13.06
Nie ma to jak obudzić się w rodzinnym domu. W domu, w
którym spędziło się beztroskie dzieciństwo i buntowniczy okres dojrzewania.
Wszystko jest tutaj w Boise inne. Inne powietrze, inni ludzie i inny zapach
kwiatów. Inne słońce, inne niebo i nawet zapach kawy wydaje się być zupełnie
inny, a przecież to ta sama kawa, którą pijam w Malibu. Jednak tutaj wydawało
się, że świat jest inny. Czas płynie inaczej, a poranne czynności nie
przychodzą z większym trudem. Mam wrażenie jakby wszystko stanęło w tej sypialni
po moim wyjeździe. Wszystko jest na swoim miejscu, nawet pościel wydaje się
pachnieć tak samo, chociaż to nielogiczne i niemożliwe. Zawsze lubiłam ten
pokój – na poddaszu, z dala od innych pomieszczeń. Moja własna oaza spokoju. Żaden
dzień nie był tym moim wymarzonym jutrem. Nagle zaczęłam żyć w świecie
pozbawionym barw i musiałam przyzwyczaić się do szarości dnia. Nie wiedziałam
jak się czuje Jensen, czy się uśmiecha. Nie miałam pojęcia jak zmieniło się jego
życie, kiedy mnie już w nim nie było. Próbowałam sobie poradzić z przeszywającą
tęsknotą i z sercem, które nieustannie wyrywało się w jego stronę. Musiałam
oswoić się z porażką, chociaż to było tak bardzo trudne. Serce nie lubi
dowiadywać się, że nie jest kochane, nie potrafi się z tym pogodzić. Ono potrzebuje
prawdziwych uczuć płynących z obu stron, a nie tylko z jednej. Jednak musiałam
jakoś z tym żyć, nauczyć się patrzeć na świat w tej okropnej ciemności, która
od dawna mnie otacza. Nie miałam innego wyjścia, przecież w żadnym momencie nie
mogłam się poddać. Moi rodzice jeszcze nie wiedzieli o tym, co mnie spotkało.
Skłamałam, że Jensen jest na planie i nie mógł przyjechać ze mną. Nie mam
pojęcia gdzie jest, ale teraz to i tak nie moja sprawa. Wyjechałam z Malibu bez
słowa. Tylko Kate napisałam krótką wiadomość, że wyjeżdżam i żeby się nie
martwiła. Wzięłam do ręki telefon, aby sprawdzić, która godzina. Siedem nieodczytanych
wiadomości, wszystkie od Iana. „Gdzie się podziewasz? Stoję pod Twoim domem.”,
„Care…do cholery, musimy porozmawiać.”, „Caroline…proszę”, „Martwię
się…Dlaczego się nie odzywasz?”, „Maleńka…naprawdę mi zależy”, „Zwariuje,
jeżeli zaraz się nie odezwiesz…”, „Poddaje się. Mam nadzieje, ze jesteś cała i
zdrowa. Tęsknie.”. Westchnęłam ciężko i wszystkie smsy usunęłam, a chwile
później już schodziłam schodami w dół.
-Cześć mamuś. – Powiedziałam całując ją w policzek. Nigdy
nie mogę się napatrzeć, jaka jest śliczna. Duże, niebieskie i zawsze roześmiane
oczy i ciemna, krótka niesforna grzywka opadająca na nie dodawała jej cudownego
uroku małej dziewczynki. Jej wiek mogły zdradzić tylko nieliczne zmarszczki
wokół oczu.
-Już wstałaś? Kto z Ciebie zrobił takiego porannego ptaszka?
– Zaśmiała się stawiając filiżankę kawy naprzeciwko mnie.
-Wiesz. Praca i inne obowiązki mnie tak zmieniły. Widzisz,
co ta wyprowadzka robi z ludźmi? – Puściłam jej oczko. – Gdzie tata?
-Musiał pojechać do firmy coś załatwić, ale obiecał, że
wróci na obiad. Wieczorem idziemy do restauracji na urodziny Twojego brata.
