środa, 27 stycznia 2016

Rozdział 24

28.06
-Czy jak do cholery proszę o kawę to nie mogę po prostu dostać kawy? – Spojrzałam na nową sekretarkę.
-Ja..ja…
-Nie interesują mnie Twoje tłumaczenia. – Rzuciłam oschle i wróciłam do siebie. Z całą pewnością poniedziałek to nie jest mój dzień. Tym bardziej, że dość uroczo spędziłam weekend. Całą niedziele leżałam w łóżku z Kate i oglądałam na zmianę telewizję i filmy. Teraz, kiedy jestem w pracy i jedyne, o czym marze to o mocnej kawie dostaje jakieś siki, bo nowa sekretarka nie ogarnia systemu. Zadzwonił mu służbowy telefon.
-Halo?
-Pani Graham przyszła na spotkanie. – Usłyszałam w słuchawce drżący głos cycatej blondynki z recepcji.
-Niech wejdzie. – Rzuciłam krótko odkładając słuchawkę.
-Puk, puk. – Kat weszła do gabinetu. – Proszę, proszę jak się ustawiłaś. – Zaśmiała się całując mój policzek.
-Wszystko ma swoją cenę. – Odparłam siadając na swoje miejsce. – Chcesz coś pić?
-Nie dziękuje. – Uśmiechnęła się siadając. – Powiedz mi jak to będzie wyglądać, cała nasza współpraca.
-A więc. Jeżeli masz projekt mieszkania bądź domu jest to zdecydowanie ułatwiona sprawa. W przeciwnym razie musiałabym przyjechać do Ciebie i sama zrobić pomiary jak i projekt. Mówisz mi, co byś chciała, ja to nanoszę na rysunek. Ty to potwierdzasz, a ja oddaje projekt do zrobienia. W każdym stanie mamy firmę budowlaną, z którą pracujemy oraz sklepy meblowe pracujące na nasz zysk. W niektórych przypadkach na życzenie klientów osobiście pilnuje a nawet czasami urządzam wnętrza. Wszystko w zależności od poleceń. – Uśmiechnęłam się krzyżując dłonie. – Tu masz cennik. – Położyłam przed nią zalaminowaną kartkę.
-Dość przystępne ceny. – Stwierdziła po chwili namysłu.
-Jedni mówią tak, a inni, że się cholernie cenię. Cóż, jestem najlepsza w tym, co robię, tutaj w moim Stanie. – Wzruszyłam ramionami.
-Chyba nie tylko w rysowaniu i projektowaniu jesteś dobra, hm? – Zapytała patrząc na cennik.
-Co masz na myśli?
-Nie no nic, nic. – Śmiała się robiąc dzióbek.
-Mów. – Zarządziłam udając poważną.
-Ty i Ian. Romans? Love story?
-Raczej ze smutnym zakończeniem. – Zaśmiałam się ironicznie.  – Jeszcze miesiąc, a wszystko co..Em stworzyliśmy po prostu przepadnie. Nowe życia. Nowe tożsamości. I tak dalej, i tak dalej…
-Próbuje zmusić go do zmiany decyzji. Niestety, ale to jest jedyna kwestia, w której mnie nie słucha. – Westchnęła.
-Dlaczego tak bardzo trzyma się tej decyzji skoro nie jest pewny tego? To nie jest związek na kilka dni, to małżeństwo. Transakcja na długi czas… Oczywiście w teorii jednak w praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Wiem, co mówię..
-Trzyma się tej decyzji ze względu na własne interesy. – Wzruszyła ramionami odkładając cennik na biurko. – Gdyby nie to, myślisz ze kochałby się z Tobą, leciałby do Hiszpanii dla Ciebie i mówił o Tobie w kółko jakby kochał Nikki? – Spojrzała na mnie krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Jakie interesy? O czym mówisz?
-Mogę Ci zaufać? – Zapytała cicho patrząc na mnie.
-Serio o to pytasz? – Wstałam od biurka. – Biorąc pod uwagę, że praktycznie nakryłaś mnie w łóżku ze swoim przyjacielem, który za kilka dni będzie zaobrączkowanym gościem i nie poleciałaś zdać relacji jego narzeczonej… tak możesz mi ufać, chociażby biorąc pod uwagę fakt, że muszę pilnować swojego tyłka. – Zaśmiałam się ironicznie opierając się o parapet.
- Ojciec Nikki zainwestował kupę kasy w jego fundację.
-Chcesz mi powiedzieć, że ślub jest w zamian za inwestycje? Myślałam, że takie rzeczy to tylko w bajkach podpisane krwią na drogim pergaminie.
-Tu są realia Care. – Powiedziała Kat. – Fundacja Iana to dla niego oczko w głowie. Związał się z Nikki sądząc, że to miłość na całe życie. Po zaręczynach zrozumiał, że to nie to. Chciał to zakończyć, rozstać się z Nikki, ale w tym momencie jej ojciec postawił fundację na nogi i zapewnił jej prosperowanie na najbliższy czas. Właśnie, dlatego Ian tak bardzo trzyma się tej decyzji.
-Przecież to..
-Chore? Owszem, ale decyzja Iana jest nie do podważenia. – Wzruszyła ramionami.
-Nie poddam się. Nie pozwolę mu popełnić tego błędu.
-Nie pozwolisz mu ze względu na jego dobro czy własny interes? – Spojrzała na mnie z przymrużonymi oczami.
-Oczywiście, że chodzi o niego.
-Kłamiesz. – Zarzuciła od razu.
-Nie mam takiej potrzeby. – Odrzekłam siadając na swoim fotelu. – Wracając do naszej współpracy…
-Co czujesz do Iana? – Przerwała mi.
-Słucham?
-Nie jesteś bezinteresowna. – Oparła łokcie o biurko. – Nie robisz tego dla niego, Ty masz w tym ukryty interes. Prawda? – Patrzyła na mnie przeszywająco. Zamilkłam na dłuższą chwilę, a ona milczała razem ze mną.
- Zakochałam się. – Powiedziałam w końcu. - Nawet nie wiem kiedy, nie wiem kiedy zaczęłam go pragnąc, z każdym razem coraz mocniej na mnie działał, a w pewnym momencie zrozumiałam, ze muszę zrobić wszystko by mieć go na wyłączność. Z perspektywy czasu widzę, ze to wcale nie moja zasługa ze go mam, bo to on zawładnął mną do granic możliwości. Każda kłótnia z nim sprawiają ze nie tylko boli mnie serce, ale cale ciało tak ze zwijam się z bólu. Zależy mi na nim tak bezgranicznie i czuje ze jemu sto razy bardziej. Rozumiesz? Dlatego zrobię wszystko, aby nie podjął tak strasznej decyzji. – Wyrzuciłam z siebie wszystko, a jedna samotna łza spłynęła po moim policzku.
-Jesteś dobrą dziewczyną i pomogę Ci, jeżeli tylko będziesz tego potrzebować. – Uśmiechnęła się pocieszająco łapiąc mnie za dłoń. – Wracając do naszych spraw…

