-I co dzwoniłaś do siostry? – Zapytała mama siedząc w
salonie i czytając książkę.
-Tak. Powiedziała, że zrobi mi włosy i za niecałe dwie
godzinki będzie. Obiecałam jej kolację, co mam jej zrobić? – Usiadłam na
poręczy kanapy.
-Możesz podsmażyć bekon i zrobić jajka sadzone albo zrób
jej omlety z owocami. Kupiłam dzisiaj świeże prosto z ryneczku i jeszcze babcia
dała mi truskawki. Ian przyjeżdża?
-No właśnie nie wiadomo. Wiesz jest na planie i w ogóle
to Care nie wie czy uda mu się przyjechać.
-Szkoda. – Powiedziała mama. – Jak z Danielem?
-Tak sobie. – Powiedziałam cicho bawiąc się zegarkiem. –
Chyba związek na odległość to nie dla mnie.
-Twojej siostrze też się nie udało, nie popełniaj takiego
błędu jak ona. – Zauważyła mama wracając do czytania gazety.
-Wiem, wiem. – Zaśmiałam się, a po chwili zadzwonił
telefon stacjonarny. – To ten telefon w ogóle działa? – Spojrzałam na mamę
podchodząc do aparatu. – Halo?
-Dobry wieczór z tej strony młodszy aspirant Rey. Czy
dodzwoniłem się do państwa Montgomery?
-Tak z tej strony Lauren Montgomery, w czym mogę pomóc?
-Czy Pani Caroline Ackles to Pani rodzina.
-Tak, siostra. – Odpowiedziałam czując jak narasta we
mnie niepokój.
-Pani siostra miała wypadek niedaleko Boise River.
Obecnie została przewieziona do szpitala St. Nicolas. – Powiedział ze stoickim
spokojem.
-Wypadek? O matko. Dobrze, dziękuje za informację. – Powiedziałam
roztrzęsiona odkładając słuchawkę.
-Co się stało? –Mama odłożyła czasopismo i okulary.
-Caroline…miała wypadek…zawieźli ją do szpitala. – Powiedziałam
wykręcając numer do Camille.
-O mój boże…-powiedziała mama zalewając się morzem łez.
***
-Gdzie do cholery jest ten lekarz? – Camille zdenerwowana
chodziła po korytarzu.
-Ian nie odbiera?-Zapytała mama ocierając łzy.
-Nie. Dzwoniłam już tyle razy, ale nic.- Powiedziałam
cicho siadając na krześle. Po chwili z sali wyjechało łóżko z czarnym workiem.
Moja mama w jednej sekundzie zdążyła zrobić się blada jak ściana podobnie z
moją bratową.
-Dobry wieczór. Państwo od Pani Caroline Ackles?
-Tak…-szepnęła mama patrząc na odjeżdżające łóżko.
-Proszę się nie martwić. Pani córka jest na sali. – Położył
rękę na jej ramieniu. – Zapraszam do gabinetu. – Ręką wskazał brązowe drzwi. –
A więc. Przejdę od razu do konkretów. Pacjentka miała wypadek samochodowy, który
bardziej szczegółowo opisze państwu policja. Oczywiście Pani Ackles żyję
jednakże kilkakrotne uderzenie głową sprawiło dość duży obrzęk mózgu. W
większości przypadków nie jest to śmiertelne jednakże leki na to są szkodliwe i
dość silne, ale niestety nie możemy podać ich pacjentce.
-A to dlaczego? – Zapytała oburzona Camille.
-Panie nic nie wiedzą? – Spojrzał na każdą z nas z
osobna. –Pacjentka jest w ciąży.
-Ciąża? – Moja mama zrobiła wielkie oczy.
-Tak, początek trzeciego miesiąca. Oczywiście ciąża przebiega
prawidłowo, dziecku nic nie grozi, ale na wszelki wypadek zleciłem dodatkowe
badania. Wracając do tematu obrzęku mózgu – wprowadziliśmy Panią Caroline w
stan śpiączki farmakologicznej i podajemy jej łagodne, nieszkodliwe dla dziecka
leki. Tylko w taki sposób możemy uchronić ją od cierpienia i innych
komplikacji.
-Ile to potrwa? – Zapytała Camille trzymając moja matkę
za rękę.
-Obudzi się, kiedy będzie gotowa. – Uśmiechnął się
pocieszająco.
