wtorek, 22 grudnia 2015

Rozdział 19

22.06
Polska. Kraków. Moja ojczyzna. Mimo iż mam  obywatelstwo amerykańskie w pełni czuje się polką. To tutaj się urodziłam, tutaj są moje korzenie i to tutaj stawiałam swoje pierwsze kroki. Wyjechałam z Polski mając niespełna trzy lata. Oczywiście nie pamiętam nic z tego okresu, ale babcia wielokrotnie powtarzała mi, ze byłam wesołym i energicznym dzieckiem. Domek moich dziadków znajdował się na spokojnym i cichym osiedlu jakieś dwadzieścia minut od serca miasta. Zawsze lubiłam ten domek. Nie wiem czy to kwestia specyficznego zapachu babcinych ciasteczek czy też sentyment. Domek był niewielki z zewnątrz, ale w środku wydawał się naprawdę przestrzenny. Nie był urządzony w stylu nowoczesnym, ale jak na wiek moich dziadków niektóre elementy wydawały się być dość szalone. Do nich należały na przykład poduszki w zeberkę na sofie czy różowy ekspres do kawy. W końcu pełna siły wstałam z łóżka po pietnasto godzinnym locie. Nie cierpię podróży samolotem głównie ze względu na upierdliwych towarzyszy podróży. Przyleciałam tutaj w nocy szesnastego czerwca. Każdy dzień był tak spokojny, tak monotonny, ale przy okazji naprawdę odprężający. Dziadkowie okazali mi wielkie wsparcie, gdy wspominałam o rozwodzie, w żadnym wypadku nie krytykowali mojej decyzji, a wręcz dodawali otuchy.

Czerwcowe słoneczko grzało wyjątkowo intensywnie. Pomagałam babci cały ranek w ogródkowych robótkach. Nigdy nie lubiłam pielić jej kwiatów, ale kiedy widziałam radość, jaka malowała się na jej twarzy i kiedy słyszałam jak nuciła jakąś nieznaną melodię pod nosem nie miałam serca jej odmówić, a po chwili nuciłam razem z nią.
-Dziękuję Ci, na dziś to tyle. Już mnie plecy bolą. – Zaśmiała się ściągając rękawiczki. – Chcesz coś pić?
-Zimną herbatę poproszę. – Uśmiechnęłam się do niej idąc w kierunku szopki z narzędziami. Chwilę później na werandzie usiadł dziadek z kubkiem kawy, a zaraz po nim babcia podała mi herbatę, a pod pachą niosła już sztalugę z płótnem. Tak, moja babcia była niespełnioną artystką malującą piękne obrazy. Usiadłam obok dziadka na wiklinowym krześle, gdy ten zaczął obserwować babcię malującą jedno ze swoich dzieł. Miłość i przywiązanie były wypisane na jego twarzy. Odwrócił się do mnie i ze wzrokiem pełnym troski powiedział:
 - Nie przeocz miłości dobrego mężczyzny, skarbie. Nieważne, co powie twój staruszek, miłość jest prawdziwa. Nigdy nie doszedłbym do takiego sukcesu w moim życiu bez tamtej kobiety. Jest moim kręgosłupem. Była powodem wszystkiego, co zrobiłem. Któregoś dnia zniknie twoja chęć do wybicia się. Nie będzie już nic znaczyła. Ale kiedy robisz to dla kogoś innego, dla kogo poruszyłbyś niebo i ziemię, wtedy nigdy nie stracisz chęci do sukcesu. Nie potrafię wyobrazić życia bez niej. Nawet tego nie chcę. – Uśmiechnął się delikatnie popijając kawę.
-Dlaczego mi to mówisz? – Zapytałam wpatrując się w babcię, która zdawała się nie słyszeć naszej rozmowy.
-Wiem, że zawalił Ci się świat. Jednak jesteś młoda. Ja też długo szukałem zanim znalazłem Twoją babcie. Naprawdę długo, ale teraz…cieszę się, że wytrwałem. Bez niej byłbym nikim.
-Dziadku, a co jeżeli ja kogoś takiego nie znajdę? – Zapytałam szeptem. – Co jeżeli mój scenariusz jest napisany tylko dla jednej osoby, tylko dla mnie. Czy poradzę sobie z samotnością?
-Jesteś tak cudowną osobą, że nie możesz być sama. Otwórz oczy, a Twoja nowa miłość jest tuż za rogiem. Znasz cytat z Biblii? – Spojrzał na mnie.
-Wiesz dziadku, że z kościołem nie jestem specjalnie zaprzyjaźniona… - zaśmiałam się drętwo odgarniając pojedyncze kosmyki z twarzy.
-Znasz go. Na naszej odnowie przysięgi Twoja siostra czytała ten fragment. – Uśmiechnął się zachęcająco. Wtedy sobie przypomniałam jak Mania stała w błękitnej sukience wyglądając niczym aniołek tuż przy ołtarzu z wielką, ciężką Biblią w swoich malutkich dłoniach i cichym, spokojnym głosem czytała list do Koryntian.
-Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą…
-…Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje. – Dziadek dokończył fragment Pisma Świętego ze mną.
-Jak mam to rozumieć? – Podkuliłam kolana pod brodę.
-Miłość czeka na Ciebie, ale musisz się na nią otworzyć. Każdy zasługuje na to uczucie i Ty także. – Uśmiechnął się wstając od stolika. Podążałam za nim wzrokiem. Podszedł do babci i chwalił jej obraz całując ją w czubek głowy, a ona śmiała się beztrosko niczym nastolatka. Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten widok. Ich miłość, związek, małżeństwo jest naprawdę cudowne. Są razem już ponad 50 lat i wciąż niezmiennie kochają się. Nie ma tu miejsca na rutynę, na niedomówienia. To już wesoła sielanka, która mam nadzieję będzie im towarzyszyć aż do końca ich dni.