***
-Mamo… Oczywiście, że o siebie dbam. – Powiedziałam wkładając gotowe danie do mikrofalówki.  – Mam trochę pracy i jestem zmęczona, to tyle.
-Córciu. Nie kontaktowałaś się z nami odkąd wyjechałaś. Martwimy się.
-Niepotrzebnie. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. U dziadków także wszystko ok, nie masz się, czym martwić. – Nalałam soku do szklanki i usiadłam przy stole.
-Tak wiem, babcia dzwoniła do mnie w przeciwieństwie do mojej pierworodnej córki. – Rzuciła rozgoryczona. – Mówiła, że chciałaś zachęcić ich do przeprowadzki do Stanów.
-Owszem, ale nadaremnie. Oby dwoje są uparci.. Wiesz ich dom, wspomnienia, marzenia i brak pieniędzy… babcia uważa, że to za duży koszt dla nich żeby wybudować się tu lub chociaż coś wynająć, nie mają na to środków…
-Kochanie, wiesz, że gdybyśmy mieli większą gotówkę dziadkowie już dawno byliby z nami. – Moja mama jak zwykle jęczała do słuchawki.
-Wiem mamo… kończę już, trzymaj się i ucałuj wszystkich. Papapapa. – Pocmokałam do słuchawki i położyłam komórkę na blat. Wyjęłam ciepłe danie i w samotności zaczęłam konsumować posiłek. Moje myśli wciąż biegały między Ianem a Kat, która zdradziła mi tak ważne fakty z życia Iana. Jednak nie mogę nic zrobić, bo obiecałam dochować tajemnicy. Nagle zrozumiałam jak silnym narzędziem są pieniądze i jak wiele można zrobić z ich pomocą. Nagle miałam cały szereg planów odnośnie gotówki na moim koncie. W końcu poczułam, że mogę zrobić coś sama. Dla kogoś.

___

W końcu jasność ^^ 
Wszyscy zachwalają początek rozdziału 22, wstęp nie jest do końca mój. Natrafiłam gdzieś w internecie na taki cudowny fragment i postanowiłaś wcielić go w swoje opowiadanie - pasuje do uczuć Caroline i myślę, że w jakimś procencie trafia do części z nas :)