***
-Dobra, dzięki na dziś. – Zbiłem piątkę z reżyserem. –
Lecę się przebierać. – Dodałem idąc w kierunku swojej garderoby. Zmęczenie
dawało mi się we znaki. Od rana byłem na planie, zegar wskazywał już prawie
dwudziestą trzecią. Caroline już dawno jest w Idaho – mam nadzieję, że nie śpi,
bo chciałbym jeszcze usłyszeć jej głos. Wziąłem do ręki swoją komórkę, a tam
ponad dwadzieścia połączeń od Lauren. Odzwoniłem od razu.
-Halo, Ian? No nareszcie!
-No hej Mania, co się stało? Na planie byłem.
-Caroline miała wypadek. – Powiedziała łkając.
-Co? Żartujesz? Jaki wypadek?
-Samochodowy idioto, a jaki! – Krzyknęła. – Jest w
śpiączce farmakologicznej. Nieprzytomna leży na łóżku cała poobijana. – Płakała
do słuchawki.
-Przylecę najszybszym lotem. – Powiedziałem od razu
przebierając się w między czasie.
-Dzwoń do mnie, Camille odbierze Cię z lotniska.
-Dobrze, dzwoń jakby coś się zmieniło. Do zobaczenia. – Rozłączyłem
się i czym prędzej opuściłem plan zdjęciowy. Od razu pojechałem do swojego
mieszkania, zabrałem ze sobą walizkę, które nawet nie rozpakowałem i czym
prędzej pojechałem na lotnisko. Szczęście mi sprzyja, już o dziewiątej będę w
Idaho.
***
-Mamo, nie może mama siedzieć tak przy tym łóżku. – Powiedziała
Camille gładząc moją mamę po plecach płaczącą przy łóżku.
-Nie mogę jej tak samej zostawić. – Płakała trzymają Care
za rękę.
-Ian przyleci jutro rano. Jedź z Camille do domu. – Powiedziałam
przytulając ją. – Zostanę na noc tutaj. Wypocznij, przygotuj pokój Caroline dla
Iana, a rano przyjedziecie razem z nim.
-Dobrze. – Powiedziała po chwili wstając. – Dobranoc
córeczko. – Powiedziała całując Caroline w czoło, a chwilę potem mnie.
-Jak coś to dzwoń. – Powiedziała Cami przytulając mnie
mocno. Usiadłam na fotelu w rogu pokoju i w końcu dałam upust swoim emocją. Nie
mogłam patrzeć na moją poturbowaną siostrę, która leży na łóżku i jest
nieprzytomna. Łzy zalewały moją twarz z sekundy za sekundę coraz bardziej. Po
chwili zadzwoniła moja komórka – to Kate.
-Mania?! Mania, co z Caroline. – Mówiła przejęta.
-Jest nieprzytomna, w śpiączce farmakologicznej. Ma
obrzęk mózgu, a tak jest nie ma większych obrażeń. – Powiedziałam cicho
ocierając twarz.
-Ian będzie jutro rano, ja przylecę wieczorem. Dobrze?
-Tak Kate. Caroline nie jest sama…
-Kto u niej jest?
-Raczej w niej. Care jest w ciąży, początek trzeciego
miesiąca.
-Mówiłam jej, że jest w ciąży to nie słuchała! Niech no
tylko się obudzi to tak jej skórę przetrzepie…-obruszyła się od razu.
-Jak my wszyscy. – Zaśmiałam się smutno. – Boję się Kate,
strasznie się boję…
-Będzie dobrze młoda. Twoja siostra to silna babka, nie
odpuści sobie. –Powiedziała pocieszająco. – Dzwoń do mnie jakby coś się
zmieniło, dobrze?
-Pewnie, będę dzwonić. Trzymaj się. – Powiedziałam
chowając telefon i ponownie zalewając się łzami.
***
-Cześć mamo. Niech Bob nie przylatuje do Atlanty. Nie
mogę się do niego dodzwonić.
-Dlaczego ma nie przylatywać? – Zapytała zdezorientowana.
-Niedługo mam samolot do Idaho. Caroline jest w szpitalu,
miała wypadek samochodowy.
-O mój boże. Nic jej nie jest?
-Jest w śpiączce farmakologicznej, tyle wiem. Jej siostra
była za bardzo roztrzęsiona żebym zadawał jej pytania. Rano będę na miejscu,
więc jak będę coś wiedział to zadzwonię.
-Dobrze synku. Trzymaj się. – Powiedziała zmartwiona.
Schowałem twarz w dłoniach. Nigdy tak się nie bałem. Najgorsze scenariusze
stają przed moimi oczami. Chciałbym być już w Idaho. W szpitalu, obok mojej
królewny. Umieram ze strachu.
