22.06
Polska. Kraków. Moja ojczyzna. Mimo iż mam obywatelstwo amerykańskie w pełni czuje się
polką. To tutaj się urodziłam, tutaj są moje korzenie i to tutaj stawiałam
swoje pierwsze kroki. Wyjechałam z Polski mając niespełna trzy lata. Oczywiście
nie pamiętam nic z tego okresu, ale babcia wielokrotnie powtarzała mi, ze byłam
wesołym i energicznym dzieckiem. Domek moich dziadków znajdował się na
spokojnym i cichym osiedlu jakieś dwadzieścia minut od serca miasta. Zawsze
lubiłam ten domek. Nie wiem czy to kwestia specyficznego zapachu babcinych
ciasteczek czy też sentyment. Domek był niewielki z zewnątrz, ale w środku
wydawał się naprawdę przestrzenny. Nie był urządzony w stylu nowoczesnym, ale
jak na wiek moich dziadków niektóre elementy wydawały się być dość szalone. Do
nich należały na przykład poduszki w zeberkę na sofie czy różowy ekspres do
kawy. W końcu pełna siły wstałam z łóżka po pietnasto godzinnym locie. Nie cierpię
podróży samolotem głównie ze względu na upierdliwych towarzyszy podróży.
Przyleciałam tutaj w nocy szesnastego czerwca. Każdy dzień był tak spokojny,
tak monotonny, ale przy okazji naprawdę odprężający. Dziadkowie okazali mi
wielkie wsparcie, gdy wspominałam o rozwodzie, w żadnym wypadku nie krytykowali
mojej decyzji, a wręcz dodawali otuchy.
Czerwcowe słoneczko grzało wyjątkowo intensywnie. Pomagałam
babci cały ranek w ogródkowych robótkach. Nigdy nie lubiłam pielić jej kwiatów,
ale kiedy widziałam radość, jaka malowała się na jej twarzy i kiedy słyszałam
jak nuciła jakąś nieznaną melodię pod nosem nie miałam serca jej odmówić, a po
chwili nuciłam razem z nią.
-Dziękuję Ci, na dziś to tyle. Już mnie plecy bolą. – Zaśmiała
się ściągając rękawiczki. – Chcesz coś pić?
-Zimną herbatę poproszę. – Uśmiechnęłam się do niej idąc
w kierunku szopki z narzędziami. Chwilę później na werandzie usiadł dziadek z
kubkiem kawy, a zaraz po nim babcia podała mi herbatę, a pod pachą niosła już
sztalugę z płótnem. Tak, moja babcia była niespełnioną artystką malującą piękne
obrazy. Usiadłam obok dziadka na wiklinowym krześle, gdy ten zaczął obserwować babcię
malującą jedno ze swoich dzieł. Miłość i przywiązanie były wypisane na jego
twarzy. Odwrócił się do mnie i ze wzrokiem pełnym troski powiedział:
- Nie przeocz
miłości dobrego mężczyzny, skarbie. Nieważne, co powie twój staruszek, miłość
jest prawdziwa. Nigdy nie doszedłbym do takiego sukcesu w moim życiu bez tamtej
kobiety. Jest moim kręgosłupem. Była powodem wszystkiego, co zrobiłem. Któregoś
dnia zniknie twoja chęć do wybicia się. Nie będzie już nic znaczyła. Ale kiedy
robisz to dla kogoś innego, dla kogo poruszyłbyś niebo i ziemię, wtedy nigdy
nie stracisz chęci do sukcesu. Nie potrafię wyobrazić życia bez niej. Nawet
tego nie chcę. – Uśmiechnął się delikatnie popijając kawę.
-Dlaczego mi to mówisz? – Zapytałam wpatrując się w
babcię, która zdawała się nie słyszeć naszej rozmowy.
-Wiem, że zawalił Ci się świat. Jednak jesteś młoda. Ja
też długo szukałem zanim znalazłem Twoją babcie. Naprawdę długo, ale
teraz…cieszę się, że wytrwałem. Bez niej byłbym nikim.
-Dziadku, a co jeżeli ja kogoś takiego nie znajdę? – Zapytałam
szeptem. – Co jeżeli mój scenariusz jest napisany tylko dla jednej osoby, tylko
dla mnie. Czy poradzę sobie z samotnością?