piątek, 22 stycznia 2016

Rozdział 23

+18

-Więc mówisz, że nie masz na sobie bielizny? – Śmiał się pijąc whisky i zerkając na mnie. Leżałam po przeciwnej stronie na kanapie i piłam kolejną lampkę wina. Ewidentnie szumiało mi w głowie, ale świetnie się bawiłam.
-Tylko dołu, stanik mam. – Roześmiałam się. – Nie lubisz czasami pochodzić bez bokserek?
-Wole chodzić bez stanika. – Śmiał się pijąc drinka. – Wracając do tematu Twojej ogromnej gotówki na koncie, co zamierzasz zrobić?
-Oh. – Podniosłam się. – Kate zadaje mi to samo pytanie, a ja…Nie mam pojęcia. – Wzruszyłam ramionami siadając wygodnie. – No wiesz, niecodziennie dysponuje się taką gotówką. – Założyłam nogę na nogę. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
-Dolać wina?
-Chętnie. – Odparłam wypijając ostatni łyk. Podszedł do komody, na której stał alkohol. Włączył między czasie wierze, z której poleciały jakieś hity.
-Uwielbiam ten kawałek…-zaśmiał się ruszając biodrami niczym rasowa tancerka. Patrzyłam na niego rozbawiona i klaskałam z podziwem.
-Myślę, że słabo wyczuwasz rytm. – Rzekłam kładąc nogi na stolik. – Zdecydowanie, nie masz poczucia rytmu skarbie.
-Nie mam? – Zaczął powoli podchodzić do mnie. – Jesteś tego pewna?
-Jak najbardziej…
-Czy jesteś tego pewna? – Ponowił pytanie i nie czekając na moją odpowiedź zaczął łaskotać moje stopy.
-Nie, nie, nie! – Krzyczałam wijąc się i trzymając moją sukienkę. – Proszę nie! – Błagam, kiedy jego dłonie przeniosły się na moje żebra. Miałam wrażenie, że jego gilgotki trwają wieczność. Krzyczałam i śmiałam się na zmianę. – Masz idealne wyczucie rytmu! – Wykrzyczałam w końcu.
-Widzisz? Jak chcesz to potrafisz. – Zaśmiał się siadając obok i łapiąc oddech. – Śmierdzą Ci stopy. – Dodał wąchając swoje dłonie, a po chwili wesoło się roześmiał.
-Wal się. – Rzuciłam obrażona poprawiając włosy. Spojrzałam na niego kątem oka obserwując jak dumnie siedzi i łapie oddech z zamkniętymi oczami. Jednym ruchem usiadłam na nim w rozkroku.
-A Ty co?
-Sprawdzam czy… masz łaskotki. – Zaśmiałam się maltretując jego żebra. Nie krzyczał tak jak ja, ale wił się niczym dziewica pod dotykiem mężczyzny.
-Dobra, dość. – Śmiał się łapiąc moje nadgarstki. Zrobiłam naburmuszoną minę i patrzyłam na jego twarz. Oczy płonęły z pożądania, usta powoli zakrywały uśmiech a zmarszczki koło oczu prostowały się. Mój oddech przyśpieszył tak jak i jego. Uwolnił moje nadgarstki i niepewnie położył swoje dłonie na moich biodrach. Poczułam jego ręce na brzegu sukienki. Unosiła się w górę ud. Ręce powędrowały na zapięcie stanika, aby uwolnić moje piersi. Sutki stanęły mi dęba i przebijały się przez delikatny materiał zielonej sukienki. Ujął moje cycki w dłonie i kciukami obrysował twarde jak skała sutki. Chwilę później poczułam wokół nich ciepło i wilgoć. Jęknęłam.  Uwolnił moją pierś z sukienki i zaczął ssać sutek, wciąż podtrzymując drugą. Oddychałam płytko. Przesuwał delikatnie wargami po zboczu mojej piersi, zbliżał się do drugiego sutka, żeby również go possać. Rozsunął swoje nogi sprawiają, że moje także się rozsunęły. Jego palce wspinały się po wewnętrznej stronie moich ud. Drażnił wgłębienia wysoko w pachwinach. Zadrżałam. Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę w tył. Jego oddech gładził moją skórę. Chwilę później przywarł ustami do mojej szyi, trochę powyżej pulsującego tętna. Odchyliłam głowę mocniej. Trącił mnie nosem i lekko ugryzł. Jego ręka znalazła się między moimi udami. Palce ślizgały się na zewnątrz, a potem wślizgnęły się do środka. Jęknęłam.
-Uwielbiam dźwięki, które wydajesz, kiedy jesteś podniecona. – Wymruczał mi wprost do ucha, Jego ręka wydobyła ze mnie kolejny jęk. Jego palce poruszały się na zewnątrz i w środku i były chwile, gdy drżałam na skraju orgazmu, Droczył się ze mną. Poruszał nimi bardzo wolno, ustami malował na mnie erotyczne wzory. Na chwilę się wycofał, zostawił mnie samą, dyszącą. Znów mnie dotknął, wylądowały na mnie miękkie pociągnięcia opuszków jego palców, za chwilę urozmaicone mocniejszymi kolistymi ruchami. Wygięłam się i jęczałam cicho wbijając paznokcie w jego przedramiona. Nie śpieszył się. Wykonywał bardzo powolne ruchy. Delikatne. Mruczał mi do ucha słodkie słowa, muskał nosem i ustami moją skórę. Prowadził mnie do podniecenia ustami i palcami. Językiem kreślił esy-floresy na moim obojczyku, w końcu wydobył ze mnie pierwsze głośniejsze westchnienie, a po chwili gwałtowniejszy wdech. Wszystko odpłynęło – poza nim. To był cud. Radość. Przyjemność. Zapomnienie. Wieczność. Kiedy dochodziłam wypowiadałam nieśmiało jego imię. Załkałam i powiedziałam je znowu. Przycisnął dłoń do epicentrum mojego orgazmu i trzymał, a błogość zalewała falą całe moje ciało. Opadłam na niego chowając twarz w zgięciu jego szyi. Wciąż było mi mało. Ustami muskałam jego skórę tuż przy mojej twarzy, a dłonią odpinałam kolejne guziki jego koszuli. Chwilę potem jeździłam dłonią po jego twardym i gładkim torsie. Mruczał coś niezrozumiałego i zaciskał wilgotną dłoń na moim pośladku. Spojrzałam mu w oczy, a potem na jego rozchylone usta. Złączyliśmy się w namiętnym pocałunku, który pochłonął mnie do reszty. Słyszałam jak grzebie coś przy pasku, po chwili podniósł mnie do góry, a w następnej sekundzie powoli wsuwał się we mnie. Jęczałam wprost do jego ust. W domyśle z pewnością nie miał delikatnego seksu – wchodził we mnie mocno i stanowczo trzymając mnie za biodra. Trans. Pchnięcie za pchnięciem. Moje jęki zamieniły się w krzyki. Krzyczałam jego imię błagając o więcej. Doszliśmy w tym samym czasie. Dzieliliśmy ten sam błogi stan patrząc sobie w oczy i wyczerpani muskając swoje usta. Gładziłam delikatnie jego kark leżąc na jego ramieniu.
-Pójdę do toalety. – Szepnęłam mu na ucho i po zabraniu swojego biustonosza delikatnie zeszłam z jego kolan.  Zakluczyłam drzwi i poprawiłam od razu włosy, które były w kompletnym nieładzie. Usłyszałam dzwonek do drzwi i w jednej chwili zamarłam.
-Nikki, skarbie…-usłyszałam donośny głos Iana. – Wejdź. – Zamknął drzwi. Fuck. Raz się żyję, przecież nie będę w tej łazience czekać wiecznie. Szybko założyłam stanik, przetarłam policzki i wyszłam z łazienki, a tam…Kat, serialowa Bonnie.
-Co masz taką przestraszoną twarz? – Zaśmiała się siedząc na kanapie.
-Myślałam, że…że to Nikki. – Zaśmiałam się nerwowo. – Jak mogliście?
-Udało się. – Rzekł Ian unosząc drink w geście zadowolenia.
-Wiem o was. – Powiedziała Kat. – Wiem, że się spotykacie potajemnie i sądząc po zapachu unoszącym się w powietrzu nieźle się zabawiacie. – Puściła mi oczko.
-Ja…-zacięłam się stojąc wciąż w jednym miejscu.
-Możesz mi zaufać. Chciałam raczej ubić z Tobą targu. Potrzebuje architekta, aby urządził mi moje mieszkanie w Atlancie. Ian Cię polecił, sugeruje, że jesteś naprawdę dobra… W tym jak i w innych rzeczach. – Zaśmiała się.
-Owszem, jestem dobra…w tym i innym. – Zaśmiałam się siadając na kanapie. – Zapraszam Cię do siebie w poniedziałek, najlepiej z planem mieszkania. – Uśmiechnęłam się dopijając wino.
-Dwunasta będzie odpowiednia? – Spojrzała na mnie ukazując szereg swoich śnieżnobiałych zębów.
-Jak najbardziej.