***

Około dziewiętnastej usiedliśmy w trójkę przy wspólnej kolacji. Babcia zawsze uwielbiała wpychać w nas – wnuki jedzenie. Myślę, że każda ciepła i rodzinna babcia taka jest. Krzątała się po kuchni w swoim niebieskim fartuszku dokładając, co rusz nowy smakołyk na stół.
-Babciu, całe wojsko byś wykarmiła. – Zaśmiałam się jedząc parówkę.
-Jedz, jedz. Strasznie schudłaś w tej Ameryce. – Powiedział dziadek smarując kromkę chleba.
-Dobrze wyglądam, chociaż nie jestem chodzącą kulką. – Zwróciłam uwagę dziadkowi śmiejąc się.
-Chłopak nie pies i na kości nie leci. – Zauważyła babcia siadając przy stole.
-Ale też i nie sikorka żeby jeść słoninę. – Puściłam jej oczko i wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-Kiedy przyjedziecie do nas wszyscy? Pomieścimy się tutaj. – Powiedziała babcia zajadając kanapkę.
-Wiesz, że to nie takie łatwe. Każdy z nas ma swoje życie, prace i obowiązki. Nie mogę od tak wszystkiego rzucić i sobie wyjechać. –Westchnęłam ciężko. – Byłoby znacznie łatwiej gdybyście chcieli się w końcu przeprowadzić do Stanów. – Spojrzałam uważnie to na babcię, to na dziadka. Spojrzeli na siebie, ale nie mogłam niczego wyczytać z ich twarz.
-Kochanie…-zaczęła babcia odkładając nóż. – To są koszty. Musielibyśmy sprzedać dom tutaj, wyjechać tam, tam coś kupić. To są zupełnie inne pieniądze, zupełnie inne życie. Nasze emerytury tego nie pokryją. – Dodała gładząc mnie po głowie.
-Gdybyście wygrali w totka, przeprowadzilibyście się? – Zapytałam z lekkością.
-Z pewnością i kupiłbym sobie w końcu jakiegoś pięknego, sprawnego i bardzo starego mercedesa. – Zaśmiał się dziadek kręcąc głową. Nie dopowiedziałam już nic w tym temacie gdyż uznałam, że i tak ich nie przekonam.  Zjedliśmy kolacje, posprzątaliśmy i wspólnie usiedliśmy na kanapie oglądając telewizję.
-Czy rozwód to coś złego? – Zapytałam w przerwie reklamowej popijając kawę.
-Zależy, jaki jest tego powód. – Powiedziała babcia siedząc w fotelu, na który przeniosła się w trakcie jakiegoś durnego programu.
-Biorąc pod uwagę moją historię… Czy to w porządku, że mam dziwne odczucia przy innym mężczyźnie?
-Kochanie…-babcia ponownie usiadła obok mnie. – Jesteś młoda i wciąż szukasz swojego miejsca na ziemi. Może myślisz, że już znalazłaś. Masz dom, masz prace, masz pasje, ale Twoje prawdziwe miejsce jest właśnie przy tym człowieku, który daje Ci szczęście. Który się o Ciebie troszczy, który o Ciebie dba. Może i jesteśmy z dziadkiem starej daty i niektórych spraw nie rozumiemy…
-Na przykład jak można wychodzić z tyłkiem na scenę i śpiewać o seksie przy czternastolatkach… -wtrącił dziadek.
