała z zaciętą miną. Kate bez słowa wzięła
swoją torebkę i wyszła z sali. – Na co czekasz? Wynoś się.
-Nie skończyłem z Tobą. – Spojrzałem ostatni raz na
Jensena i pobiegłem za Katherine.
***
Około godziny dziewiętnastej stałem pod szpitalem. Wiem
doskonale, że Jensen jeszcze nie wyszedł od Caroline, a że za chwilę będzie
koniec wizyt spotkam go na parkingu. Musiałem naprostować mu kilka spraw i
wyperswadować parę perspektyw. Pół godziny później zauważyłem zadowolonego
Jensena wychodzącego z budynku. Wysiadłem od razu z samochodu.
-Ty znowu tutaj? – Zaśmiał się wyłączając alarm w swoim
samochodzie.
-Musimy pogadać.
-Stary. – Spojrzał na mnie otwierając drzwi nissana. –
Daj sobie spokój. Wracaj do Atlanty i zapomnij o niej.
-Ty siebie słyszysz? – Trzasnąłem drzwiami od jego
samochodu. – Caroline w końcu sobie przypomni prawdę, a jeżeli nie to, gdy
dziecko się urodzi zażądam testów. Tak czy siak będziesz przegrany. Nie
potrafisz się pogodzić z przegraną?
-Właśnie wygrałem.
-Nic nie wygrałeś, bo wszystko w tej sali należy do mnie.
To moja kobieta i moje dziecko. Więc masz dwa wyjścia. Jutro rano przed
wyjazdem mówisz jej prawdę a jeżeli tego nie zrobisz zgłoszę to na policję.
Lekarze są po mojej stronie, bo to ja byłem tutaj przez te wszystkie tygodnie,
kiedy zapewne Ty stukałeś wszystko, co się rusza dookoła. Rozumiemy się? Mam
nadzieję, że tak. – Spojrzałem na niego. Nie odezwał się. Bez słowa wsiadł do
samochodu i z piskiem opon odjechał z parkingu. Ja postanowiłem jeszcze zajść do
Caroline.
-Nie może Pan już odwiedzać pacjentki…-powiedziała
pielęgniarka stając naprzeciwko mnie.
-Tylko na chwilę. Zostawię kwiaty i prezent i opuszczę
salę, pięć minut…
-Trzy i nie widzę tutaj już dziś Pana. – Powiedziała
wchodząc do swojego gabinetu. Wszedłem cicho do sali. Caroline spała na boku
wtulona w poduszkę. Postawiłem na stoliku bukiet jej ulubionych kwiatów,
pudełko i liścik.
-Kocham Cię. – Szepnąłem całując jej skroń i
bezszelestnie wyszedłem z sali.
Hej kochana :-)
OdpowiedzUsuńRozdział jak i całe opowiadanie fantastyczny, choć smutny, że aż płakać mi się się i krzyczeć...
Kurczę sytuacja zamiast powoli wychodzić na prostą to jeszcze wszystko się zaogniło... Rozumiem, że Caroline jest zagubiona w tym wszystkim i w ogóle ale szkoda, że nie ufa swojej przyjaciółce i rodzinie tylko temu całemu Jensenowi, któremu z przyjemnością bym przywaliła i powiedziała wiele do słuchu...
Mam nadzieję, że Ian nie poda się i nie załamie się tylko będzie wytrwale przy Care i wspierał ją pomagając jej odzyskać pamięć...
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
BU$KA <3 :*
Wiedziałam, wiedziałam ze drań Jensen bedzie próbował wykorzystać jej brak pamięci! Takie typy jak on działają mi na cholerne nerwy!
OdpowiedzUsuńCo za dziad!
Ian walczy i tak powinno byc, odzyska ja, nie ma wyjaścia!