***
-Będziesz rzygać? – Zapytała Kate wchodząc do jej salonu.
-Dlaczego miałabym rzygać? – Spojrzałam na nią.
-Walisz alkoholem na kilometr, a chce Cię położyć do swojego łóżka. – Zaśmiała się. – Czyste zabezpieczenie! – Podniosła ręce w geście poddania.
-Spadaj. – Rzuciłam w nią poduszką. – Czuję się świetnie.
-Widać. Orgazm maluje Ci się na twarzy. Swoją drogą… Czy to niezakazane?
-Orgazm? – Spojrzałam na nią pijąc herbatę.
-Orgazm z facetem, który za miesiąc bierze ślub.
-To jest tak samo zakazane jak zdradzanie swojej przyszłej żony przed ślubem, ale wiesz co? Zamierzam odbić jej Iana. Nie poddam się. Za dużo nas łączy i jeżeli nie zmieni zdania przed ślubem będę tą osobą, która w kościele zaprotestuje. I wiesz co? Walić to. Walić konsekwencję.
-Skarbie, za dużo wypiłaś…
-Nie Kate. Chcę Jego. Z każdą wadą. Z każdą zaletą. Z każdym żartem. Z głupimi pytaniami. Z wszystkimi przyzwyczajeniami. Z każdym nawykiem. Z wszystkimi grymasami na twarzy. Z marudzeniem. I wszystkimi złośliwościami. Chcę Jego. Nawet, gdy ciężko ze sobą wytrzymać. Gdy obrażamy się na siebie na 5 min. Z wstawaniem w południe. Z każdym przytuleniem, nawet gdy mówię, że nie chcę. Z każdą niespodzianką. Z cierpliwością. I kiedy jej już brakuje. Gdy się budzę. I gdy zasypiam. Gdy razem gotujemy. Gdy dzwoni z pytaniem na co mam ochotę, bo właśnie jest w sklepie. Gdy męczy mnie swoimi ulubionymi piosenkami. Gdy każesz mi oglądać kolejny horror albo jakiś film piąty raz. Z kwiatkami zrywanymi po północy. Z wspólnym patrzeniem w gwiazdy. Z wycieczkami. Z piknikami. Z pomysłami. Z najmniejszymi gestami. Chcę Jego z wszystkim, bo bez tego wszystkiego nie będę szczęśliwa. Rozumiesz? On jest moim kluczem do szczęścia. Wiem to, czuje to.
-Nie wiem co mam powiedzieć…- Kate patrzyła na mnie dużymi oczami.
-Powiedz, ze mi pomożesz, kiedy będę potrzebować wsparcia w tej walce.
-Oczywiście. – Rzuciła się na mnie i przytuliła jak swoją młodszą siostrę.


