poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Rozdział 39

19.08

Dziś jest cudowny dzień. Sobota. Wolny dzień od pracy. Piękne słoneczko grzeję moją skórę, gdy siedzę rano na tarasie i piję poranną kawę czekając na swojego ukochanego. Nie mija pięć minut, a Ian wraca z kuchni z talerzem pełnym przepysznych omletów. Uśmiech nie schodzi nam z twarzy, a sielanka trwa w najlepsze. Jesteśmy szczęśliwi. Po prostu będąc obok siebie. Możemy rozmawiać godzinami albo milczeć. W każdej postaci naszej komunikacji jest nam ze sobą cudownie. Właśnie to jest to, czego szukałam całe swoje życie. Szczęście.
-Znalazłem piękny domek w Ontario. Pięć sypialni, salon z kominkiem, duża kuchnia z jadalnia i ogromny taras wychodzący prosto na widok gór.
-Cudownie. – Uśmiechnęłam się pijąc kawę. – Ja również wpadłam na genialny pomysł.
-No pochwal się, na pewno nie jest bardziej genialny niż mój. – Śmiał się patrząc w ocean.
-Chcę z Tobą zamieszkać.
-Co? – Spojrzał na mnie od razu ściągając z nosa okulary.
-Chcę zamieszkać z Tobą, w Atlancie. Miałeś racje, związek na odległość nie ma sensu. Chcę porozmawiać z moim szefem o przeniesieniu mnie do Atlanty, jeżeli się nie zgodzi – trudno. Rzucę wszystko i po prostu z Tobą wyjadę. – Uśmiechnęłam się.
-Nie wiem co powiedzieć…
-No może, że się cieszysz albo nie. No nie wiem Ian, rusz głową. – Powiedziałam bawiąc się swoimi palcami.
-Oczywiście, że się cieszę. – Powiedział przesuwając się z krzesłem obok mnie. – Naprawdę. – Pocałował mnie delikatnie.
-Jednak nie chce mieszkać w Twoim apartamencie. Wynajmijmy coś innego, a może jakiś mały przytulny domek? To mieszkanie będzie mi tylko przypominać o Nikki, a chce się tego pozbyć z mojej głowy.
-Co tylko będziesz chciała. – Pocałował mnie ponownie. – Co z Twoim domem?
-Sprzedam go, a za te pieniądze kupie Manii mieszkanie w Los Angeles. Moje mieszkanie też ma za dużo negatywnych wspomnień. Chce się tego pozbyć z życia raz na zawsze.
-Wszystko załatwimy. – Uśmiechnął się upijając łyk kawy.

***

-Tak mamo. Właśnie jesteśmy w trakcie przygotowań i jedziemy na uroczystość charytatywną zorganizowaną przez fundację Iana, a potem na galę rozdania nagród.
-Cudownie. Kupiłaś sobie sukienki? – Zapytała mama, która wydawała się być bardziej podekscytowana niż ja.
-Tylko na galę. Długą, niebieską, prostą z odkrytymi plecami. Nie mam co szaleć, zaraz obsmarują mi tyłek w gazecie i w internecie.
-Już widziałam Twoje zdjęcia w gazecie z wczorajszego balu. Wyglądałaś pięknie, a Ian…córeczko, tworzycie śliczną parę. – Pisnęła do słuchawki.
-Często to słyszymy. – Śmiałam się. –Jak dziadkowie?
-Dobrze. Muszę się zaaklimatyzować, ale wydaje mi się, że są strasznie szczęśliwi. Już mają szereg miejsc do odwiedzenia także myślę, że nie narzekają na nudę. Kiedy przyjedziesz?
-Dwudziestego czwartego. Chce przyjechać samochodem, a to jednak prawie czternaście godzin podróży. Nie wiem, o której wyjadę z Malibu i o której dokładnie będę u was.
-Czemu nie lecisz samolotem? Wiesz, co myślę o tak długich podróżach samochodem.
-Będzie mi wygodnie poruszać się po Idaho. Obiecałam dziadkom zakupy i tak dalej, samochodem będzie mi wygodnie.
-No w sumie masz rację, bo tata pojechał w delegację z Mattem i zabrał samochód. – Westchnęła.
-Kiedy wracają?
-Dwudziestego szóstego albo siódmego. Na pewno się zobaczycie.
-Mam nadzieję. Dobrze mamo kończę, bo muszę się wyszykować do końca. Do zobaczenia, kocham Cię.
-Też Cię kocham córeczka, baw się dobrze i pozdrów Iana. – Powiedziała rozłączając się.

