28.05
Upragniony piątek. Każdy dzień wyglądał tak samo –
dosłownie. Pobudka, prysznic, śniadanie, próba, powrót do hotelu, prysznic,
kolacja i sen. W między czasie krótkie rozmowy to z Jensenem to z rodziną i
kilka selfie na pamiątkę. Nie miałam na nic sił, mój mózg jakby odłączył się od
ciała po ostatniej rozmowie z Ianem. Nie odezwał się już i ja także nie zamierzałam
wyciągać ręki. Może i byłam zbyt dumna, ale dobrze mi z tym. Dziś próba
skończyła się o osiemnastej, a więc radość, która nas ogarnęła była większa niż
kontynent Ameryki Północnej.
-Idę pierwsza pod prysznic! – Rzuciła Kate, kiedy
przekroczyłyśmy próg hotelowego pokoju.
-Spoko. – Rzuciłam obojętnie i chciałam rzucić się na
swoje łóżko, ale zauważyłam wielkie różowe pudełko, różowy liścik i różę tego
samego koloru. Spojrzałam na to podejrzanie i wzięłam do ręki kopertę. Żadnego
adresata, odbiorcy czy chociaż inicjałów. Zaciekawiona wyjęłam karteczkę.
„Witaj. Wiesz, co
jest najpiękniejsze po ciężkim dniu pracy? Miły wieczór z cudownym widokiem na
otaczający nas krajobraz. Dzisiejszy wieczór będzie ciepły – załóż to, co masz
w pudełku, a o 19 pod hotelem będzie czekała na Ciebie limuzyna. Nie spóźnij
się, kierowca będzie czekał tylko pięć minut.”
Zaśmiałam się pod nosem. Nie rozumiem, o co chodzi, ale
czuje, że za tym wszystkim swoi Jensen. Otworzyłam pudełko – różowa zwiewna
sukienka, kolorowy bardzo delikatny kardigan i wysokie sandałki.
-Co to? – Zapytała Kate wychodząc z łazienki w szlafroku.
-Sama zobacz. Mam mało czasu. – Pobiegłam do łazienki.
Wzięłam prysznic w bardzo ekspresowym tempie, pomalowałam tylko delikatnie
oczy, a włosy pozostawiłam rozpuszczone i tylko lekko osuszone ręcznikiem.
-Myślisz, że to Jensen? A jak to jakiś psychopata? – Zaczęła
moja przyjaciółka widząc jak się ubieram.
-Daj spokój, jaki psychopata chciałby psychopatkę? – Zaśmiałam
się zakładając buty. – Wrócę cała i zdrowa, ale nie obiecuje, że dziś. Napisze
Ci eska, a teraz uciekam. – Cmoknęłam ją w policzek i w podskokach wyszłam z
pokoju. Pod hotelem wedle umowy stała czarna limuzyna. Wskoczyłam do niej i
nawet nie zdążyłam zamknąć drzwi, kiedy ruszyła spod hotelu.
-Dobry wieczór panienko. Naprzeciwko Pani stoi szampan
oraz liścik. Proszę się z nim zapoznać i nie zadawać żadnych pytań. Miłej
podróży. – Usłyszałam z głośników, ale nie miałam nawet szansy, aby ujrzeć
twarz kierowcy. Spojrzałam na butelkę i tym razem niebieską kopertę.
„Skoro to czytasz
to udało Ci się dotrzeć do limuzyny na czas, brawo. Mam nadzieję, że nie
rzuciłaś się na kierowcę i nie zadajesz mu właśnie dziesiątego pytania –
zepsułabyś zabawę. Kiedy już dotrzesz na miejsce zastanów się, jakim narodowym sportem
charakteryzuje się Hiszpania – znajdź ten symbol naprzeciwko Ciebie i udaj się
tam po kolejną wskazówkę.”
Przeczytałam liścik dwa razy. Jaki sport charakteryzuje
Hiszpanie? Boże. Główkowałam się tak długo dopóki limuzyna nie stanęła i nie
wysiadłam w małym bardzo kolorowym i głośnym miasteczku. Rozejrzałam się
dookoła – stragan z owocami, fryzjer, kilku grajków, pizzeria, a tuż obok
winnica. Do cholery, – co jest narodowym sportem Hiszpanów?! Podeszłam do
staruszki sprzedającej na straganie. Dzięki Bogu, że umiała angielski.
-Witam. Nie jestem stąd i mam do Pani pytanie, – jaki
jest narodowy sport Hiszpanów? – Zapytałam pochylając się w jej stronę.
-Oh panienko. Jaki sport? Cóż to zapytanie. Oczywiście,
że uwielbiamy ganiać się z bykami. Chociaż muszę zdradzić Pani sekret – byki
wcale nie reagują agresywnie na czerwony, reagują na każdy rzucający się w oczy
kolor, ale to tajemnica i proszę zachować ją dla siebie. – Uśmiechnęła się do
mnie podając koszyk malin. Oczywiście, byki. Jak mogłam o tym zapomnieć?
