środa, 13 kwietnia 2016

Rozdział 37

10.08
-Czy Twoi dziadkowie mówią po angielsku? – Ian zadawał kolejne pytanie, gdy w taksówce jechaliśmy z lotniska do domu moich dziadków.
-Oczywiście i po niemiecku. Nie martw się, na pewno się dogadacie. – Uśmiechnęłam się łapiąc go za rękę. Odwzajemnił mój uśmiech i przyglądał się krajobrazom za oknem. Wyczuwałam jego zdenerwowanie, chociaż nie wiedziałam, dlaczego gdyż przez spotkaniem z moimi rodzicami był wyjątkowo pewny siebie. Dwadzieścia minut później wchodziliśmy już do domu dziadków. Zmęczenie zdecydowanie dawało nam się we znaki.
-Wchodźcie, wchodźcie. Zostawcie walizki, obiad zrobiłam. –Babcia jak zwykle cieszyła się na mój widok. Ściskała mnie i całowała w policzki.
-Babciu, dziadku to jest Ian. – Uśmiechnęłam się obejmując bruneta w pasie. Dał babci kwiaty, a dziadkowi jakiś drogi trunek uśmiechając się najcudowniej pod słońcem. Po krótkim zapoznaniu weszliśmy do kuchni gdzie znajdował się stół zastawiony jak na święta Bożego Narodzenia.
-Babciu, nie trzeba było. – Śmiałam się siadając na krześle. – Napracowałaś się…
-Od wczoraj gotuje. – Śmiał się dziadek. – Napijesz się czegoś mocniejszego do obiadu? – Spojrzał na Iana.
-Poproszę. – Odpowiedział poprawiając włosy.
-Cudownie, że znowu przyleciałaś i to nie sama. – Zauważyła babcia rozkładając talerze.
-Nie przylecieliśmy taki kawał bezinteresownie. – Zaśmiałam się zerkając na Iana. Spojrzał na mnie niepewnie uśmiechając się delikatnie. Musnęłam jego policzek i poklepałam znacząco po udzie.
-Jedźcie, pijcie i opowiadajcie! – Powiedział dziadek stawiając szklankę z alkoholem przed Ianem.
-A więc…-zaczęłam prostując plecy.

***

-Nie możemy, to za dużo. – Powiedziała babcia po mojej półgodzinnej przemowie. –To tyle pieniędzy, taka zmiana. Karolinko to bardzo miłe z Twojej strony, ale nie.
-Babciu. – Zaczęłam ponownie. – Stać mnie na to, rozumiesz? Dysponuje taką gotówką, o której nawet wam się pewnie nie śniło. Chce ją dobrze zainwestować, a wy jesteście najlepszą inwestycją. Poza tym…nie macie nic do powiedzenia. Domek na was czeka. Niedaleko naszego domu. Nie jest ogromny to fakt, ale macie tam salon z jadalnia, łazienkę i sypialnie. Piękny, spory ogród i mała, przytulną altankę. Własnoręcznie zaprojektowałam wnętrze i je urządziłam. Nie macie tak naprawdę wyjścia.
-To nie grzeczne, że planujesz coś za naszymi plecami nie mówiąc nam o tym. – Obruszył się dziadek.
-Jest też garaż, w którym postawisz swojego starego, pięknego mercedesa. Zrozumcie. Macie swoje lata, nie wiemy ile jeszcze z nami pobędziecie. Chcemy was blisko siebie. Nie mamy czasu żeby podróżować 15 godzin do Polski, męczyć się ze zmianą strefy czasowej i klimatu. A tam będziemy mieć was na wyciągnięcie ręki. Nie róbcie problemów po prostu się zgódźcie. Zapewniłam wam tam wszystko. Dom, założyłam konto w banku i przelałam niewielką gotówkę na wasz start. Wasz dom w Polsce trafi na sprzedaż, zabierzecie stąd tylko to, co wam potrzebne. – Mówiłam szybko obracając nerwowo szklankę. – Proszę.
-Chyba nie mamy wyjścia. – Powiedziała babcia uśmiechając się delikatnie. – Lecimy od razu z wami?
-Owszem, pomożemy wam się spakować.
-Idźcie odpocząć, widać, że jesteście zmęczeni. – Powiedział dziadek poklepując Iana po plecach. Spojrzałam na niego i uśmiechnięci odeszliśmy od stołu.
-Chodź, zaprowadzę Cię do pokoju. – Uśmiechnęłam się do Iana biorąc swoja walizkę. Bez słowa poszedł za mną do pokoju gościnnego, w którym nie tak dawno jeszcze wylewałam potoki łez z jego powodu. Zaczęłam ściągać z siebie jeansowe spodenki i koszulkę i w samej bieliźnie rzuciłam się na łóżko. Ian bez słowa zdjął z siebie jeansy i biały t-shirt z nadrukiem i położył się koło mnie.
-Kochanie, wszystko ok? – Spojrzałam na niego.
-Tak. – Odpowiedział cicho przykrywając się. – Chyba wiem, co czułaś poznając moją rodzinę. Twoja babcia tak mnie świdrowała wzrokiem, że w pewnym momencie zaczęła mnie swędzić wątroba. Uzmysłowiłem sobie, że wylałaś przeze mnie morze łez i oni są tego świadomi.
-Nie ważne. – Uśmiechnęłam się delikatnie przytulając do jego nagiej klatki piersiowej. –Teraz jestem szczęśliwa, Ty jesteś ze mną i to się liczy. Wieczorem wypijesz z moim dziadkiem, oczarujesz babcie i pokochają Cię. Zobaczysz. – Dodałam ziewając.
-Mam nadzieję, śpij już. – Powiedział cicho głaszcząc moje ramie.

