czwartek, 29 października 2015

Rozdział 13

29.05
Otworzyłam ociężale oczy słysząc spokojny oddech obok siebie. Przekręciłam głowę i zobaczyłam, że Ian słodko śpi. Poprzedni dzień był tak zwariowany, a noc z całą pewnością mu dorównała. Patrzyłam na spokojną twarz bruneta i poczułam dziwne ukłucie w sercu. Wyrzuty sumienia. Zdradziłam po raz kolejny Jensena. Jaka ze mnie żona? Pomimo chwilowego kryzysu w moim małżeństwie jak i w duszy powinnam twardo trzymać się ślubnej przysięgi, a nie ulegać pierwszemu lepszemu napotkanemu facetowi na mojej drodze. Jednak patrząc teraz na tego pierwszego lepszego faceta uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy. Włosy są w kompletnym nieładzie, usta wykręcają się w dzióbek a idealnie wyrzeźbiona klatka piersiowa miarowo unosi się ku górze. Położyłam na niej delikatnie dłoń – jego ciało było przyjemnie ciepłe i delikatne.
-Wyspałaś się już? – Zamruczał przez sen.
-Tak. – Odparłam krótko zabierając rękę. – Powinnam wracać, Kate pewnie się denerwuje.
-Nie sądzę. Wie, że tu jesteś. Napisałem jej smsa wczoraj od Ciebie, gdy zasnęłaś po naszym zwariowanym seksie. – Zaśmiał się przeciągając. – Swoją drogą dobry wieczór. Do twarzy Pani z nagością. – Dodał przeczesując włosy. O szlag. Dopiero teraz zauważyłam, że jestem zupełnie naga. Zakryłam się szybko kołdrą i uderzyłam go w ramię.
-Wole buzi, ale bicie też jest podniecające. – Puścił mi oczko.
-Somerhalder! Nie pozwalaj sobie…
-W nocy nie stawiałaś mi takich wymogów. – Spojrzał na mnie zdziwiony, a po chwili wybuchł radosnym śmiechem.
-Przeginasz. – Syknęłam i wstałam z łóżka kierując się w stronę łazienki.
-A Pani dokąd?! – Zapytał oburzony podbiegając do mnie. Zauważyłam w lustrze jego zgrabny tyłeczek. Stał przede mną tak jak Pan Bóg go stworzył i nie wyglądał na specjalnie przejętego.
-Wziąć prysznic i ubrać się proszę Pana.
-Ubrać się? Po co to komu? – Zaśmiał się i jednym ruchem pozbawił mnie kołdry. –Prysznic? Zaraz i tak się spocisz. – Szepnął stając przy mnie na tyle, blisko, że czułam jego męskość.
-Nie sądzę. – Powiedziałam pewnie kładąc mu dłonie na ramionach.
-Zastanów się nad tym dobrze…-mruknął całując moje obojczyki i jednym ruchem podrzucił mnie do góry. Wystraszona objęłam go nogami w biodrach i patrzyłam na niego z góry.
-Zastanowiłam się i nadal protestuje. – Wydyszałam cicho, ale wiedziałam, że mój podniecony wzrok zdradzał wszystko.
-Ty może tak, ale Twoje sutki…-mruknął delikatnie je liżąc. -…Chyba są innego zdania. – Dokończył patrząc mi w oczy.
-Moje zdanie jest najważniejsze.
-Mów dalej, to fascynujące. – Szepnął gryząc moją szyję i w tym samym czasie poczułam jak jego członek jeździ po mojej łechtaczce.
-Pieprzyć to. – Wyprostowałam się, a chwile potem Ian wypełnił mnie całą.

