26.06
Poranny budzik. Zapomniałam jak to jest, kiedy musimy
wstać na czas, a nie wylegiwać się leniwie w łóżku. Wróciłam wczoraj wieczorem
i od razu rzuciłam się do łóżka, a teraz lecę pod szybki prysznic i do pracy.
Tak, do pracy. Mam o 9 spotkać się z szefem. Szybko pobiegłam do łazienki, a
chwilę później zakładałam kolczyki przy lustrze pasujące do mojego jeansowego
stroju. Nie miałam czasu nawet zorientować się jak puste jest mieszkania po
wyprowadzce Jensena. Wyszłam z domu chwilę po ósmej i z cichą nadzieją miałam
nadzieję, że się nie spóźnię.
Pod budynkiem stanęłam za dziesięć dziewiąta.
Zaparkowałam naprzeciw głównego wejścia i pewnym krokiem weszłam do środka.
-Dzień dobry Pani Ackles. – Powiedziała sympatyczna
sekretarka, której imienia nigdy nie mogłam zapamiętać.
-Witaj. Szef jest u siebie? – Zapytałam odgarniając
grzywkę z czoła.
-Oczywiście, czeka na Panią. – Odpowiedziała grzecznie
wskazując ręką gabinet. Uśmiechnęłam się przychylnie i ruszyłam w stronę
wielkich, dębowych drzwi. Zapukałam delikatnie, a po chwili pchnęłam je przed
siebie. Oto on. Mój szef w całej swej okazałości, siedzi przy biurku, a na jego
twarzy maluje się skupienie i zmęczenie.
-Dzień dobry szefie. – Uśmiechnęłam się zamykając drzwi.
-Witam Panią, dawno się nie widzieliśmy. – Uśmiechnął się
ironicznie wstając i zapinając guzik marynarki. – Proszę usiąść. – Wskazał
czarny, skórzany fotel.
-Dziękuje. – Odparłam siadając i zakładając nogę na nogę.
-Nie będę owijał w bawełnę. Byłem przychylny ku Twojej
osobie i pracy. Jesteś bardzo dobrym architektem i nie oszukujmy się jesteś dla
mnie dobrym zyskiem. – Powiedział patrząc na mnie uważnie. – Jednak przez Twoje
ostatnie oddanie się pasji straciłem wiele klientów. Wiesz jak to się ma
odnośnie moich finansów? Kiepsko.
-Jak to stracił Pan klientów? Wszystkie projekty oddałam,
ostatni, który wykonywałam wysłałam przed wczoraj mimo ze czas miałam do
pierwszego lipca… - spojrzałam na niego niezrozumiale.
-Owszem, ale wiele projektów zostało zamienionych
specjalnie dla Ciebie. Nie mogłem dać Ci do domu projektu jakieś branżowej
firmy, bo nie dałabyś rady. Dawałem Ci te mniejsze, a większe przedsięwzięcia oddawałem
mniej utalentowanym pracownikom. Zawalili, po całości. – Wyczułam nutkę goryczy
w jego słowach. Poprawiłam się niepewnie na fotelu.
-To nie jest moja wina…
-Owszem, ale tak dłużej być nie może Caroline. – Powiedział
łagodnie. – Albo pracujesz z nami tutaj albo oddajesz się swojej pasji. Kiedy
ostatni raz byłaś w swoim gabinecie? Wszystko załatwiamy mailowo. Tak nie może
być.
-Rozumiem. – Przytaknęłam. – Wszystko skupiało się wokół
konkursu, a potem wyjazdu do Hiszpanii. Jednak praca była tuż za moimi
obowiązkami. Nigdy nie chciałam Pana zawieźć. – Powiedziałam ze skruchą patrząc
na niego.
-Wiem o tym. – Powiedział wstając i siadając na brzegu
biurka. – Dlatego chcę żebyś teraz poświeciła się nam. Kilka zleceń na Ciebie
czeka, na biurku, w Twoim gabinecie. Jednak najważniejsze jest przed Tobą.
-Zamieniam się w słuch. – Westchnęłam.
-Jedno, ogromne i naprawdę dobrze płatne zlecenie musisz
znaleźć sama. – Odpowiedział z lekkością i wrócił na swoje miejsce.
-Jak to sama? – Spojrzałam na niego wielkimi oczami.
Palant.
-Tak to. Ma być duże, opłacalne dla nas i oczywiście dla
Ciebie, taka mała premia do wypłaty. – Uśmiechnął się szeroko jakby to był jego
najlepszy plan w życiu. Spojrzałam zrezygnowana, ale wiedziałam, że dalsze
dyskusje na nic się zdadzą.
-Dobrze. Od jutra zajrzę, a dziś wezmę ze sobą zlecenia z
gabinetu. Czy to wszystko? – Zapytałam wstając.
-Tak, do zobaczenia jutro o dziewiątej. – Wyciągnął w
moją stronę dłoń.
-Do zobaczenia. – Uścisnęłam ją i wyszłam z gabinetu.
Ruszyłam w stronę sekretarki, która namiętnie klikała w klawiaturę.
-Czy mogłaby Pani… - zaczęłam opierając się o blat.
-Jestem Olivia, proszę mówić do mnie po imieniu. – Uśmiechnęła
się przerywając czynność, która wykonywała. – Czego Pani potrzebuję?
-Klucz do mojego gabinetu, proszę. Pięćdziesiąt sześć.