***

-Wiesz co Ian…-spojrzałam na niego, gdy wieczorem siedzieliśmy w salonie zawaleniu górą ubrań moich dziadków. – Będziemy mieć spory nadbagaż to raz, a dwa chyba musisz skoczyć do sklepu po walizki.
-Pojadę z nim. – Zaproponował dziadek wstając z fotela. –Ile tych walizek?
-Sama nie wiem…-rozejrzałam się po salonie siedząc na ziemi po turecku. – Największe, jakie się da, myślę, że cztery starczą.
-Dobrze to się kupi. – Powiedział Ian wstając z kanapy i chowając komórkę do kieszeni.
-Chcesz kartę? – Spojrzałam na niego.
-Zapomnij. – Zaśmiał się schylając i całując mnie w czoło.
-Fajny ten Twój Ian. – Powiedziała babcia siedząc na fotelu i składając kolejne rzeczy. – Widać, że jest w Ciebie zapatrzony.
-Naprawdę? – Uśmiechnęłam się pomagając jej.
-Owszem. Zerka na Ciebie z taką miłością w oczach, że ciężko to opisać słowami. Mówiłam Ci, że wszystko się ułoży.
-Tak, to prawda. Wszystko idzie zadowalająco dobrze. Z nim, w pracy, w planach. Chyba szczęście się do mnie uśmiechnęło.
-Mam nadzieję, że dobra passa Cię nie opuści. – Uśmiechnęła się układając rzeczy do walizki.