***
Około siedemnastej siedzieliśmy przy niewielkim, szklanym stoliku i delektowaliśmy się naszym późnym obiadem. Śmieliśmy się z głupot, czasami wchodząc w poważne tematy i wzajemnie wymieniając się różnymi opiniami.
-Wiesz… Zawsze chciałam podróżować. Zwiedzać kontynent po kontynencie, państwo po państwie, miasto po mieście. – Powiedziałam popijając czerwone wino.
-Czemu nie podróżujesz? – Spojrzał na mnie dokańczając danie.
-Jensen nie lubi podróżować, zresztą… jego jedyna podróż to ta między Teksasem, Kansas, Kanadą a Malibu. Nie pamiętam, kiedy byliśmy na jakiś wakacjach, razem i daleko stąd. –Zaśmiałam się obracając w palcach lamkę.
-Podobnie z Nikki. Gdzie chciałabyś polecieć?
-Europa. Przyjechać tutaj do Hiszpanii i zwiedzić jej zakątki. Francja, Holandia, Niemcy i zahaczyć o Polskę, a potem zwiedzić państwa na jej południu.
-Kiedyś zwiedzisz, na pewno. – Puścił oczko i dolał mi wina.
-Ian… Pamiętasz, wtedy na jachcie nie chciałeś mi czegoś powiedzieć. Powiedz mi teraz…-spojrzałam na niego uważnie. Jego ciało automatycznie się spięło.
-Nie pamiętam.
-Kłamiesz. Ian, o co chodzi? – Złapałam jego zaciśniętą pięść.
-Care. O nic, naprawdę. Już nie pamiętam, o co mi wtedy chodziło. Za dużo alkoholu. – Zaśmiał się nerwowo.
-Albo mi powiesz albo wychodzę.
-Szantażujesz mnie? – Spojrzał na mnie zły.
-Wybieraj.
-Tam są drzwi. – Rzucił krótko i z hukiem wstał od stołu. Spojrzałam zszokowana na jego oddalającą się sylwetkę i również wstałam od stołu. Zebrałam swoje rzeczy i pośpiesznym krokiem opuściłam hotel. Do oczu cisnęły mi się łzy, ale postanowiłam być twarda. Wiedziałam, że on nie wybiegnie za mną i ta myśl tylko dodawała mi otuchy. Dziś opuszczał Europę i niezmiernie cieszył mnie ten fakt.

__


Dziś krótko gdyż nie miałam zupełnie weny na ten rozdział a kilka wątków ciśnie mi się do głowy. Przepraszam, że nie komentuje waszych blogów. Za dużo się u mnie dzieje. 

niedziela, 11 października 2015

Rozdział 12

28.05
Upragniony piątek. Każdy dzień wyglądał tak samo – dosłownie. Pobudka, prysznic, śniadanie, próba, powrót do hotelu, prysznic, kolacja i sen. W między czasie krótkie rozmowy to z Jensenem to z rodziną i kilka selfie na pamiątkę. Nie miałam na nic sił, mój mózg jakby odłączył się od ciała po ostatniej rozmowie z Ianem. Nie odezwał się już i ja także nie zamierzałam wyciągać ręki. Może i byłam zbyt dumna, ale dobrze mi z tym. Dziś próba skończyła się o osiemnastej, a więc radość, która nas ogarnęła była większa niż kontynent Ameryki Północnej.
-Idę pierwsza pod prysznic! – Rzuciła Kate, kiedy przekroczyłyśmy próg hotelowego pokoju.
-Spoko. – Rzuciłam obojętnie i chciałam rzucić się na swoje łóżko, ale zauważyłam wielkie różowe pudełko, różowy liścik i różę tego samego koloru. Spojrzałam na to podejrzanie i wzięłam do ręki kopertę. Żadnego adresata, odbiorcy czy chociaż inicjałów. Zaciekawiona wyjęłam karteczkę.

„Witaj. Wiesz, co jest najpiękniejsze po ciężkim dniu pracy? Miły wieczór z cudownym widokiem na otaczający nas krajobraz. Dzisiejszy wieczór będzie ciepły – załóż to, co masz w pudełku, a o 19 pod hotelem będzie czekała na Ciebie limuzyna. Nie spóźnij się, kierowca będzie czekał tylko pięć minut.”

