27.06
Wszyscy rodzimy się z czarną dziurą w piersi. Ze strachem
czy jesteśmy wystarczająco zdolni, atrakcyjni i fajni. Usiłujemy ją nakarmić
czekoladą, zapełnić czyjąś miłością, zapchać ubraniami, zasypać lajkami albo
wyklęczeć ją przed ukrzyżowanym Jezusem, ale nic z tego nie działa, bo to tylko
przykrywka. Ludzie lubią przykrywki. Wakacje na kredyt, dzięki którym przez
chwilę pomyślą, że mają cudowne życie. Mało przekonujące spotkania, z których
przynajmniej ma się świetne zdjęcia. Przeżycia powierzchowne jak szminka na
ustach i tusz na rzęsach, dzięki którym możesz być nieśmiała i niepewna siebie,
ale patrząc na twój uśmiech, długie nogi i piersi w staniku push-up nikt tego
nie zauważy. Tylko, że to donikąd nie prowadzi. To, że komuś coś udowodnisz nic
nie zmieni. Udowodnić powinnaś przede wszystkim sobie, że możesz na sobie
polegać, że jakiś kretyn nie zmieni twojego życia, że zawsze sobie poradzisz i
że jesteś mądra i atrakcyjna. Nie w taki sposób, jak singielki, które otwierają
hiszpańskie wino i chociaż to ktoś zawsze od nich odchodził powtarzają sobie,
że mogą mieć każdego. Powinnaś oprzeć się na faktach i na swoich osiągnięciach.
Musisz wiedzieć gdzie masz granice i mieć pewność, że jesteś warta wszystkiego,
co dobre cię spotkało i tego, co dopiero ciebie spotka. Wymaga to więcej pracy,
niż zrobienie makijażu, bo poczucie własnej wartości wyrasta na grubej warstwie
świadomości swoich możliwości wynikającej ze zrobienia rzeczy, z których możesz
być dumna. Nie mówię, że to łatwe. Mówię, że to skuteczne. Właśnie z takim
nastawieniem wyszłam dziś w pracy. Dzień jak co dzień. Korki. Ludzie się
spieszą. Niebo rozświetla piękne i ogromne słońca. Nic się nie zmienia. Nic
oprócz mojego życia. Ubrana w czarne jeansy, białą zwiewną koszulkę i wysokie
białe buty siedzę przy swoim biurku w świeżo posprzątanym biurze. Nawet okna
zostały umyte, a pomieszczenie starannie wywietrzone. W końcu mogę otworzyć
umysł i czekać na inspirację.
-Pani Caroline. Pan Somersby do Pani. – Zza drzwi
wyłoniła się burza czarnych loków Esmeraldy.
-W porządku, zapraszam. – Odparłam wstając od biurka. –
Dzień dobry. – Uśmiechnęłam się i podałam rękę w stronę łysego, starszego
mężczyzny.
-Dzień dobry Pani Ackles. – Uśmiechnął się.
-Zapraszam. – Wskazałam ręką krzesło i przeniosłam projekty
na biurko obok. – W czym mogę pomóc? – Zapytałam siadając na swoim fotelu po
drugiej stronie.
-W mojej głowie urodziły się nowe pomysły odnośnie
wystroju mojego domu i jak najszybciej chciałem się z Panią tym podzielić. – Odparł.
-Oczywiście, nie ma problemu. – Uśmiechnęłam się
podchodząc do szafki i wyciągając wszystkie dokumenty, wstępne rysunki związane
z naszą umową. Rozłożyłam kartki na biurku i ponownie spojrzałam na swojego
klienta.
-A więc…-zaczynając zdanie w taki sposób wiedziałam, że
nie pójdzie zbyt szybko. Cała nasza konsultacja trwała w nieskończoność – takie
miałam wrażenie. Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę. – Odparłam prostując się.
-Mogę? – Zza drzwi wychyliła się Kate. – Ups..
-Poczekasz chwilę? Niedługo powinnam skończyć. – Uśmiechnęłam
się delikatnie, a ona od razu zniknęła za drzwiami.