***

-Wiesz, myślałam nad jedną kwestią. – Powiedziałam siedząc z Ianem w kuchni i jedząc kolacje. Dziadkowie wyszli na wieczorną mszę do kościoła, a więc mamy chwilową przerwę w pakowaniu.
-Jaką? – Zapytał zajadając się naleśnikami.
-Chce wyprowadzić się z domku w Malibu. – Powiedziałam pijąc herbatę.
-Dlaczego?
-Za dużo złych wspomnień. Potrzebuje chyba zmiany i chcę zacząć od zmienienia miejsca zamieszkania.
-Chcesz sprzedać dom?
-Właśnie…zastanawiam się czy nie „oddać” go Manii. Zrobiłabym jej mały remont, jeżeli by chciała i mogłabym tam zamieszkać. Chciała się przeprowadzić do Los Angeles, ale w końcu Malibu nie jest aż tak odległe. Myślisz, że by chciała?
-Myślę, że bardzo. – Uśmiechnął się. – Mam rozumieć, że zamieszkasz ze mną?
-Co? – Spojrzałam na niego. – Nie.
-Dlaczego niby?
-To za szybko. – Powiedziałam patrząc na niego uważnie.
-Jak wyobrażasz sobie nasz związek na odległość? Niedługo będę musiał wrócić do Atlanty na jakiś czas. Będziemy żyć na telefonie czy może skypie? – Podniósł głos odkładając sztućce. – Wybacz, ale ja tego nie widzę.
-Wybacz, ale jestem dorosła i nikt nie będzie mi mówił, co mam robić. – Również się uniosłam. – Poza tym żyłam w związku na odległość i wiem na co się pisze.
-Widać. Niedługo masz sprawę rozwodową, doprawdy. Możesz świecić przykładem! – Wstał od stołu wkładając naczynia do zlewu.
-Nie jestem Twoją żoną. – Zauważyłam dzióbiąc widelcem w naleśniku.
-Jeszcze.
-Nie planuje na tę chwilę nią zostawać. Poza tym związek z Jensenem to coś innego…
-Tak? Lepszego? Gorszego? Wasze małżeństwo rozpadło się właśnie przez odległość. Jensen uciekał do innych kobiet, bo nie miał na miejscu Ciebie. Wymieniać Ci dalej?
-A więc to wszystko to moja wina?! – Krzyknęłam wstając od stołu. – To moja wina, że moje małżeństwo się rozpadło?! No proszę, powiedz to. Jestem odpowiedzialna za to, że zostanę rozwódką. Oczywiście – wy faceci widzicie tylko winę w nas, a wy jesteście tacy idealni. Wiesz co Ian? Chrzań się. – Syknęłam wychodząc z kuchni.
-Care…- usłyszałam za sobą, ale byłam już w połowie drogi na piętro i ani myślałam o tym żeby się zatrzymać.źcie odpocząć, widać, że jesteście zmęczeni.  stąd tylko to co wam potrzebne. otówkę na wasz start. fy czasowej i klimatu. dy