-Pamiętam. – Uśmiechnęłam się. – Gdzie Mania?
-A jak myślisz? Poszła rano pobiegać i tyle ją widziałam.
– Wzruszyła ramionami.
-Cała Lauren. Uciekam pod prysznic.
-A śniadanie? – Spojrzała gniewnie.
-Zjem na tarasie. Kocham Cię. – Pocałowałam ją w policzek
i poszłam pod prysznic.
***
-Co robisz? – Zapytała Mania, gdy siedziałam na kanapie z
laptopem po południu.
-Projektuje. Muszę oddać projekt do pracy za tydzień. – Westchnęłam.
– Co Ty taka wesoła? – Spojrzałam podejrzliwie.
-Daniel przyleci dziś. – Uśmiechnęła się siadając na
kanapie obok mnie i biorąc pilota do ręki. – Jak Twoje sprawy?
-Właśnie wysłałam dokumenty rozwodowe do Jensena. Nie
wiem czy nie będę musiała się wyprowadzić z naszego domu. – Westchnęłam ciężko
wpatrując się w laptopa.
-Co z Ianem?
-Cóż…szykuje się do ślubu. – Ucięłam.
-Boli Cię to co? – Rzuciła krótko bezsensownie
przełączając kanały.
-Nie jest mi obojętny. Myślę, że mam w sobie głęboko
gdzieś uczucia skierowane do niego zresztą z wzajemnością, ale niestety. Tak to
się wszystko ułożyło i trzeba iść dalej.
Nie mogę w to wchodzić głębiej, w końcu on niedługo będzie miał żonę.
Nie ma dla nas już przyszłości. – Wzruszyłam ramionami.
-A może by tak pieprzyć konsekwencje? – Spojrzała na
mnie. - Może zaryzykować, stawiając
czoła przegranej i po prostu nie myśleć, co będzie dalej. Czy warto? Jak to się
skończy? Czy macie szanse? Tak, macie. Siebie na chwilę lub nigdy. Razem tu i
teraz lub nigdy. Po co żyć przeciętnym życiem w związkach zanudzających ten
świat, jeśli można dać się ponieść uczuciom bez przyszłości? Tylko głupi
wierzą, że jeśli coś nie ma przyszłości, to nie ma w ogóle sensu. Wartością
związków nie jest ich trwanie samo w sobie, ale to, czego w nich doświadczamy.
– Dodała wracając do oglądania telewizji. To przykre, że moja młodsza siostra
wydaje się być mądrzejsza ode mnie. Uczeń przerósł mistrza.
-Musisz być taka mądra? – Powiedziałam z przekąsem
zamykając laptopa.
-Tak naprawdę to jestem głupią księżniczką. Wiesz kucyki,
jednorożce, zamki i te balowe suknie. To moje powołanie… A nie, psycholog
związkowy.
-Boże. Naprawdę jesteśmy rodziną? – Zaczęłam kręcić
głową. – Idę się przespać, obudź mnie jak będzie obiad. – Powiedziałam znikając
w korytarzu. Wbiegłam, co dwa schodki wprost do swojego pokoju i rzuciłam się
na łóżku. W sumie, moja siostra miała sporo racji w tym, co mówiła, ale czy
faktycznie mogę dać aż tak się ponieść temu wszystkiemu? Postanowiłam zadzwonić
do Jensena i dopowiedzieć kilka rzeczy odnośnie rozwodu.
-Halo? Care? – Usłyszałam w słuchawce.
-Cześć, cała ja. Masz chwilę? – Zapytałam niepewnie.
-Tak, mów. Coś się stało? – Zapytał zaniepokojony.
-Nie, nie. – Uspokoiłam go. – Wszystko ok. Chciałam się
zapytać czy odebrałeś dokumenty rozwodowe i czy wszystko jest dla Ciebie jasne.
-Właśnie niedawno odebrałem pocztę. Myślę, że tak, jednak
chciałem zapytać, co z majątkiem, tego nie uwzględniłaś w dokumentach.