-Kolejna klientka. Strasznie się zasiedziałem. – Zaśmiał
się Pan Somersby. – Jednak to już wszystko, tym razem na pewno.
-A więc spokojnie mogę zamknąć tą dokumentację i
przystąpić do ostatecznego projektu? – Zapytałam chowając wszystkie kartki,
notatki i dokumenty.
-Oczywiście. Kiedy projekt będzie gotowy?
-Myślę, że w przeciągu tygodnia spokojnie zdołam go
zrobić. – Uśmiechnęłam się odkładając teczkę na bok i wstając.
-W takim razie do zobaczenia za tydzień. Dziękuję za Pani
wyrozumiałość. – Uścisnął mi serdecznie dłoń i wyszedł z gabinetu, do którego
po chwili wkroczyła moja przyjaciółka.
-Kawy, herbaty, a może wody? – Zapytałam patrząc na nią.
-Wody. – Uśmiechnęła się ściągając marynarkę. Nacisnęłam
magiczny przycisk na telefonie, który od razu przekierował mnie do sekretarki.
-Pani Caroline, w czym mogę pomóc? – Zapytała Esmeralda
swoim jakże słodkim głosem.
-Poproszę wodę i cappuccino takie jak zawsze.
-Już się robi. – Odpowiedziała rozłączając się.
-Nie za dobrze Ci? – Zaśmiała się Kate patrząc na mnie. –
Własny gabinet, sekretarka i do tego całkiem niezły szef.
-Jeżeli podoba Ci się mój jakże cudowny szef z chęcią
oddam Cię w jego szpony, uwierz. – Zaśmiałam się. – Co Cię do mnie sprowadza?
-Byłam w pobliżu, niedaleko jest świetny sklep z
ekologicznymi kosmetykami, a że miałam chwilę czasu pomyślałam, że wpadnę do
Ciebie.
-Miałam dziś do Ciebie przyjechać i w sumie zostać na
noc. Ian zaprosił mnie do kina i na kolację. – Powiedziałam spokojnie.
-Słucham?! – Pisnęła, ale w tym momencie do gabinetu
weszła sekretarka. Postawiła przed Kate szklankę a przede mną wysoki kubek.
-Możesz iść na przerwę. – Powiedziałam do niej, a ona
tylko obdarzyła mnie jednym ze swoich ślicznych uśmiechów.
-Tyle się wczoraj wydarzyło, że wciąż nie rozumiem,
dlaczego się zgodziłam. Jensen był u mnie, błagał o powrót. W końcu myślę, że
się go pozbyłam. Powiedział tylko, że z rana prześle mi umówione pieniądze. – Powiedziałam
biorąc łyk kawy.
-Zaraz trzynasta. Sprawdzałaś konto?
-Nie, nie miałam od rana czasu. Cały czas siedzę w
rysunkach…-wskazałam ręką na zawalone biurko. – Sprawdzę teraz, dopóki jesteś
tutaj. – Powiedziałam łapiąc się za myszkę i wchodząc w przeglądarkę.
-Myślisz, że da Ci już spokój?
-Mam taką nadzieję. – Odparłam spokojnie. Po chwili na
ekranie pojawił się wyciąg bankowy. Serce mi stanęło. Zaniemówiłam. Moje konto
nigdy, przenigdy nie widziało tak ogromnej sumy na koncie. Kate widząc moją
minę od razu podeszła.
-O matko… Przecież mogłabyś za to wykarmić dzieci w
Afryce i tak jeszcze kąpałabyś się w kasie. – Powiedziała z szeroko otwartą
buzią.
-On zwariował…
-Połowa to połowa. Za te wszystkie krzywdy, należało Ci się,
mimo iż sądzę, że kasa nie zwróci Ci utraconego życia. – Wzruszyła ramionami i
usiadła na swoim miejscu. – Co zrobisz z taką kasą?
-Matko. Nie wiem. Myślałam, że dostanę tyle żeby
odświeżyć dom, kupić meble, zapłacić rachunki i ewentualnie wyjechać na
wakacje. Teraz… - zacięłam się patrząc ponownie na ekran. – Nie mogę doliczyć się
zer, bo wszystko zlewa się w całość.