25.08
Samolot miał opóźnienie. Oczywiście. Właśnie wtedy, kiedy
zależy mi na czasie wszystko się komplikuje. Ląduje chwilę po jedenastej. Na
lotniskowej platformie dostrzegam dwie znajome kobiety – Panią Montgomery i
Camille.
-Dzień dobry. – Przywitałem się z teściową, a potem
pocałowałem w policzek Camille.
-Źle wyglądasz. – Powiedziała Cam biorąc ode mnie
podręczną torbę.
-Niewiele spałem, w sumie to w ogóle. – Powiedziałem
cicho pakując walizkę do samochodu. – Jakieś wieści?
-Żadnych. Mania dzwoniła rano, że Care wciąż się nie
obudziła. – Powiedziała Pani Sylvia siadając do samochodu. W ciszy pojechaliśmy
prosto do szpitala.
-Ian. – Mania rozpłakała się na mój widok rzucając mi się
w ramiona.
-Cii. Nie płacz. – Szeptałem tuląc ją do siebie. –Nie
płacz. – Otarłem jej twarz i ponownie przytuliłem.
-Dlaczego jesteś na korytarzu?
-Akcja serca…zatrzymała się. – Płakała siedząc na
krzesełku. – Zaczęli ja reanimować, dawać jakieś zastrzyki. Tak strasznie się
boję. – Dodała i wtuliła się w Camille. Strach sparaliżował moje ciało. Nie
wiedziałem, co mam robić. Po chwili z sali wyszedł lekarz i trzy pielęgniarki.
-Wszystko dobrze, akcja serca przywrócona. – Powiedział i
spojrzał na mnie.
-Ian Somerhalder, narzeczony. – Skłamałem wyciągając w
jego stronę dłoń.
-Znam pana z telewizji. – Uśmiechnął się ściskając moją
rękę. – Po odwiedzinach zapraszam do siebie. – Poklepał mnie po ramieniu
odchodząc. Wszedłem do sali i w moich oczach stanęły łzy. Na łóżku, w
śnieżnobiałej pościeli leżała moja księżniczka. Poobijana, z zadrapaniami i
siniakami, z obandażowaną głową i ręką podłączona do szeregu różnych, dziwnych
urządzeń. Oddychała płytko, ledwo słyszalnie. Przystawiłem krzesło do jej łóżka
i usiadłem łapiąc delikatnie jej dłoń. Oszaleje, jeżeli ją stracę. Nie
wyobrażam sobie życia bez niej. Jest moim światełkiem, moim przewodnikiem i
miłością mojego życia. Bałem się, cholernie się bałem.
-Ian, idź do lekarza. Zostanę z nią. – Do sali weszła jej
mama.
-Dobrze. – Powiedziałem cicho wstając. Pocałowałem
Caroline w czoło i prosto z Sali wszedłem do gabinetu lekarskiego.
-Proszę usiąść. – Lekarz wskazał mi fotel rozkładając
jakieś dokumenty na biuru.
-Jaki jest jej stan? – Zapytałem siadając i nerwowo
przeczesując włosy.
-Fatalny. – Powiedział szczerze. – Nie chciałem smucić
tych trzech i tak już zatroskanych kobiet. Obrzęk mózgu jest dość mocny. Nie
możemy podawać pacjentce silnych leków ze względu na ciąże, dlatego też…
-Ciąże? –Spojrzałem na niego otwierając szerzej oczy.
-Pani Caroline jest w ciąży. Początek trzeciego miesiąca.
Gratuluje. – Uśmiechnął się delikatnie. – Wracając do tematu. Śpiączka
farmakologiczna ma swoje wady i zalety. Zaleta jest taka, że pacjentka nie
cierpi i w spokoju może dojść do poprawy zdrowia, a wada…
-Jest taka, że może się nie wybudzić…-powiedziałem cicho
patrząc w swoje dłonie.
-Dokładnie. Jednak mam w rękach dwa ludzkie życia i chce
zrobić wszystko, co jest konieczne, aby je uratować. Proszę mi zaufać.
-Ufam. Chciałbym także zadbać o bezpieczeństwo swojej
dziewczyny.
-Jak? – Spojrzał na mnie opierając się o fotel.
-Kiedy prasa, media i inni ciekawscy ludzie dowiedzą się,
że w tym szpitalu leży ktoś z mojego kręgu nie odpuszczą. To krwiopijcy,
rozumie mnie Pan? – Spojrzałem na niego, a on kiwną głową. – Chciałbym załatwić
dodatkową ochronę, aby ustrzec moją dziewczynę, rodzinę i państwa przed tymi
hienami.