-Cóż. Nie mieliśmy podpisanej intercyzy, więc prawnie
wszystko jest nasze wspólne. Nie chciałam sama tego dzielić, więc postanowiłam,
że po przedstawieniu naszego majątku zrobi to sąd. – Odpowiedziałam zgodnie z
prawdą.
-Daj spokój. Myślałem nad tym i dzielimy wszystko na pół.
Zsumujemy nasze konta i podzielimy się, dom w Malibu jest Twój ja i tak wyjadę
na stałe stąd. Samochody podzielone. Myślę, że nie ma, co się sądzić o takie
drobnostki. – Powiedział poważnie.
-Dobrze, przystanę na to. Kończę już, dziękuje za spokojną
rozmowę. – Powiedziałam rozłączając się i wtulając się bardziej w poduszkę, w
końcu usnęłam.
***
Siedzieliśmy wspólnie przy stole w jadalni. Dookoła nas
unosiły się piękne zapachy kuchni mojej mamy. Nadszedł czas, aby powiedzieć
rodzicom o tym, co się u mnie wydarzyło.
-Muszę wam coś powiedzieć. – Zaczęłam powoli upijając łyk
wody.
-Jesteś w ciąży? – Rzucił tata krojąc kotleta.
-Nie tato, na szczęście nie. – Zaśmiałam się. –
Wystąpiłam do sądu o rozwód.
-Rozwód? – Spojrzała na mnie mama. – Co Ty wygadujesz?
Jaki rozwód?
-No wiesz…idziesz do sądu, a oni dają Ci rozwód. No i już
nie masz męża i jego nazwiska. Wytłumaczyć Ci na przykładnie? – Zapytałam
odstawiając szklankę.
-Nie zgrywaj się Caroline! – Krzyknął ojciec.
-Nie musisz krzyczeć Daniel. – Upomniała go matka. –
Dlaczego? Co się stało?
-Jensen mnie zdradzał. Wcześnie także. Dałam mu szanse na
ratowanie związku, ale niestety ją także zaprzepaścił. Lauren wysłała mi
mnóstwo artykułów z jego zdradami. Czas położyć temu kres, a on…nigdy się nie
zmieni. Zawsze będzie zdradzał, a ja zasługuje na coś lepszego. – Wytłumaczyłam
dzióbiąc widelcem w talerzu.
-Dobrze zrobiłaś. – Szepnęła mama całując mnie w czubek
głowy. – Na pewno znajdziesz sobie kogoś odpowiedniego na to miejsce, a może
już ktoś jest? – Zapytała masując moje ramiona.
-Jest, ale niestety nieosiągalny. Bierze niedługo ślub i
tak jakoś…-westchnęłam ciężko.
-Jednak widać, że on także za nią szaleje. Kwestia czasu
jak rzuci swoją przyszłą żonę dla naszej Care. – Zauważyła Mania śmiejąc się.
-Jeżeli chcesz możesz wrócić tutaj. – Powiedział tata z
wyraźną skruchą w głosie. – Masz tutaj swój pokój i kiedy tylko zachcesz
wrócić…-zaczął.
-Wiem tato. – Położyłam dłoń na jego dłoni. – Wiem.
***
Ubrana w limonkową sukienkę przed kolano i srebrne szpilki
weszłam pewnym krokiem do lokalu na obrzeżach miasta. Wystrój sali był typowy
dla mojego brata – wszystko stonowane w barwach czerni, granatu i szarości oraz
eleganckie. Ciężkie kotary na oknach, okrągłe stoliki z bogatą zastawą a na
każdym z nich wazon z granatowymi różami. W tle słychać było przyciszoną muzykę
a całość oświetlały ciepłe, przyjemne światła.
-Caroline! – Usłyszałam z boku. Oto on. Matthew w całej
swej okazałości. Jak zawsze nienaganny garnitur i zadbana, wypoczęta twarz.
-Matt.- Uśmiechnęłam się przytulając do niego. – Świetna
sala.
-Dziękuje. Trochę się namęczyłem z przygotowaniami. – Zaśmiał
się.