-Nie przejeb na głupoty. – Powiedziała ze stoickim
spokojem pijąc wodę. – Poczekać na Ciebie?
-Kończę dopiero o szesnastej. – Odparłam zrezygnowana
opierając się wygodnie.
-Daj mi klucze do siebie, zrobię nam coś na szybko do
jedzenia i poczekam na Ciebie. Bez sensu żebyś jechała do mnie sama. – Uśmiechnęła
się.
-Dziękuję. – Pocałowałam ją w policzek dając jej klucze.
– Czuj się jak u siebie.
-Oh…Będę. – Śmiała się.
***
Wysiadłam z taksówki chwilę przed czasem. Tak jak
myślałam, Ian stał już pod budynkiem kina. Zastanawiałam się czy moja zwykła,
prosta i zielona sukienka w połączeniu z długimi kozakami pasuje do jego
wyglądu. Ciemne jeansy, eleganckie półbuty, biała koszula i skóra. Cóż,
przecież to nie randka prawda?
-Nie spóźniłaś się. – Zaśmiał się siedząc na schodkach.
-Czasami potrafię być na czas, ale nie przyzwyczajaj się.
– Odrzekłam odgarniając włosy z ramion.
-Będzie ciężko. – Wstał i pocałował mnie w policzek. –
Ślicznie wyglądasz. Nowa sukienka?
-Nie, wyprałam ją po prostu. – Wywróciłam oczami.
-Zadziora. – Podsumował otwierając mi wejściowe drzwi. –
Mam nadzieję, że film Ci się spodoba.
-Na co w ogóle mnie zaprosiłeś? – Zapytałam idąc przodem
i nawet na niego nie patrząc.
-Minionki. – Odparł lekko.
-Żartujesz? – Odwróciłam się stając naprzeciwko niego.
-Myślę, że tylko bajka rozgrzeje Twoje zamrożone serce. –
Zaśmiał się podchodząc do kasy. Śmiałam się w duchu, ale nie dałam tego po
sobie poznać. – Popcorn? Cola zero, bo jesteś na diecie?
-Jestem na diecie? – Spojrzałam na niego. – Tłuste
nachosy i zwykłą, dużą colę. – Machnęłam na niego ręką.
-Oczywiście. – Musnął mój policzek idąc do sklepiku.
Wodziłam za nim wzrokiem i mimowolnie się uśmiechałam.
***
-Musisz jednak przyznać, że bajka Cię rozbawiła. – Zaśmiał
się otwierając przede mną drzwi do mieszkania.
-Owszem. Nie sądziła, że taki małe, żółte tic taci mogą
tak bawić. – Zaśmiałam się stawiając torebkę na komodzie.
-Głodna? – Zapytał wieszając skórę na wieszaku.
-Jak wilka. – Uśmiechnęłam się ściągając kozaki. Czas
prysł. Znowu byłam niską dziewczynką. Weszłam za nim do kuchni. Usiadłam przy
stole i obserwowałam jak przygotowuje obiad. Podwinął rękawy od koszuli,
rozpiął ją trochę od góry i z pełnym zaangażowaniem kroił szczypiorek.
-Pomóc Ci? – Zapytałam podpierając głowę na dłoni.
-Nie, dziękuje. Chcesz coś do picia? Sok masz w lodówce
no chyba, że wolisz kawę.
-Na razie nie. – Odpowiedziałam dalej obserwując jego
umięśnione plecy, które napinały się pod idealnie dopasowaną koszulą. – Co mi
pichcisz?
-Duszony łosoś z warzywami. – Uśmiechnął się nakrywając
do stołu. – Mam nadzieję, że będzie Ci smakować.
-Też mam taką nadzieję, nie mam zamiaru czekać na pizzę.
– Uśmiechnęłam się zadziornie. Na język pchało mi się pytanie gdzie Nikki i jak
ich plany, ale nie chciałam psuć kłótnią tego idealnego wieczoru. Po chwili
postawi przede mną talerz ustrojony, co najmniej na miano Master Chefa. Nalał
do lampki czerwonego wina i przyciemnił światło zapalając dwie świeczki stojące
na rogu stołu, na które do tej pory nie zwróciłam uwagi.