11.08
Wstałam chwile po ósmej. Ian spał obok mnie, chociaż dzieliła nas bezpieczna odległość. Poprzedniego wieczora już nie rozmawialiśmy. Rozebrałam się i poszłam spać zanim Ian wrócił do sypialni. Wyszłam z pokoju biorąc pod drodze ubrania i zeszłam na dół. W domu panował spokój, okno od tarasu było lekko uchylone, a na stoliku w salonie leżała karteczka – „Wrócimy wieczorem, obiad w lodówce.”. Poczłapałam leniwie do kuchni i porannym zwyczajem włączyłam ekspres do kawy. Nie miałam ochoty na śniadanie, ale zrobiłam kanapki głównie z myślą o tym dupku, który leżał na górze. Sama zjadłam tylko czekoladowe płatki z ciepłym mlekiem. Niecałą godzinę później wzięłam szybki prysznic i ubrana w krótkie spodenki oraz zwykłą koszulkę z nadrukiem wyszłam z łazienki. Ian właśnie schodził po schodach w ciemnych jeansach i szarym podkoszulku do łazienki, kiedy zauważył mnie w drzwiach.
-Dzień dobry. – Powiedział cicho przeczesując włosy. –Dlaczego mnie nie obudziłaś?
-Nie czułam potrzeby spędzać z Tobą ranka. – Powiedziałam chłodno mijając go na schodach. Westchnął ciężko i poszedł do łazienki, a chwilę potem do kuchni. Zeszłam ponownie na dół w celu zabrania swojej kawy.
-Usiądziesz ze mną? – Zapytał patrząc na mnie.
-Nie.
-Nadal jesteś zła?
-Tak.
-Przepraszam.
-Kilka godzin za późno.
-O co Ci chodzi? – Oparł się o ścianę ponownie przeczesując włosy.
- Otworzyłam przed Tobą moje serce. Potrafiłam przyjść do Ciebie o każdej porze dnia i nocy. Zgadzałam się na każdą, nawet absurdalną propozycję z Twoich ust. Bolało. Płakałam całymi nocami, a następnego dnia wyglądałam jak zombie. Pozwalałam Ci na rozstania i powroty. Zmieniłeś się. Uwierzyłam, że będzie dobrze. Dawałeś z siebie wszystko, jak na początku. Myślałam, że wyrosłeś z bycia skurwielem. Och, jak bardzo się myliłam. Dlaczego jestem taka głupia? – Spojrzałam na niego podpierając się na stole. - To pewnie był kolejny, misterny plan. Bawisz się mną. Znowu nie ma Cię, gdy powinieneś być obok Dobrze ustawiłeś sobie priorytety. Pomagałam Ci, gdy miałeś problemy, a teraz gdzie jesteś? Zapomniałeś, jak się ułożyło. Mogłam się spodziewać.
-Co Ty wygadujesz? – Spojrzał na mnie zszokowany. – Ty jesteś moim priorytetem i zawsze nim byłaś. Może nie zawsze byłem fair i może Cię raniłem, ale przeprosiłem. Przepraszam każdego, jebanego dnia. Jak możesz tak mówić?
-Widocznie tak właśnie się czuje. Zawsze Ty. Ja jako druga opcja. Nie zawsze wygodna, prawda?
-Nigdy tak nie było.
-Oczywiście. Nigdy tak nie było w Twoich oczach, bo zawsze uważasz, że robisz wszystko dobrze. Co nie? – Uśmiechnęłam się ironicznie. – Podtrzymuje to, co powiedziałam Ci dawno temu, jesteś dupkiem.
-Miło mi to słyszeć, miód na moje serce. – Uśmiechnął się. – Coś jeszcze?
-Nie, to wszystko. Smacznego. – Powiedziałam biorąc kawę i wychodząc do salonu. Rzuciłam się na kanapę włączając telewizor. Musiałam zając czymś swoje myśli. Niepotrzebnie mu tak nawrzucałam, ale z drugiej strony nie przeproszę, bo w końcu to on mnie uraził wczoraj wieczorem. Wypominając mi moje małżeństwo zrobił najgorsze świństwo, jakie mógł wymyśleć. Rozmyślanie przerwał mi głos Iana dochodzący z kuchni.
-Tak, do Atlanty….O której są wolne loty?....Dziś jest jakiś wolny?....Świetnie, poproszę ten po piętnastej…dobrze…oczywiście zaraz zrobię przelew…..Tak….Znam instrukcje….Dobrze, dziękuję….Do zobaczenia.
A więc wyjeżdża. Moje serce przyśpieszyło bicie. W oczach stanęły łzy. Zostawia mnie. Wyjeżdża. Skuliłam się w milczeniu na kanapie wtulając twarz w oparcie. Nie płacz. Staraj się nie rozpłakać. Im bardziej sobie to wmawiam tym więcej łez spływa po moim policzku. Szlocham cicho w poduszkę. Cała drżę. Zwijam się jeszcze bardziej. 
-Co się stało? – Poczułam Iana rękę na swoim ramieniu. – Care, dlaczego płaczesz? –Usiadł obok wpatrując się w moją twarz. – Proszę nie płacz, bo pęka mi serce…
-Zostaw mnie. Jedź sobie do Stanów. Wracaj do Atlanty. – Płakałam wtulając się bardziej w poduszkę.
-Co? Jaka Atlanta? Co Ty…a…to nie dla mnie. – Powiedział kładąc się za mną. – Słyszysz? To dla Paula. Nie miał, kiedy zadzwonić po bilet, bo jest na jakiejś konferencji.
-Nie wyjeżdżasz? – Zapytałam cicho wycierając policzki.
-Bez Ciebie nigdzie się nie wybieram. – Pocałował mnie w ramie. –No już, odwróć się do mnie…-szepnął. Przeczekałam chwilę żeby wyrównać oddech i powoli przekręciłam się w jego stronę. –Doprowadzisz mnie do grobu, ale za to właśnie Cię kocham.
-Przepraszam. – Powiedziałam cichutko przytulając się do niego. -Wszystko co powiedziałam, powiedziałam w nerwach. Naprawdę.
-Wiem. – Pocałował mnie w czubek głowy przytulając mocno. – Ja też przepraszam, nie powinienem wygadywać Ci Jensena, a raczej powinienem uszanować Twoje zdanie.
-Kocham Cię. – Szepnęłam.
-Wiem.