-Oczywiście, to zrozumiałe. Zgadzam się na wszystko.
-Dziękuję. Mogę już wrócić do Caroline?
-Tak. Jakby coś się stało, zmieniło lub cokolwiek będę
tutaj.-Wstał podając mi rękę. Uścisnąłem ją i wyszedłem na korytarz. Od razu
poczułem na sobie wzrok Sylvi, Manii i Camille.
-I co? – Zapytała Lauren wstając.
-Będę ojcem. – Powiedziałem patrząc na nią. – Będę ojcem.
-Będziesz. – Uśmiechnęła się przytulając mnie, a zaraz po
niej jej mama i bratowa. – Lekarz coś Ci powiedział?
-Niewiele. Pewnie to wszystko, co wam. – skłamałem
ponownie. – Pójdę do niej. – Powiedziałem cicho zamykając za sobą drzwi.
***
Bratowa Care pożyczyła mi samochód i razem z Manią
pojechaliśmy na policję. Cisza wypełniała cały pojazd, ale żadne z nas nie
miało nastroju na rozmowy.
-Dzień dobry, szukam młodszego aspiranta Reya. –
Podszedłem do okienka.
-Gabinet 14,
ostatnie drzwi na prawo.
-Dziękuje. – Odparłem i ruszyłem w kierunku dębowych
drzwi z blondynką obok. – Dzień dobry, Ian Somerhalder. Jestem narzeczonym
Caroline Ackles, miała wczoraj wypadek.
-A tak, zapraszam. – Powiedział zamykając szafkę z
aktami. – Jak czuje się poszkodowana?
-Nic nie czuje. – Burknęła Mania. – Jest w śpiączce.
-Cóż, nic dziwnego widząc samochód po wypadku. – Odparł
spokojnie pokazując kolejne zdjęcia samochodu, a raczej resztki samochodu,
które zostały po wypadku. Patrząc na zdjęcia zastanawiam się jak ona z tego
wyszła, praktycznie bez połamań.
-Jak doszło do wypadku?
-Według ustaleń z miejsca zdarzenia, zeznań świadków i
kierowcy tira nie zawiniła Pani Ackles. Tir jechał na czołówkę pańskiej
narzeczonej, a dodatkowo nie wyłączył długich świateł, które oślepiły Panią
Ackles, która w efekcie chcąc uniknąć zderzenia skręciła gwałtowanie na
pobocze. Niestety tir uderzył w tył samochodu odrzucając go, co spowodowało
dachowanie prawdopodobnie czterokrotne i uderzenie w drzewo. – Powiedział
zerkając na akta.
-Boże. – Powiedziałem chowając twarz w dłoniach.
-Pani Ackles nie była pod wpływem alkoholu ani środków
odurzających oraz jechała zgodnie z przepisami obowiązującymi na tym odcinku
drogi.
-Oczywiście, że nie była pod żadnym wpływem, bo jest w
ciąży. – Odezwała się Mania przekładając zdjęcia między palcami.
-Gratuluje. – Policjant spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Dziękuje. – Odparłem szorstko. – Kiedy będę mógł zabrać
rzeczy z samochodu oraz sam samochód?
-Za trzy dni robocze. Śledczy chcą zobaczyć czy samochód
był w stu procentach sprawny. Odezwiemy się do Pana w tej kwestii. Proszę podać
swój numer. – Powiedział podsuwając mi karteczkę i długopis. Nabazgrałem kilka
cyfr i po ówczesnym pożegnaniu się opuściłem z Lauren komendę.
-Mania… muszę Ci Coś powiedzieć. – Powiedziałem, kiedy
siedzieliśmy już w samochodzie.
-Słucham?
-Rozmawiałem z lekarzem. Stan Twojej siostry nie do końca
jest tak kolorowy jak wspominał wam wczoraj lekarz.
-Jak to? – Uniosła głos.
-Obrzęk jest dość duży. Śpiączka farmakologiczna ma wady
i zalety. Niestety… jednak wada jest taka, że Caroline…-zaciąłem się.
-Ian mów, co się dzieje…
-Caroline może się już nigdy nie obudzić. – Powiedziałem
zaciskając dłoń na kierownicy.
-Co Ty mówisz…o mój boże. – Popłakała się chowając twarz
w dłoniach. – Ian, ja tego nie wytrzymam.
-Cii.. – Przytuliłem ją do siebie. – Damy radę, słyszysz?
Damy radę. Razem przez to przejdziemy.
-Ian, a jeżeli ona…
-Nie mów tak. Nie mów. – Powiedziałem cicho gładząc jej
plecy.