-Jesteś tak cudowną osobą, że nie możesz być sama. Otwórz
oczy, a Twoja nowa miłość jest tuż za rogiem. Znasz cytat z Biblii? – Spojrzał
na mnie.
-Wiesz dziadku, że z kościołem nie jestem specjalnie
zaprzyjaźniona… - zaśmiałam się drętwo odgarniając pojedyncze kosmyki z twarzy.
-Znasz go. Na naszej odnowie przysięgi Twoja siostra
czytała ten fragment. – Uśmiechnął się zachęcająco. Wtedy sobie przypomniałam
jak Mania stała w błękitnej sukience wyglądając niczym aniołek tuż przy ołtarzu
z wielką, ciężką Biblią w swoich malutkich dłoniach i cichym, spokojnym głosem
czytała list do Koryntian.
-Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie
zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie
szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą…
-…Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim
pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje. – Dziadek
dokończył fragment Pisma Świętego ze mną.
-Jak mam to rozumieć? – Podkuliłam kolana pod brodę.
-Miłość czeka na Ciebie, ale musisz się na nią otworzyć.
Każdy zasługuje na to uczucie i Ty także. – Uśmiechnął się wstając od stolika.
Podążałam za nim wzrokiem. Podszedł do babci i chwalił jej obraz całując ją w
czubek głowy, a ona śmiała się beztrosko niczym nastolatka. Mimowolnie uśmiechnęłam
się na ten widok. Ich miłość, związek, małżeństwo jest naprawdę cudowne. Są
razem już ponad 50 lat i wciąż niezmiennie kochają się. Nie ma tu miejsca na
rutynę, na niedomówienia. To już wesoła sielanka, która mam nadzieję będzie im
towarzyszyć aż do końca ich dni.
***
Około dziewiętnastej usiedliśmy w trójkę przy wspólnej
kolacji. Babcia zawsze uwielbiała wpychać w nas – wnuki jedzenie. Myślę, że
każda ciepła i rodzinna babcia taka jest. Krzątała się po kuchni w swoim
niebieskim fartuszku dokładając, co rusz nowy smakołyk na stół.
-Babciu, całe wojsko byś wykarmiła. – Zaśmiałam się
jedząc parówkę.
-Jedz, jedz. Strasznie schudłaś w tej Ameryce. – Powiedział
dziadek smarując kromkę chleba.
-Dobrze wyglądam, chociaż nie jestem chodzącą kulką. – Zwróciłam
uwagę dziadkowi śmiejąc się.
-Chłopak nie pies i na kości nie leci. – Zauważyła babcia
siadając przy stole.
-Ale też i nie sikorka żeby jeść słoninę. – Puściłam jej
oczko i wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-Kiedy przyjedziecie do nas wszyscy? Pomieścimy się
tutaj. – Powiedziała babcia zajadając kanapkę.
-Wiesz, że to nie takie łatwe. Każdy z nas ma swoje
życie, prace i obowiązki. Nie mogę od tak wszystkiego rzucić i sobie wyjechać.
–Westchnęłam ciężko. – Byłoby znacznie łatwiej gdybyście chcieli się w końcu
przeprowadzić do Stanów. – Spojrzałam uważnie to na babcię, to na dziadka.
Spojrzeli na siebie, ale nie mogłam niczego wyczytać z ich twarz.
-Kochanie…-zaczęła babcia odkładając nóż. – To są koszty.
Musielibyśmy sprzedać dom tutaj, wyjechać tam, tam coś kupić. To są zupełnie
inne pieniądze, zupełnie inne życie. Nasze emerytury tego nie pokryją. – Dodała
gładząc mnie po głowie.
-Gdybyście wygrali w totka, przeprowadzilibyście się? – Zapytałam
z lekkością.
-Z pewnością i kupiłbym sobie w końcu jakiegoś pięknego,
sprawnego i bardzo starego mercedesa. – Zaśmiał się dziadek kręcąc głową. Nie
dopowiedziałam już nic w tym temacie gdyż uznałam, że i tak ich nie
przekonam. Zjedliśmy kolacje,
posprzątaliśmy i wspólnie usiedliśmy na kanapie oglądając telewizję.