-Dziękuje Pani! – Podałam jej 3euro i ponownie zaczęłam
rozglądać się za bykiem zajadając soczyste owoce. Już miałam się poddać, kiedy
zauważyłam byka za szybą w pobliskiej kamienicy. Kwiaciarnia. Ruszyłam pewnym
krokiem w jej stronę. Przejście po kamiennych uliczkach w moich butach to nie
lada wyzwanie. Pokonałam cztery betonowe schodki i znalazłam się w samym
centrum kwiecistego zapachu.
-Witam. Ja…eh nie wiem, od czego zacząć. – Podeszłam do
ekspedientki.
-Pani Caroline Ackles? – Zapytała z typowo hiszpańskim
akcentem. Zdziwiłam się, że znała moje dane i patrzyłam na nią przez chwilę
podejrzanie. – Proszę to dla Pani. Dwie alejki dalej jest przystanek, resztę ma
Pani w kopercie. – Uśmiechnęła się podając mi zielony prostokąt z bukiecikiem
drobnych kwiatów. Pokręciłam tylko głową
i obdarzając ją delikatnym uśmiechem wyszłam z kwiaciarni. Szybkim ruchem
otworzyłam kopertę i wyjęłam kartkę.
„Brawo. Wiedziałem,
że mądra z Ciebie dziewczynka. Jak zapewne dowiedziałaś się od Pani w
kwiaciarni idź na przystanek autobusowy. W kopercie masz bilet – skasuj go.
Przejedź trzy przystanki i wysiądź naprzeciwko małego parku. Fontanna w
kształcie syreny da Ci kolejną wskazówkę”
-Ktokolwiek to jest, zwariował. – Powiedziałam sama do
siebie i ruszyłam w stronę przystanku autobusowego. Miałam szczęście, bo akurat
podjechał jeden z numerem 456 – mam nadzieję, że to właśnie ten autobus.
Skasowałam bilet i grzecznie usiadłam na pojedynczym miejscu. Odległości między
przystankami wyjątkowo się dłużyły i jechałam prawie pół godziny. Wedle
polecenia wysiadłam na przystanku naprzeciwko małego parku. Ruszyłam w stronę
fontanny, w której pomimo odległości rozpoznałam syrenę. Obeszłam ją dookoła i
nic – żadnej kolejnej wskazówki. Rozejrzałam się jeszcze wokół siebie i ujrzałam
ogromny, różany krzew. Podeszłam do niego bliżej i od razu w oczy na tle
czerwonych pąków rzuciła się żółta koperta. Wzięłam ją ostrożnie do ręki, aby
nie pokuć palców.
„Migający szyld
wskaże Ci drogę.”
Serio? Tutaj zapewne pełno takich szyldów. Wyszłam z
parku i ponownie zaczęłam się rozglądać. Wszystko było takie obce i dziwne, że
w pewnym momencie aż przerażające. W oczy rzucił mi się ładny, odnowiony i
nowoczesny budynek, a na nim…migający szyld! Przedstawiał on jakąś hiszpańska nazwę,
a ja idąc w jego kierunku modliłam się o znajomość języka angielskiego przez
hotelowy personel. Weszłam do środka i od razu poczułam zapach płynu do skóry.
Skórzane kanapy, fotele. Ciężki, ciemny wystrój i sympatyczny młodzieniec
stojący w recepcji. Spojrzał na mnie i od razu do mnie podbiegł.
-Witamy w Hotelu Pleasonmeaon. Tutaj koperta do Pani, a
winda prosto i na prawo. Miłego pobytu. – Uśmiechnął się i zniknął z pola
widzenia. Wciąż nie rozumiałam, czemu każdy tutaj jest taki sympatyczny.
Otworzyłam pomarańczową kopertę, w której była kartka i klucz.
„Winda. 35 Piętro.
Białe drzwi na końcu holu – klucz Ci pomoże.”
35 piętro?! O mój boże. Przełknęłam głośno ślinę i ruszyłam
w stronę windy. Jechałam sama na ostatnie – jak przypuszczałam piętro. Gdy
wysiadłam poczułam się jakbym była w zupełnie innym miejscu. Wszystko było
takie…surowe. Szłam korytarzem i kolejno czytałam napisy na drzwiach. Składzik.
Pokój socjalny I. Pokój socjalny II. Chemia. Pościel. Ręczniki. Idąc tak
stanęłam przed białymi drzwiami. Spojrzałam na klucz, który zaciskałam w
palcach. Wsunęłam go w zamek, przekręciłam i usłyszałam jak drzwi się
otwierają. Pchnęłam je delikatnie i od razu poczułam przyjemny powiew wiatru na
swojej skórze. Zrobiłam kilka kroków w przód – stoję na dachu, na dachu tego
budynku. Rozejrzałam się niepewnie i poszłam dalej słysząc jak drzwi za mną się
zatrzaskują. Nagle czyjeś zimne dłonie zasłoniły moje oczy. Nie krzyknęłam,
mimo, że mój oddech przyśpieszył. Poczułam delikatne muskanie na mojej szyi i
ciepły oddech, który łaskotał moje ucho. Uśmiechnęłam się delikatnie i
położyłam swoje dłonie na dłoniach człowieka zagadki. Nie wyczułam pod palcami
obrączki. To nie Jensen. Dopiero teraz do moich nozdrzy dotarł mocny, męski zapach
perfum. Ian.