środa, 13 stycznia 2016

Rozdział 22

27.06
Wszyscy rodzimy się z czarną dziurą w piersi. Ze strachem czy jesteśmy wystarczająco zdolni, atrakcyjni i fajni. Usiłujemy ją nakarmić czekoladą, zapełnić czyjąś miłością, zapchać ubraniami, zasypać lajkami albo wyklęczeć ją przed ukrzyżowanym Jezusem, ale nic z tego nie działa, bo to tylko przykrywka. Ludzie lubią przykrywki. Wakacje na kredyt, dzięki którym przez chwilę pomyślą, że mają cudowne życie. Mało przekonujące spotkania, z których przynajmniej ma się świetne zdjęcia. Przeżycia powierzchowne jak szminka na ustach i tusz na rzęsach, dzięki którym możesz być nieśmiała i niepewna siebie, ale patrząc na twój uśmiech, długie nogi i piersi w staniku push-up nikt tego nie zauważy. Tylko, że to donikąd nie prowadzi. To, że komuś coś udowodnisz nic nie zmieni. Udowodnić powinnaś przede wszystkim sobie, że możesz na sobie polegać, że jakiś kretyn nie zmieni twojego życia, że zawsze sobie poradzisz i że jesteś mądra i atrakcyjna. Nie w taki sposób, jak singielki, które otwierają hiszpańskie wino i chociaż to ktoś zawsze od nich odchodził powtarzają sobie, że mogą mieć każdego. Powinnaś oprzeć się na faktach i na swoich osiągnięciach. Musisz wiedzieć gdzie masz granice i mieć pewność, że jesteś warta wszystkiego, co dobre cię spotkało i tego, co dopiero ciebie spotka. Wymaga to więcej pracy, niż zrobienie makijażu, bo poczucie własnej wartości wyrasta na grubej warstwie świadomości swoich możliwości wynikającej ze zrobienia rzeczy, z których możesz być dumna. Nie mówię, że to łatwe. Mówię, że to skuteczne. Właśnie z takim nastawieniem wyszłam dziś w pracy. Dzień jak co dzień. Korki. Ludzie się spieszą. Niebo rozświetla piękne i ogromne słońca. Nic się nie zmienia. Nic oprócz mojego życia. Ubrana w czarne jeansy, białą zwiewną koszulkę i wysokie białe buty siedzę przy swoim biurku w świeżo posprzątanym biurze. Nawet okna zostały umyte, a pomieszczenie starannie wywietrzone. W końcu mogę otworzyć umysł i czekać na inspirację.
-Pani Caroline. Pan Somersby do Pani. – Zza drzwi wyłoniła się burza czarnych loków Esmeraldy.
-W porządku, zapraszam. – Odparłam wstając od biurka. – Dzień dobry. – Uśmiechnęłam się i podałam rękę w stronę łysego, starszego mężczyzny.
-Dzień dobry Pani Ackles. – Uśmiechnął się.
-Zapraszam. – Wskazałam ręką krzesło i przeniosłam projekty na biurko obok. – W czym mogę pomóc? – Zapytałam siadając na swoim fotelu po drugiej stronie.
-W mojej głowie urodziły się nowe pomysły odnośnie wystroju mojego domu i jak najszybciej chciałem się z Panią tym podzielić. – Odparł.
-Oczywiście, nie ma problemu. – Uśmiechnęłam się podchodząc do szafki i wyciągając wszystkie dokumenty, wstępne rysunki związane z naszą umową. Rozłożyłam kartki na biurku i ponownie spojrzałam na swojego klienta.
-A więc…-zaczynając zdanie w taki sposób wiedziałam, że nie pójdzie zbyt szybko. Cała nasza konsultacja trwała w nieskończoność – takie miałam wrażenie. Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę. – Odparłam prostując się.
-Mogę? – Zza drzwi wychyliła się Kate. – Ups..
-Poczekasz chwilę? Niedługo powinnam skończyć. – Uśmiechnęłam się delikatnie, a ona od razu zniknęła za drzwiami.
-Kolejna klientka. Strasznie się zasiedziałem. – Zaśmiał się Pan Somersby. – Jednak to już wszystko, tym razem na pewno.
-A więc spokojnie mogę zamknąć tą dokumentację i przystąpić do ostatecznego projektu? – Zapytałam chowając wszystkie kartki, notatki i dokumenty.
-Oczywiście. Kiedy projekt będzie gotowy?
-Myślę, że w przeciągu tygodnia spokojnie zdołam go zrobić. – Uśmiechnęłam się odkładając teczkę na bok i wstając.
-W takim razie do zobaczenia za tydzień. Dziękuję za Pani wyrozumiałość. – Uścisnął mi serdecznie dłoń i wyszedł z gabinetu, do którego po chwili wkroczyła moja przyjaciółka.
-Kawy, herbaty, a może wody? – Zapytałam patrząc na nią.
-Wody. – Uśmiechnęła się ściągając marynarkę. Nacisnęłam magiczny przycisk na telefonie, który od razu przekierował mnie do sekretarki.
-Pani Caroline, w czym mogę pomóc? – Zapytała Esmeralda swoim jakże słodkim głosem.
-Poproszę wodę i cappuccino takie jak zawsze.
-Już się robi. – Odpowiedziała rozłączając się.
-Nie za dobrze Ci? – Zaśmiała się Kate patrząc na mnie. – Własny gabinet, sekretarka i do tego całkiem niezły szef.
-Jeżeli podoba Ci się mój jakże cudowny szef z chęcią oddam Cię w jego szpony, uwierz. – Zaśmiałam się. – Co Cię do mnie sprowadza?
-Byłam w pobliżu, niedaleko jest świetny sklep z ekologicznymi kosmetykami, a że miałam chwilę czasu pomyślałam, że wpadnę do Ciebie.
-Miałam dziś do Ciebie przyjechać i w sumie zostać na noc. Ian zaprosił mnie do kina i na kolację. – Powiedziałam spokojnie.
-Słucham?! – Pisnęła, ale w tym momencie do gabinetu weszła sekretarka. Postawiła przed Kate szklankę a przede mną wysoki kubek.
-Możesz iść na przerwę. – Powiedziałam do niej, a ona tylko obdarzyła mnie jednym ze swoich ślicznych uśmiechów.
-Tyle się wczoraj wydarzyło, że wciąż nie rozumiem, dlaczego się zgodziłam. Jensen był u mnie, błagał o powrót. W końcu myślę, że się go pozbyłam. Powiedział tylko, że z rana prześle mi umówione pieniądze. – Powiedziałam biorąc łyk kawy.
-Zaraz trzynasta. Sprawdzałaś konto?
-Nie, nie miałam od rana czasu. Cały czas siedzę w rysunkach…-wskazałam ręką na zawalone biurko. – Sprawdzę teraz, dopóki jesteś tutaj. – Powiedziałam łapiąc się za myszkę i wchodząc w przeglądarkę.
-Myślisz, że da Ci już spokój?
-Mam taką nadzieję. – Odparłam spokojnie. Po chwili na ekranie pojawił się wyciąg bankowy. Serce mi stanęło. Zaniemówiłam. Moje konto nigdy, przenigdy nie widziało tak ogromnej sumy na koncie. Kate widząc moją minę od razu podeszła.
-O matko… Przecież mogłabyś za to wykarmić dzieci w Afryce i tak jeszcze kąpałabyś się w kasie. – Powiedziała z szeroko otwartą buzią.
-On zwariował…
-Połowa to połowa. Za te wszystkie krzywdy, należało Ci się, mimo iż sądzę, że kasa nie zwróci Ci utraconego życia. – Wzruszyła ramionami i usiadła na swoim miejscu. – Co zrobisz z taką kasą?
-Matko. Nie wiem. Myślałam, że dostanę tyle żeby odświeżyć dom, kupić meble, zapłacić rachunki i ewentualnie wyjechać na wakacje. Teraz… - zacięłam się patrząc ponownie na ekran. – Nie mogę doliczyć się zer, bo wszystko zlewa się w całość.
-Nie przejeb na głupoty. – Powiedziała ze stoickim spokojem pijąc wodę. – Poczekać na Ciebie?
-Kończę dopiero o szesnastej. – Odparłam zrezygnowana opierając się wygodnie.
-Daj mi klucze do siebie, zrobię nam coś na szybko do jedzenia i poczekam na Ciebie. Bez sensu żebyś jechała do mnie sama. – Uśmiechnęła się.
-Dziękuję. – Pocałowałam ją w policzek dając jej klucze. – Czuj się jak u siebie.
-Oh…Będę. – Śmiała się.