Zaśmiałam się pod nosem. Nie rozumiem, o co chodzi, ale czuje, że za tym wszystkim swoi Jensen. Otworzyłam pudełko – różowa zwiewna sukienka, kolorowy bardzo delikatny kardigan i wysokie sandałki.
-Co to? – Zapytała Kate wychodząc z łazienki w szlafroku.
-Sama zobacz. Mam mało czasu. – Pobiegłam do łazienki. Wzięłam prysznic w bardzo ekspresowym tempie, pomalowałam tylko delikatnie oczy, a włosy pozostawiłam rozpuszczone i tylko lekko osuszone ręcznikiem.
-Myślisz, że to Jensen? A jak to jakiś psychopata? – Zaczęła moja przyjaciółka widząc jak się ubieram.
-Daj spokój, jaki psychopata chciałby psychopatkę? – Zaśmiałam się zakładając buty. – Wrócę cała i zdrowa, ale nie obiecuje, że dziś. Napisze Ci eska, a teraz uciekam. – Cmoknęłam ją w policzek i w podskokach wyszłam z pokoju. Pod hotelem wedle umowy stała czarna limuzyna. Wskoczyłam do niej i nawet nie zdążyłam zamknąć drzwi, kiedy ruszyła spod hotelu.
-Dobry wieczór panienko. Naprzeciwko Pani stoi szampan oraz liścik. Proszę się z nim zapoznać i nie zadawać żadnych pytań. Miłej podróży. – Usłyszałam z głośników, ale nie miałam nawet szansy, aby ujrzeć twarz kierowcy. Spojrzałam na butelkę i tym razem niebieską kopertę.

„Skoro to czytasz to udało Ci się dotrzeć do limuzyny na czas, brawo. Mam nadzieję, że nie rzuciłaś się na kierowcę i nie zadajesz mu właśnie dziesiątego pytania – zepsułabyś zabawę. Kiedy już dotrzesz na miejsce zastanów się, jakim narodowym sportem charakteryzuje się Hiszpania – znajdź ten symbol naprzeciwko Ciebie i udaj się tam po kolejną wskazówkę.”

Przeczytałam liścik dwa razy. Jaki sport charakteryzuje Hiszpanie? Boże. Główkowałam się tak długo dopóki limuzyna nie stanęła i nie wysiadłam w małym bardzo kolorowym i głośnym miasteczku. Rozejrzałam się dookoła – stragan z owocami, fryzjer, kilku grajków, pizzeria, a tuż obok winnica. Do cholery, – co jest narodowym sportem Hiszpanów?! Podeszłam do staruszki sprzedającej na straganie. Dzięki Bogu, że umiała angielski.
-Witam. Nie jestem stąd i mam do Pani pytanie, – jaki jest narodowy sport Hiszpanów? – Zapytałam pochylając się w jej stronę.
-Oh panienko. Jaki sport? Cóż to zapytanie. Oczywiście, że uwielbiamy ganiać się z bykami. Chociaż muszę zdradzić Pani sekret – byki wcale nie reagują agresywnie na czerwony, reagują na każdy rzucający się w oczy kolor, ale to tajemnica i proszę zachować ją dla siebie. – Uśmiechnęła się do mnie podając koszyk malin. Oczywiście, byki. Jak mogłam o tym zapomnieć?
-Dziękuje Pani! – Podałam jej 3euro i ponownie zaczęłam rozglądać się za bykiem zajadając soczyste owoce. Już miałam się poddać, kiedy zauważyłam byka za szybą w pobliskiej kamienicy. Kwiaciarnia. Ruszyłam pewnym krokiem w jej stronę. Przejście po kamiennych uliczkach w moich butach to nie lada wyzwanie. Pokonałam cztery betonowe schodki i znalazłam się w samym centrum kwiecistego zapachu.
-Witam. Ja…eh nie wiem, od czego zacząć. – Podeszłam do ekspedientki.
-Pani Caroline Ackles? – Zapytała z typowo hiszpańskim akcentem. Zdziwiłam się, że znała moje dane i patrzyłam na nią przez chwilę podejrzanie. – Proszę to dla Pani. Dwie alejki dalej jest przystanek, resztę ma Pani w kopercie. – Uśmiechnęła się podając mi zielony prostokąt z bukiecikiem drobnych kwiatów.  Pokręciłam tylko głową i obdarzając ją delikatnym uśmiechem wyszłam z kwiaciarni. Szybkim ruchem otworzyłam kopertę i wyjęłam kartkę.