-Dotarłaś. – Zaśmiał się puszczając moje oczy i stając
naprzeciwko mnie. – Ślicznie wyglądasz.
-Ian? – Patrzyłam na niego jakbym zobaczyła ducha. – Co
to ma znaczyć? Co Ty tu robisz? Co ja tu robię?
-Znacznie lepiej się prezentujesz jak nic nie mówisz. – Puścił
mi oczko i pociągnął za rękę. Dopiero teraz ujrzałam na środku ogromny materac,
który z całą pewnością pomieściłby 10 osób, masa poduszek, jedzenie, wino i
lampiony, które chociaż trochę oświetlały ciemność panującą wokół nas. Poczułam
się wyjątkowo. To wszystko było dla mnie, z myślą o mnie.
-Rozgość się. – Uśmiechnął się patrząc na mnie.
Spojrzałam na niego kątem oka i niepewnie rzuciłam się na stos poduszek.
Obserwowałam każdy jego ruch. Otworzył wino, nalał do dwóch kieliszków, a jeden
z nich podał mi, kiedy kładł się obok mnie.
-Za Ciebie i Twój mały sukces. – Uśmiechnął się. Skinęłam
tylko głową i upiłam łyk trunku. Słodkie.
-Co Ty knujesz, co? – Zapytałam po chwili ciszy
odstawiając pustą lampkę.
-Hm. Stęskniłem się, dawno Cię nie widziałem no i nasza
ostatnia rozmowa – cóż pozostawia wiele do życzenia. Poza tym mam wolne, Nikki
nie ma. Co miałem robić sam? – Uśmiechnął się przekręcając w moją stronę.
-Nie wiem, co mam powiedzieć…-powiedziałam cicho patrząc
na niego.
-Że Ci się podoba i udała się zabawa. – Zaśmiał się
jeżdżąc palcami po moim udzie.
-To było najlepsze doświadczenie w moim życiu. – Uśmiechnęłam
się patrząc na jego dłoń. Całe ciało pokryło się gęsią skórką, a mój oddech od
razu przyśpieszył.
-Tęskniłaś? – Przybliżył się.
-Tak. – Spojrzałam mu w oczy. Uśmiechnął się
kokieteryjnie i w jednej chwili jego dłoń znalazła się na moim policzku, a usta
przyległy do moich. Nagle wszystkie smutny, problemy, zmęczenie, ból, rozterki
odeszły. Całe moje ciało wypełniła radość i pożądanie. Objęłam go w szyi i z
całą pewnością odwzajemniłam pocałunek.
-Jesteś niemożliwy. – Zaśmiałam się, kiedy się ode mnie
oderwał.
-Wiem, ale lubisz to. – Uśmiechnął się patrząc na mnie.
-Długo to wszystko aranżowałeś? – Sięgnęłam po winogrona
i podałam mu jedno.
-Nie. Ludzie tutaj są strasznie mili i pomocni
oczywiście, za zapłatę. Miałaś jakieś problemy ze wskazówkami?
-Tak! Z bykiem, w życiu bym na to nie wpadła. Cała reszta
jakoś poszła, ale powiedz mi…Skąd kwiaciarka znała moje imię i nazwisko no i
jak mnie rozpoznała? – Patrzyłam na niego uważnie.
-Dałem jej Twoje zdjęcie, doszedłem do wniosku ze imię to
głupi pomysł, a nazwisko zbyt znajome. A cały pakiet jakoś przeszedł. No i
kupiłem u niej bukiecik, więc tym bardziej była mi przychylna. – Zaczął się śmiać
i podniósł się, aby nalać wina. Nie mogłam oderwać od niego wzroku – był tak
przystojny, że ciężko było wyrzucić z głowy sprośne myśli.
-Proszę. – Uśmiechnął się podając mi lampkę i siadając za
mną. Oparłam się wygodnie o jego klatkę piersiową i upiłam wino.
-Potrzebowałam takiego relaksu…-westchnęłam cicho
zamykając oczy i rozkoszując się ciszą dookoła. Silne dłonie Iana delikatnie
zaczęły masować moje ramiona, a usta muskały mój kark.-Rozpieszczaj mnie
bardziej, a nie wrócę dziś do hotelu.
-Tak czy siak nie wrócisz, dziś śpisz u mnie. – Szepnął
mi na ucho przegryzając je.
___
Już 12... chyba spada mi publika :C wykażcie troche werby w komentarzach, to naprawde dodaje otuchy < 3