-Czy rozwód to coś złego? – Zapytałam w przerwie
reklamowej popijając kawę.
-Zależy, jaki jest tego powód. – Powiedziała babcia
siedząc w fotelu, na który przeniosła się w trakcie jakiegoś durnego programu.
-Biorąc pod uwagę moją historię… Czy to w porządku, że
mam dziwne odczucia przy innym mężczyźnie?
-Kochanie…-babcia ponownie usiadła obok mnie. – Jesteś
młoda i wciąż szukasz swojego miejsca na ziemi. Może myślisz, że już znalazłaś.
Masz dom, masz prace, masz pasje, ale Twoje prawdziwe miejsce jest właśnie przy
tym człowieku, który daje Ci szczęście. Który się o Ciebie troszczy, który o
Ciebie dba. Może i jesteśmy z dziadkiem starej daty i niektórych spraw nie
rozumiemy…
-Na przykład jak można wychodzić z tyłkiem na scenę i śpiewać
o seksie przy czternastolatkach… -wtrącił dziadek.
-To wiemy, że miłości nie odnajduje się od tak, a po
ślubie wiele rzeczy się zmienia. Nawet, jeżeli weźmiesz dziesięć ślubów i to
właśnie ten dziesiąty Cię uszczęśliwi to ja będę szczęśliwa z Tobą, niezależnie
od Twojej przeszłości. Liczy się to jest tu i teraz, a dodatkowo ma wpływ na
Twoją przyszłość. – Dokończyła nie zwracając uwagi na dziadka.
-Chciałabym żeby to wszystko było tak piękne jak o tym
mówicie. – Zaśmiałam się cicho dopijając herbatę. – Pójdę jeszcze chwile
popracować i położę się, dobranoc. – Pocałowałam ją w policzek, a wychodząc z
salonu musnęłam skroń dziadka. Pomaszerowałam skrzypiącymi schodami na piętro i
weszłam wprost do swojej sypialni utrzymanej w ciemnych barwach. Ściągnęłam z
siebie ubrania, poszłam do toalety wziąć szybki prysznic i położyłam się do
łóżka z bokserkach i sportowym staniku. Długo nie mogłam zasnąć, nie sięgnęłam
nawet po laptopa, aby zajrzeć na pocztę czy też do zleceń. Myśli nie dawały mi
spokoju, a serce dziwnie kołatało. Co tak naprawdę siedzi w mojej głowie? Co
tak naprawdę mam w sercu? Czego ja dokładnie chce? Masa pytań, brak odpowiedzi.
___
Ostatni rozdział bez Iana. Daliście radę! Tym miłosnym i rodzinnym akcentem chciałabym życzyć Wam zdrowych, wesołych i rodzinnych świąt Bożego Narodzenia! Całuski :*
Hej :-)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze jest boski, choć mógłby być nieco dłuższy...
Fajnie, że Care ma takich wspaniałych dziadków, którzy nie dość, że są bardzo wyrozumiali to i wspierają wnuczkę dobrą radą, dobrym słowem.
Strasznie jestem ciekawa co wydarzy się dalej.
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
P.S. Również życzę zdrowych, wesołych, rodzinnych Świąt.
Świetny rozdział. Cieszy mnie również, że Care ma takich super dziadków! Też bym takich chciała :c Trochę jej zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta :D
Zdrowych i radosnych świąt :D
Zapraszam do mnie jeśli masz ochote http://dziennikksiazkoholiczki.blog.pl/
jeszcze raz zapraszam :D
UsuńOooo jakich ona ma fajnych dziadków <3 Słodko...dobrze mieć takie oparcie w bliskich osobach. Ale bardziej cieszy mnie to że znowu będzie Ian :D Czekam na następny!
OdpowiedzUsuńBuziaki :***
wow ciekawy rozdział, a ci dziadkowie są po prostu pro ;) No z racji, że udało ci się mnie zaciekawić,a to nie zdarza się każdemu XD mam zamiar nadrobić zaległości i dość często odwiedzać tego bloga. Skoro już jestem to zapraszam cię na mojego bloga http://haven-is-near-hell.blogspot.com/ pozdrowionka:)
OdpowiedzUsuń