-Wszystkiego najlepszego braciszku. – Podałam mu małe
pudełeczko. – Sam najlepiej wiesz, czego chcesz i potrzebujesz. – Dodałam
patrząc jak świecą mu się oczka. Od dziecka uwielbiał prezenty i tak jak ja i
Mania z tego wyrosłyśmy tak on niestety nie.
-Co to, co to? – Zaśmiał się odwiązując wstążkę. – O
matko. – Otworzył buzie. – Zegarek Armaniego? – Spojrzał na mnie.
-Nie wiedziałam czy wolałbyś Armaniego czy D&G, więc
zadzwoniłam do Camille i mi pomogła. Mam nadzieje, że Ci się podoba. – Uśmiechnęłam
się.
-Kocham Cię. – Pocałował mnie w czoło przytulając mocno.
– Lecę do reszty gości, baw się dobrze.
-Zamierzam. – Zaśmiałam się i weszłam w głąb sali
szukając mojej bratowej.
-Róże na stole piątym są w fatalnym stanie. Proszę je
wymienić dopóki nie ma przy nich gości. – Oto Camille. Despotyczna, twarda
babeczka w długiej, czerwonej sukni pokazuje palcem, co trzeba jeszcze zrobić.
Zawsze zazdrościłam jej długich i prostych blond włosów do pasa.
-Już krzyczysz? – Zapytałam stając za nią.
-Caroline. – Obróciła się. – Caroline! – Pisnęła rzucając
się na moją szyję. To jej druga strona, zawsze ciepła, uśmiechnięta i
pozytywnie zakręcona.
-Cała ja! – Śmiałam się. – Pokaż no się, jak ten brat mój
o Ciebie dba. – Obróciłam ją. – No może być. Przytyło Ci się, co? Dupsko masz
większe. – Zaśmiałam się.
-A no wiesz… Dokarmia mnie. – Puściła mi oczko. – Za to
Ty nie wyglądasz najlepiej. Dobrze sypiasz? Gdzie masz Jensena? – Rozglądnęła
się za mną.
-To skomplikowane. Złożyłam dokumenty o rozwód. – Uśmiechnęłam
się delikatnie.
-Dlaczego? – Spojrzała na mnie smutno.
-Wytłumaczę wam kiedyś, nie teraz. – Powiedziałam szybko.
-Dobrze, idź zajmij stolik. – Wskazała palcem. –
Przyłącze się za chwilę, idę sprawdzić czy wymienili róże. – Wywróciła
teatralnie oczami i odeszła. Poszłam w kierunku wskazanego stolika i usiadłam
wygodnie na granatowym krześle. Przyjęcie czas zacząć.
super!!
OdpowiedzUsuńHej :-)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze jest boski, cudny ...
Cieszę się, że rodzice Caroline dobrze przyjęli wiadomość rozwodzie i, że zamierzają wspierać córkę.
Kurczę,mam nadzieję, że już niedługo Ian zmądrzeje i zawalczy o miłość Care.
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział
P.S. Serdecznie zapraszam na http://shook-us5-opowiadanie.blog.onet.pl gdzie pojawił się nowy rozdział.
Liczę, że wpadniesz i pozostawisz swoją opinie
Home sweet home :D Dobrze zrobiła że przyjechała do domu tu przynajmniej otaczają ją osoby które ją kochają.. Mania- uwielbiam ją <3
OdpowiedzUsuńHo ho jaki Jansen dobry..ehh powinien dostać tak żeby mu wszystkie te jego ząbki wyleciały!
Mam nadzieję że Ian jednak zmądrzeje :D
Czekam na następny!
Buziaki :***
Kurde zacznę od końca, coś czuje, że imprezka będzie udana :D
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze, rozwód, głowa do góry i do przodu. Zdziwiona jestem trochę, ze facet, ani nie walczy, ani się nie stawia, ani nic.
Fajnie się czyta, to co piszesz, i aż człowiek ciekawy co będzie dalej :D
Pozdrawiam
Swietnyyy!!!!
OdpowiedzUsuń