-Proszę. – Podała mi klucz i bez słowa wróciła do swojej
pracy. Ostatni raz spojrzałam na nią i ruszyłam w stronę danego pokoju. Tak jak
myślałam, nic się w nim nie zmieniło. Mam wrażenie, że nikt tu nie zaglądał
odkąd ostatni raz zostawiłam klucze sekretarce. Biurko było zakurzone, okna
brudne, kosz pełen papierów. Powietrze było tak ciężkie, że nie można było
spokojnie oddychać. Wzięłam dokumenty z biurka i jak najszybciej opuściłam to
pomieszczenie.
-Oddaję klucze. – Powiedziałam kładąc breloczek na
blacie. – Jutro wracam do pracy, proszę o posprzątanie gabinetu. Dokładnie. – Rzuciłam
srogo i bez słowa wyszłam z budynku.
***
Wróciłam do domu i od razu przebrałam się w coś wygodnego
– w moim znaczeniu koszulka, brak stanika i bokserki. W końcu miałam czas zająć
się swoimi sprawami. Jensen zabrał każdą rzecz należącą go niego. To miłe,
biorąc pod uwagę fakt, że nie muszę już na nie patrzeć, a tym bardziej nie daj
boże spotykać się z nim żeby mu je oddawać. Jednak wszystkie pomieszczenia były
obciążone wspomnieniami. Czas zrobić remont i wymienić wszystkie meble. W końcu
zaczynam nowy etap w swoim życiu to, dlaczego by nie zacząć od kupienia nowej
kanapy? Spojrzałam na zegar, zaraz pora obiadowa. Wyjęłam z torebki telefon i
wykręciłam numer do mojej przyjaciółki.
-Halo? Ty żyjesz? – Zaśmiała się.
-Owszem Kate, żyję i mam się całkiem dobrze. – Fuknęłam
udając obrażoną. – Masz jakieś plany na dziś?
-Tak, jeść, spać, jeść, spać i może się masturbować –
oczywiście jak już się wyśpię. Czemu pytasz?
-Obiad. Sushi bar koło kawiarenki Coffee Rose. Piętnasta?
-Pasuje. Do zobaczenia.
-Buziaki. – Cmoknęłam w telefon i w tym samym czasie usłyszałam
dzwonek do drzwi. Pewnie jacyś sąsiedzi z zaległą pocztą. Otworzyłam drzwi i
zamarłam.
-Szkoda, że nie zadzwoniłaś, że już wróciłaś. – Zaśmiał się
Ian ubrany w szarą koszulkę w serek i ciemne jeansy. Przez rękę miał
przerzuconą swoją skórę, a na nosie przeciwsłoneczne okulary.
-Nie przypominam sobie, żebym musiała Ci mówić gdzie
jestem.
-Czyżby? Wpuścisz mnie? – Zapytał spoglądając na moje
nogi.
-Nie przypominam sobie żebyśmy byli umówieni. – Oparłam
się o drzwi.
-Ja nas umówiłem. – Uśmiechnął się i wszedł pewnym
krokiem do mojego mieszkania. – Co tu tak pusto? A no tak… - zaśmiał się.
-Zamilcz. – Rzuciłam zimno zamykając drzwi.-Po co
przyszedłeś? – Zapytałam wchodząc do kuchni i włączając ekspres.
-Chciałem zobaczyć, co u Ciebie. – Odpowiedział stając
obok mnie. – Zapomniałem już, w jakim stroju chodzisz po domu. – Musnął
opuszkami moje ramie.
-Czego chcesz Ian? – Odwróciłam się w jego stronę.
-Stęskniłem się. – Spojrzał na mnie łagodnie. Przeszedł
mną dreszcz.
-Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego. – Odparłam
wyciągając kubki z szafki.
-Czyżby? – Zaśmiał się stając za mną.
-Jestem tego pewna. – Odparłam stając na palcach i
sięgając po cukier.
-Szkoda, ze nie tęskniłaś. – Jego dłonie przejechały od
moich pach poprzez żebra na biodra. Mój oddech przyśpieszył. – Ja nie mogłem
się doczekać aż Cię zobaczę, wiesz? – Szepnął mi do ucha przylegając do mnie
całym ciałem.
-O co Ci chodzi? – Odwróciłam się w jego stronę trzymając
w dłoniach cukiernice. – Raz jesteś, a raz Cię nie ma. Raz olewasz, a raz
uwielbiasz. Co to za gierka? – Spojrzałam na niego.
-Nie pytaj. – Rzucił krótko i przywarł do mnie ustami.
Nie wiedziałam jak się zachować, ale kiedy wyjął z moich dłoni cukiernice, nie
byłam w stanie oprzeć się żeby go nie dotknąć. Położyłam dłonie na jego karku i
oddałam się tej cudownej chwili. Zrozumiałam jedną ważną rzecz, że ja nie byłam
smutna z powodu rozwodu, zawalenia życia i tak dalej. Byłam smutna, bo
tęskniłam za nim.
-Jestem umówiona z Kate… - oderwałam się na chwilę.
-O której? – Zapytał bawiąc się moimi włosami.
-Na piętnastą.
-Mamy jeszcze trochę czasu. – Rzucił krótko i znów porwał
mnie w nasz namiętny taniec języków.
___
Uf udało się wrzucić coś przed Nowym Rokiem. Niestety na wasze blogi zajrze w styczniu, nie mam teraz czasu ani głowy do tego. Życze wam Szczęśliwego Nowego Roku i dużo weny! :* Pozdrawiam i do zobaczenia!