„Brawo. Wiedziałem, że mądra z Ciebie dziewczynka. Jak zapewne dowiedziałaś się od Pani w kwiaciarni idź na przystanek autobusowy. W kopercie masz bilet – skasuj go. Przejedź trzy przystanki i wysiądź naprzeciwko małego parku. Fontanna w kształcie syreny da Ci kolejną wskazówkę”

-Ktokolwiek to jest, zwariował. – Powiedziałam sama do siebie i ruszyłam w stronę przystanku autobusowego. Miałam szczęście, bo akurat podjechał jeden z numerem 456 – mam nadzieję, że to właśnie ten autobus. Skasowałam bilet i grzecznie usiadłam na pojedynczym miejscu. Odległości między przystankami wyjątkowo się dłużyły i jechałam prawie pół godziny. Wedle polecenia wysiadłam na przystanku naprzeciwko małego parku. Ruszyłam w stronę fontanny, w której pomimo odległości rozpoznałam syrenę. Obeszłam ją dookoła i nic – żadnej kolejnej wskazówki. Rozejrzałam się jeszcze wokół siebie i ujrzałam ogromny, różany krzew. Podeszłam do niego bliżej i od razu w oczy na tle czerwonych pąków rzuciła się żółta koperta. Wzięłam ją ostrożnie do ręki, aby nie pokuć palców.

„Migający szyld wskaże Ci drogę.”

Serio? Tutaj zapewne pełno takich szyldów. Wyszłam z parku i ponownie zaczęłam się rozglądać. Wszystko było takie obce i dziwne, że w pewnym momencie aż przerażające. W oczy rzucił mi się ładny, odnowiony i nowoczesny budynek, a na nim…migający szyld! Przedstawiał on jakąś hiszpańska nazwę, a ja idąc w jego kierunku modliłam się o znajomość języka angielskiego przez hotelowy personel. Weszłam do środka i od razu poczułam zapach płynu do skóry. Skórzane kanapy, fotele. Ciężki, ciemny wystrój i sympatyczny młodzieniec stojący w recepcji. Spojrzał na mnie i od razu do mnie podbiegł.
-Witamy w Hotelu Pleasonmeaon. Tutaj koperta do Pani, a winda prosto i na prawo. Miłego pobytu. – Uśmiechnął się i zniknął z pola widzenia. Wciąż nie rozumiałam, czemu każdy tutaj jest taki sympatyczny. Otworzyłam pomarańczową kopertę, w której była kartka i klucz.

„Winda. 35 Piętro. Białe drzwi na końcu holu – klucz Ci pomoże.”