***

-Halo? – Odebrałam leżąc na leżaku. Postanowiliśmy połapać trochę polskich promieni słonecznych.
-No część siostra. – W słuchawce usłyszałam Manię. – Jak sytuacja?
-Oh, miałam do Ciebie dzwonić, ale nie miałam czasu. Wszystko dobrze, uwierzysz? Dziadkowie się pakują, załatwiają różne sprawy. Na początku było ciężko, ale w końcu się złamali i teraz jarają się jak szczerbaci na suchary. – Zachichotałam.
-Jak Ianowi podoba się w Polsce?
-Całkiem spoko. To pracoholik. Leżymy i delektujemy się słońcem. Ja piję drinka, a on siedzi w kapelusiku i z laptopem. Wakacje z nim to przesrana sprawa. – Śmiałam się, a ona zaraz po mnie. – A ty, jak tam z Twoim ukochanym?
-Właśnie nie za bardzo się układa. Nie wiem czy to wina odległości czy jednak faktycznie aż tak się od siebie różnimy, że nie ma dla nas przyszłości. – Westchnęła.
-To wiesz tylko Ty i Twoje serce. Pamiętaj – nic na siłę!
-Pamiętam, pamiętam. Dobra kończę, bo umówiłam się z koleżanką. Trzymaj się i ucałuj mojego szwagra! – Zacmokała w słuchawkę rozłączając się.
-Ty szwagier…-zaczęłam patrząc na Iana. – Całusy od szwagierki.
-Widzisz jaki awans? – Śmiał się dumnie wlepiając nos w komputer.
-Co tam tak namiętnie czytasz?
-Zaproszenia. 18 Sierpnia mamy imprezę charytatywną i kobiety mają być ubrane na biało. No i tak wypadło, że 19 sierpnia w południe mamy przyjęcie charytatywne mojej fundacji, a wieczorem tę galę.
-Umrę. – Podsumowałam kładąc się wygodnie na leżaku. – Jestem za gruba, w żadną sukienkę się nie zmieszczę, a w tej białej będę wyglądała jak bałwan. – Zaczęłam narzekać.
-Marudzisz, ale fakt. Utyło Ci się. – Śmiał się zamykając laptopa.
-Bujaj się ok? – Spojrzałam na niego zza ciemnych okularów.
-Oczywiście. – Śmiał się głośnie opierając wygodnie i zamykając oczy. – Mój Ty pulpeciku.
-Dupek.
-Mrrr, waleczna.
-Spadaj.
-Gonisz?
-Idź sobie.
-Znów będziesz płakać.
-Nienawidzę Cię.
-Kochasz mnie.
-Nie rozmawiam z Tobą.
-Jednak cały czas to robisz. – Puścił mi oczko i uśmiechnął się zadziornie.


6 komentarzy:

  1. ,,-Spadaj
    -Gonisz?
    - Idz sobie
    -Znow bedziesz plakac.
    -Nienawidze Cie.
    -Kochasz mnie
    -Nie rozmawiam z Toba.
    -Jednak caly czas to robisz '' Hahahha:D Rozwalilo mnie to , tekst GENIALNY ! :D :) i oczywiscie caly rozdzial swietny ;)
    Pozdrawiam , buziaki :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej kochana :-)
    Rozdział jak zawsze cudny, boski...
    Fajnie, że dziadkowie polubili Iana i, że zgodzili się na wyjazd, bo szczerze mówiąc trochę się bałam, że odmówią i starania Care pójdą na marne...
    Kurczę dobrze, że Ian z Caroline szybko pogodzili się po tej kłótni... Mam nadzieję, że mimo tej przymusowej rozłąki nic się między nimi nie popsuje i nadal ich miłość będzie kwitła...
    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
    BU$KA <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    No i tu też super! Nie wiem co mam Ci powiedzieć.
    GENIALNE
    Pozdrawiam gorąco! Buziaczki :-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże, jak będę starą babą też chcę mieć taką wnuczkę :D
    Tylko najpierw sory, trzeba dzieciaka zrobić,a jakoś mnie to nie interesuje nał, więc można to ominąć? :D
    Rozwaliłaś mnie z tą ich niby kłótnią, bo ja i mój M. robimy to samo. Tylko że używamy takich bardziej wulgarnych cudów :d

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne opowiadanie! Naprawde masz dar do pisania!;) czekam na wiecej mam nadzieję, że nie zakończysz za szybko tego opowiadania ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej:-)
    Serdecznie zapraszam na http://shook-us5-opowiadanie.blog.onet.pl gdzie pojawił się nowy rozdział.
    Liczę, że wpadniesz i pozostawisz swoją opinie
    BU$KA <3 :*

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to motywacja dla mnie, dziękuje !