***

-Myślisz, że ta sukienka jest odpowiednia? – Zapytała Iana, kiedy wkładaliśmy do mojego samochodu stroje na wieczór. Patrzyłam w odbiciu samochodu na siebie – skromna beżowa sukienka i pudrowo różowe szpilki.
-Wyglądasz ślicznie. – Uśmiechnął się gładząc mnie po policzku i zabierając z rąk moją sukienkę. On nigdy nie miał tego problemu, bo co by nie założył wyglądał idealnie tak jak dziś. Biała zwykła koszula, ciemne spodnie i granatowa marynarka. Jeżeli określić perfekcje jednym słowem będzie to imię – Ian.
-Przestań się tak zamartwiać, to tylko spotkanie charytatywne. Mojej fundacji. –Spojrzał mi w oczy ujmując moją twarz w dłonie. – Nawet w worku będziesz piękna. – Pocałował mnie w nos.
-Dziękuje, pocieszasz mnie strasznie. – Śmiałam się poprawiając kołnierzyk jego koszuli. – Jedźmy już, nie lubię się spóźniać.
-Lubię Twój samochód. Wymienimy się? – Spojrzał na mnie całkiem poważnie odjeżdżając spod domu.
-Nie? – Spojrzałam na niego śmiejąc się. – To moje dziecko.
-Jak to Twoje dziecko, a sypiasz tylko ze mną…sypiasz tylko ze mną, prawda? – Spojrzał na mnie i nie czekając na odpowiedź znów spojrzał na drogę. – No to w sumie jest nasze dziecko.
-To dziecko jeszcze za czasu mojego małżeństwa…
-Nie psuj tej chwili… to nasze dziecko. – Powtórzył głośno, a po chwili zaczął się śmiać jak psychol.-Mojeee. – Krzyknął gryząc kierownice.
-Ja pierdole. – Podsumowałam łapiąc się za głowę. – Z kim ja jestem…
-Ze mną. – Uśmiechnął się słodko. –Narzekasz?
-Nie no co ty. – Wygładziłam sukienkę.  – Na Ciebie? Nigdy.
-No ja myślę. – Pokiwał mi palcem i wjechał na autostradę. – Nie chce wracać do Atlanty, bez Ciebie. – Powiedział cicho kładąc dłonie na moim udzie.
-Ja też, ale to tylko kilka dni i znowu do mnie wrócisz. – Powiedziałam gładząc jego knykcie.
-Mam nadzieję, że szybko to zleci. – Westchnął patrząc przed siebie.

***

-Nie mogę odciągnąć od Ciebie wzroku. – Szepnął mi Ian na ucho, gdy wieczorem siedzieliśmy na gali. Na ten wieczór założyłam sukienkę, o której wspominałam mamie. Widok Iana w garniturze sprawiał, że dostawałam bzika na jego punkcje.
-To nie odciągaj. – Śmiałam się patrząc na scenę.
-Ciężko mi. – Pocałował mnie w policzek i rozsiadł się wygodnie. –Wszyscy w mojej fundacji są Tobą zachwyceni. Mówią, że jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką przyprowadziłem.
-Spadaj, co? – Fuknęłam na niego obrażona.
-Przecież to komplement! – Bronił się, a po chwili złapał za rękę i pocałował.- Żartuję, nie mówili, że jesteś najpiękniejsza. To tylko moje, skromne zdanie.
-Wykończysz mnie.
-O tak, z pewnością. Dziś w nocy. – Puścił mi oczko. Cały Ian, tylko świństwa mu w głowie.