35 piętro?! O mój boże. Przełknęłam głośno ślinę i ruszyłam w stronę windy. Jechałam sama na ostatnie – jak przypuszczałam piętro. Gdy wysiadłam poczułam się jakbym była w zupełnie innym miejscu. Wszystko było takie…surowe. Szłam korytarzem i kolejno czytałam napisy na drzwiach. Składzik. Pokój socjalny I. Pokój socjalny II. Chemia. Pościel. Ręczniki. Idąc tak stanęłam przed białymi drzwiami. Spojrzałam na klucz, który zaciskałam w palcach. Wsunęłam go w zamek, przekręciłam i usłyszałam jak drzwi się otwierają. Pchnęłam je delikatnie i od razu poczułam przyjemny powiew wiatru na swojej skórze. Zrobiłam kilka kroków w przód – stoję na dachu, na dachu tego budynku. Rozejrzałam się niepewnie i poszłam dalej słysząc jak drzwi za mną się zatrzaskują. Nagle czyjeś zimne dłonie zasłoniły moje oczy. Nie krzyknęłam, mimo, że mój oddech przyśpieszył. Poczułam delikatne muskanie na mojej szyi i ciepły oddech, który łaskotał moje ucho. Uśmiechnęłam się delikatnie i położyłam swoje dłonie na dłoniach człowieka zagadki. Nie wyczułam pod palcami obrączki. To nie Jensen. Dopiero teraz do moich nozdrzy dotarł mocny, męski zapach perfum. Ian.
-Dotarłaś. – Zaśmiał się puszczając moje oczy i stając naprzeciwko mnie. – Ślicznie wyglądasz.
-Ian? – Patrzyłam na niego jakbym zobaczyła ducha. – Co to ma znaczyć? Co Ty tu robisz? Co ja tu robię?
-Znacznie lepiej się prezentujesz jak nic nie mówisz. – Puścił mi oczko i pociągnął za rękę. Dopiero teraz ujrzałam na środku ogromny materac, który z całą pewnością pomieściłby 10 osób, masa poduszek, jedzenie, wino i lampiony, które chociaż trochę oświetlały ciemność panującą wokół nas. Poczułam się wyjątkowo. To wszystko było dla mnie, z myślą o mnie.
-Rozgość się. – Uśmiechnął się patrząc na mnie. Spojrzałam na niego kątem oka i niepewnie rzuciłam się na stos poduszek. Obserwowałam każdy jego ruch. Otworzył wino, nalał do dwóch kieliszków, a jeden z nich podał mi, kiedy kładł się obok mnie.
-Za Ciebie i Twój mały sukces. – Uśmiechnął się. Skinęłam tylko głową i upiłam łyk trunku. Słodkie.
-Co Ty knujesz, co? – Zapytałam po chwili ciszy odstawiając pustą lampkę.
-Hm. Stęskniłem się, dawno Cię nie widziałem no i nasza ostatnia rozmowa – cóż pozostawia wiele do życzenia. Poza tym mam wolne, Nikki nie ma. Co miałem robić sam? – Uśmiechnął się przekręcając w moją stronę.
-Nie wiem, co mam powiedzieć…-powiedziałam cicho patrząc na niego.
-Że Ci się podoba i udała się zabawa. – Zaśmiał się jeżdżąc palcami po moim udzie.
-To było najlepsze doświadczenie w moim życiu. – Uśmiechnęłam się patrząc na jego dłoń. Całe ciało pokryło się gęsią skórką, a mój oddech od razu przyśpieszył.
-Tęskniłaś? – Przybliżył się.
-Tak. – Spojrzałam mu w oczy. Uśmiechnął się kokieteryjnie i w jednej chwili jego dłoń znalazła się na moim policzku, a usta przyległy do moich. Nagle wszystkie smutny, problemy, zmęczenie, ból, rozterki odeszły. Całe moje ciało wypełniła radość i pożądanie. Objęłam go w szyi i z całą pewnością odwzajemniłam pocałunek.
-Jesteś niemożliwy. – Zaśmiałam się, kiedy się ode mnie oderwał.
-Wiem, ale lubisz to. – Uśmiechnął się patrząc na mnie.
-Długo to wszystko aranżowałeś? – Sięgnęłam po winogrona i podałam mu jedno.
-Nie. Ludzie tutaj są strasznie mili i pomocni oczywiście, za zapłatę. Miałaś jakieś problemy ze wskazówkami?
-Tak! Z bykiem, w życiu bym na to nie wpadła. Cała reszta jakoś poszła, ale powiedz mi…Skąd kwiaciarka znała moje imię i nazwisko no i jak mnie rozpoznała? – Patrzyłam na niego uważnie.
-Dałem jej Twoje zdjęcie, doszedłem do wniosku ze imię to głupi pomysł, a nazwisko zbyt znajome. A cały pakiet jakoś przeszedł. No i kupiłem u niej bukiecik, więc tym bardziej była mi przychylna. – Zaczął się śmiać i podniósł się, aby nalać wina. Nie mogłam oderwać od niego wzroku – był tak przystojny, że ciężko było wyrzucić z głowy sprośne myśli.
-Proszę. – Uśmiechnął się podając mi lampkę i siadając za mną. Oparłam się wygodnie o jego klatkę piersiową i upiłam wino.
-Potrzebowałam takiego relaksu…-westchnęłam cicho zamykając oczy i rozkoszując się ciszą dookoła. Silne dłonie Iana delikatnie zaczęły masować moje ramiona, a usta muskały mój kark.-Rozpieszczaj mnie bardziej, a nie wrócę dziś do hotelu.
-Tak czy siak nie wrócisz, dziś śpisz u mnie. – Szepnął mi na ucho przegryzając je.

___
Już 12... chyba spada mi publika :C wykażcie troche werby w komentarzach, to naprawde dodaje otuchy < 3