-Smacznego. – Uśmiechnął się kładąc serwetkę na swoje
kolana.
-Wzajemnie. – Odwzajemniłam uśmiech robiąc to samo co on.
– Mmm. To jest pyszne. – Powiedziałam po pierwszym kęsie.
-Zgrywasz się. – Przekręcił głowę patrząc na mnie.
-Ja? Nigdy. – Uśmiechnęłam się popijając wino.
-Opowiedz mi, gdzie byłaś, kiedy nie odbierałaś moich
telefonów.
-Tu i tam. – Uśmiechnęłam się, ale widząc jego
przeszywające spojrzenie wyprostowałam się. – Byłam u rodziców odpocząć i
poinformować ich o rozwodzie. Przy okazji były urodziny mojego brata, miałam
okazję posiedzieć z bratową. Potem poleciałam do Polski, do dziadków. Dawno ich
nie widziałam, a im dalej od Stanów tym lepiej. W między czasie załatwiłam do
końca zaległe zlecenia i papiery rozwodowe. Nudy. – Podsumowałam popijając
wino.
-Jak się trzymasz? – Spojrzał na mnie opierając łokcie o
stół.
-Tak jak widzisz. Wyglądam ślicznie i siedzę u Ciebie
jedząc najlepszą kolacje pod słońcem. Myślę, że nie wyglądam na smutną ani
załamaną. – Puściłam mu oczko przechylając w jego stronę pustą lampkę po winie.
Uśmiechnął się kokieteryjnie i dolał mi czerwonego trunku.
___
Tadam! Kolejny rozdział, dla pocieszenia wam powiem, ze jestem w trakcie pisania juz 36 rozdziału i wena ani trochę nie gaśnie! :D
Jestem pod wrażeniem początku!
OdpowiedzUsuńTakie życiowe, prawdziwe i jakie konkretne!
O to wlasnie chodzi!
Wartością samą w sobie jesteśmy my i tyle.
Ach minionki:D moja piżamka się cieszy :D
Ciekawa jestem jak to się dalej potoczy, czy na kolacji się skończy?;)
Pozdrawiam i weny życzę jeszcze więcej! :)
Zapraszam na mojego nowego, drugiego bloga:
Usuńxl-ka.blog.pl
Pozdrawiaaam :)
Zgadzam się! Początek jest wspaniały. Taki w 100% prawdziwy..
OdpowiedzUsuńSomersby - moje ulubione piwo :D
Minionki- moja kolejna miłość :D
Ha i jak tu nie kochać Ciebie i twojego opowiadania <3 :D
Lubię jak między nimi jest tak normalnie...rozmawiają ze sobą jakby co najmniej mieli 10 lat stażu małżeńskiego :) Ehh też bym zjadła taką kolację :P
Nie ma Nikki? Może ufo ją porwało, albo jakaś ciężarówka ją potrąciła ? Było by fajnie :D
Czekam na następny i tak jestem mega zaskoczona że tak szybko dodałaś, ale cieszy mnie to niezmiernie!
Buziaki :***
Ja również sie zgadzam co do poczatku, jest świetny!
OdpowiedzUsuńSwietnie piszesz, cały rozdział jest po prostu idealny tak jak całe Twoje opowiadanie :D No i ta kolacja :333 mam podobną za sobą, to jest cos cudownego :D
PS Zapraszam na nową notkę :D http://dziennikksiazkoholiczki.blog.pl/
Hej kochana :-)
OdpowiedzUsuńRozdział jak i całe opowiadani cudny...
Początek rozdziału taki prawdziwy i wspaniale napisany...
Fajnie, że romantyczny wieczór się udał. Ciekawe jak to wszystko się dalej między nimi potoczy.
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
Hej :-)
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na http://shook-us5-opowiadanie.blog.onet.pl gdzie pojawił się nowy rozdział.
Liczę, że wpadniesz i pozostawisz swoją opinie
Tak mi się spodobał ten początek, że zapisałam sobie stronę i zamierzam wrócić :)
OdpowiedzUsuńZobaczę czy mnie wciągnie :) buźka :)