24.08

-Nie chcę lecieć. – Powiedział Ian, gdy na lotnisku przytulał mnie do siebie.
-Wiem. –Szepnęłam gładząc go po plecach. –Szybko minie.
-Uważaj na siebie, dobrze? – Ujął moją twarz w dłonie i spojrzał w oczy. – Ty płaczesz?
-Bo ja już tęsknie. – Pociągnęłam nosem trzymając dłonie na jego biodrach. – Będę uważać.
-Oj chodź tu misiu. – Zaśmiał się tuląc mnie do siebie mocno. – Będę pisał i dzwonił, a wieczorem porozmawiamy na skypie dobrze?
-Tak. – Odparłam. – Leć już.
-Kocham Cię. – Podniósł moją głowę za brodę. – Bardzo.
-Ja Ciebie też. – Powiedziałam robiąc dzióbek. Pocałował mnie czule gładząc po policzku. – Na razie mała. – Musnął moje usta ostatni raz i biorąc walizkę odszedł w kierunku bramek. Poczekałam aż zarys jego pleców w szarek koszulce zniknął z mojego pola widzenia i opuściłam teren lotniska. Wrzuciłam swoją torebkę na tył samochodu i zakładając okulary usiadłam za kierownicą. Czułam ogromną pustkę. Nie pamiętam, kiedy rozdzieliłam się z Ianem na tak długi okres czasu. Dobra może te kilka dni to nie jest jakaś wieczność, ale w końcu jakby nie patrzeć od dnia jego ślubu byliśmy cały czas razem. Ostatnie cztery dni spędziliśmy na wspólnym czasie tylko we dwoje. Jedliśmy wspólnie śniadanie, sprzątaliśmy, gotowaliśmy obiad, który potem jedliśmy na tarasie wsłuchując się w szum fal. Potem zajmowaliśmy się pracą jednak wciąż ze sobą rozmawialiśmy. Wieczorami jedliśmy wspólnie kolację popijając piwem, a gdy słońce zachodziło za horyzont biegaliśmy po piasku wrzucając się wzajemnie do oceanu. Te beztroskie chwile upewniły mnie w tym, że związek z Ianem to najpewniejsza rzecz w moim życiu. Jestem pewna nas i tego, że tworzymy idealny duet. Rozumiemy się bez słów, a gdy się nie zgadzamy szukamy kompromisu. Mamy takie same poglądy na wiele spraw, a gdy tylko coś nas różni dyskutujemy przekazując sobie szereg argumentów. Oczekujemy od siebie niewiele, ale każdy z nas daje maksimum siebie, co jest na swój sposób cudowne. Przeglądaliśmy już oferty mieszkań i domów, kilka wpadło nam w oko. Już na niektóre pomieszczenia mam zrodzony pomysł w głowie, a Ian w ogóle tego nie krytykuje mało tego – dodał także swoje propozycję. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem i za nic w świecie nie mogłam sobie wymarzyć lepszego życia. No i najważniejsze, dwudziestego sierpnia odbyła się sprawa rozwodowa, ale oczywiście Jensen się na niej nie pojawił więc wciąż byłam Panią Ackles…