-To wiemy, że miłości nie odnajduje się od tak, a po ślubie wiele rzeczy się zmienia. Nawet, jeżeli weźmiesz dziesięć ślubów i to właśnie ten dziesiąty Cię uszczęśliwi to ja będę szczęśliwa z Tobą, niezależnie od Twojej przeszłości. Liczy się to jest tu i teraz, a dodatkowo ma wpływ na Twoją przyszłość. – Dokończyła nie zwracając uwagi na dziadka.
-Chciałabym żeby to wszystko było tak piękne jak o tym mówicie. – Zaśmiałam się cicho dopijając herbatę. – Pójdę jeszcze chwile popracować i położę się, dobranoc. – Pocałowałam ją w policzek, a wychodząc z salonu musnęłam skroń dziadka. Pomaszerowałam skrzypiącymi schodami na piętro i weszłam wprost do swojej sypialni utrzymanej w ciemnych barwach. Ściągnęłam z siebie ubrania, poszłam do toalety wziąć szybki prysznic i położyłam się do łóżka z bokserkach i sportowym staniku. Długo nie mogłam zasnąć, nie sięgnęłam nawet po laptopa, aby zajrzeć na pocztę czy też do zleceń. Myśli nie dawały mi spokoju, a serce dziwnie kołatało. Co tak naprawdę siedzi w mojej głowie? Co tak naprawdę mam w sercu? Czego ja dokładnie chce? Masa pytań, brak odpowiedzi.

___
Ostatni rozdział bez Iana. Daliście radę! Tym miłosnym i rodzinnym akcentem chciałabym życzyć Wam zdrowych, wesołych i rodzinnych świąt Bożego Narodzenia! Całuski :*


5 komentarzy:

  1. Hej :-)
    Rozdział jak zawsze jest boski, choć mógłby być nieco dłuższy...
    Fajnie, że Care ma takich wspaniałych dziadków, którzy nie dość, że są bardzo wyrozumiali to i wspierają wnuczkę dobrą radą, dobrym słowem.
    Strasznie jestem ciekawa co wydarzy się dalej.
    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.

    P.S. Również życzę zdrowych, wesołych, rodzinnych Świąt.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Cieszy mnie również, że Care ma takich super dziadków! Też bym takich chciała :c Trochę jej zazdroszczę.
    Czekam na nexta :D

    Zdrowych i radosnych świąt :D

    Zapraszam do mnie jeśli masz ochote http://dziennikksiazkoholiczki.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooo jakich ona ma fajnych dziadków <3 Słodko...dobrze mieć takie oparcie w bliskich osobach. Ale bardziej cieszy mnie to że znowu będzie Ian :D Czekam na następny!
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  4. wow ciekawy rozdział, a ci dziadkowie są po prostu pro ;) No z racji, że udało ci się mnie zaciekawić,a to nie zdarza się każdemu XD mam zamiar nadrobić zaległości i dość często odwiedzać tego bloga. Skoro już jestem to zapraszam cię na mojego bloga http://haven-is-near-hell.blogspot.com/ pozdrowionka:)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to motywacja dla mnie, dziękuje !