***

Wysiadłam z taksówki chwilę przed czasem. Tak jak myślałam, Ian stał już pod budynkiem kina. Zastanawiałam się czy moja zwykła, prosta i zielona sukienka w połączeniu z długimi kozakami pasuje do jego wyglądu. Ciemne jeansy, eleganckie półbuty, biała koszula i skóra. Cóż, przecież to nie randka prawda?
-Nie spóźniłaś się. – Zaśmiał się siedząc na schodkach.
-Czasami potrafię być na czas, ale nie przyzwyczajaj się. – Odrzekłam odgarniając włosy z ramion.
-Będzie ciężko. – Wstał i pocałował mnie w policzek. – Ślicznie wyglądasz. Nowa sukienka?
-Nie, wyprałam ją po prostu. – Wywróciłam oczami.
-Zadziora. – Podsumował otwierając mi wejściowe drzwi. – Mam nadzieję, że film Ci się spodoba.
-Na co w ogóle mnie zaprosiłeś? – Zapytałam idąc przodem i nawet na niego nie patrząc.
-Minionki. – Odparł lekko.
-Żartujesz? – Odwróciłam się stając naprzeciwko niego.
-Myślę, że tylko bajka rozgrzeje Twoje zamrożone serce. – Zaśmiał się podchodząc do kasy. Śmiałam się w duchu, ale nie dałam tego po sobie poznać. – Popcorn? Cola zero, bo jesteś na diecie?
-Jestem na diecie? – Spojrzałam na niego. – Tłuste nachosy i zwykłą, dużą colę. – Machnęłam na niego ręką.
-Oczywiście. – Musnął mój policzek idąc do sklepiku. Wodziłam za nim wzrokiem i mimowolnie się uśmiechałam.

***

-Musisz jednak przyznać, że bajka Cię rozbawiła. – Zaśmiał się otwierając przede mną drzwi do mieszkania.
-Owszem. Nie sądziła, że taki małe, żółte tic taci mogą tak bawić. – Zaśmiałam się stawiając torebkę na komodzie.
-Głodna? – Zapytał wieszając skórę na wieszaku.
-Jak wilka. – Uśmiechnęłam się ściągając kozaki. Czas prysł. Znowu byłam niską dziewczynką. Weszłam za nim do kuchni. Usiadłam przy stole i obserwowałam jak przygotowuje obiad. Podwinął rękawy od koszuli, rozpiął ją trochę od góry i z pełnym zaangażowaniem kroił szczypiorek.
-Pomóc Ci? – Zapytałam podpierając głowę na dłoni.
-Nie, dziękuje. Chcesz coś do picia? Sok masz w lodówce no chyba, że wolisz kawę.
-Na razie nie. – Odpowiedziałam dalej obserwując jego umięśnione plecy, które napinały się pod idealnie dopasowaną koszulą. – Co mi pichcisz?
-Duszony łosoś z warzywami. – Uśmiechnął się nakrywając do stołu. – Mam nadzieję, że będzie Ci smakować.
-Też mam taką nadzieję, nie mam zamiaru czekać na pizzę. – Uśmiechnęłam się zadziornie. Na język pchało mi się pytanie gdzie Nikki i jak ich plany, ale nie chciałam psuć kłótnią tego idealnego wieczoru. Po chwili postawi przede mną talerz ustrojony, co najmniej na miano Master Chefa. Nalał do lampki czerwonego wina i przyciemnił światło zapalając dwie świeczki stojące na rogu stołu, na które do tej pory nie zwróciłam uwagi.
-Smacznego. – Uśmiechnął się kładąc serwetkę na swoje kolana.
-Wzajemnie. – Odwzajemniłam uśmiech robiąc to samo co on. – Mmm. To jest pyszne. – Powiedziałam po pierwszym kęsie.
-Zgrywasz się. – Przekręcił głowę patrząc na mnie.
-Ja? Nigdy. – Uśmiechnęłam się popijając wino.
-Opowiedz mi, gdzie byłaś, kiedy nie odbierałaś moich telefonów.
-Tu i tam. – Uśmiechnęłam się, ale widząc jego przeszywające spojrzenie wyprostowałam się. – Byłam u rodziców odpocząć i poinformować ich o rozwodzie. Przy okazji były urodziny mojego brata, miałam okazję posiedzieć z bratową. Potem poleciałam do Polski, do dziadków. Dawno ich nie widziałam, a im dalej od Stanów tym lepiej. W między czasie załatwiłam do końca zaległe zlecenia i papiery rozwodowe. Nudy. – Podsumowałam popijając wino.
-Jak się trzymasz? – Spojrzał na mnie opierając łokcie o stół.
-Tak jak widzisz. Wyglądam ślicznie i siedzę u Ciebie jedząc najlepszą kolacje pod słońcem. Myślę, że nie wyglądam na smutną ani załamaną. – Puściłam mu oczko przechylając w jego stronę pustą lampkę po winie. Uśmiechnął się kokieteryjnie i dolał mi czerwonego trunku.