***

-Halo, halo. Odbiór. – Powiedziałam, kiedy po kilku godzinach jazdy postanowiłam po drodze zadzwonić do swojej przyjaciółki.
-Halo, halo. 07 Zgłoś się. – Zaśmiała się. – Co tam?
-Właśnie jadę do Idaho. Mam za sobą już 7 godzin jazdy samochodem i mam po dziurki w nosie. – Westchnęłam ciężko.
-O której wyjechałaś?
-Po siódmej, bo akurat odwiozłam Iana na lotnisko.
-Ah, Ty także dziś to przechodziłaś. – Zaśmiała się smutno. – Matt leciał po dziewiątej.
-Masakra. Jak tam sprawy się układają?
-Dobrze. Kiedy brunet będzie miał wolne to chce przedstawić mi swojego syna. Jestem strasznie zdenerwowana. Wiesz, że nie mam doświadczenia z dziećmi. Jak ja sobie dam radę?
- Nie panikuj. – Uspokoiłam ją. – Poradzisz sobie. Nie bądź jakoś uciążliwie miła, a wszystko będzie dobrze. Zadawaj pytania, odpowiadaj na pytania dziecka – to ciekawskie bestie.
-Skąd ty masz niby taką wiedze? – Zapytała zaciekawiona.
-Siostrzeniec Iana trochę mnie pomęczył, ale nazywa mnie ciocią, więc chyba skradłam mu serce. – Śmiałam się. – Postanowiłam coś.
-Cóż to takiego?
-Wyprowadzam się do Atlanty.
-Jak to? – Obruszyła się. – A ja? Praca? Szkoła?
-Ty zawsze będziesz. Czy w LA czy w Atlancie. Co do pracy to chce przekabacić szefa żeby przeniósł mnie, a jak nie to znajdę coś innego. Szkoła? I tak nie mamy czasu do niej chodzić. Ostatni raz tańczyłam na koncercie w Hiszpanii. Jeżeli będę chciała to przecież w Atlancie też są szkółki.
-No rozumiem, ale nie szkoda Ci zostawiać to wszystko?
-Nie. Zaczęłam nowy etap w życiu. Chce spróbować. Poza tym…Ty będziesz żyć z Mattem na odległość?
-Nie rozmawialiśmy o tym szczerze mówiąc. – Zastanowiła się chwilę. – Rozumiem Cię, ja chyba nie zniosę tego, że go nie ma. Dziękuje! Gdyby nie Ty w życiu bym o tym nie pomyślała.
-Nie ma za co, może będziemy sąsiadkami? – Śmiałam się. –Kończę, bo widzę jakiś bar na poboczu. Muszę wypić kawę i zadzwonić do Iana. Trzymaj się, buziaki.
-Uważaj na siebie. Ciao! – Rozłączyła się. Zaparkowałam samochód na niewielkim parkingu i weszłam do środka.
-Kawę na wynos poproszę. Biała z cukrem. – Powiedziałam przy kasie i wykręciłam numer do Iana. Odebrał po którymś sygnale z rzędu. – Co robiłeś? – Zapytałam podejrzliwie.
-Miałem charakteryzację. – Zaśmiał się. – Gdzie już jesteś?
-Przekroczyłam granicę Nevady. Całkiem sprawnie, co?
-Owszem. Nie jesteś zmęczona? Dobrze się czujesz?
-Tak. Zatrzymałam się na kawę i żeby do Ciebie zadzwonić. Chciałabym być już w Idaho. – Westchnęłam. – Dziękuje. – Powiedziałam do pracownika baru, który podał mi kawę. – Wracam do samochodu i jadę dalej. Nie przeszkadzam Ci już.
-Nigdy nie przeszkadzasz. Kocham Cię i tęsknie. Uważaj na siebie.
-Oczywiście, do widzenia Panu. – Zacmokałam w telefon i wskoczyłam do samochodu. Jeszcze niecałe siedem godzin i będę w domu.