___
Tadam! Kolejny rozdział, dla pocieszenia wam powiem, ze jestem w trakcie pisania juz 36 rozdziału i wena ani trochę nie gaśnie! :D 






czwartek, 7 stycznia 2016

Rozdział 21

-Masz naprawdę spaczone wyobrażenie o tym, co jest romantyczne. – Powiedziała Kate z ustami pełnymi sushi, kiedy przy cała wcześniejszą godzinę opowiadałam o moim super seksie z brunetem.
-Doprawdy słodko wyglądasz, kiedy ryż wypada Ci z mordy. – Wywróciłam oczami. Prychnęła, a kciukiem pozbierała z podstawki ziarenka ryżu i oblizała go. Wycelowała we mnie pałeczki z poplamionymi sosem sojowym końcówkami i powiedziała:
-Facet mówi Ci, że masz gruby tyłek, a ty się robisz mokra? Coś jest z Tobą mocno nie tak, pączusiu.
-Boże… Nie powiedział, że mam gruby tyłek – odparłam. – Chodziło o to, że podobam mu się taka, jaka jestem. Z boczkami, z podkrążonymi oczami i tak dalej… - powiedziałam biorąc sushi do ust. Wzruszyła ramionami i zamoczyła kolejny kawałek pikantnego tuńczyka w mieszaninie sosu sojowego i wasabi.
-Ech! Nie słuchaj mnie. Po prostu jestem zazdrosna, że ty słuchasz tych wszystkich cudownych słów, a mój facet jest daleko ode mnie.
-Frustracja seksualna? – Zaśmiałam się porywając z jej talerza kawałek ryby.
-Ehe…
-Biedactwo. Nie masz przyjaciela na baterie? – Spojrzałam na nią przekręcając głowę.
-Padły mi baterie w tym skurwysynie i jeszcze ich nie wymieniłam. – Powiedziała z szerokim uśmiechem a potem znowu wzruszyła ramionami. – Przyjaciele na baterie nie mogą Cię zabrać na sushi.
-To ja zabrałam Cię na sushi. – Powiedziałam oburzona.
-Jakaś szansa na to, że trafi mi się coś po sushi? – Zapytała uwodzicielsko oblizując pałeczki. Zaśmiałam się tak głośno, że inni klienci restauracji odwrócili się w naszą stronę.
-Raczej nie.
-Dlaczego? Bo ślinisz się na widok Pana Iana Gigantycznego Magicznego Kutasa Somerhaldera? – Spojrzała na mnie mrużąc oczy.
-Zmieniając temat.- Zaśmiałam się popijając wino. – Co się stało z tym jak mu tam było przed Mattem? Spojrzała na mnie tym swoim spojrzeniem: uniesiona brew, wydęte usta, jednym słowem wcielenie złośliwości.
-Nie lubił króliczków. – Powiedziała spokojnie zabierając z mojego talerza łososia z awokado. Moja ręka zatrzymała się w połowie drogi między talerzem a ustami.
-Kiedy sprawiłaś sobie króliczka?
-Nie mam królika. – Odparła zrezygnowana. – Totalnie nie pociąga mnie koleś, który nienawidzi króliczków. Z takim typem musi być coś nie tak. Kto nienawidzi króliczków? I nie śmiał się z LOLcats.com. Powiedział, że ta strona jest…-zniżyła głos i rozejrzała się. – Głupia i kretyńska.
-Auć. Jak komuś mogą się nie podobać zdjęcia kotów ze śmiesznymi podpisami. Kretyn.
-No i rzuciłam go. A poza tym seks był dość kiepski. Właściwie to fatalny. A wiesz, że – dodała znów mierząc we mnie pałeczkami. – Ostatni fantastyczny seks uprawiałam z facetem godnym na miano mojego chłopaka?
-Matt? – Spojrzałam z rozbawieniem w oczach. – Więc szukasz chłopaka…
-Halo? A Pani gdzie była? Tak, zdecydowanie szukam chłopaka. I chcę dostać cały pakiet. Chcę mieć pierścionek na palcu. I dzieci. Wszystko. – Dopiła wino.
-Przereklamowane. – Zaśmiałam się wkładając gotówkę w rachunek. – Muszę iść, mam masę pracy. Szef siedzi mi na karku. Masakra.
-Coś poważnego?
-Wiesz. Każe mi teraz więcej siedzieć w agencji i jest zły, że niby przeze mnie uleciało mu kilka zleceń. Oczywiście to nie jest moja wina, ale warto się na kimś wyżyć. – Zaśmiałam się chowając portfel do torebki.
-Ja jutro mam rozmowę o prace w studio fotograficznym. Trzymaj kciuki.
-Będę. Pa mała. – Cmoknęłam ją w policzek wychodząc z restauracji.
-No pa, pa grubasie. – Rzuciła za mną odpisując na jakąś wiadomość.

***
Ubrana w czerwony dres siedziałam pod kołdrą na kanapie i pijąc herbatę szkicowałam projekt. W tle grało cicho radio wprawiając mnie w naprawdę cudowny nastrój. Chwilę przed 20 usłyszałam dzwonek do drzwi. Ociężale podniosłam się z łóżka i wsuwając nogi w śnieżnobiałe kapcie poszurałam do drzwi. Otworzyłam je szybciej, gdy po raz kolejny usłyszałam dzwonek.
-Jensen? – Spojrzałam pytająco. Stał oparty o framugę trzymając dłonie w kieszeni.
-Mogę? – Zapytał cicho, lecz z tak dobrze znaną mi chrypką.
-Proszę. – Otworzyłam szerzej drzwi. – Chcesz coś pić? – Zapytałam zakluczając zamek.
-Nie, ja… ja tylko na chwilę. – Spojrzał na mnie.
-Zapraszam. – Wskazałam ręką salon i weszłam zaraz za nim. – Wybacz bałagan, pracowałam. – Powiedziałam w pośpiechu składając koc.
-Nie ma problemu, to ja wpadłem bez zapowiedzi. – Usiadł na kanapie wprost kominka.
-Coś się stało? – Zapytałam siadając w bezpiecznej odległości.
-Daj mi jeszcze jedną szanse. – Powiedział jednym tchem. – Nie zawiodę Cię.
-Jensen…-przerwałam mu.
-Daj mi dokończyć. – Spojrzał na mnie swoimi zielonymi, smutnymi oczami. – Byłem durniem wiesz? Boże… Jak mogłem Cię stracić. Jesteś aniołem, boginią. – Zaśmiał się patrząc w swoje dłonie. – Tylko kretyn taki jak ja mógł od tak, za pomocą pstryknięcia palca pozbyć się kogoś takiego jak Ty. – Wstał nagle i przechadzał się po pokoju. – Wiesz… dużo myślałem. Te wszystkie kobiety, które miałem w łóżku…to…to…to nic? Wiesz. Przy Tobie…nic, żadna z nich…żadna…to wszystko to było nic. – Plątał się w słowach stojąc naprzeciwko ugaszonego kominka. – Ja myślałem, że my już tak na zawsze…no wiesz razem. Ja, Ty i nasze dzieci. Że ten pieprzony kominek będzie palił się w święta, a my będziemy siedzieć przy pierdolonej choince śpiewać te popierdolone kolędy. Wiesz? – Spojrzał w końcu na mnie. – Myślałem, że nic nas nie rozdzieli. Myślałem, że Ty się nie dowiesz. Boże… przecież ja wcale nie myślałem. Byłem kretynem, wiesz? Idiotą. Sukinsynem. Frajerem. Wiem o tym. Wiem wszystko. – Padł przede mną na kolana. – Nie mogę bez Ciebie żyć Care. Nie mogę. Moje życie wypełniła pustka, totalna pustka. Ja…ja będę się leczył. Mówiłaś, że jestem chory. Wyleczę się, dla Ciebie, dla nas. Zaczniemy od nowa. Wiesz Ty i ja. Razem. Wspólnie. – Złapał moje dłonie w swoje i całował ich wierzch. – Będziemy mieć dzieci, zrobimy ten remont i będziemy fajną, szczęśliwą rodziną… Czyż to nie piękne? – Mówił w kółko patrząc na mnie jak obłąkany. W moich oczach stanęły łzy.  Tyle słów wypłynęło z jego ust w tak krótkiej chwili. Kiedy ja ostatni raz mogłam liczyć na taką szczerość?
-Jensen…-zabrałam dłonie i odsunęłam się od niego. –Nie. Nie mogę. To koniec. Definitywny koniec. Nie możemy zacząć od nowa. Po prostu, nie możemy. Nie uda nam się. Mi się nie uda. Będę dusić się w tym związku.
-Dlaczego? Caroline, dlaczego. Księżniczko moja…
-Nie mów tak do mnie. – Warknęłam wstając. – Nie jestem ani księżniczką ani tym bardziej Twoją. Jestem dla Ciebie obca osobą, rozumiesz? – Zapytałam patrząc na niego z góry.
-Care…-wstał nagle i ujął moją twarz w dłonie. – Spójrz na mnie. – Rozkazał. – Spójrz do cholery.
-No i co? Po co mam patrzeć? – Zapytałam kładąc swoje dłonie na jego.
-Dlaczego nie możemy spróbować?
-Nie kocham Cię. – Wyszeptałam spuszczając wzrok.
-Słucham? – Zaniemówił. Patrzyłam jak jego oczy nagle ciemnieją a źrenice rozszerzają się. – Powtórz to głośniej.
-Nie kocham Cię. – Powiedziałam pewniej. – Rozumiesz? –Zabrałam jego dłonie z mojej twarzy. – Nie kocham Cię. Zniszczyłeś wszystko. Zniszczyłeś Nas. Nasze plany. Naszą miłość. – Powiedziałam wściekła podchodząc do komody. –Nie kocham Cię!
-Dla…-zaczynał.
-Skończ i wyjdź stąd. – Powiedziałam opuszczając salon i zapalając światło w korytarzu. – Słyszysz? Wynoś się!
-Myślałem, że…
-Że co? Że CI wybaczę? Że dalej będziesz weekendami pieprzył mnie a od poniedziałku do piątku będziesz pieprzył pięć innych lasek? Tak myślałeś? To nie myśl, bo Ci nie wychodzi. Wynoś się i nigdy więcej nie zachodź mnie w domu. Rozumiesz? Nigdy. – Syknęłam otwierając drzwi.
-To są Twoje klucze. – Oddał mi pęczek. – Jutro na konto dostaniesz pieniądze, według naszej umowy. – Powiedział wychodząc za drzwi.
-Caroline…
-Żegnaj Jensen. – Powiedziałam oschle zatrzaskując drzwi. Przekręciłam zamek i zgasiłam światło. Nalałam do szklanki whisky i jednym łykiem opróżniłam szkło. Usiadłam na kanapie i w jednej sekundzie poczułam ja straciłam resztki sił. Patrzyłam przed siebie i dałabym uciąć sobie rękę, że o niczym nie myślałam. Nie było mi nawet smutno. Nie miałam ochoty płakać. Po prostu siedziałam i patrzyłam w ścianę. Mój telefon zawibrował. Miałam tylko nadzieję, że to nie Jensen. Na wyświetlaczu widniała tylko wiadomość od Iana

„Co powiesz jutro na kino i kolację u mnie? Nie mieliśmy okazji porozmawiać, I.”


Patrzyłam dłuższą chwilę na ten zlep liter i nie wiedząc czemu odpisałam tylko „Ok.” i postanowiłam dalej delektować się spokojem i ciszą.

___
Kolejny rozdział. Mam nadzieję, że trzymam poziom i podoba wam się cały zarys akcji. Cieszę się, że wciąż ze mną jesteście - to wiele dla mnie znaczy. Ostatnio miałam mase spraw na głowie i nie miałam czasu żeby zaglądać do was i komentować dlatego też teraz zostawiam wam moje wypociny i lecę nadrabiać do was moje zaległości! Buziaki :*

PS: Zakładka outfits cały czas zaprasza, zaglądacie tam?