***

-Cóż to takiego się stało, że dzwonisz i specjalnie dla ciebie musze wyciszyć muzykę, aby słyszeć Cię z głośników w moim samochodzie?
-Jesteś niemiła i nasikam Ci do łóżka. – Powiedziała oburzona Mania. – Za ile będziesz?
-Nie podchodź do mojego łóżka, wiesz bzykałam się w nim z Ianem…-śmiałam się. – Za jakieś dwie godzinki według GPSu, ale myślę, że szybciej. Co jest?
-Wychodzę wieczorem z Jo i chciałam żebyś zrobiła mi włosy…
-Jo przyjechała?
-Tak, dziś rano i idziemy do pubu na piwko. Dołączysz się?
-Nie. Padam, od rana jestem w drodze. Dobra jak przyjadę to zrobię Ci włosy.
-Dobrze, to ja Ci nie nasikam do łóżka. – Śmiała się. – Ian kiedy przyjedzie?
-No właśnie nie wiemy czy wpadnie do Idaho czy nie, więc ciężko mi powiedzieć, ale może Ty wrócisz ze mną? Przyjedziesz do mnie na kilka dni?
-Całkiem dobra opcja. Pogadamy jak wpadniesz, przygotuje Ci kolację.
-Dzięki siostra, buziaki. – Jednym przyciskiem na kierownicy wyłączyłam ją i znów w moich głośnikach poleciała muzyka. Stukałam palcami w kierownice według rytmu śpiewając sobie pod nosem. Myślałam czy nie zadzwonić do Iana, ale jednak zadzwonię jak już będę w domu. Jechałam przez ciemny las. Mrok wydawał się być tutaj jeszcze bardziej ciemny. Jechałam spokojnie, nie śpiesząc się, gdy z naprzeciwka zobaczyłam rozpędzonego tira. Jego długie światła raziły mnie po oczach. Wiedziałam, że już nic nie zrobię. Skręciłam gwałtownie kierownicą na pobocze. Samochód uderzył w mój tył. Ostatnie co pamiętam to ból, trzask szyby i drażniący dźwięk klaksonu.. obie.  tira. e Ty wrócisz ze mną? ików w moim samochodzi



6 komentarzy:

  1. Witam
    To ja tu czekam na wiadomość o ciąży, a tu wypadek! Masakra! Nie tak miało być, tylko błagam cię, nie zabijaj jej :-(
    Szokująca końcówka!
    Dawaj szybko next!
    Pozdrawiam gorąco! Buziaczki :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. O ja....brak slow :-(
    Oby jej sie nic nie stalo , musisz szybko dac nowy :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle rozdział jest cudowny, idealna sielanka i nagle bum...
    Mam nadzieję, że nie zamierzasz uśmiercić bohaterki i to jest tylko drobny epizod i zamieszanie w cudownej sielance :(
    Z niecierpliwością czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej kochana :-) :*

    Rozdział jak zawsze cudny, boski, ale... Nie, nie, nie, nie. Czy pisałam już, że nie? Jak mogłaś skończyć w takim momencie...
    Tak przecudnie się zaczynało... Cieszyłam się jak małe dziecko, że Care przeniesie się do Atlanty... Już oczami wyobraźni widziałam jak nasi zakochani wprowadzają się do nowego domku i szykują pokoik dla dzidziusia a tu taki nagły i szokujący zwrot akcji...
    Błagam cię tylko nie uśmiercaj Caroline... ona musi żyć i być szczęśliwa z Ianem...

    Czekam z WIELKĄ niecierpliwością na nowy rozdział

    BU$KA <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  5. A więc obstawiam jedną z trzech opcji:
    1. Zabijesz ją.
    2. Straci pamięć.
    3. Jeśli naprawdę jest w ciąży, to poroni.
    Jeśli którąś z nich wykorzystasz, obiecuje, że Cię dorwę i już tak milutko nie będzie. Dlaczego nam to robisz? Ughh...

    OdpowiedzUsuń
  6. Wypadek? Nieeeeeee.
    Dlaczego?
    Bo jest cieżko, ale dziecku nic nie bedzie o ile jest w ciąży!
    No nie rob mi tego, juz tak słodko milutko, tak im fajnie razem, ona sie przeprowadza, chatę razem beda mieli- miód malina a tu bum!
    Nie!
    Nie!

    Poza tym, genialne piszesz! Ale to juz wiesz :D

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to motywacja dla mnie, dziękuje !